Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-04-2016, 23:07   #27
Hazard
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Roland zamarł. Z oniemiałym wyrazem twarzy, stojąc na środku pomieszczenia przyglądał się swoim dłonią, jakby widział je po raz pierwszy w życiu. Wspomnienia krążące mu w głowie w żaden sposób nie pasowały do tych, które wróciły do niego w katedrze. Tajemnica jego osoby powoli odkrywała się przed nim, jednak na chwilę obecną, owe strzępy przywróconej mu pamięci dawały więcej pytań niż odpowiedzi. Wszystko plątało mu się w głowie, niewyraźne obrazy przeszłości bez kontekstu zdawały się jedynie przyprawiać go o migrenę.

Jedna tylko rzecz zdawała się niezaprzeczalna. Zasklepione przez niego rany Rognira i Johanny świadczyły o tym, że w jego ciele płynęła magia. Choć nie wiedział w jaki sposób ją kontroluje, to wszystko przychodziło instynktownie. Jak często się tym zajmował w przeszłości? Czy magia leczenie to jego jedyna zdolność, czy jedna z wielu? Nie wiedział. Jednak wszystko to było nadal niestabilne. Z jakiegoś powodu nie mógł wyleczyć rany Diablicy. Ocknął się nagle ze swojego otępienia i spojrzał ze złością na ranę Bazylii.
- Przepraszam, ale… nie mogę tego wyleczyć - powiedział, zirytowany własną bezsilnością.

Następnie, usłyszawszy charakterystyczny dźwięk papieru, odszedł na dwa kroki i nachylił się nad Johanną, chcąc dojrzeć co ta właśnie notowała. Z tej perspektywy dojrzał jedynie charakterystyczny tytuł pierwszej strony “Dzień 15” i pod spodem jakieś notatki. Jak się domyślał, kobieta pisała swój dziennik, notując różne zdarzenia bądź informacje.
“Czyżby to jej fragment dziennika dała Rictorowi wtedy barmanka?”, Roland zastanawiał się przyglądając się dziennikowi. Nie zamierzał jej o to jednak pytać, a przynajmniej nie teraz. Dopóki są w tym potwornym miejscu, nie mogą sobie pozwolić na dłuższe konwersacje.

Bazylia w oniemieniu patrzyła na to co wyczyniał człowiek. Gdy już miała być “jej kolej” oczywiście przestało się dziać. Jakoś się nie zdziwiła. Nie z tego powodu przynajmniej. Powiodła wzrokiem za mężczyzną gdy ten się odsunął.
- Zdajesz się być dobrym człowiekiem - powiedziała spokojnie. To było dla niej zaskoczeniem ale i czymś więcej. Widziała jak przejął się śmiercią tej innej kobiety. Teraz jeszcze sprawił, że części z nich zasklepiły się rany. Jakkolwiek mogła to zrozumieć uznała, że jego intencje były tak silne, że przelały się na swego rodzaju czyn. Bazylia uśmiechnęła się delikatnie. Pierwszy raz od początku przebudzenia.
Kiedy usłyszał słowa Bazylii, odwrócił wzrok od Johanny i zwrócił się do diablicy. Jej uśmiech zaskoczył go trochę. Z jakiegoś powodu przypomniał mu obrazy przeszłości, które przyszło mu dojrzeć w katedrze. Wtedy jego przeszłość wydawała się mu warta poznania, zachęcająca. Teraz nie był pewien, czy na prawno chce ją dojrzeć.
- Sam nie wiem jakim człowiekiem jestem - powiedział przecierając czoło. Mimo że słowa czerwonoskórej wywołały w nim przyjemne odczucia, to on gdzieś w głębi siebie przeczuwał, że jej wrażenia są tak naprawdę błędne. Liczył, że jego wciąż powracająca pamięć w końcu powie mu, kim tak naprawdę jest.

- Pamiętacie coś ze swojej przeszłości? - zapytał nagle całej trójki.
- Tylko pewną kobietę. Moją żonę, chyba… - odpowiedział Rognir, drapiąc się po głowie i marszcząc przy tym brwi, jakby mocno chciał sobie o czymś przypomnieć. Tak naprawdę nie wiedział o niej nic, poza tym, że widział ją w swych snach, w których czule ją obejmował. Być może były to migawki z przeszłości, być może kiedyś był inną, lepszą osobą…
- Kuźnię. To jedyne co pamiętam - dodała od siebie Bazylia wracając do swojej zwyczajowej ponurej miny.
- A wy? - przerzuciła pytanie na ludzi.
Johanna jedynie pokiwała przecząco głową, natomiast Roland zamyślił się na moment, po czym rzekł spokojnie:
- Dużo trupów, krwi i cierpienia… A teraz nie wiem… Nie wiem czy chcę poznać ich dalszy ciąg.

Następnie odwrócił się od zebranych i ruszył w inny kąt pomieszczenia, by odnaleźć jakieś wartościowe rzeczy. Tak naprawdę chciał w końcu przerzucić myśli na inny tor. Zamartwiając się w takiej sytuacji mógł jedynie przysporzyć kłopotów sobie i reszcie towarzyszy. Przerażała go myśl, kim mógł być w przeszłości, a zarazem był tego niezmiernie ciekaw. Postanowił jednak, że pozostawi tą kwestę samą sobie. Nie miał wpływu na to, kiedy jego wspomnienia wracały.

Kiedy już wyczyścili pomieszczenie z co cenniejszych bibelotów, Roland odezwał się z nieco większym zapałem:
- Trzeba ruszać.
Kiedy Johanna wraz z nim opuścili pomieszczenie jako ostatni, kobieta zatrzymała go na moment.
- Trzymaj - powiedziała półszeptem wciskając mu w dłoń sztylet - Znalazłam to za szafką - dodała z lekkim uśmiechem. On nic nie odpowiedział, a jedynie skinął głową i odwzajemnił uśmiech. Broń w takim miejscu zdawała się niezbędna, jednak Roland przeczuwał, że sztylet na niewiele się mu zda. Najwyraźniej został stworzony do leczenia ran, a nie ich zadawania, w przeciwieństwie do dwójki nieludzi.

Dalsza droga nie stanowiła najbardziej ekscytującej części ich dotychczasowych przeżyć. Krótkie, przyciszone rozmowy, woda, rozwidlenie nad którym nikt nie rozwodzili się zbyt bardzo. Wszystko szło nadzwyczaj gładko. W czasie tej drogi Roland co jakiś czas jakby odruchowo wlepiał wzrok w kroczącą obok Johannę, albo nieco rzadziej w idącą przodem Bazylię. Jego prawdziwa natura odezwała się niezwykłą tęsknotą do czegoś czego nie pamiętał. Gdyby tylko przyszło mu poznać którąś z nich w innych okolicznościach to… No właśnie. Co wtedy zrobiłby dawny on? Co chwila przyłapywał się na tego typu myślach, co wprawiało go w przygnębienie i irytację.
Dlatego niemalże krzyknął z zachwytu, kiedy w końcu odnaleźli wyjście z tych mrocznych, zatęchłych podziemi. Jako ostatni zaczął się wspinać na górę, łapczywie pochłaniając na twarzy pierwsze promienie słońca.

 
Hazard jest offline