Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-04-2016, 09:34   #41
Mike
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- Spodziewasz się kogoś mistrzu Randalu? - zapytał, ale domyślał się odpowiedzi. Ostrożnie zbliżył się do schodów.
Mag pokręcił przecząco głową.
Odgłosy przybrały na sile. Stanowczo dochodziły z dołu. A dominowały w nich dźwięki tłuczonych glinianych naczyń i rozrzucanych metalowych przedmiotów.
- To kuchnia. - Wyszeptał Randal.
- Jesteś gotowy na starcie? - spytał uczonego - Mam na myśli zaklęcia. Ja niestety miałem przygody po drodze. Jeśli masz coś na czarną godzinę to myślę, że przydało by się to wyjąć.
W miarę dyskretnie wsunął sztylet do pochwy i cicho wyjął miecz.
- Jak słusznie zauważyłeś zabawiałem się ostatnio i to ostro. - Randla zmierzył swojego gościa spojrzeniem, które miało wyrażać chyba dezaprobatę, gdyż pokręcił przy tym głową. Ruszył w stronę uchylonych drzwi od pracowni uważnie stawiając stopy.
Odgłosy z doły stały się głośniejsze. Wyglądało na to, że nieporządek panujący w domu przyjaciela Varadamusa był zbyt mały i ktoś postanowił naprawić ten stan rzeczy.
Schody wyglądały równie żałośnie co pomieszczenie, z którego właśnie wyszli. Mag musiał się komuś nadepnąć na odciski i to mocno.
- Uważ… - Randla nie zdążył dokończyć swojej wypowiedzi i poślizgnął się na mokrej, zielonej plamie znajdującej się na stopniu, tuż przy ścianie.
Szczęściem zdołał się chwycić poręczy i nie upadł. Narobił przy tym trochę hałasu. Nie uszło to zapewne uwadze intruzów gdyż dźwięki z dołu ucichły.
- Wracaj do środka - szepnął do Randala - Mi zostało coś nie coś. No i nie spodziewają się raczej nikogo z mieczem.
Starał się stanąć tak, by nie było go widać, gdyby ktoś zaczął skradać się po schodach.
- To czego szukają jest właśnie w kuchni. - Starszy mężczyzna wcale nie zamierzał wrócić do pracowni. - Sam to tam ukryłem. Nie sądziłem jednak, że tak szybko wpadną na ślad.
Odgłosy z dołu ponownie przybrały na sile.
- Muszę mieć jednego żywego. Chcę go przepytać...
Jerome podniósł powyginany świecznik i podął go Randalowi.
- Wal gdzie popadnie, jest wystarczająco ciężki by przetracić komuś kość.
Po czym ostrożnie i jak najciszej ruszył schodami w dół. W jednej dłoni dzierżył miecz, druga gotował do rzucania zaklęć.
Ostrożnie w tym przypadku oznaczała tak by nie wdepnąć i nie poślizgnąć się na czymś. Intruzi musieli już zorientować się, że ich obecność nie pozostała niezauważona. Dało się słyszeć ponaglenia i odgłos tłuczonego szkła. I wtedy Jerome odkrył coś nietypowego. Wszelkie dźwięki stały się jakby przygłuszone, odległe. Randal też musiał to zauważyć gdyż siarczyście zaklął.
Jerome pierwszy dopadł do drzwi. Niestety stawiały opór. Młody człowiek musiał włożyć w ich otworzenie więcej siły niż zwykle. Coś, co leżało za nimi blokowało je. Jak się później okazało był to masywny kredens.
Kuchnia przypominała jedno wielkie pobojowisko.Wybite okno kołysało się bezgłośnie. A po włamywaczach nie było ani śladu.
Randal nie przejmował się zbytnio tym jak jego kuchnia wygląda. Pierwsze co dopadł do jakiejś szafy i zaczął z niej wyrzucać wszystko.
Gdy już całkowicie ją opróżnił zaklął ponownie.
- Zabrali medalion.
- Co za medalion?
- Zapytał Jerome rozglądając się po pomieszczeniu. - Chyba czas byś mnie wprowadził w kłopoty jakie masz. Znam zaklęcie tropiące, dawno go nie używałem… i nie wiem czy pod wodą zadziała tak jak powinno. Może uda się wyśledzić złodziei.
Spojrzał na Randala.
- Chyba, że ty masz pomysł jak ich znaleźć? To twoje miasto, ty znasz teren. Sprawdźmy na wszelki wypadek resztę pomieszczeń, czy nikt się nie ukrywa gdzieś.
Przeszukiwanie innych pomieszczeń nic nie dało. Może po za ogólnym poglądem, że ktoś wcześniej te pomieszczenia przeszukał pozostawiając po sobie spory bałagan.
W czasie gdy chodzili od jednych drzwi do drugich Randal opowiedział Jerome co mu się przytrafiło.
Kilka dni temu w komnacie Wzorca zastał młodą, szczupłą dziewczynę o rudych, prostych włosach. Piegowatą. Zaatakowała pierwsza. Przyjaciel Varadamusa był jednak lepszy i udało mu się ją pokonać. Nie powinno jej tam być. Starszego mężczyznę zainteresował też wisior który miała na szyi. Mlecznobiały kryształ z wyrytym w nim Wzorcem. Pękniętym Wzorcem. Randal chciał sam ją przesłuchać , także o powiadomieniu straży nie było mowy, przynajmniej na razie.
