Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-04-2016, 21:52   #11
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Widok wielkich mężczyzn, a szczególnie jednego ze szponami zamiast paznokci wzbudził w dwóch kobietach niepokój, tylko Anna z uśmiechem i większą pewnością przyjęła przybycie całej szóstki. -Tak więc po prostu Yarlo. Przejdźmy do rzeczy. - powiedziała Anna z cynicznym uśmiechem do rudowłosej kobiety. - Sprawa jest prosta. Musisz znaleźć i zabić bestię, która tak ohydnie oszpeciła Dianę. Za wszystko możemy zapłacić złotem - w tym momencie wyciągnęła brązowy mieszek. - tu jest około stu złotych monet, powiedzmy, że jest to swoistego rodzaju zaliczka, którą mogę złożyć na ręce Bastiona, oraz naszą biżuterią, która możecie sprzedać za znacznie większą sumkę. -

Netsah po jednym rzucie oka wszedł do pomieszczenia, niepomny na dwóch towarzyszących mu monumentalnych mężczyzn uzbrojonych w miecze dłuższe niż on sam był wysoki.
- To zależy kogo mamy oszpecić. - uśmiechnął się do zadziwionej kobiety, po tym jak przez jedno mrugnięcie jego oczy zogniskowane były na bliźnie tej, która musiała być Dianą.
- W tym problem. - odrzekła Anna, gdy pojawiło się pytanie od jeźdzca - waszym zadaniem będzie go znaleźć.
- A jakże by inaczej - huknął donośnie barbarzyńca na niezbyt rozgarnięte pytanie szatynki, czy oni również są tu w sprawie ich ogłoszenia, wypowiedziane ponadto ze zdziwieniem.
- Jam jest Tratgrugg Beorunna - przedstawił się barbarzyńca waląc pięścią w swą szeroką pierś. - a to moja... - olbrzym strapił się nieco - towarzyszka, Lu. - wybrnął. Nie miało sensu zrażać ewentualnego pracodawcy rzeczywistym stanem posiadania.
Wywołana, Lu skinęła głową na powitanie i rozejrzała się nieśmiało po zgromadzonych. Dużo wojowników, czy te kurtyzany mogły mieć rzeczywiście tyle biżuterji , by opłacić ich wszystkich? Nie by to było rzeczywiście jej zmartwieniem. Zakłopotała się jednak nieco widząc oszpeconą blond dziewczynę.
Beorunna wziął z trzymanej przez Lu tacy kawał mięsiwa. Zatopił zęby w upieczonym mięsie, aż tłuszcz spłynął mu po brodzie.
- Mówcie dziewczęta, co to za jeden, którym mamy się zająć. I ile to jest "naprawdę dużo złota", coście pisały - zahuczał przeżywając nadal mięsiwo.
Po chwili wytarł tłuszcz kapiący po brodzie grzbietem potężnej dłoni.
Na chwile bezceremonialnie spojrzał na okaleczoną dziewkę, wcale się z tym nie kryjąc. na bliźnie zawiesił wzrok jednak jedynie na moment, potem zjechał w dół by otaksować jej ciało, następnie wrócił ponownie wzrokiem w górę, by spojrzeć jej prosto w oczy.
- Oporządzim go solidnie dla ciebie mała. - obiecał najzwyczajniej.

Bastion rozejrzał się po grupie. Wyprostował się i pochlił nieco, jakby cicho wzdychał pod zbroją. Podejrzewał, że wiele gąb wyjdzie tu zawiedzionych.
- “Na prawdę dużo” prawdopodobnie, oznacza “dużo”, ale w kategoriach pojedynczej osoby. Nie sądzę aby obicie mordy jednemu hłystkowi ktokolwiek, nie ważne jak hojny, wyceniłby tak wysoko by nagroda zadowoliła tylu awanturników. Ale dajcie się, dziewczynom, wypowiedzieć, bo jeszcze nie nawet nie zaczęły mówić a już nie dajecie im dojść do słowa.
- Ano właśnie, po kolei wszystko jak na świętej spowiedzi mówcie panie, tak jak ten okuty żelazem dżentelmen prawi - wtrącił śmiertelnie poważnym tonem oparty o ścianę Adramelekh i łyknął z kufla. Zaczynał przypuszczać że jakoweś jasełka się tu dzieją, ale nie tracił nadziei na chociaż jakąś drobną korzyść dla siebie.

