Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-04-2016, 10:40   #17
eugenes
 
Reputacja: 1 eugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie coś
 
Pierwszy dekadzień Słonecznego Zenitu roku 1372.
(Dzień 1)
Karczma Czerwony Kocur
Olbrzym w zbroi poczekał aż wszyscy opuszczą pokój i został sam z dziewczętami.
- Nie pytam was czemu nie przyszłyście do mnie z tym od razu. Pewnie miałyście swoje powody, albo to, że sam w tropieniu średnio bym sobie poradził. Zapytam o co innego… co z tym Szarym? Co znaczy, że “nachodzą was jego zbiry”?

- Zniknięcie Grima zainteresowało Szarego, który widząc że nie ma właściciela chce przejąć karczmę. - rzekła Anna i poklepała zakutego w zbroje wojownika dodając - Nie przejmuj się wszystko na to wskazuje, że my tutaj zostaniemy. -

- Potrzebujecie z tym pomocy? Wiesz… mogę poczekać aż się pojawią i wtedy kazać im sie wynosić. Komuś takiemu jak ja cięzko się odmawia. A jak przyjdą burdę urządzać to ich spałuje, że z lewdością się odczołgają. Co ty na to? - zapytał życzliwie.

Anna powiedziała z pewnym zdziwieniem w głosie. - Myślisz, ze Szary odpuści jak obijesz paru z jego zbirów? -

- Nie wiem - wzruszył ramionami Bastion - nie znam go i nie znam się na półświatku. Ale to jakiś początek, nie? Raz ich wyrzuce, drugi raz i trzeci. Potem przyjdzie pewnie jakiś z jego zaufanych ludzi z kilkoma mięśniami i ich też będę musiał obić. Za każdym takim razem Szary będzie tracił kolejnych ludzi, bo będziemy odstawiać ich prosto do straży miejskiej. To luźny plan. Po prostu chcę pomóć. Jeśli masz lepszy pomysł to chętnie podyskutuję o nim, albo wezmę udział, jeśli już go wprowadziłyście w ruch.
Anna poprawiła swoją czarną opiętą tunikę. - Możesz spróbować, jak już mówiłam Szary to nie jest byle zbir z ulicy i dlatego nie chciałbym się w to mieszać. Lepiej mniej zarabiać, niż leżeć na samym dnie portu, prawda? Zresztą, pogadaj z Wildo i Dannem, oni się teraz zajmują się prowadzeniem Czerwonego.
- Ale to chyba też nie oznacza, by po prostu dać mu wziąć was na własność. Gdzie ich znajdę? Są teraz na dole?

