Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-04-2016, 21:20   #161
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Wybór był prawie, że żaden. Świecąc latarką w głęboki rów nie dostrzegli nic, prócz ciemności. Ange nie miała zamiaru podejmować takiego ryzyka, gdyż nie było one tego warte. Podjęcie tej decyzji skutkowałoby zbyt dużym prawdopodobieństwem śmierci, a ona, mimo głębokich ran jakich doznała, oczywiście nie fizycznych, pragnęła jeszcze żyć. Bruce na pewno tego by chciał i zrobiłby wszystko, aby jego siostra przetrwała ten koszmar.
Kobieta załapała ręce i westchnęła.
- Nie chcę zawracać ... - zamarudziła ciągle gapiąc się w przepaść, jednak nie stojąc nadmiernie blisko niej. Obawiała się, że mogłaby stracić równowagę i spaść, a wtedy pozostałaby z niej jedynie miazga. Cudem by było, gdyby mogła przeżyć. Brakowało jej brat, a żal po utracie wciąż ściskał za gardło, nie pozwalając na płynne wypowiedzenie prostych słów.
Znowu westchnęła. Uniosła głowę spoglądajac w niebo, a potem gdzieś w bok. Dopiero wtedy zmrużyła oczy jakby chcąc wyostrzyć obraz. Dostrzegła ścieżkę, o czym poinformowała Bobbyego, który zdawał się być ślepy na taki szczegół. Początkowo ją to zdziwiło i sądziła, że to mara, ale skoro po chwili Bear zgodził się iść ścieżką, to pomyślała, że może już ją dojrzał.
Nie tracąc dłużej czasu i nie ryzykując życia poprzez zejście na dół niebezpieczną drogą, udali się na zauważoną przez kobietę drogę. Brak krzyków, bębnów i chóralnych śpiewów, nieco koił skołatane myśli dziewczyny.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 23-04-2016, 21:54   #162
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
Mikołaj szedł ramię w ramię z Connorem. Spalona ziemia chrzęściła pod jego ciężkimi butami, przywodząc na myśl łamane kości. Polak nie wiedział dlaczego akurat z tym mu się to skojarzyło, w sumie to chyba nie chciał wiedzieć.
Każdy krok wzbijał w powietrze chmurę dymu i popiołu, który szybko rozwiewał się na wietrze.

Chłopak wpatrywał się w postać przemieszczającą się powoli na skraju polany. Z tej odległości dodatkowo spowita dymem i mgłą wydawała się raczej czymś niematerialnym, kolejnym zwidem, którego tym razem nie doświadczał sam Mikołaj. Chciał nie ufać swoim zmysłom, chciał spróbować odsiać bodźce, które mogłyby być nieprawdziwe, jednak było to niemożliwe. Żeby nie postradać zmysłów musiał przyjmować wszystko co widzą jego oczy i słyszą uszy za prawdzie inaczej szybko popadłby w paranoję.

Zupełnie nie zwrócił uwagi na fakt, iż dźwięki burzy oddaliły się znacznie, mimo, że sami przeszli zaledwie kilkadziesiąt metrów. Cała jego uwaga poświęcona była osobie znajdującej się na skraju linii drzew.

Gdy wraz z Connorem znaleźli się na tyle blisko, że mogli rozpoznać w zjawie Bruce'a, Mikołaj stanął jak wryty. Nie zbliżył się, nawet gdy Mayfield podszedł do członka ich ekspedycji, który zamienił się w krwistą chmurę. Podobno, bo najwyraźniej rozmyślił się z zamiaru umierania, skoro stał tutaj przed nimi, jak go Pan Bóg stworzył. Mikołaj nie ufał ani sobie ani osobie, która wyglądała jak Bruce. To mógł być on. To mogło być przewidzenie. To mogła być pułapka. Nie chciał tego sprawdzać na własne skórze, trzymał się trochę z boku i obserwował Connora.
- Uważaj... Nie wiesz czy to on... - powiedział wreszcie. Rozejrzał się w okół, w czasie gdy Mayfiled dawał ubrania Bruce'owi. Ostatnią rzeczą, którą im brakowało to dać się zaskoczyć tym potworom. Może właśnie chciały odwrócić ich uwagę dając im za przynętę towarzysza? Może chciałby, aby opuścili broń i odłożyli łapacze snów?

Mikołaj czekał, aż "łazarz" się odezwie. Póki co wpatrywał się w nich, co nie uspokajało chłopaka. Bał się, że zaraz rzuci się na Connora, zupełnie jak ich przewodnik.

-Sprawdź go łapaczem snów. Nie wiem czy to coś da, po prostu sprawdź. Może jak te stwory się tego boją, to jeśli on jest jednym z nich to też będzie się go bał. Wiesz... jak wampiry i krzyż... czy kurwa coś... - powiedział Mikołaj, odwracając głowę w stronę statuy, która zasnuta była gęstym dymem i mgłą, wyglądając zdecydowanie bardziej złowieszczo.
 