- Tak, więc- powiedziała Anna, gdy pojawiły się kolejne pytania od Beorunny i Adramelekha - to było ponad dekadzień temu, ten bydlak był w towarzystwie jeszcze dwóch mężczyzn - w tym momencie kobieta o miedzianych włosach wytraciła się mówiąc - Nie obnosili się ze swoim przybyciem, zakrywali twarze kapturami. Wtedy w karczmie bawił się oddział najemników od Irvisa bękarta, dwójka z nich piła, jeden nie. W całym Czerwonym było bardzo głośno, Żeglarz miał pełne ręce roboty, tak samo jak Grim. - Jeden z tej trójki. - powiedziała blondynka z blizną. - Chciał się ze mną przespać, zapłacił i wtedy gdy byliśmy sami wpadł w furię. Wyciągnął rapier i ciął, trafił mnie w twarz. - Anna widząc smutek na twarzy blondynki powiedziała. - Udało mi się usłyszeć krzyki, bo byłam w sąsiednim pokoju.Wbiegłam i kopnęłam bydlaka, że aż się skulił, wtedy pojawiła się dwójka jego towarzyszy, jeden z nich zdzielił mnie w głowę, drugi wyciągnął łajdaka z pokoju i z tym co mnie uderzył wyszli z pokoju łapiąc za jedno z krzeseł i ryglując pokój. Dwa dni później Grim zniknął, a teraz nachodzą nas zbiry Szarego. - zakończyła czekając na dalsze pytania.
-Jak już wcześniej pytałam. I nie tylko ja- odezwała się rudowłosa krasnoludzica, po czym spojrzała na ogromnego mięśniaka, który również zdążył spytać o złoto i konkrety -Czego od nas oczekujecie i jaka za to czeka nas zapłata?- zawiesiła ręce na piersi.
- Takżem myślał - rzekł tratgrugg na słowa Bastiona, na temat ilości złota. Nie brzmiał jednak jakoś specjalnie zawiedziony.
Odwzajemnił spojrzenie Yarli , salutując jej nieznacznie trzymanym w łapie mięsiwem. Po czym wbił pytające spojrzenie w szatynkę.
- Grim to wasz ochraniaż, tak? Powiadacie, zniknął 2 dni po zajściu, czy on również ścigał tego chłystka? I co go aż tak zmierziło, że się za rapier chwytając na zapewne golusieńką i chętną dziewkę rzucił? No i mówcie składniej. Kto ten szary i czemu was nachodzi? Jam nie tutejszy, wyłuszczcie jak prostaczkowi.