Anna odpowiedziała. - Nie przesadzaj, nikt nas tu w kajdany brać nie chce. Nie Isi? - kobieta o miedzianych włosach pokiwała energicznie głową. - Tak, Wildo jest przy szynku, a Dann pewnie stoi przy drzwiach sprawdzając kogo to przywiało dziś do Czerwonego. - zakończyła Szatynka.
- Nie wiem. Może to mój sposób myślenia, ale uważam, że waszym świętym prawem jest to by nie być zmuszanymi do dzielenia się z nikim swoją własnością jeśli same nie chcecie. Do zobaczenia później, Anno.
Bastion zszedł po schodach i skierował się do Wildo. który, był przy szynku. Karczmarz przyjaźnie kiwnął głową widząc zbrojnego.
- Witaj. Chciałem zapytać o wasz plan na zaradzenie problemu z Szarym. I czy mogę się jakoś w tym przydać. Bez dodatkowych opłat, czy nic w tym stylu. Chcę pomóc dziewczętom.
Wildo podrapał się po czole mówiąc. - Fakt, narzucił trochę za dużą marżę. Jego ludzie biorą o jedną trzecią więcej, niż brał Grim. Tu rozwiązania są dwa. Pierwsze, pogadać z Szarym, aby zmienił warunki. Drugie, znaleźć Grima albo wybrać nowego właściciela. Ale to tylko luźna rozmowa, przecież nikt rozsądny nie będzie chciał drażnić Szarego - karczmarz rozejrzał się podejrzliwie po izbie.
- Cóż… gdybym był rozsądnym człowiekiem nie chodziłbym nonstop w pancerzu… Z Szarym chyba nie bardzo idzie się dogadać. Jak wygląda sprawa nowego właściciela? Kto go wybiera? To permanentna sprawa, czy można by potem ustąpić miejsca Grimowi kiedy by powrócił?
- Jak widzisz, Szary wybrał się sam. Tak, będzie można później Grimowi ustąpić miejsca, ba nawet sam Grim pewnie się z taką “prośbą” zgłosi. Pojawią się tylko drobne kwestie formalne. W rzeczach Grimma, na piętrze znajduje się pewnie akt własności, a co ważniejsze w księgach Rady Pięciu znajduje się wpis poświadczający to samo. - rzekł karczmarz i wyciągnął z za lady szarą szmatę. Wildo zaczął wycierać nią blat szynku mówiąc dalej . - Inną kwestią jest sam Szary. Wiele lat siedzę w Thur i mogę Ci powiedzieć jedno, że nie chciałbym mieć Szarego za wroga, ale to jest tylko zdanie zwykłego karczmarza.
- Rozumiem. Jest jakiś chętny by zostać właścicielem? W ogóle zależy wam na tym, czy może ten Szary wcale nie jest taki zły? Może właśnie próbuję wyważyć drzwi które wcale tego nie wymagają i sytuacja nie wygląda tak źle jak sobie wyobraziłem? Zależy wam, w ogóle, na tym by Szarego zdetronizować? Jeśli tak to chcę wam pomóc. Ale jeśli w mojej głowie brzmi to znacznie gorzej niż jest w rzeczywistości to nie będę porywał się z kopią na wiatraki.
- Wiadomo, lepiej by było za Grima - powiedział Wildo drapiąc się po głowie. - ale, Szary to też człowiek interesu. Póki Czerwony Kocur będzie wypełniał jego kiesy złotem, to tu niewiele się zmieni. Jedynie Dann będzie musiał szukać nowej roboty. Ochroną zajmą się teraz ludzie Szarego. Więc, jeśli chcesz komuś pomóc to najlepiej zacznij od starego żeglarza -
Zbrojny kiwnął głową na słowa karczmarza, po czym skierował się do wyjścia znikając w mroku nocy.
 
Pierwszy dekadzień Słonecznego Zenitu roku 1372.
(Dzień 1)
Ulice Thur



Dwójka skierowała się na wschód. w stronę dwóch bliźniaczych baszt, gdzie znajdowała się brama główna. Na trakcie mijali parę grup mieszkańców, część targała za sobą niewielkie wózki, raz jechał duży zaprzęg ciągnięty przez parę wołów. Netsah i Adramelekh po więcej niż kwadransie dotarli do strzeżonej bramy. Jeden ze strażników skierował się do młodych mężczyzn zbliżając pochodnie trzymaną w dłoni i oświetlając ich twarze. Chwilę przyglądał się bacznie, w tym czasie Netsah zapytał o stajnie niejakiego Marko, jak polecił karczmarz. Zbrojny powiedział mu, ażeby kierował się na północ, alejką przy biegnąca przy murze.
Para przeszła przez bramę, a następnie skręciła w lewo, gdzie po chwili zobaczyła długi na parędziesiąt metrów budynek z drewna przylegający do ściany. W okolicy leżały dziesiątki stóg siana. Przy budynku znajdowało się czterech mężczyzn. Jeden z nich, młody około czternastoletni chłopak zbliżył się do podróżników i powiedział . - Wielcy Panowie, wyście jest z Brygady Yeshpeckiej? -

