Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-04-2016, 22:42   #42
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Nietypowa w tych okolicach czupryna skryła się w sklepie ze świecidełkami, niszcząc jego domysły i magię chwili. Mimo to, zajrzał przez witrynę, zapamiętując dokładnie jej twarz. Skoro już ją gonił, to równie dobrze mógł się jej przyjrzeć. Chwilę stał wpatrzony w bransolety, kolczyki i wisiory, które pyszniły się na delikatnych poduszkach, nim zawrócił i powędrował tam do Llewelli. Prośba ciotki była nią tylko teoretycznie. Co prawda mógłby dla draki zniknąć jak kamfora, ale ani nie chciało mu się zapoznać z prawdopodobnymi konsekwencjami, ani stracić możliwości poznania rozwiązania całego zamieszania z magiem. W końcu siedział w tym obecnie po uszy.


Po wydarzeniach nocy i nowym planie działania, stwierdził, że musi się nieco rozładować. Atmosfera festynu wylewała się niemalże wszędzie, więc postanowił z niej skorzystać. Po co było szukać czegoś, co zajęłoby myśli na siłę, skoro miało się coś porządnie zorganizowanego pod ręką.


Miał ochotę na spacer, po prostu wdychając atmosferę ale mimowolnie stał się więźniem korków. Sztuki zaś wystawiane, nie były do końca w jego guście. Ta mieszanka powodowała, że zaczął się zastanawiać, co w zasadzie tutaj robi. Może dlatego poczuł, że ktoś właśnie kradnie jego mieszek. Ręka Albina wystrzeliła w kierunku, gdzie spodziewał się zastać nadgarstek złodzieja i odwrócił się szybko, wywołując kilka nieprzyjaznych uwag. Złodziej był jednak szybszy. Albin dostrzegł małego obdartusa o zielonej czuprynie umykającego między widzami spektaklu. Syn Eryka zaczął przeciskać się między ludźmi za złodziejaszkiem. Na razie nie chciał wołać straży, ale całą resztę najważniejszych dla siebie rzeczy, trzymał przy sobie. Ręce zresztą położył wzdłuż ciała, starając się przeciskać bokiem, roztrącając ludzi barkiem. Powinien był bardziej uważać, naturalne było, że przy takich okazjach, ciężkie sakiewki często traciły właścicieli.
Pościg za dużo mniejszym i dużo zwinniejszym złodziejaszkiem, zwłaszcza w takim tłumie, nie była łatwa. Albin jednak radził sobie nadspodziewanie dobrze.
Ulicznikowi nie udało się zgubić swej ofiary ani za pierwszym, a nie za drugim zakrętem. Za trzecim zakrętem tłum przerzedził się na tyle, że Albin zaczynał odrabiać straty w tej gonitwie.
Wtedy stała się rzecz zupełnie niespodziewana. Chłopak nagle zatrzymał się. Syn Eryka natomiast zdał sobie sprawę, że podczas pogoni za ulicznikiem zapuścił się w zupełnie nieznane sobie obszary miasta.
Stan budynków, jak i odzież przechodniów mówił Amberycie, że trafił do tej biedniejszej części. Dzielnice biedoty, nie ważnie czy w Ameryce czy w Rebmie, miały to do siebie, że lepiej było się tam nie zapuszczać. Zwłaszcza samotnie.

Teraz był już niemalże pewien. To była zaplanowana pułapka. Jednak miał pomysł na pewien manewr, który mógł zmylić chłopaka i potencjalnych zasadzkowiczów. Zagrywka rodem z rugby. Albin nie miał zamiaru się zatrzymywać, a przerzucić sobie chłopaka przez ramię, wchodząc najpierw w niego barkiem. Następnie pobiec dalej, zawracając najbliższym skrzyżowaniem na lewo.
Młody Amberyta nie wziął poprawki na inny rozkład sił w tym podwodnym świecie. Wpadł na chłopaka. Ten jednak zdołał się utrzymać na jego barku.
- Spokojnie!! - Krzyknął ulicznik gdy zobaczył co się święci.
- Wykonałem zadanie. - Dodał będąc już niesionym przez Albina.
A jakie to było zadanie? Lepiej odpowiedz szybko, pókim dobry. – Powiedział dociskając chłopaka do barku, niczym worek zboża, nie miał zamiaru tracić rozpędu ani dać się zagadać. Poza tym, miał chwilo1o żywą tarczę i zakładnika, chociaż wolałby nie używać w tej roli młodzieńca.
- Zaraz. - Chłopka zamrugał kilkukrotnie oczami ze zdziwienia. - Ty nie jesteś od niej. - I zaczął się szarpać.
Albin miał jeszcze jeden problem. Nie wiedział dokąd biegnie.
- Póki co słucham, ale moja cierpliwość nie jest aż tak wielka w stosunku do ludzi. – Mężczyzna powiedział cicho, zaczynając coraz mocniej dociskać brzuch chłopaka do ramienia, wyciskając z niego powietrze. Skoro miał już jakiś trop, miał zamiar się go trzymać. Próbował sobie przypomnieć drogę, którą przybiegł, ale miał z tym problemy. Skręcił więc w najbliższe lewo i próbował się kierować na większe i bogatsze budynki, oraz większe skupiska ludzi bardziej zainteresowanych jakimś przedstawieniem, niż jego sakiewką. Czuł że robi źle, łapał płotke, kiedy prawdopodobnie mógł polować na szczupaka, z drugiej strony, może była szansa wyciagnięcie czegoś ciekawego z chłopaka.
Chłopak walczył jak szalony. Nie mógł jednak pokonać dorosłego. Nie dawał jednak za wygraną. Albin miał jeszcze jeden problem. Slamsy miały to do siebie, że ludzie czuli w takich miejscach swego rodzaju solidarność, zwłaszcza jeżeli ktoś obcy krzywdził jednego z nich.
- Puść go! - Krzyknął jakiś nieprzyjemny typ. Nawet tu, w Rebmie, i mimo zielonkawego odcienia skóry typy spod ciemnej gwiazdy wyglądały jak typu spod ciemnej gwiazdy i z nikim nie dało się ich pomylić.
- Mały, uspokój się, albo będę musiał cię przerobić na karmę dla rybek. - Powiedział cicho do chłopaka, tak, żeby tylko on był go w stanie usłyszeć. - Puszczę, jak przyjdzie pora! - Odparł zakapiorowi.
Dzieciak ani myślał posłuchać dobrej rady, a widząc że ktoś niejako ujął się za nim zaczął się wyrywać jeszcze mocniej.

