Wybór był prawie, że żaden. Świecąc latarką w głęboki rów nie dostrzegli nic, prócz ciemności. Ange nie miała zamiaru podejmować takiego ryzyka, gdyż nie było one tego warte. Podjęcie tej decyzji skutkowałoby zbyt dużym prawdopodobieństwem śmierci, a ona, mimo głębokich ran jakich doznała, oczywiście nie fizycznych, pragnęła jeszcze żyć. Bruce na pewno tego by chciał i zrobiłby wszystko, aby jego siostra przetrwała ten koszmar.
Kobieta załapała ręce i westchnęła.
- Nie chcę zawracać ... - zamarudziła ciągle gapiąc się w przepaść, jednak nie stojąc nadmiernie blisko niej. Obawiała się, że mogłaby stracić równowagę i spaść, a wtedy pozostałaby z niej jedynie miazga. Cudem by było, gdyby mogła przeżyć. Brakowało jej brat, a żal po utracie wciąż ściskał za gardło, nie pozwalając na płynne wypowiedzenie prostych słów.
Znowu westchnęła. Uniosła głowę spoglądajac w niebo, a potem gdzieś w bok. Dopiero wtedy zmrużyła oczy jakby chcąc wyostrzyć obraz. Dostrzegła ścieżkę, o czym poinformowała Bobbyego, który zdawał się być ślepy na taki szczegół. Początkowo ją to zdziwiło i sądziła, że to mara, ale skoro po chwili Bear zgodził się iść ścieżką, to pomyślała, że może już ją dojrzał.
Nie tracąc dłużej czasu i nie ryzykując życia poprzez zejście na dół niebezpieczną drogą, udali się na zauważoną przez kobietę drogę. Brak krzyków, bębnów i chóralnych śpiewów, nieco koił skołatane myśli dziewczyny.