__________________
Może jeszcze kiedyś tu wrócę :)
Lomir jest offline  
Stary 23-04-2016, 22:57   #163
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Frank Jackson - małomówny optymista.



~ No ładnie. A mawiają, że są na świcie rzeczy co się ekspertom od FX nie śniły. ~ sapnął gdy zorientował się, że dosłownie utknął w tej czasoprzestrzeni. Zaraz się skrzywił jednak. Musiałaby być jakaś niskobudżetowa produkcja czy nawet ze stajni "home made" by teraz odzwierciedlić taki efekt. Stał w lesie po nocy wgapiony w sumie niezbyt budzący szał zegarek i miał niezbyt mądrą minę. Tak właściwie bez efektów specjalnych. Pewnie trzeba by nadrobić fabułą by wyjaśnić co trzeba widzowi. Myśl o filmowych klimatach na jakich się znał i w sumie lubił pomimo zwyczajowego marudzenia na niewdzęczną i ciężką robotę. Nie wypada nie narzekać na robotę prawda? Jak nie narzeksza to jakiś podejrzany od razu jesteś.

~ Z drugiej strony te wszystkie kamery kręcone z ręki i styl garażowy są całkiem modne. ~ podrapał się po podbródku spoglądając w prześwitujące tu i tam pomiędzy targanym baldachimem lasu nieboskłon. Zasyfiony chmurami. Szkoda. Wolał czysty. Taki z gwiazdami, planetami, kometami, Drogą Mleczną. Mógłby cyknąć kozackie focie, takie z długim, całonocnym naświetlaniem albo i krótkim i przemieszać i jeszcze pokombinować z barwami... Kazacki kolaż by wyszedł. Westchnął i podrapał sie po nosie oparty o drzewo. Chwila zadumy dobrze mu zrobiła no ale znowu wracał do pytania: Co dalej? Co to wszystko oznacza? Jak się stąd wydostać? Jak znaleźć tą cholerna jaskinię i tego szamana czy czarownika.

Stopklatka. Był w stopklatce. Prawdopodobnie wszyscy z jego wycieczki. Czas nie miał tu znaczenia. W końcu jakiś cwaniak... Albo inne chujostwo wynalazło maszynę czasu. Bez efektów FX ale jakoś to zorbił. No może na pół gwizdka bo na razie stopklatka była włączona a czy się dało swobodnie przemieszczać po lini czasu nie był taki pewny. Mogło być złudzeniem jeśli się uzbierały tutaj z innych czasów schwytani w tą stopklatkę. Jak Calgary sprzed roku albo może tamten facet ze strzelbą.

~ Hmm... Aaalboo... ~ czas był nie tyle zawieszony ile niesamowicie spowolniony. Więc płynął ale rozlazły do karykaturalnych rozmiarów. Roboczo więc można było uznać, że stanął. Różnica była taka, że gdy ktoś wciśnie guzik czy inne cholerstwo pewnie znów zacznie płynąć normalnie. Ale póki nie nie Frank nie będzie czuł głodu, pragnienia, upływu krwi i takie tam detale. Dlatego pewnie jeszcze nie umarł, funkcjonował dalej zawieszony w tej sekundzie swojego żywota. Bardzo długiej sekundzie. Zgadywał, że na swój sposób jest nadal śmiertelny i może nie zginie z wykrwawienia ale jeśli coś mu rozpruje bebechy czy odstrzeli łeb pewnie fiknie jak i w normalnej czasoprzestrzeni.

Zawieszenie czy spowolnienie też tłumaczyłoby właśnie brak komunikacji albo "zatrzymanie" sie zegarków. One by w takim razie chodziły a sygnał z komórek nadal by wychodził i docierał. Tyle, że mogło im się wdawać, że błądzą tu całą noc a tymczasem ten sygnał wysłany z komórki mógł jeszcze dopiero pełznąć po jej obwodach by wylecieć w eter. Na ile znał się na fizyce świata mowa byłaby o cząstkach czasu godnych zegara atomowego i zabaw z tymi smiesznymi mikrocząsteczkami w akceleratorach o tajemniczych nazwach.

~ Czyli... Jeśli wyjdę ze stopklatki... To sie wykrwawię? ~ zastanawiał się i spojrzał na niezbyt ładnie obwiązane bandażem swoje rany. Może dlatego nie czuł tego łaknienia jak spotkał Arisę. Może też złapała go ta stopklatka w jakiejś fazie gdzie nie była aktywna. Ale jak wróci to co? Zacznie się znowu? Wykrwawi się przy takim kijowym opatrunku i poważnych ranach? Bez sensu w sumie. Tyle się starać wrócić, walczyć czy umykac potworom po to by odwalić kitę jak się w końcu uda. Ale... A chuj w to! Nawet jeśli to odwali kitę u siebie, na swoich warunkach i w swoim świecie!