Rebmiani nie takiej odpowiedzi oczekiwał. Zacisnąwszy pięści ruszył na Amberytę.
Nie zapowiadało się przyjemnie, ale kilka siniaków nie było dla niego niczym nowym. Poza tym, była szansa, że będzie w stanie ogłuszyć człowieka, gdyby zaszła taka konieczność, chociaż sama natura Rebmy i wierzgający na ramieniu dzieciak nie pomagały. Zacisnął pięść, szykując się do ciosu w splot słoneczny mężczyzny. – Mam do pogadania z tym złodziejaszkiem, pilnuj lepiej swojego mieszka i nosa. – Rzucił jeszcze, gotów odpowiedzieć przemocą na atak.
Typ spod ciemnej gwiazdy nie był przygotowany na opór ze strony obcego. Cios w splot słoneczny całkowicie go zaskoczył. Mężczyzna stracił na chwilę oddech opadając przy tym na kolana.
Widząc co się dzieje ulicznik na chwilę zastygł w uścisku Albina.
- Uspokój się dobry człowieku, nie chcę ci zrobić krzywdy, więc mnie do tego nie zmuszaj. Następnym razem włoże w to więcej serca. – Powiedział, do klęczącego mężczyzny. – A tego możesz nie przeżyc. – Dodał lodowatym głosem. – Którędy dotre do rynku? – Zapytał nieco łagodniej, czekając aż Rembianin się pozbiera. – A ty... zaczniesz mówić. – Zwrócił sie do chłopca.
Próbując złapać oddech mężczyzna wskazał kierunek. Chłopka pokiwał szybko głową na znak że się zgadza.- Dziękuję. – Powiedział przyjaźnie a następnie ruszył we wskazanym kierunku. Gdy oddalili się dobre dwadzieścia kroków, zwrócił sie do rzezimieszka na swoim ramieniu. – No dobrze, a teraz... teraz zamieniam się w słuch. – Wyrównał krok, który był ciągle żwawy, ale teraz, wiedząc w którym kierunku powinien zmierzać, był bardziej spokojny i pewny siebie.
- Zaproponuj coś w zamian albo się odpierdol. - Powiedział hardo złodziejaszek.
Nie wyglądał na przestraszonego.
- Życie ci nie wystarczy? W sumie fakt, możesz nic nie mówić, wypruję ci flaki i spróbuję uzyskać odpowiedzi wieszcząc z ich wzoru, tak jak to się robi z niektórymi zwierzętami. Tylko widzisz, zwierzęta akurat lubię, z ludźmi bywa różnie, a nasza znajomość nie zaczęła się najlepiej. Jeśli powiesz mi wszystko, może nawet pozwolę ci zatrzymać połowę zawartości sakiewki. Jak się przekonam że faktycznie mówiłeś prawdę, może coś dorzucę jeszcze. Może. – Powiedział spokojnym głosem, dociskając chłopaka do ramienia coraz mocniej, nie pozwalając mu zaczerpnąć tchu, aż nie skończył mówić.
- Jakiej sakiewki? - Wyrzucił z siebie ciężko dzieciak na bezdechu.
Albin przetrzepał kieszenie młodzika. Były dwie opcje, biegł nie za tym za kim trzeba, albo co bardziej prawdopodobne, wyrzucił ją gdzieś po drodze. Drugie bardziej mu się zdawało prawdziwe. – Tą, którą wyrzuciłeś po drodze. Ale, wracając do tematu, opowiadaj. – Mężczyzna pozwolil chłopakowi nieco odetchnać.
- Chodzi o tą kobietę? Tak? - Było to raczej pytanie retoryczne, gdyż ulicznik nie czekając na odpowiedź kontynuował. - Zapłaciła za dostarczenie wiadomości.
- Jaka to dokładnie wiadomość i komu miałeś ją przekazać? Oraz jak wyglądała ta kobieta. - Zapytał spokojnie, kontynuując marsz.
- Gwardziście. A kobieta wyglądała jak ty.
- Jaka to dokładnie wiadomość i jakim cudem wyglądała jak ja? Skoro zdziwiłeś się że nie jestem od niej... - Ton Albina zaczął pobrzmiewać stanowczymi nutami. - Zacznij od treści. - Zasugerował.
- Nie płaciła za czytanie, tylko za dostarczenie. - A ton złodziejaszka zaczynał pobrzmiewać lekceważąco. - No jak ty. Skóra. Włosy. Ubranie.
