Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2016, 22:17   #156
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Jaskinia Bestii, Las Cieni
8 Kaldezeit, 2526 K.I.
Świt


Dziadek Rybak z rozpaloną w dłoni pochodnią, zagłębił się w ciemności jaskini, co kilka kroków oglądając się za siebie w nadziei, że ktoś pójdzie za nim. Tak się jednak nie stało.
Na jego zmęczonej podróżą twarzy widniał grymas niepokoju. Nie podobało mu się to miejsce i mimo iż jego karty zapewniały go, że nie powinien obawiać się niebezpieczeństw, tak teraz czuł jak z każdym krokiem wzbiera się w nim niepewność. Ledwo oświetlana przez pochodnię jaskinia z początku była dość wąska, lecz po przebyciu kilkunastu kroków ściany tunelu powiększyły się znacznie i w pewnym momencie Pyotr dotarł do rozwidlenia, do którego prowadziły dwa osobne podziemne korytarze. Zatrzymał się, przez chwilę rozmyślając nad powrotem.
W takich chwilach jak ta, zastanawiał się czy postąpił właściwie godząc się na tą wyprawę. Żywot pustelnika, który wiódł dotychczas nie był usłany wygodami, ale przynajmniej nie musiał walczyć o życie w puszczy, w której każda roślina czy zwierze chciało go zamordować. Z całą pewnością to miejsce nie nastawiało go optymistycznie do całej wyprawy, a co gorsza; jego karty wydawały się przy tym zawodzić i za każdym razem, gdy po nie sięgał, mówiły mu coś zupełnie innego. Pyotr zwykł mawiać, że wszystko ma swoje dobre i złe strony, ale w tym przypadku nie był w stanie wymienić choć jednej pożytecznej rzeczy, którą wyniesie z tej wyprawy - poza oczywistą wiedzą o tym jak bardzo kruche jest ludzkie życie.

Coś się poruszyło w korytarzu po lewej. Na granicy światła rzucanego przez pochodnię przemieścił się zniekształcony cień, który z całą pewnością nie był wytworem wyobraźni starca. Dziadek Rybak stanął nasłuchując. Kilka drobnych kamyczków potoczyło się w tunelu przed nim, a potem usłyszał cichy pomruk i odbijające światło pochodni ślepia, które wpatrywały się w niego z niepohamowanym głodem. Lepszej zachęty do ucieczki nie potrzebował.
Sędziwy znachor obrócił się na pięcie i zaczął biec korytarzem w stronę wyjścia, od którego dzieliło go kilkanaście kroków. W tym samym momencie usłyszał jak coś masywnego spręża wszystkie swoje mięśnie i daje susa do przodu, a potem następnego i jeszcze jednego. Każdy ze skoków bestii skracał dzielący ich dystans w błyskawicznym tempie.
Dziadek Rybak nigdy nie wcześniej nie biegł równie szybko, nawet podczas spotkania z Krwawą Turzycą. Ścisnął mocniej pochodnię, którą następnie cisnął za siebie licząc, że ogień spłoszy potwora, lecz tak się nie stało. Gardłowy pomruk odezwał się z wnętrza jaskini, by po chwili zmienić się w głośne wycie, które coraz szybciej zbliżało się do przerażonego starca.

Pyotr będąc blisko wyjścia, czuł na swoim karku gorący oddech bestii. Przyśpieszył tempa, choć wydawało się to niemożliwe, zwłaszcza na kogoś w tak podeszłym wieku. Zgromadzeni na polanie i w pobliżu jaskini chłopi widzieli wybiegającego na półkę skalną starca, który skacze w dół i zaczyna toczyć się ze zbocza, wzniecając piach i kurz. Krótką chwilę po nim, z wnętrza groty wyskoczyła masywna bestia, która tylko tylko z pyska była podobno do wilka. Przeleciała w powietrzu kilkanaście metrów, a ten wyczyn zawdzięczała nie tyle silnym nogom, co pochyłemu terenowi, który opadał w dół od podnóża ściany skalnej, po czym wylądowała na środku otoczonej przez chłopów polany i zwróciła się w stronę turlającego się w jej kierunku starca. Cichy pomruk i ugięte do skoku nogi zwiastowały gotowość do ataku.