Ale nie byłoby głupie znaleźć Connora by jednak zwiększyc swoje szanse na wyżycie po poprawnym założeniu opatrunków. Ale póki co wciąż się tu błąkał w tej "krainie stopklatki". Wiedział niby co raz więcej a jakoś niezbyt mu to pomagało wybrnąć z sytuacji. Nie wiedział na przykłąd co i dlaczego uruchomiło tą stopklatkę. Oni bo tu wszeli? Mieli pecha i trafili na costam koniunkcję czegośtam i się załapali przypadkiem? Jakby ich nie było też działoby się "to"? O co chodziło Calgaremu z tymi łapaczami? Jakies sowy? Czemu sowy? Zgadywał, że ta sterówka tym bajzlem jest w tej jaskini. Dalej nie wiedział czy to przyczyna czy skutek, czy twierdza czy więzienie. I jak to się skończy? Jest jakiś finał, odliczanie, cel tego wszystkiego? Ten szaman ma złapać tego potwora, wsadzić go do klatki, zniszczyć, odesłać czy co? Ma ochronic takich pechowców jak Frank? Mogłoby być. Jeśli ten stwór czy co to jest pojawia się cyklicznie przez jakiś teleport czy inne coś. Może ta stopklatka to efekt uboczny tego teleportu?

A może celowy. Może chodzi o jakąs ofiarę czy co i poczwar musi się nażreć ludzkiego mięsa by znów jakiś czas był spokój? Ale co? Poszło coś nie tak tym razem? Rok temu jak Calgarego wcięło łapaczy tu nie było bo Mount też był zdziwiony jak je zobaczył. Więc bez łapaczy Calgary zniknął i Frank podejrzewał, że przydarzyło się mu coś podobnego jak im. A w tym sezonie pojawiły się te całe wisiorki. I to niekoniecznie dawno skoro tyle ekip i czasu szukano Calgary'ego i nikt o żadnych łapaczach nie wspomniał. Inaczej chocby Mount coś wiedział.

Ciekawe. Był prawie pewny, że stopklatka ma ograniczony terenowo zasięg. Więc im mogło się wydawać, że upłynęły godziny albo noc przeciąga się na całe dnie i tygodnie. A w ich realu wciąż mijać ten ułamek sekundy. Czyli nic jeszcze nie wiedzieli. Nie mieli sygnału z telefonów, nie zobaczą dymu, ogniska ani nic takiego. Czarna dziura. Te były wykrywalne pośrednio przynajmniej o ile spec miał specowe zabawki i podejrzenia by właśnie tam szukać. Co do paranormalnych podejrzeń tego miejsca pewnie nikt nie miał z zewnątrz póki się tu nie znalazł w specyficznych okolicznościach bo przecież był to Szlak Pojebańców a nie Trójkąt Bermudzki. Więc pewnie szanse by ktoś skumał czaczę były tak małe, że nie szło brać tego pod uwagę. Czyli trzeba było spróbować poradzić sobie własnymi środkami i pomysłowością.

Ruszył przed siebie. Nie było chyba sensu spieszyć się. Nie tutaj. Jeśli jakiś stoper był odpalony i to zdumiewająca anomalia czasoprzestrzenna miała jakiś limit to i tak nie wiedział jak to rozpoznać. I wówczas gdzieś pomiędzy drzewami zauważył światło. Ciepły blask, naturalnego płomienia jak z pochodni albo ogniska. Ogień oznaczał ludzi. Chyba. Potworom był chyba niepotrzebny. Nawet bały sie go czasem. Nie miał pojęcia jednak jakich ludzi. Kto to mógł być? Kajakarze? Ta jaskinia w końcu? Calgary? Ten facet ze strzelbą? Jeszcze ktoś inny? Ciekawość zwyciężyła. Ruszył w kierunku światła poruszając się od drzewa do drzewa. Miał nadzieję, że uda mu sie podjeść i rozeznać w sytuacji z kim lub czym ma do czynienia nim zostanie zauważony. Wtedy dumałby jak się zachować. Po drodze zgarnął jakąś lagę. Częściowo by się podeprzeć w marszu a częściowo by "w razie czego" mieć coś więcej niż gołe łapy czy multitool.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 24-04-2016, 12:31   #164
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Pierwsze wrażenie, jakże wyrobione przez grasujące monstra i akt miłosierdzia Franka, spowodowało, że cofnęła się o krok. Nie chciała, by cokolwiek blisko do niej podchodziło. Giwera była w szczególności elementem ważącym, czy Arisa nie powinna postawić kolejnego kroku i następnych w odpowiednio dużej odległości i dość małym interwale czasowym. Starodawne rusznice nie należały do jakoś zaskakująco celnych. Pomijając celność - były jedno strzałowe a ich czas przeładowania był na tyle duży, że wykluczał wielokrotne akcje w scenariuszu pościgu, czy ucieczki. Nie można było z niej sypać jak wiadra, a amunicja nie pojawiała się w ciemniejszych zakątkach, by było z czego sypać do wrogów. Nie mniej, musiała należeć do Indian, a czas z jakim człowiek mógł mieć tą broń, wskazywał że musiał mieć jakiś zapas amunicji i prochu. Mimo, że jego twarz była rozpoznawalna, nie można było mieć pewności, że był to nadal człowiek, który nie zacznie mordować. Brak agresji i pasywne zachowanie było argumentem na plus a jego zachowanie można było uznać za pasujące do, schematu zdrowo myślącego. Wiedział, jak przeżyć. Przeżył.

