Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-04-2016, 14:56   #26
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Bazylia zaczynała nabierać nadziei z każdym krokiem oddalającym ich od fosy. Za nimi jeszcze nie zaczęła wrzeć pogoń, więc może mieli szansę ujść z życiem. Oczywiście zaniepokoiła się gdy półork zamiast dalej przeć do przodu z bliżej niewyjaśnionego powodu zaczął obmacywać ścianę. Już miała zapytać się co wyprawia, ale ściana drgnęła.

- Imponujące - powiedział Rognir bardziej do siebie niż do reszty towarzyszy, gdy tylko weszli do ukrytego pomieszczenia, w którym wszystkie meble były wykonane z ludzkich kości.
- Teraz już wiemy co robili z trupami - puścił oko w stronę stojącej tuż za nim Bazylii, po czym zaczął dokładnie przeszukiwać pomieszczenie. Znalazł linę z kotwiczką, którą zagarnął dla siebie.
- Ani trochę mi się to nie podoba - mruknęło w odpowiedzi diabelstwo. - Nie powinniśmy tutaj zbyt długo zostawać…
- Mnie się wydaje - wtrąciła się niewolnica, odrywając się od pisania dosłownie na chwilę
- Że tutaj po prostu ktoś się schronił. Polemizowałabym co prawda nad słusznością krycia się akurat przy fosie tego miasta, ale to też nie wróży dla nas nic dobrego, no bo… - zrobiła krótką pauzę, aby wziąć oddech - Jeśli ta osoba wolała ukryć się tutaj, niż gdzieś poza obszarem miasta, to jak bardzo niebezpiecznie musi być poza nim? - pytanie, na które być może długi czas nie poznają odpowiedzi, zawisło w powietrzu, gdy kobieta zamilkła.
- Nie wiem - odpowiedział sucho półork na zadane pytanie, kiedy tylko przestał się rozglądać po pomieszczeniu, a trwało to trochę.
- Nie mam jednak zamiaru tu zostać na dłużej. Powinniśmy się oddalić zanim wrócą tu strażnicy - nie czekając za resztą, półork opuścił pomieszczenie i ruszył dalej. Po drodze rozpalił swoją ręcznie wystruganą fajkę i zaciągnął się kilka razy.
Johanna siedziała jeszcze przez chwilę w zamyśleniu, a obok niej siedział Roland, któremu chyba też nie w smak była cała ta podróż. Owszem, ruszenie się stąd było pomysłem najlepszym z możliwych, gdyż nie mieli pewności, czy strażnicy nie pójdą za nimi w ślad, jednakże tak szybkie pójście dalej, bez grama odpoczynku było męczące. Chcąc nie chcąc, wszyscy jednak zebrali się i ruszyli za półorkiem, który nie oglądając się nie zwolnił nawet kroku.
Roland i Johanna trzymali się najbardziej z tyłu, zdając sobie sprawę z tego, że nie należą do najsilniejszych osób w grupie. Odważny Rognir prowadził towarzyszy z przypadku i nawet szło mu to całkiem nieźle. Paląc fajkę nie musiał się niczym martwić, gdyż tunel prowadził prosto i najwidoczniej nie miało to się zmienić jeszcze przez dłuższy czas. Po kilkunastu minutach marszu, gdy ziele w fajce już się wypaliło, mężczyzna poczuł, że jego stopa zanurzyła się w wodzie. Mógł się wycofać, ale nie widząc w tym sensu zaczął brnąć dalej, aż woda zaczęła sięgać mu do wpół uda, a tunel doczekał się pierwszego rozwidlenia. Jedna droga prowadziła na wprost, a druga skręcała w prawo.
- Ymm, rozdzielamy się? - spytała kobieta, przyklejając się do ramienia Rolanda lekko zaniepokojona. W okolicy było ciemno, a pochodnia dawała już coraz słabsze światło. Jedynie Bazylia i Rognir nie mieli problemu z otaczającym ich mrokiem.
- Lepiej nie - mruknęła Bazylia. - W grupie pewniej przeżyjemy. Chodźmy dalej.
Diabelstwo wskazało tunel przed nimi chcąc ominąć odskocznie. Przez większość drogi trzymała się bliżej Rolanda. Uważnie się rozglądała.
- Mam jeszcze trochę alkoholu i koc. Można by później odnowić pochodnię chociaż na trochę.
- Ta powinna jeszcze trochę wytrzymać, ale pewnie nie długo. Miejmy nadzieję, że to jest właściwa droga - odpowiedział Roland.
Bazylia nie odpowiedziała już gdyż ponownie Rognir ruszył dziarsko przed siebie. Nawet jak na uległy dość charakter Bazyli za bardzo narzucał swoją wolę innym. Póki co nie było powodu o tym wspominać. Jeszcze nie byli bezpieczni i od wspólnego działania zależały ich życia. Równie dobrze można było się podporządkować.