- Więc gdzie ta wiadomość i który palec złamać ci jako pierwszy? Poważnie pytam, cierpliwość mi się kończy. - Stwierdził Albin, rozglądając się za jakąś boczną uliczką.
- U gwardzisty!! - Wrzasnął ulicznik i zaczął znowu się szarpać.
Jakaś kobieta chwyciła swoje małe dziecko i wciągnęła je do domu rzucając pełne pogardy spojrzenie Albinowi. Kilku innych przechodniów spojrzało w ich stronę.
- Doskonale, więc pójdziemy sobie zaraz do gwardzistów i powiesz mi do którego dokładnie! Chyba nie boisz się że któryś rozpozna w tobie rzezimieszka, co?! - Krzyknął równie głośno Albin. Skoro próbujesz być taki sprytny, to zrobimy to trudniejszym sposobem. Dużo trudniejszym. Nie wyrywaj się, bo będę musiał cię znowu przydusić. - Powiedział cicho tylko do chłopaka. - Konkrety, konkrety, konkrety. - Powiedział przez zaciśnięte zęby.
Ulicznik tylko wybałuszył oczy ze zdziwienia, ale próbować uwolnić się nie zaprzestał.
- Ech, gdzie dokładnie dałeś mu tę wiadomość, jak go rozpoznałeś, jak miał na imię, jak dokładnie wyglądał. Na spokojnie, po kolei. - Powiedział Albin.
- Gwardzista miał być przy bramie. Był. Dostał wiadomość i tyle. Nie wiem jak miał na imię.
- Dobrze, przy której bramie, o której godzinie. Potem, powiesz mi jak miałeś rozpoznać kobietę, która dała ci wiadomość. - Powiedział siląc się na spokój. Nie miał talentu do dzieci.
- Przy takiej małej branie. W koszarach. Wieczorem miał tam być. A kobieta wyglądała jak ty. Nie dużo jest tu takich.
- Może nie, ale uważaj następnym razem. Mówisz że podobnie do mnie się ubierała i miała podobne włosy? Pamiętasz gdzie rzuciłeś sakiewkę? - Zapytał chłopca stawiając go wreszcie na ziemi, ale trzymając jeszcze ciągle za ramię.
- Tylko głupcy wyrzucają sakiewki.
- Ciekawe spostrzeżenie, więc co dokładnie stało się z moją? - Zapytał nie puszczając chłopaka.
-Zmieniła właściciela?
- Dokładnie wtedy kiedy zacząłem cię gonić. Więc, gdzie jest? - Zapytał, ale nie spodziewał się odpowiedzi. Jeśli młody był złodziejaszkiem, możliwe że gdzieś ukrył swój łup po drodze, natomiast, jeśli przekazywał tylko wiadomość a sakiewkę ukradł ktoś inny, to mógł się z nią pożegnać. Było to tylko złoto, ale nie lubił go tracić w taki sposób, informacje od chłopaka były prawdopodobnie o wiele ważniejsze niż pieniądze.
Dzieciak rozłożył ręce w geście bezradności uśmiechając się przy tym niewinnie.
- Uciekaj, następnym razem jak cię złapię, zrobię sobie sakiewkę z twojej skóry. I nic nie mów tej kobiecie że na mnie wpadłeś. - Powiedział puszczając chłopaka. Zastanawiał się, w którą stronę pobiegnie, podążanie za nim w tym momencie nie było najmądrzejsze, mógłby się do reszty zgubić. Teraz wiedział przynajmniej za kim powinien się rozglądać.
Złodziejaszek wbiegł w tłum i tyle go Albin widział.


Na chwilę młody amberyta ponownie wszedł w tłum, tym razem jednak by skierować się ku koszarom, przyjrzeć się gwardziście, który akurat pełnił wartę. Problem był z odpowiedziami chłopaka. Będąc już w swoim pokoju skreślił więc tylko notkę do Niamh, mówiącą, że podobno kobieta, wyglądająca podobnie do niego, dostarczyła jakąś wiadomość gwardziście pełniącemu wartę przy bramie koszar. Spojrzał na nią uważnie, przemyślał jak mało się dowiedział i schował ją głęboko do kieszeni. Następnie sięgnął do drugiej kieszeni po jedyną monetę, która miała dla niego jakąkolwiek wartość i usiadł wygodnie, oczyszczając swoją głowę przez przywołanie Wzorca w swoim umyśle.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline