| Dzierżył trzonek pochodni w prawej ręce, w drugiej nie miał broni, bo i nie zamierzał z niczym walczyć. Lecz oto znów coś podpowiadało mu by w razie zagrożenia sięgnął do wiatrów chaosu. Zbliżył się do wejścia jaskini, a im bliżej był, tym głośniejszy stawał się ten wewnętrzny głos w jego ciele. Wszedł w kamienny mrok i przystanął u wejścia, by przyzwyczaić wzrok. Dziwne, że w takim momencie znów wróciły wspomnienia. Cytat: Na wzgórzu stały dwie postaci. Kobiety o niezwykle bladej cerze i pozbawionych barwnika włosach, o oczach zimnych jak lód. Starzec, który zatrzymał się u stóp wzniesienia, by przyjrzeć się im z daleka i odpocząć, trzymał za rączkę małą dziewczynkę. Płakała.
Starzec, pochylił się by utulić dziewczynkę, lecz ta próbowała się oswobodzić i wyrywała dłoń z jego uścisku, starzec odstąpił, lecz nie puszczał dłoni. Spojrzał ze smutkiem na nią, potem znów na dostojne kobiety czekające powyżej. - Chodź... – jego głos był stanowczy, choć nie pozbawiony współczucia.
| Westchnął ciężko. Miał tu pozostawić pochodnię, lecz coś pchało go do przodu. Jaką stratą będzie jego życie? Czy nie lepiej dla reszty, by wyzionął ducha, choćby w tej jaskini? Postąpił krok na przód. Tylko spowalniał pochód. Jeśli jego karty zawiodą w tym przypadku, to czy jego śmierć nie będzie odpowiednim tego następstwem? Następstwem przynoszącym korzyść całej wyprawie. Bo w jaki sposób mógłby okazać się jeszcze przydatny? Zapomniał większość ze swoich dawnych umiejętności magicznych, ale przede wszystkim nie chciał z nich korzystać. Były zbyt niebezpieczne, a następstwa tego niebezpieczeństwa godziły nie tylko w ciało, lecz i duszę. Ale czy on wierzył w istotę duszy? Tyle razy bogowie nie słuchali jego próśb, tyle niegodziwości widywał na własne oczy, a jego modlitwom odpowiadał jedynie kpiący świst wiatru. Mimo to chciał wierzyć, nawet jeśli nie potrafił.
Tylko czy faktycznie nie pamiętał jak korzystać z wiatrów chaosu, czy tylko chciał tak myśleć? To tkwiło w nim. Było jego częścią zamkniętą przed samym sobą w obawie przed następstwami, lecz czasem coś przedostawało się na zewnątrz. Pod wpływem silnych emocji, jego wewnętrzny mur kruszał raz za razem, udowadniając, że znamię minionych lat, wciąż jest z nim. Lecz mimo to wciąż bał się zajrzeć w głębię swego umysłu, by poznać co pozostało z jego dawnej potęgi.
Krok za krokiem pogrążał go w mroku jaskini. Cienie pochodni tańczyły na wapiennych ścianach. Ogniki pochodni wyginały swe smukłe ciała skacząc z jednego miejsca w drugie. Oświetlały jaskiniowe formy skalne. Był to długi i powolny taniec, bowiem czas w obliczu zagrożenia, jakby zwolnił. Wtedy to ogniki przeskoczyły do wilczych ślepi, wpatrujących się w intruza. Starzec z pochodnią dostrzegł ich odbicie w żądnych krwi oczach.
Adrenalina, wciąż obecna w starym ciele, uderzyła z mocą, nieomal nie wyrywając mu serca. Pozostał jeno pierwotny strach i bieg, na który nie powinien być w stanie się porwać.
Pyotr Koldun był w dobrej kondycji jak na jego wiek, lecz wiek ten był znaczny. Kiedy tylko wybiegł z jaskini, skoczył ze skalnej półki i bezwładnie sturlał się po zboczu. Pokasłując nie tyle z powodu wzniesionego kurzu, co z ponadludzkiego wysiłku, próbował zdobyć się na jeszcze trochę sił by oddalić się jak najdalej od bestii.
.
Ostatnio edytowane przez Rewik : 22-04-2016 o 11:20.
|