- Nie, ochroną zajmuje się Dan Żeglarz. Grim jest właścicielem całego Czerwonego. - rzekła Anna - to stary doświadczony żołnierz.- kobieta obok wtrąciła się mówiąc. - Jego reputacja trzymała z dala zbirów Szarego. - Szatynka kiwnęła głową. - Teraz rozeszła się wieść, że go nie ma, więc rozumiesz. A czy to ważne dlaczego ten bydlak się na nią rzucił? Pijany był, pewnie dlatego - Anna spojrzała na Dianę. Blondynka kiwnęła aprobująco głową. - Co do twojego pytania o Szarego, to niewiele o nim wiadomo, przybył do Thur kilkanaście lat temu, podobno trudnił się handlem i przewozem niewolników przez Lśniące Morze. Słynie z tego, że odzyskuje złoto od niepłacących dłużników, a właściwie to jego ludzie bo Szarego niewielu widuje, nie liczyłabym też na to że spotkasz go na ulicach miasta. Z tego co wiem, jest właścicielem Portowej i Calimshanu.
- Zatem mamy zabić dla was zbira z rapierem, chodzącego z kapturem na głowie w towarzystwie dwóch podobnie zakapturzonych jegomości. Tak? - barbarzyńca podrapał się po porośniętym gęstą szczeciną podbródku. - Żadnych imion? żadnych znaków szczególnych? I nie widziano owych zbirów tutaj już od deka dnia, tak? To panną wróżbity czy jakiegoś różdżkarza trza, nie wojów....A o powód nagannego zachowania owego mości zbira pytałem, bo mogło by to zdradzić jego tożsamość, może? Rozebrał się choćby uprzednio, że panienka twarzy się przyjrzeć może zdołała? To by jednak niezmiernie pomogło w poszukiwaniach. - Beorunna wziął potężny łyk piwa i beknął głośno - przepraszam - rzekł ocierając usta.
- A ta wasza karczma tutaj, stoi od ośmiu dni bez właściciela i lokalny zbir się do was przymila? Na waszym miejscu tym bym się martwił, bez urazy drogie panie. Jeśli Szary jest takim człekiem, jak powiadacie, w mig was przejmie i panienki dla niego będą pracować, oddając większość złota jego zbirom. - Beorunna westchnął ciężko. Mimo szorstko wypowiedzianych słów, wyglądał, jakby się zastanawiał, jakby tu dziwką pomóc. A może tylko rachował, czy czasem nie zmitrężył już za wiele cennego czasu.

Bastion posmutniał sluchając opowieści

- Anna… Diana… - zagadnął powoli - Dwa ważne pytania.
Pierwsze. Macie coś… cokolwiek co pozwoli nam znaleźć tych ludzi? Na razie jedynym tropem jest ten Irvis Bękart i to czy wyda on nam własnych ludzi. Rozumiecie, że to wcale nie jest najlepsza droga… jedynie gdyby uniósł się honorem mógłby nam pomóc, ale też to byśmy najwyżej wynegocjowali jakieś odszkodowanie dla Diany.
I drugie. Czego od nas oczekujecie? Chcecie byśmy go obili? Nastraszyli i zażądali przeprosin? Na razie temat Grima zostawmy na później.

- Zdaje się, że chodzi o ukaranie winnego piękną blizną na policzku. - Netsah oparł się o ścianę i założył ramię na ramię, podtrzymując krzywy uśmiech - Nie przesadą byłoby zabić… za taką błahostkę?
- Nie orientuję się w tym rzemiośle, ale… - podjął Bastion - kurtyzana z blizną to chyba jak najmenik bez prawicy. Oboje muszą sobie znaleźć nowe źródło zarobku. To wydaje się adekwatna odpłata.
-Chwila moment.- burknęła Yarla łapiąc się za głowę -Jeśli sprawa dotyczy zorganizowanej grupy to sprawa będzie dość ciężka. Jeśli chłopa okaleczymy, wróci by zabić. Jeśli go zabijemy, to z zemstą przyjdą do was jego kamraci. Macie tego świadomość?- spytała -Ja odbębnię swoje i pojadę dalej w świat, a wy tu będziecie siedzieć narażone na niebezpieczeństwa.- wojowniczka pokręciła głową raz jeszcze -Dajcie sobie spokój. Tyś ładna, zamiast dupą zarobisz uczciwą pracą, kelnerek brzydkich co nie miara, a twoja blizna się zagoi to nie będzie tak strasznie wyglądać.- burknęła.
- Ja tam lubię blizny - rzekł barbarzyńca. Faktycznie, jego ciało pokryte było dość gęsto rytualnymi okaleczeniami. - To dodaje ludziom charakteru. a powiedzcie panowie szczerzę, u dziwki liczy się raczej jej szparka a nie gładkie lice. - tratgrugg wzruszył ramionami - Tak czy siak. Panie chcą go trupem widzieć, ja tam z tym problemu nie mam, zaciuka się go i po krzyku. To jest, o ile się go znajdzie i sakiewka odpowiednio pękatą się okaże. A obie te sprawy oj niepewne, niepewne.- rzekł dość obojętnym tonem.
- Ja się podejmę. - powiedział swoim szepliwym głosem Netsah - Bez dodatkowych… uwag. Od tego, co zapamiętała Diana zależy, jak szybko odnajdę.
- Za płaszczem skrywał ciemnobrązowy, skórzany dublet, spodnie i wysokie buty. Odzienie nie było znoszone. Wyglądał młodo, na dwudziestoletniego młodzieńca. Jego włosy były czarne jak nocne niebo, a skóra miała jasnobrązowy odcień. - odpowiedziała Diana na pytanie od Barbarzyńcy.