Adramelekh przezornie trzymał jęzor za zębami, słysząc pytanie młodzika - nie znał tutejszych realiów i nie wiedział czy - mając na względzie pomysł podszywania się pod najemników - podawać się za tych yashpetów czy jak się tam oni zwali. Choć powstrzymywanie się od kłapania gębą było trudnym zadaniem, biorąc pod uwagę zmęczenie i spożyty posiłek. Zamiast tego ziewnął że omal mu szczęka nie wypadła z zawiasów. Rozejrzał się na wszelki wypadek, wiedziony instynktem ściganego zwierzęcia.
- Jak bogowie dadzą, jużli z jutra. - rzucił Netsah, po czym rzucił także lejce mężczyźnie - Ileż za noc dla niego?
W okolicy nie było nic nadzwyczajnego. Z wnętrza stajni co pewien czas dochodziły odgłosy pracowników i końskie parsknięcia.
Stajenny podrapał się po głowie i rzekł. - Brygada Yeshpecka wynajęła niemal całą stajnie, Panie, rzuć że, 8 srebrnych, a się dogadamy.
- Za osiem srebrnych to ja mogę powierzyć jemu do pilnowania. - nie odwracając się wskazał Andramelekha - Jesteśmy z północy. Chwilowo kabza… - przerwał na chwilę, gdy zawartość żołądka mu się odbiła - ...o cienkim groszu. - skłamał, zamiast po prostu się licytować - Ale jak jesteśmy komuś wdzięczni, to przysługa za przysługę. Znajdź mu miejsce, a ja ci to jakoś wynagrodzę.
-Może na północy płaci się przysługami, ale tu, w Thur złotem. - odrzekł opryskliwie stajenny spoglądając na miecz i kolczugę Netsaha.
- Chodźmy no stąd, panie północniku - młody Damarczyk roześmiał się i odezwał kpiąco, spoglądając na Netsaha. - Coś się imć Wildo z Yeshpek pozajączkowało gdy zachwalał ten przybytek. Zapomniał dodać że zdzierają dziesięciokrotną cenę, jak nie więcej. Trzeba mu będzie rzec by zachwalał inną stajnię.
- Istotnież. - spochmurniał Netsah, po pijacku, ale zdawał się nie być skory do dalszych pertraktacji, albowiem wyciągnął z sakiewki złotą monetę - Maszli z górą, bo nie będę tu jedną noc, ale jak coś zginie, to ciebie szukał będę. Jak czegoś potrzeba szukać mnie w Czerwonym. Wołają mnie Kilren. - i zaczął wracać do Czerwonego, czekając na Adramelekha, nie rozstawszy z lancą. Młodzik jednak zwlekał jeszcze przez chwilę, z uśmiechem odsłaniającym zęby przyglądając się stajennemu i drapiąc po policzku pazurem.
- Panie Kilren, jeśli ten tu o waszą własność nie zadba, będę mógł go zjeść? - rzucił z podstępną uciechą za Netsahem nim ruszył w ślad za nim.
Gdy chłopaka usłyszał imię Wildo rzucił. - Wielcy Panowie, trzeba było od od razu mówić, że jesteście z Czerwonego. To się inaczej dogadamy, miejsce się znajdzie za pięć srebrnych.
Netsah się odwrócił.
- Masz już z górką, szubrawcze. - uśmiechnął się krzywo, niepocieszony - Na zapas, bo na jednej nocy nie stanie, a jak tak to moja strata. Ale przyjrzyj się mu - wskazał kciukiem stojącego obok Adramelekha - Bo jak coś zaginie, to będą cię wydłubywali spomiędzy jego zębów.
Co prawda łysy młodzik uzębienie dziedziczył po - w większości - ludzkich przodkach, ale w niczym nie przeszkodziło mu to w obdarowaniu stajennego jeszcze szerszym uśmiechem. I głodnym, jeśli można to tak określić. Po czym wyciągnął nogi żeby zrównać się z towarzyszem.