- Jest dwudziesty drugi lipca, rok po twoim zniknięciu - odezwała się ściszonym głosem. - Znaleźli po tobie tylko kajaki. Indianie byli przy poszukiwaniach. Ukryli wszystko, prawda? - Zsunęła plecak na jedno ramię, otworzyła go i wyciągnęła na pokaz stary aparat Calgarego. - Łapacze snów, na których są sowy - zacytowała jego nagranie. - Trzeba kierować się łapaczami snów, na których są sowy.
 
Proxy jest offline  
Stary 24-04-2016, 12:49   #165
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Krzyk, którego początek miał miejsce w chwili gdy niematerialna istota rozerwała go na strzępy, w końcu otrzymał możliwość wyzwolenia się do końca. Martwi powinni zostać martwymi. Nie powinno go tu być. Wspomnienia własnej śmierci wiły się w jego głowie niczym węże, zatruwając jego umysł. Choć był cały na ciele, Bruce z pewnością po tym wszystkim nie mógł być już tą samą, wesołą osobą co przedtem. Nie wrócił w pełni do życia. Pewne jego część, już na zawsze pozostanie martwa.
Kiedy w końcu umilkł i opanował niewyraźne wspomnienia, zaczął powoli się uspokajać. Spoglądając na drżące, oblane czerwienią ręce, zaczął się zastanawiać, czy to aby nie jego krew. Całkiem nagi mógł odczuwać chłód, jednak jego świadomość była zbyt zaaferowana innymi sprawami, by zwrócić na to uwagę. Nagle stało się dla niego obojętne, czy będzie żył, czy też umrze znowu. W śmierci mógł znaleźć przynajmniej odpoczynek od tego miejsca.
I wtedy zobaczył znane mu twarze. Mimo, że spędził z nimi trochę czasu, z jakiegoś powodu kompletnie wypadły mu z pamięci ich imiona. Czyżby tymczasowy zanik pamięci spowodowany szokiem, czy może było w tym coś więcej? Spoglądając na ich wymizerowane, pełne zaskoczenia twarze, zaczął zastanawiać się przez moment, czy jeżeli uda im się z tego wyjść cało, to czy uda im się kiedykolwiek wrócić do normalnego życia. Po tym wszystkim, nic nie będzie już takie samo.
Z dziwną, niepodobną do niego obojętnością i rezygnacją spoglądał na Connora. Jedynie powolnym skinieniem głowy odpowiedział na jego słowa. Wziął ubrania i zaczął zakładać je na obmyte we krwi ciało. Z pewnością nie miał czasu by się umyć.
Dopiero wzmianka o siostrze, jakby wzbudziła w nim dawne uczucia. Spojrzał na obu mężczyzn i po raz pierwszy odezwał się z powagą, a nawet gwałtownością.
- Gdzie jest Ange i Arisa? Musimy je znaleźć i razem odnaleźć tą jaskinię - rzekł, po czym sam zdziwił się swoimi słowami. Nie wiedział skąd pojawiła się u niego pewność, że owa jaskinia istnieje, a nawet przeczucie, że jest tam bezpiecznie. Ale najwyraźniej nikt z nich w czasie jego nieobecności nie zdążył zorientować się gdzie są i co tu się tak właściwie dziele, dlatego tak właściwie mogli udać się gdziekolwiek.
Chwycił się za głowę. Zaczął mówić obojętnym głosem.
- Nie wiem co tu się dzieje. Mam w głowie jakieś dziwne obrazy. Potok spływający krwią, kobietę z pajęczymi odnóżami i jaskinię. Ta jaskinia jest rozwiązaniem tego wszystkiego, tak mi się przynajmniej zdaje. Ale najpierw trzeba znaleźć resztę… Nie ucieknę z tego miejsca bez dziewczyny i siostry.
 
Hazard jest offline  
Stary 26-04-2016, 20:41   #166
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Angelique, Bobby

Ruszyli ścieżką, której nie widział Bear, ale która wyraźnie widziała Angelique. Wąską dróżką wijącą się pomiędzy kamieniami i drzewami – prowadzącą w głąb lasu, dalej od wodospadu i urwiska.

Szum wody stawał się coraz mniej przytłaczający, im bardziej się od niej oddalali. Powoli, poza łoskotem katarakty słyszeli inne dźwięki. Szum lasu. Skrzypienie drzew i coś jeszcze, jakieś pulsujące dudnienie. Jakby gdzieś pod ziemią pracowała ciężka maszyna, na przykład taka, która pompuje ropę na powierzchnię.