Wąwóz, Las Cieni
8 Kaldezeit, 2526 K.I.
Późne popołudnie

Po wielu godzinach mozolnej przeprawy przez bagna, zmęczonym najemnikom i towarzyszącym im kobietom udało się wydostać z cuchnących mokradeł. Ścieżka prowadziła ich dalej na południe, w stronę Gór Środkowych, lecz tym razem powoli wznosiła się wraz z otaczającym ich terenem. Dla obolałych od bezustannej podróży stóp był to dodatkowy wysiłek, który sprawiał ból przy każdym kroku, lecz mimo wyraźnych niewygód nikt nie narzekał i nie błagał o odpoczynek. Bijąc się z czasem nie byli w sprzyjającej ku temu sytuacji i wiedząc, że od granicy lasu dzieli ich ledwie kilka kilometrów, nikt nawet przez chwilę nie myślał o pozostaniu dłużej w tym zapadłym miejscu.
Z każdą godziną cienie coraz bardziej się wydłużały i pogłębiały. O tej porze roku słońce znacznie szybciej zachodziło i teraz przybrało krwistoczerwoną barwę, którą rozświetlało puszczę. Ścieżka przed nimi już dawno przestała się wznosić, choć dalej szli na wyraźnie podwyższonym i pagórkowatym terenie. Drzew wciąż było sporo, ale były to w znacznej mierze młodsze rośliny, przeważnie sosny, buczyny i brzozy; natomiast krzewów i innych zarośli było zdecydowanie mniej, dzięki czemu widoczność była lepsza. Nierówno ukształtowany teren zdobiły tysiące poszarzałych liści, rozsypywanych na boki z każdym krokiem wędrowców. Poza odgłosami, których źródłem byli przedzierający się najemnicy, w puszczy panowała dojmująca cisza, która wydawała się nie pasować do tego miejsca. Tak jakby cały las zamilkł w oczekiwaniu na to co niebawem nadejdzie.

Po pewnym czasie wędrowcy dotarli na skraj wąwozu o mocno pochyłym zboczu. Dno pokryte było grubą warstwą lepiącego się błota, które świadczyło o przepływającej tędy rzece, formującej się podczas częstych o tej porze roku ulew. Teren wyglądał trochę tak jakby ziemia mocno się zapadła wzdłuż jednej linii, ciągnącej się przez wiele kilometrów. Dawniej była to granica lasu, lecz drzewa rosły jeszcze dalej, potwierdzając w ten sposób inwazyjną naturę Lasu Cieni. W tym tempie, za kilkanaście lat, cały ten rejon będzie pokryty gęstą roślinnością, na wzór tej z głębi puszczy.

Wąwóz z całą pewnością nie był przeszkodą nie do pokonania. Brat Lambert jako pierwszy ześlizgnął się po zboczu, łapiąc się po drodze wystających kamieni, aby zamortyzować swój upadek. W ślad za nim poszła reszta najemników oraz towarzyszące im wioskowe kobiety, które schodząc na dół pociągnęły za sobą falę liści i piaszczystej ziemi, czyniąc przy tym zdecydowanie za wiele hałasu. Skrzywiony wyraz twarzy Lamberta i potok wulgarnych słów wypowiedzianych w szorstkim języku Norsmenki, których treść można było zrozumieć po samym sposobie mówienia Lexy, sprawiły, że otaczające Kasimira kobiety zaczęły spoglądać na swych wybawicieli z jeszcze większym dystansem, zachowując zimne oblicza.
Ścielące dno wąwozu błoto również nie było dla najemników wyzwaniem. Po wyjściu z bagien wyglądali jak pokryte wodorostami i innym ścierwem monstra, które tylko z pozoru przypominały ludzi, więc obaw przed zabrudzeniem sobie butów nie było. Nieco gorzej sprawa wyglądała ze wspinaczką, gdyż ta mogła zająć im znacznie dłużej. Najpierw musieli znaleźć sobie odpowiednie miejsce, gdzie zbocze nie było tak bardzo strome i gdzie ręka czy stopa mogły znaleźć wygodne oparcie w postaci wystających korzeni i kamieni.
Na całe szczęście, nie trwało to tak długo jak z początku sądzili i jako pierwszy wspinaczki podjął się Wilhelm, który bez większych problemów zaczął wdrapywać się po piaszczystym wzniesieniu. Gdy stanął na górze, zrzucił w dół linę, którą miał przy sobie od samego początku podróży. Trzymając za jeden koniec, ruszył w stronę najbliższych drzew, aby przywiązać ją do pnia i tym samym zniknął z oczu towarzyszy na dłuższą chwilę.

Po upływie kilku uderzeń serca, wszyscy znajdujący się na dnie wąwozu wędrowcy usłyszeli szczęk oręża i wystrzał z garłacza, który szybko stał się znakiem rozpoznawczym Wilhelma. Najemnicy natychmiast sięgnęli po broń i z pełnym trwogi wyczekiwaniem spoglądali na wzniesie przed sobą, w miejsce z którego luźno zwisała lina.
Na krawędzi zbocza stanął zwrócony do nich plecami Wilhelm, lecz był zbyt pochłonięty tym co się działo przed nim, aby zwrócić uwagę na urywający się pod stopami teren. Krzyknął coś niezrozumiałego i po chwili został wysadzony w powietrze jednym potężnym kopniakiem. Aktor spadł w dół wąwozu, lecz jego upadek zamortyzował Lambert i Kasimir, którzy pochwycili go na chwilę przed uderzeniem o ziemię.

Ze wzniesienia przed nimi zaczęły zbiegać w dół ungory, gory, centigory, a także inne bestie, których nigdy wcześniej na oczy nie widzieli. Były ich dziesiątki, może nawet i więcej, bo nie dało się w tak krótkim czasie policzyć tylu wrogów, a prostej drogi wyjścia z tego miejsca nie było. Wszystko wskazywało na to, że wąwóz będzie ich grobem.



,,Wchodząc do Lasu Cieni, nikt nie zdoła go opuścić!”
 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019

Ostatnio edytowane przez Warlock : 21-04-2016 o 09:47.
Warlock jest offline