Zabrał ją więc do swojej wieży. Wisior ukrył w kuchni rzucając uprzednio na niego zaklęcie zabezpieczające. Nim jednak zabrał się za przepytywanie nieznajomej został zaatakowany. Napastnicy pojawili się jego domu przebijając zabezpieczenia, lub je niszcząc.
Niestety siła ataku w połączeniu z jego magią wywołały potężny wybuch, który ściągną mu na głowę gwardię królewską z lady Niamh, córką generała. Młoda, ambitna pannica postawiła chyba sobie za punkt honoru oczernienie maga przed królową. Sporo czasu Randal spędził w koszarowym lazarecie. Na szczęście dzisiaj został zwolniony.
- Zaklęcie tropiące to dobry pomysł. - Przyznał dolewając obu wuna do kieliszków. - Miałem zamiera użyć go na wisiorze, by doprowadził mnie do właścicielki. Niestety został skradziony. Będę musiał zatem nieco zmodyfikować mój czar by wyśledził ludzi, którzy grzebali w mojej skrytce.
- Więc nie traćmy czasu - powiedział Jerome - Pomóc ci przy zaklęciu?
Zastanowił się chwilę.
- Czy pęknięty wzorzec może być świadomy? Matka mówiła, że Wzorzec wykazuje takie oznaki.
- Może być świadomy, tak jak świadoma jest moc sama w sobie.
- Odparł Randal robiąc miejsce na stole. - A pomoc jest zawsze mile widziana. Użyj swojego zaklęcia w czasie gdy ja będę przygotowywał swoje. W ten sposób dokładniej namierzymy złodziejaszka.
Nim Jerome zdążył cokolwiek odpowiedzieć poczuł znajome ukłucie sygnalizując próbę kontaktu przez atu.
- Uwaga, atut - powiedział i stanął tak by tło za nim dawało jak najmniej wskazówek co do miejsca jego pobytu i nie było widać Randala. Przywołał Wzorzec, a potem odebrał.
- Jerome? Gdzie ty…- Młody Amnberyta rozpoznał głos matki.
- Musiałem zająć się pilną sprawą, przepraszam, że opuściłem obiad. Mam nadzieję, że król nie obraził się na mnie śmiertelnie. Co u ciebie?
- U mnie? U mnie dobrze. Po za tym, że mój własny syn nie przyswoił sobie podstawowych zasad dobrego wychowania.
- Powiedziała bardzo chłodnym tonem. - Gdzie ty jesteś? Bo chyba nie w zamku?
- Nie, nie na zamku. Wciąż załatwiam pilną sprawę. Czy kontaktujesz się ze mną by mnie zbesztać za brak wychowania?
- nie dodał, że skoro tak jej zależy na właściwym wychowaniu mogła sama się tym zająć, a nie zwalać na człowieka, który jako wystrój domu miał szkielety, homunkulusy i wypchane monstra, zaś jego służący rozmawiał z kotem. Ale mogła to wyczytać w jego oczach. - Jak ci mogę pomóc? Dodam, że do czasu zakończenia sprawy nie mogę wrócić na zamek. Zaś miejsce w którym jestem nie sprzyja poufnym rozmowom, jeśli chciałabyś poruszyć takie sprawy.
- Może zdziwi cię to, ale martwiłam się o ciebie.
- Powiedziała tym samym tonem.
- Po ostatnich wydarzeniach nie wiele rzeczy jest mnie w stanie zdziwić.
- Niczym się od ojca nie różnisz.
- Trudno było powiedzieć czy to była przygana czy też pochwała.
Jerome nie powiedział nic. Bo i nie było sensu wchodzić w rodzinne sprawy przy obcym.
- Zaspokoiłam swoją ciekawość. - Dodała po krótkiej chwili milczenia.
Młody mag wciąż milczał, czekając.
Fiona nieznacznie aż uprzejmie i dystyngowanie kiwnęła mu głową na pożegnanie i zakończyła połączenie.
- Wracamy do roboty - oznajmił Randalowi - Wiesz może czy da się podsłuchiwać atutem po rozłączaniu? Albo czy można udawać rozłączenie? Moja matka jest niezła w te klocki, więc lepiej dmuchać na zimne.
- Więc nie masz się co zamartwiać o to. I tak temu nie zdołasz przeciwdziałać.
- Powiedział mag nie odrywając się od tego czym się zajmował.
- Zawsze można coś zrobić. Pytanie czy wiesz co? Ale widzę, że nie przejmujesz się ty. Ja też nie będę, to twoje sprawy może podglądać.
Pogrzebał w rumowisku w kuchni, znalazł obtłuczona miskę, resztkę czegoś co było mąką. Na stole usypał pentagram i opisał go runami. Postawił w środku miseczkę. Sztyletem wydrapał kilka run na obwodzie. Wlał trochę wina znalezionego w obtłuczonym dzbanie. Nie potrzebował wiele, byle przykryło dno. Teraz tylko musiał wizualizować poszukiwanych. Przymknął oczy i skupił się na zapamiętanych dźwiękach. Zbierał wibracje odciśnięte w komnacie…
 
Mike jest offline