Bobby zauważył na drzewach pajęczyny. Mnóstwo pajęczyn, tak solidnie uplecionych, ze z początku wziął je za kolejne łapacze snów. Pajęczyny wisiały nieruchomo, wysoko, nad ich głowami lekko połyskujące jakimś dziwacznym, próchniczym poblaskiem.

Ścieżka doprowadziła ich do kolejnej ściany, tym razem wyrastającej pionowo w górę. I szczeliny w niej. Rozdarcia w litej skale – wąskiego, ale pozwalającego przecisnąć się bokiem nawet takiemu mężczyźnie, jak Bear. Wydawało im się, że szczelina schodzi w dół i niknie gdzieś w ciemnościach. Czyżby trafili na wejście do jakiejś jaskini? Bobby nie przypominał sobie, by w okolicy Spływu Pojebańców były jakieś jaskinie.

Ze szczeliny dobiegł ich dźwięk. Dziwny. Taki … mlaszczący i lepki, jakby ktoś gdzieś tam, w ciemnościach, wyciągnął właśnie coś z błota.


Mikołaj, Bruce i Connor


Pomachali przed Brucem łapaczem snów, ale nie dało to jakiś spektakularnych efektów. Nie spektakularnych również nie. Cudownie ożywiony mężczyzna oczywiście zauważył, ze machają mu przed nosem indiańskim amuletem. W sumie nie dziwił im się nawet. Sam doskonale pamiętał, jak nieznana siła rozerwała go na miliony okrwawionych ochłapów. Pamiętał ten niewyobrażalny ból. A teraz stał, oddychał, rozmawiał.

Nagły huk pioruna uderzającego w kłębowisko oparów ogłuszył ich na dłuższą chwilę. Tym razem towarzyszyły mu tylko nie wyładowania pirotechniczne w postaci oślepiającego rozbłysku, jakby ktoś obok zrzucił wielką bombę, ale również wyraźne wstrząsy.

Ziemia pod ich stopami zadrżała. Opary zakłębiły się. Zagotowały.
Z kotłującego się dymu usłyszeli ryk bestii. Potężny. Przeraźliwy. Ogłuszający. Demoniczny ryk, który przeszył ich dusze na wskroś, panicznym, nieomal zwierzęcym lekiem.

Ziemia zadrżała znów. Rytmicznie. Jakby ktoś lub coś potężnego postawił gdzieś niedaleko masywnego kroka. Stąpnęło na zeszkloną przez pioruny powierzchnię.

Mikołajowi i Connorowi przyszła na myśl tylko jedna rzecz. Statua.
Odwrócili się gwałtownie i faktycznie ujrzeli, że kamień zaczyna kruszyć się, odpadać wielkimi kawałkami odsłaniając zapewne potworne, demoniczne cielsko.

Jeszcze chwila i stwor uwolniony z posągu ruszy w ich stronę.


Frank

Kij pomagał maszerować przez uśpiony, upiorny las. Na domiar złego, jakby mało było wrażeń i bodźców wokół Franka podniosła się mgła. Coraz gęstszy, wirujący wokół niego opar. Wydawało mu się, że dostrzega w nich jakieś postacie. Jakieś poruszenia. Ale kiedy tylko próbował dostrzec coś więcej, wrażenie znikało.

Zagubiony, coraz bardziej zobojętniały, nagle zorientował się, że grunt pod jego nogami stał się nieco bardzie kamienisty. Tu i ówdzie przez kępy traw i krzaki wybijały się większe skały.

Na jednym z takich kamulców dostrzegł jakąś postać.

Dziwaczną. Nieludzką. Wyglądała jak skrzyżowanie ptaka z człowiekiem.
Postać też go zauważyła. Podniosła się, przechyliła dziwacznie głowę i zastygła nieruchomo.


Arisa

- Rok… - usłyszała głos Calgaryego.

Wyczuła w nim zmęczenie, strach i obojętność. Podobne emocje, jakie towarzyszyły jej od niedawna.

- Rok… - pokręcił głową opuszczając sztucer.

- Przecież… nie minęła nawet noc. Ona… chyba nigdy się nie kończy. Wiesz. Ja. Ja myślałem, że umarłem. Że… nie wiem, no po prostu zszedłem w nocy. Jakiś zawał czy coś.

Oparł się na karabinie.

- Nie było tutaj nikogo. Chociaż... faktycznie…noc trwa bardzo, bardzo długo.

Spojrzał na nią z zaciekawianiem, jakby chcąc nacieszyć się jej widokiem.

- Wiesz. Sowy. One plączą drogę. Wiem o sowach, ale coś mi umyka. Może ty znajdziesz odpowiedź. Znalazłaś już obserwatorium?
 