W jednej z lam pojawiła się ćma. Owad latał okrążając płomień i rzucając monumentalny cień na całe pomieszczenie.
- To prawda - powiedziała Anna kierując swoje duże oczy w stronę Beorunna -Szary pewnie wyciągnie od nas więcej złota, ale Grim też nie był święty. Bardziej martwiłabym się o Danna, on chyba będzie musiał wrócić na łodzie. - szatynka wstała z krzesła spoglądając na przybyłych, a szczególnie na Yarle - Zależy nam na zabiciu tego bydlaka. To ma być przykład dla pozostałych. Każdy w Thur ma czuć strach , gdy skrzywdzi jedną z dziwek z Czerwonego Kocura. I za tak wykonane zadanie zapłacimy wam złotem i i oddamy naszą najlepszą biżuterię.
Motyl szamoczący się w lampie spalił się w ogniu.
Annę zdziwiło pytanie które zadał Bastion. - To są najemnicy, służą póki dostają złoto . Wildo mówił, że nazywają się Żelazną Brygadą, podobno jest to jakaś zbieranina ze wschodu Jeziora Pary. Co Bękarta obchodzi śmierć jednego z nich? - następnie, wysoka, szczupła szatynka zbliżyła się do rudowłosej krasnoludunki - Nie ty pierwsza udzielasz nam takich rad, ale to prawda, Diana tu nie zostanie. Mam rodzinę w Derelusku, która obiecała mi, że załatwi jej tam pracę jako pomoc kuchenna u jednego z tamtejszych kupców. -
Kobieta o miedzianych włosach wtrąciła się mówiąc. - Pamiętam, że tej nocy był na sali Paien Kanciarz, on zawsze ma oko na wszystkich, ale od tego czasu go nie widziałam. O ile nie jest akurat w robocie ogrywając kogoś w Talis lub kości to mieszka w Starej Zołzie, rozlatującej się łajbie niezdatnej do wypłynięcia na morze zacumowanej w Nędzarni, Może on wie coś więcej. Warto też pogadać z naszym karczmarzem Wildo, mówił,że chyba widział tą trójkę jak wybiegała z karczmy.