Musiał to być jakiś dół, gdyż gdy wybrali drogę wprost, poziom wody zaczął się obniżać im bardziej oddalali się od rozwidlenia. Najpierw długi czas sięgał do kolan, potem do połowy łydek, aż w końcu do kostek i zaniknął pozostawiając po sobie jedynie jakąś nieszkodliwą kałużę ciągnącą się wzdłuż tunelu. Zatrzymali się na chwilę, ponieważ Rognir natknął się na zwisającą z góry linę, a gdy spojrzał w górę jego oczom ukazało się wyjście przez coś, co z waszej perspektywy przypominało dziurę w suficie, a jej brzegi wyłożone były kamieniem. Półork ostrożnie pociągnął za sznur, następnie mocniej, aż w końcu chwycił mocno unosząc nogi i sprawdzając, czy ten utrzyma jego ciężar. Wszystko wskazywało na to, że Ci silniejsi wyjdą stąd bez najmniejszych problemów, a słabszym po prostu pomoże się już z góry.


Nikłe promienie słońca przedostające się przez otwór w suficie wyrwały Roladna z zamyślenia i zaczęły napawać optymizmem. Najwyraźniej Bazylia wybrała właściwą drogę. Chociaż nikt nie powiedział, że na górze będzie bezpieczniej niż w tym miejscu.
- Czyli jednak nie uciekniemy przed wspinaczką - rzekł spoglądając w górę. Zdanie wypowiedział pogodnym tonem, dalekim od narzekań. Po chwili zwrócił wzrok na Bazylię i Rognira. - Mniejszość rasowa przodem?
- Tylko mi nie mów, że wizja wspinaczki ciebie przeraża - odpowiedział Rognir, chwytając za linę, która wisiała jakiś metr nad ziemią. Jej końcem obwiązał się wokół pasa, na wypadek gdyby coś go u góry zaatakowało i zacząłby spadać, po czym zaczął podciągać się na linie.
- Spokojnie, rzucę ją wam, gdy tylko dotrę na samą górę. To tak na wszelki wypadek - powiedział, gdy pokonał połowę dzielącego go od powierzchni dystansu.
- Mniejszość bo nie jesteśmy z Rognirem tej samej rasy czy dlatego, że jesteśmy nieludźmi? - diabelstwo sceptycznie spojrzało na człowieka. Jej głos złapał nieco chłodniejszą nutę niż zwykle.
- Bo jak o sam fakt nieludzi to jest nas po równo.

Wspinacza nieludziom poszła bardzo sprawnie. Jedno i drugie odznaczało się fizyczną siłą na tyle dużą aby nie mieć problemów. Ludziom oczywiście trzeba było pomóc. Ani mężczyzna ani kobieta na silnych nie wyglądali. Gdy tylko obwiązali się liną w pasie zostali kolejno wyciągnięci.
- Widziałam na pomiętej kartce wpis, że na północ stąd ma być jakieś inne miasto. Takie zwyczajnie, nie podobne do tego. Ktoś wie w która stronę jest północ? - oznajmiła diablica jak tylko wszyscy znaleźli się na zewnątrz. Głupio by teraz wyszło gdyby żadne z nich nie potrafiło ustalić dobrego kierunku. Błąkali by się w nieskończoność zapewne umierając w końcu z głodu. Nie mieli żadnych zapasów, a ciężko było stwierdzić czy upolowali by cokolwiek. Bazylia mogła tylko mieć nadzieję, że naprawdę to drugie miasto będzie lepsze.
 
Asderuki jest offline