Armiel jest offline  
Stary 27-04-2016, 08:42   #167
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Mayfield spojrzał na Bruce'a, który chyba odzyskał już zmysły na dobre.
- Twoja siostra była w szoku, po tym, jak rzekomo zginąłeś i poszła się przeprawiać z innymi przez strumyk, którym tu spłynęliśmy. - Wyjaśnił mu Connor bez nuty ironii w głosie. - Arisa i Bear poszli za nią i miejmy nadzieję, że ją powstrzymali. Przy takiej pogodzie rzeka będzie niebezpieczna i wezbrana. Co do odnalezienia ich, to może być problem, bo po pierwsze, las się zapętla i nie chce nas stąd wypuścić, a po drugie, nie wiemy nawet, w którą stronę konkretnie się udali, czy w górę, czy w dół rzeki. A skoro mówisz, że jaskinia może być odpowiedzią na to całe szaleństwo, to może powinniśmy jej poszukać w pierwszej kolejności? Jeśli to zakończymy, Ange i Arisa powinny odnaleźć się całe i zdrowe.

"Jeśli jeszcze żyją", pomyślał, ale nie wyświetlił się z tym. Nie wiedział, czy to, co mówił, było do konca sensowne, ale odczuwał już zmęczenie, a jego umysł nie pracował tak, jak normalnie. To była długa noc pełna fizycznych i psychicznych wyzwań, wystawiając jego światopoglad i wiarę na próbę, burząc jego poczucie bezpieczeństwa i postrzeganie rzeczywistości. Sama swiadomość, że były siły, z którymi nie można było normalnie walczyć napawała niepokojem. Nadal miał w sobie wolę walki, nadal był ogarniętym, silnym facetem, ale zdawał sobie sprawę, że jeśli wyjdzie z tego cało, już nie będzie tą samą osobą, co wcześniej. Już nigdy nie spojrzy na rzeczy takimi, jakimi są powierzchownie. Możliwe, że jeśli nie zamieniałeś się w chodzącego, żywego trupa jak Mount, to nie mogłeś zginąć? Tak, jak Bruce, który wszedł do namiotu i choć na ich oczach zamienił się w krwawą mgłę flaków, to jednak do nich wrócił? Jakby przeniósł się do innej rzeczywistości. Może Indianiec też był zamknięty w swojej własnej...

Moment później rozpętało się piekło, wyrywając Conna z dziwnych rozmyślań. Wśród podnoszących się oparów błyskało, jakby ktoś prowadził ostrzał artyleryjski, a do tego doszły wstrząsy. Rozdzierający powietrze ryk nie z tego świata sprawił, że Connor poczuł nawałnicę niewidzialnych igiełek, które wbijając mu się w ciało, przeszły od karku aż po lędźwie, wzdłuż kręgosłupa. Przełknął nerwowo ślinę, zerkając w tamtą stronę. Wyglądało na to, że statua ożyła i kroczyła w ich stronę. Ziemia wibrowała im pod stopami, gdy to "coś" stawiało kolejne, ukwiecone piorunami kroki, odrzucając kamienną strukturę, jakby próbowało wydostać się ze środka.
- Chyba czas spierdalać, zanim ten skurwiel na dobre ruszy w naszą stronę - rzucił do towarzyszy, gapiąc się jak zahipnotyzowany w rozbijaną w dziecinny sposób, kamienną masę. - Może to jednak nie był taki zły pomysł spróbować odnaleźć Angelique i pozostałych. Do lasu, ludzie!

Conn nie był tchórzem, ale otwarta walka z demonicznymi siłami nie miała najmniejszego sensu. Ścisnął łapacz snów w dłoni, skinął na towarzyszy i gdy ci ruszyli, pobiegł za nimi, asekurując ich i osłaniając. Nie mogli sobie pozwolić na to, by ktokolwiek został w tyle, a może przy odrobinie szczęścia znów uda im się ujść z życiem i trafić na jakiś konkretny trop?
 
__________________
[i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i]
Kenshi jest offline  
Stary 27-04-2016, 23:44   #168
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Frank Jackson - małomówny optymista.



~ No ładnie stary. Zgubić jedyne światełko pośrodku ciemnego lasu. ~ zatrzymał się i lekko przygryzł wargę patrząc uważnie dookoła ale nic nie dostrzegł. Znacz dostrzegł całkiem mnóstwo rzeczy. Na przykład drzewa. Ciemne drzewa bo przecież noc była no to w sumie wszystko było ciemne. No chmury jeszcze z tej burzy były, krzaczory, no kamienie jakieś no i drzewa oczywiście. A, i jeszcze ziemia i jakaś trawa troche ściółki no korzenie drzew no i oczywiście drzewa. No ale nie światełko. Cokolwiek to było czy pochodnia czy ognisko czy jeszcze innego no to jednak udało mu się to zgubić. No ładnie. Jedyny jakiś charakterystyczny punkt jaki mógł go gdzieś doprowadzić no zgubił. Przeszedł, drzewa zasłoniły a jak mu sie wydawało, że wrócił czy pokrążył no to znikło. A może ktoś je zgasił? W sumie teraz nie było to istotne. Został znowu sam w lesie.