Adramelekh był młody i tym chętniej trzymał język za zębami, przysłuchując się jak bardziej doświadczeni gadają. Wśród innych nauk wyciągnął jedną na nieco bardziej odległą przyszłość, iż nierząd koniecznie należy w nader przemyślany sposób opodatkować i trzymać pod władzy kontrolą, jako przedsięwzięcie nadzwyczaj zyskowne, biorąc pod uwagę ilość gotowizny jaką trzy niewiasty były w stanie odłożyć. To jednak musiało poczekać.
- Jeśli o mnie chodzi to podejmuję się zlecenia - zadeklarował Damarczyk, uśmiechając się szeroko do Diany - Gdzie stacjonują najemnicy, drogie panie, jeśli w jednym miejscu się kupią? Jeśli więcej nas - spojrzał na pozostałych mężczyzn i krasnoludzką niewiastę - byłoby chętnych podjąć się zadania, to moglibyśmy podzielić się i szukać zarówno tejże trójki, jak i owego Kanciarza. W ramach małego rozpoznania, tak na początek… W Czerwonym Kocurze, rzecz jasna, stanęlibyśmy na kwaterze, tuszę że panie - i karczmarz - nie zedrzecie z nas nadmiernie - tym razem uśmiechnął się do Anny, prezentując zęby wielkie i mocne, osadzone w masywnych szczękach.
Tratgrugg oddał obgryzioną kość Lu, która odłożyła ją z boku tacy.
- Nie wiemy ile są warte wasze świecidełka, ani ile zejdzie nam czasu na poszukiwaniach - rzekł nieco niezadowolony marszcząc czoło.
- Dorzućcie do oferty kwaterunek i jadło, oraz jedną z was co drugą noc, a piszę się na tą imprezę! - huknął podjąwszy decyzję.
- W mojej historii poznałem nieco inną wizję kompani najemniczych - odpowiedział Bastion - Ale działa się też ona w innych częściach świata, wiele lat temu.
- Hmmm - mruknął tytan w zbroi, pod swoim cięzkim hełmem - Ja też wezmę w tym udział. Rozważcie jednak czy okaleczenie, w postaci odrąbanej kończyny, nie będzie lepszym przykładem. Oko za oko jest silniejszym przekazem… no i będzie wciąż miał język by tym opowiadać, a jego nędzny żywot będzie przypominał czym grozi podniesienie ręki na jedną z was. Taka propozycja. Nie biorąca się z łaski, bo prawdopodobnie ten człowiek skończy na bruku.
- Oprócz zapłaty możemy udostępnić dwa pokoje, a Bryto zawsze przygotuje coś strawnego. - powiedział Anna ponownie siadając na krześle przy drewnianym stole znajdującym się w centrum pokoju - Na nic więcej nie liczcie. Bastion, jak nie chcesz go zabić to wystarczy, że przyprowadzisz go do mnie. Zajmę się tym sama. - Anna wyciągnęła sztylet znajdujący się przy udzie i obróciła go parokrotnie w ręku.
- Jeżeli udzielicie nam kwaterunku i jadła za bezcen, Tymora wie, kiedy sprawca… się znajdzie. - rzucił zza reszty Netsah - Lepiejli każcie płacić i zwróćcie tym, którzy zadaniu podołają.
Adramelekh uśmiechnął się szeroko i z prawdziwym rozbawieniem na słowa woja.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 07-04-2016, 11:47   #12
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Yarla nie lubiła strzępić języka po darmo. Co prawda kobitki oferujące złoto, wysłuchały jej słów, lecz żadna chyba nie do końca je zrozumiała. Żadna z dzierlatek nie zakładała, że osobnik, którego planują okaleczyć może być dobrym znajomkiem swego szefa i sprawa stanie się bardziej osobista. A nawet jeśli tak nie jest i ów szef nie przejmie się niesprawnym najemnikiem, zatrudniając na jego miejsce kogoś innego, ów najemnika będą chcieli pomścić jego kamraci. A nawet jeśli nie, to istnieje duża szansa, że chłop ma odłożone dość złota by nająć takich samych poszukiwaczy wrażeń jak Yarla i jej nowi "towarzysze", by puścić burdel z dymem. Wojowniczka nie była głupia i zawsze szacowała konsekwencje planu na dłuższą metę. Z drugiej jednak strony ostrzegała o tym wcześniej. Całkiem możliwe, że po odebraniu zapłaty za wykonaną robotę zwyczajnie opuści Thur, a to co będzie się działo z kurewkami nie będzie już jej brochą.