Najemnik przez chwilę milczał niepocieszony - Koń to dobra rzecz jak mieć żołd. Dałbym go dziwkom do pilnowania, ale go nie nakarmią i nie oporządzą. Każdą miarą, mam plan do dnia jutrzejszego, ale winszuję, że i tyś coś wykoncypował.
- W moich stronach mniej on przydatny, jak to w górach - Adramelekh odpowiedział w zamyśleniu, jakby wbrew sobie. Otrząsnął się z zadumy.
- A tak, przede wszystkim ten dżentelmen którego szukamy nie jeno Kocurka nawiedził, jestem przekonany. Może kobietek nie lubi, może mu nie staje albo jedynie w chłopiętach gustuje, ale pewnie od czasu do czasu potrzebuje zamoczyć dzioba wraz z kompanami. No to gdzie indziej próbujmy dowiedzieć się kto zacz i gdzie go szukać. A sądząc po tutejszych cenach im szybciej się uwiniemy ze zleceniem, tym lepiej dla nas, bo inaczej z torbami nas miejscowi puszczą.
- To prawda, ale pamiętaj, że co na tym zyskamy to nasze. Rapier powinien pięknie pokryć wszystkie moje koszta… a jestem pewien, że i ty znajdziesz coś dla siebie… po taniości. - zauważył, co do możliwych zdobyczy.
- Ja myślę, że niestety nie wiemy, dlaczego chlastnął, tę, no… Annę. Dianę. - poprawił się i pogubił w imionach, na chwilę przetarł twarz dłonią zmęczonym gestem - Dobył rapiera i był z nią samoż. Gdyby chciał, to by ją zabił. Dziwki nam czegoś nie chcą powiedzieć, ale wszystko mi jedno.
- Nie dzielmy skóry na centaurze, któren jeszcze dycha w puszczy. Bo nam z zadków uczyni tą, jak jej tam...
- zauważył sentencjonalnie Damarczyk i przerwał gdy zerknął na towarzysza. - Oj, panie Netsah, panu do łoża dziś trzeba, a nie główkować. Znaczy spać, bo co do łoża to mam zamiar odwiedzić ową Dianę.
Przerwał na moment i zamyślił się, by wreszcie skrzywić się i splunąć.
- Powariowali wszyscy do imentu z tym kaleczeniem i mszczeniem się. Zamiast dziewczynie kleryka Lathandera sprowadzić by jej buźkę w mig uzdrowić, to się dziewki uniosły honorem i miast tego mścicieli najmują. A nad dziewczęciem wszyscy lamentują, jakby ta jej blizna była gorsza od dziobów po ospie i diabli wiedzą czego jeszcze, które co druga w każdym siole czy grodzie ma na gębie. No ale dzięki temu pieniądz krąży, krąży, kółka zatacza i może i my wskoczymy na ten wózek, co to się toczy na tych kółkach… - wrodzone gadulstwo wzięło górę, a może Adramelekh musiał po prostu otworzyć gębę po tych kilku upiornych tygodniach ciągłego ukrywania się i ucieczki. Jego towarzysz jak gdyby przysłuchiwał się, ale ktoś uważny widząc jego twarz dostrzegłby, że od słów olbrzymiego wojownika jest myślami daleko. Damarczyk był za to całkowicie ukontentowany tak zgodnym i milkliwym rozmówcą.

***

Dwójka młodzieńców znalazła się w odległości paru metrów od Czerwonego Kocura, gdy stojąca przy sąsiednim budynku starucha, ubrana w długi ciemny płaszcz i duży naszyjnik z nieobrobionych kawałków koralowca o zielonej barwie próbowała złapać jeźdźca za ramie krzycząc. - Ta dziwka w Czerwonym sprowadzi na was gniew samej Królowej Głębin. Wielu marynarzy i podróżników z jej powodu zginęło zabitych przez wysoką falę lub atak sahuaginów zesłanych przez Umberlee. - tych słowach postać zaczęła się oddalać od Netsaha i Adramelekha skręcając w jedną z wąskich uliczek między budynkami.