Chociaż nie. Teran zaczął się zmieniać. Przybyło więcej skał. Niektóre całkiem spore. Czyżby doszedł w jakieś wyższe rekony wzgórz? Ciekawe. Woda płynęła dołem więc teoretycznie jakby iść pod górę mozna by dojść do grzbietu doliny. Czy byłaby aż taka różnica do terenu na jej dnie? Ale ta mgła. Mgła się nie zgadzała.

Była burza. W burze nie ma mgły. Nie słyszał by była. Za duży wiatr no i w ogóle przecież w burzę nie ma mgieł. A była. Burza właściwie też jakby znikła jakoś. Tak samo jak ten las zrzedniał jakby. Czyli... Kafel. Znów pewnie przekroczył jakąś granicę. Znalazł się gdzie indziej. Znów nie zauważył przejścia. Zatrzymał się i odwrócił głowę. Może wrócić? Złapać wreszcie jakoś tą chalerną granicę? Może dałoby się wyłapać jakiś szczegół. Jakieś załamanie światła, jak przy dwóch cieczach o róznej gęstości? Albo może jakiś zapach? Może jonizuje powietrze na granicy? Pewnie cokolwiek to było było słabo wyczuwalne. Jak się szło. Jak nie było wiadomo gdzie i kiedy się zbliża do granicy. Ale jakby jakoś to znaleźć? Wiedziałby przynajmniej, że się zbliża do krawędzi kafla. Więc wracać? Ale znów nie miał gwarancji czy znajdzie taką różnicę. Nie wiedział też czy nawet jesli przeszedłby z powrotem w tym samym przejściu to czy trafiłby tam gdzie poprzednio. Jeśli kafle były ruchome czy chaotyczne jak w "Cube" to niekoniecznie.

Dylematy zostały mu przerwane przez... W sumie nie wiedział przez co. Ale wyglądało, że w tej mgle coś chyba jest. Chyba. Nie był pewny. Właściwie niby nic konkretnego nie dostrzegał. Ale zacisnął spocona dłoń na zebranym niedawni kiju. Ale nadal nic nie dostrzegał. Postanowił ruszyc dalej. Góry czy teren jakichś wyżyn bardziej mu się kojarzył z jaskiniami niż rzeki i dna dolin którymi płynęły.

I wtedy napatoczył się... Na coś. Coś żywego. Nie zdążył zareagować. Pewnie by się schował czy co. Pomyślał. Poobserwował. Ale ledwo zmęczony wzrok wyłowił jakiś kształt na troche większym kamieniu kształ sie wyprostował i przemienił... No w to coś. Frank zamarł.

Przejechał z wolna koniuszkiem języka po wargach. Co to było? Jakiś stwór. Ale inny niż ten co widział przy ognisku. I potem w lesie. Nie. To był jakiś... Sowołak? I widział go. Wstał i patrzył prosto na niego. Nie uciekał ani nie atakował. Patrzył. Frank pozezował na trzymany kostur którym się podpierał podczas wędrówki. Kusiło go by profilaktycznie zasłonić się nim. Ale jak to tamtego sprowokuje do ataku? Czy sowołaki jedzą ludzi? Atakują? Bronią swojego terytorium? Skąd miał do cholery wiedzieć! Poza tym skąd takie coś w ogóle tu sie wzięło? Chyba, że...

~ A może to kraina duchów? Wiecznych Łowów? ~ główkował gorączkowo rozkurczając nerwowo dłoń na trzymanym kosturze. Korciło go jak nigdy by złapac możno jak miecz czy maczugę ii... No mieć. Nie stać bezczynnie jak kretyn. Ale... Jeśli to kraina duchów? Przecież sam podejrzewał, że odkąd to coś na dole go użarło zaczął się zmieniać. Zmienił się aż tak? Nie powinien chyba. Teoria stopklatki temu przeczyła. Ale może te kafle? Może potrafiły zaprowadzić nawet do czegoś co ponoć szamani widywali jedynie w snach i wizjach ujarani ekstra zielskiem czy grzybkami? Nom. I gadali z jakimis duchami i ich wysłannikami. Więc... Może to jakiś duch? Wysłannik? Strażnik? Przewodnik? Przecież nie atakował. Jeszcze nie. Machnąć lagą chyba zdąży. ~ Chuj. Spróbuję. ~ westchnął w duchu z dusza na ramieniu. Tamto coś było gdzieś zbliżonych rozmiarów ale nie krwawiło, nie było zmęczone i te szpony robiły wrażenie nieprzyjemnie ostrych i takich szponiastych. Nie miał ochoty się z nimi zaznajamiać. I chyba miało skrzydła to kto wie, może i umiało latać. Chciałby to by pewnie zwiał.