Yarla bezuczuciowo wzruszyła ramionami i z miną niezadowolenia zlustrowała pracodawczynie.
-Szlag by to trafił.- szepnęła pod nosem. W każdej robocie dla najemnika jej pokroju było ryzyko. Inaczej nie byłaby najemnikiem.
-Dobra, możecie i na mnie liczyć. Ale najwsamprzód wyceńcie na oko te wasze błyskotki. Żeby się później nie okazało, że po sprzedaniu ich dostaniemy do podziału na łeb po dziesięć złociszy?- rudowłosa badała teren pod każdym kątem. Nie miała doświadczenia z niewypłacalnymi klientami, jak do tej pory i chciała by tak zostało.
-Skoro padła propozycja podzielenia nas na dwie grupy, to ja idę z olbrzymem.- postanowiła, zerkając w stronę Trattgrugga -Poszukamy Kanciarza. Domyślam się, że dogadam się z nim najprędzej z was wszystkich. Nic wam rzecz jasna nie ujmuje, lecz jego ksywka pewnie nie jest przypadkiem, a ja potrafię gadać kanciarzami.- spojrzała raz jeszcze na barbarzyńcę -Co ty na to Teurg?-
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 08-04-2016, 17:34   #13
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Słyszałam, że Żelazna Brygada ma obóz na zachód od miasta, zresztą nie tylko oni, jest tam wiele innych grup najemników, Bękart musi mieć naprawdę sporo złota najmując taką rzeszę. - odpowiedziała kobieta siedząca obok Anny na pytanie Adramelekha.
Anna uśmiechnęła się na słowa, które wypowiedział Netsah i dłuższą chwilę spojrzała na umięśnionego barbarzyńce, odzianego w pełen rynsztunek zbrojnego i postać ze szponami zamiast zwykłych rąk. - Mam dziwne przeczucie, że wam się uda. Cały dekadzień nikt się nie zjawił, a teraz patrzcie. - wstała i okrążyła grupę. - sześciu śmiałków, nie wiem jakie bóstwo za tym stoi, ale jestem pewna, że nam sprzyja i tak samo jak ja i reszta moich “sióstr” pragnie zemsty. - W głosie szatynki wyczuć można było śmiałość i odwagą, inaczej niż u reszty dziwek, których widok grupy niepokoił.
Gdy pojawiły się pytania Yarly, szatynka rzuciła. - Dobra, pokaże Ci coś. - i wyszła z pokoju po chwili wracając z naszyjnikiem z jasnozielonych pereł. - Dał mi to taki jeden handlarz z Blackalblade, zatrzymywał się tu w porcie czekając na dostawę swoich towarów, tak się ze mną związał, że sprezentował mi coś takiego - powiedziała z ironią pokazując biżuterię krasnoludce.

W przysłowiowym międzyczasie Adramelekh skinął głową na słowa krasnoludki, która zadeklarowała się wraz z barbarzyńcą poszukać imć Kanciarza. Spojrzał na ludzkiego wojownika.
- Zdaje się że znasz miasto, panie Netsah? - zapytał uprzejmie. - Przejdziemy się po obozowisku?
Netsah przez chwilę nie ruszał się, zamyślony i nie patrzył na nic i nikogo konkretnego w pomieszczeniu. W końcu skinął tylko głową w milczeniu.
- Jeno najpierw muszę odprowadzić konia do jakiejś stajni, jestli ci nie wadzi iść ze mną… - zmrużył oczy, przypatrując się przybyszowi z Damary, oczekując, by poznać jego imię.
- Skądże znowu - chłopak poruszył dłonią, oddalając zastrzeżenia woja. - Swoją drogą, radziłbym czym prędzej sprawdzić czy nadal jeszcze jest przed karczmą, jeśli ten kary do ciebie należy - uśmiechnął się kpiąco.
Najemnik podzielił jego uśmiech, odpuszczając poznanie imienia dziwnego olbrzyma.
- Może przy okazji dowieszli się czegoś o koniach i dzieciach.
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!
-2- jest offline  
Stary 08-04-2016, 22:59   #14
 
eugenes's Avatar
 
Reputacja: 1 eugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie coś
 
Pierwszy dekadzień Słonecznego Zenitu roku 1372.
(Dzień 1)
Karczma Czerwony Kocur