- A niech to… - westchnął Damarczyk, spoglądając za staruszką. Co prawda nie miał na to specjalnie ochoty, ale jednak zawrócił i wyciągnął nogi w ślad za nią. - Dobra niewiasto, można na słówko?
Był już zmęczony i jedyne na co miał ochotę to lec w łożu - z dziewką lub bez - ale z drugiej strony wiedza o tym co w trawie piszczy mogła być bezcenna i kluczowa dla przeżycia.
- Dziękujemy za ostrzeżenie, ale zechciej uchylić rąbka tajemnicy i zdradź skąd twoje słowa o tejże dziewczynie - Dianie, bo ją zapewne masz na myśli? - zagadnął uprzejmie.
Starucha słysząc pytanie młodzieńca machnęła ręką mówiąc. - Nie, mówiłam o tej dziwce Annie. Jej familia oddała ją na służbę Królowej Głębin. Jako jedyna z czwórki nowicjuszek, przeżyła obrzęd topienia, a ta niesłychana łaska ze strony Umbreele została odrzucona. Porzuciła służbę naszej królowej narażając się na jej gniew, który nasza Pani w swojej przewrotności kieruje na jej kochanków. A niech ją odmęty Arnadenu pochłoną. - starucha złapała się za jeden z korali na wisiorze i zakończyła spoglądając w oczy Adramelekha - Bacz na nią, młody Paniczu, niech Cię nie zwiedzie jej syreni śpiew.
Biorąc pod uwagę co się mówiło o Suczej Królowej młodzik wcale nie był zdziwiony że dziewczyna nie była entuzjastycznie nastawiona do wejścia w szeregi Jej kapłanek, ale przezornie ugryzł się w język.
- Przykra sprawa, ale na szczęście jedynie interes mam zamiar z nią ubić - zauważył i skinął uprzejmie głową - Dziękuję raz jeszcze, droga pani.
- Proszę, proszę. Co za dżentelmen, prawdziwy arystokrata. - uśmiechnął się zgryźliwie Netsah, nie słysząc rozmowy, ale ewidentnie widząc jej przebieg, gdy Adramelekh już wrócił. - Lokalna obłęda opowiedziała jeszcze jakieś ciekawe zabobony?
Chłopak uśmiechnął się półgębkiem i pokręcił głową.
- Niczego co podciągnąłbym pod “zabobony”, ale ciekawego - jak najbardziej. A co do samej niewiasty, to uważasz że więcej by mi dało odmienne zachowanie? - zapytał z zainteresowaniem, ciekaw odpowiedzi towarzysza.
Netsah zastanowił się chwilę.
- Chodźmy. - powiedział po prostu, znowu nagle uśmiechnięty. Młodzik z rozbawieniem uniósł brwi na taki entuzjazm i podążył za nim.


 
Pierwszy dekadzień Słonecznego Zenitu roku 1372.
(Dzień 1)
Czerwony Kocur

Wewnątrz Czerwonego Kocura niemal każdy stolik był zajęty. Rudowłosa kelnerka Rose siedziała teraz na kolanach jednego z klientów. Wildo nalewał kufle. Dann, ochroniarz wywlekał szarpiącego się pijaka.

- Mości Wildo, buteleczkę wina i dwa kubki podajcie - Adramelekh rzucił do karczmarza, gdy we dwóch podeszli do zawiadującego przybytkiem - Gdzie Dianę znajdę? - dodał i nie tracąc czasu odwrócił się do najemnika. - Panie Netsah, tobie to już miejscowej gorzały wystarczy, idź no się wyspać - zakpił dobrodusznie.
Netsah skinął tylko głową, opierając przedramiona o kontuar.
- O mię się nie martw, pomyśl lepiej, czy maszli na nią pieniądze. - zastanowił się na moment - I czy ona ma ochotę, po niedawnej klienteli. - powiedział do nikogo konkretnego, po czym niewiele myśląc uniwersalnym gestem domógł się po cichu od oberżysty jeszcze alkoholu. - Zapłacę jak się pozbieram. - powiedział doń.

Wildo skinął głową i krzyknął. - Jedną butelkę Calimshaneckiego, czerwonego. - Z kuchni wyszła drobna blondynka z flaszką trunku. Gdy położyła ją na ladzie karczmarz powiedział. - Oto i Diana. - Kobieta spojrzała się na dwójkę mężczyzn, w jej zachowaniu można było wyczuć nutę niepokoju, gdy dostrzegła po raz kolejny szpony u jednego z najemników.
 
eugenes jest offline