- Jestem Frank. Frank Jackson. Szukam szamana. Tego z jaskini. Wzywał mnie. - wywalił kawę na ławe. Czuł się troche głupio mówiąc do stwora. Ale jeśli to faktycznie kraina duchów to chyba powinien skumać co Frank mówi. Choć nie miał pojęcia jak zareaguje. Trzymał się kurczowo nadziei, że może to jakiś przewodnik czy co od niego. Nie do odgadnięcia dla Jackson'a były relacje stwora z tamtym szamanem z jaskini. Jak coś było między nimi nie teges to pewnie wpakował się właśnie w niezłe tarapaty. Zacisnął kurczowo dłoń na kosturze czekając na reakcję stwora. Nie miał zamiaru go atakować czy z nim walczyć. Ale jeśli tamten by zaczął zostawało liczyć, że kostur sprosta szponom sowołaka.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 29-04-2016, 21:13   #169
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Nie podobało mu się. Ani to co widział, ani to co słyszał.
Bobby Barker był nieufny wobec całej tej sytuacji. Ciemna jaskinia i odgłosy kojarzyły mu się z mlaszczącą paszczą gotową ich zeżreć. Tak jak brata Ange.
- Ffwygląąda nna nna ppułapkęę.- wyjąkał cicho Barker podchodząc powoli do szczeliny i przyglądając się skałom.- Zdddeeecydddowanie pppodejrzaaanieee.
Rozejrzał się dookoła i przyglądał litej ścianie skalnej. - Besspiecznieee tto chybbba bby by było się... wspiąąąć. Dddasz radę?
Barker nie był pewien czy da, ale spadnięcie w dół ze skalnego urwiska i tak wydawało mu się przyjemniejszym zgonem, niż zgniecenie przez skalną paszczę.
Podrapał się po głowie dodając.-Albo mmmoże ppposzukajmy inneeej drrooggi? Co?
Wszystko wydawało się Barkerowi lepsze od tej szczeliny, ale ostatecznie... decyzję zostawił Ange. Jeśli się uprze, to Bobby uprze się pójść pierwszy. Wolał to, niż patrzeć jak ona ginie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 30-04-2016 o 19:57.
abishai jest offline  
Stary 29-04-2016, 21:30   #170
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Ange sądziła, że Bobby dojrzał już ścieżkę, gdy tylko na nią weszli. Niby prowadziła go tą wąską dróżką, ale mimo to nie zdawała sobie sprawy, że można jej nie widzieć, no bo jak? Może i była malutka, ledwo przydeptana, ale jednak widoczna.
Łoskot wodospadu po chwili ustąpił szumowi lasu i skrzypieniu, które wywoływało dreszcze. Ciarki przeszły po ciele kobiety, kiedy cisza co rusz przerywana była nieprzyjemnymi i dekoncentrującymi dźwiękami dziczy. Dodatkowo dziwne dudnienie spod ziemi od razu skojarzyło jej się ze znienawidzonymi bębnami, jednak dopiero po chwili wsłuchiwania się, stwierdziła, że ów hałas jest bardziej intensywny i mocny, niż zwykłe uderzanie w bębny.

Gdy doszli do wysokiej, skalistej ściany, Ange wzniosła wzrok ku górze jakby chciała zbadać jej wysokość. Przełknęła głośno ślinę, kiedy w wyobraźni widziała jak spada i łamie sobie kręgosłup. Upadek bowiem nie gwarantował szybkiej śmierci, a i od niej kobieta chciała się uchronić - nie tylko od kalectwa.
Szczelina początkowo była nadzieją i nawet Ange była gotowa aby pójść przodem, jednak dziwny mlask z głębi wyraźnie ją zniechęcił. Dała krok w tył, krzywiąc się przy tym.
- Ymm, też mi się to nie podoba - rzuciła w odpowiedzi włączając latarkę i świecąc w szczelinę, aby dojrzeć czy w zasięgu wzroku jest tam coś niebezpiecznego.
- Trochę tak, jakby jakiś bagienny stwór podnosił się ze swojej mazi, nie? - zasugerowała wzdychając - Głupie to, ale skoro z cieni powstaje potwór, to i może są tutaj trolle, gnomy czy też elfy w rajtuzach - skrzywiła się jeszcze bardziej i wydobyła z gardła odgłos wskazujący na to, że się poddaje.
Gdy mężczyzna spytał ją o wspinaczkę, niemal załamała ręce.
- Nie Bobby, nie mam już sił, jestem zmęczona. Nie wespnę się, ta skała nawet nie ma wypustek, jest prawie że gładka... To pewnie będzie samobójstwo, ale trudno. Ja wchodzę - zdeterminowana podeszła, ale Bobby ją wyprzedził. Powiedział, że on pójdzie pierwszy. Na te słowa kobieta uśmiechnęła się lekko pod nosem i odetchnęła z ulgą. Ten jąkała, którego bała się od początku spływu, okazał się być najbardziej pomocną osobą, jaką tutaj poznała. Poczuła wewnętrzną wdzięczność i spokój. Poczuła, że być może im się uda, że mają szansę, a Bobby to naprawdę dobry człowiek.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172