Beorunna wzruszył ramionami na propozycję Anny, by dać im dwa pokoje. Nie bardzo uśmiechało mu się dzielić z kimś pokój.
- Niech i tak będzie. - rzekł jednak pojednawczo.
Do Yarli uśmiechnął się za to. Właśnie za takie konkretne podejście do sprawy cenił krasnoludów. Pokaż złoto, a powiem ci, co mogę dla ciebie zrobić. Taka mentalność mu bardzo pasowała, chodź czasem ulegał swym chwilowym słabością do kogoś. Za co najczęściej przychodziło mu srogo odpokutować.
- Jasne, chętnie sobie pogawędzę z tym cwaniaczkiem. - odparł na propozycję Yarli.
Gdy Anna wróciła z wisiorkiem, barbarzyńca rzekł:
- Pozwolisz ślicznotko, żem rzucę okiem? - w rękach olbrzyma wisiorek wydawał się jakby zrobiony dla dziecka. tratgrugg widział już w życiu nie jeden skarb, z okiem, może nie eksperta, ale jednak bywalca, przyjrzał się świecidełku. Zaczerpnął również opinii Lu, a przez chwilę oczy jego zaszkliły się, jakby toczył wewnętrzną dysputę. Wreszcie oddał naszyjnik właścicielce.
- Macie tego więcej? - zapytał, nim podzielił się spostrzeżeniami z pozostałymi.
Jak zajmiecie się tym bydlakiem, to coś jeszcze się znajdzie. - Powiedziała Anna spoglądając w oczy barbarzyńcy.
Barbarzyńca razem z niewolnicą z łatwością rozpoznali perły.
- Widziałem już takie z bliska, z bardzo bliska... Pewna tancerka miała z nich staniczek zrobiony, skąpy dość, bo biedulki na za wiele pereł nie było stać - rozmarzył się barbarzyńca na chwilę.
- to są słynne poniekąd jasnozielone perły występujące na dnie Jeziora Pary, tylko, że... w paru miejscach mają skazy i niewielkie pęknięcia, o tutaj i tutaj jeszcze, po patrzajcie jeno - zakłopotał się tratgrugg.
- Ale jakby tak znaleźć właściwego kupca, to myślę, że za 200 złociszy się je opchnie. - zawyrokował ostatecznie.
Damarczyk również pochylił się nad naszyjnikiem. Perły nie były bez skazy, zmatowienia, pęknięcia i przytarcia świadczyły że naszyjnik ma swoje lata, ale… Wspomniał biżuterię kobiet należących do jego rodu i jął kombinować jak by tu powiększyć wartość ujrzanego klejnotu. Na tę chwilę wycena barbarzyńcy była jednak mniej więcej trafna, na ile jego ograniczona wiedza o błyskotkach pozwalała mu wykalkulować możliwą do uzyskania cenę.
- Masz dobre oko, mości Trattgrugg - skomentował od niechcenia.
 
eugenes jest offline  
Stary 12-04-2016, 16:04   #15
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
-Ruszajmy.- burknęła Yarla spoglądając na barbarzyńcę -Szkoda czasu.- wstała wyczekując nowego “kompana”.
- A no, ruszajmy - odparł barbarzyńca.

Ladacznice przy stole kiwnęły głową w geście pożegnania do krasnoludki i barbarzyńcy. Dwójka wyszła z pomieszczenia i skierowała się w stronę schodów. Pożegnał się także młody Damarczyk i niebieskooki mężczyzna. Wewnątrz z dziwkami został jedynie Bastion, przyjaciel stałego bywalca Thukkemora Bottlebacka.

-To od czego zaczynamy?- rzekła głośno i donośnie do barbarzyńcy. Chwilę później gdy zeszli na dół Yarla skupiła swoją uwagę na grajku, który umilał gościom czas swoją grą na mandolinie. Tacy trubadurzy jak ten tutaj grali w różnych miejscach, słyszeli różne plotki i byli świadkami różnych zdarzeń.
-Chodź wielkoludzie, zaczniemy od tego.- skinęła głową nieznacznie w stronę mężczyzny -A tak po za tym, skąd żeś się urwał? Masz w sobie krew ogrów?- uniosła brew, raz jeszcze lustrując barbarzyńcę od stóp do głów. Yarla podeszła do grajka po czym wymusiła na sobie “szczery i ciepły” uśmiech.

- Krew ogrów? Hmm chyba nie, chodź kto wie z kim mamusia się puszczała. - niespodziewanie Beorunna roześmiał się głośno, jakby za tym stwierdzeniem skrywała się jakaś tajemnica, którą tylko on znał. A jego głęboki głos powodował, że śmiech przypominał trochę obsuwającą się po skalistym zboczu kamienną lawinę.
- Ale masz rację, płynie we mnie nie tylko ludzka krew. Skąd pochodzę nie gra roli, kiedyś miałem dom, żonę, własne włości, ale nic z tego nie zostało, jeno zgliszcza i krew wsiąknięta w ziemię. Toteż wędruję po świecie, parając się tym i owym, co się tam nawinie. - Barbarzyńca wzruszył ramionami. Wspomnienia żony i domu zawsze wprowadzały go w paskudny, melancholijny na struj.
- A ty? Jak ty się tu znalazłaś? - rzekł, może z ciekawości, może tylko by zmienić temat.

Gdy dotarli do grajka, Barbarzyńca stanął za Yarlą, spoglądając z góry na człeka.
-Niech Tymora ci sprzyja.- powitała Yarla go -Odpowiedzi na pytania szukamy. Odpowiedź a szczerym złotem zapłacę.- dodała wartko.
- Mów śmiało, przyjacielu. - zadudnił swym basowym głosem barbarzyńca. Stawiając nacisk na słowie przyjacielu, tak, jakby za chwilę człowiek mógł przestać być przyjacielem, a być przeszkodą. To niewinne wręcz słowo stało się niewypowiedzianą groźbą.

Mężczyzna o jasnej karnacji i niebieskich oczach odstawił instrument spoglądając na krasnoludkę i olbrzyma. Gdy para się zbliżyła, dostrzegła, że w płaszczu ma wpiętą niewielką srebrną broszkę z półksiężycem i harfą. Gdy usłyszał groźbę barbarzyńcy, skrzywił się mówiąc cierpko. - No to pytajcie. Co chcecie wiedzieć? -
-Spokojnie, mój towarzysz jest trochę nieokrzesany, ale przy okazji jest potulny jak baranek, prawda?- rzekła, po czym posłała barbarzyńcy porozumiewawcze spojrzenie. Osobnik, z którym właśnie rozmawiali chyba należał do organizacji zwanej harfiarzami, a to oznaczało, że mógł sporo wiedzieć.
-Szukamy mężczyznę, którego nazywają kanciarzem.-
Nie jednego, który tu w porcie gra w kości lub karty pewnie tak nazywają. - odrzekł kpiąco grajek. - Wybaczcie, nie jestem stąd. Przybyłam z Lapaliiy. Popytajcie kogoś z Thur, może będzie wiedział coś więcej. -
- A no, jak baranek. Dla przyjaciół, jakem rzekł. Mam wielu przyjaciół. Zupełnie nie wiem czemu, wszyscy chcą być mymi przyjaciółmi, a mało kto chce być mym nie-przyjacielem. barbarzyńca wzruszył ramionami, jakby rzeczywiście nie widział związku.
Szukamy człeka co się zwie Paien Kanciarz. - uściślił Beorunna.
- Podobno był tutaj deka dzień temu, gdy jakieś zbiry pocięły jedną z tych dziwek. Na pewno o tym słyszałeś?

[i/Tylko głuchy nie słyszał by krzyków półorka, karczmarza i kelnerki. Zresztą to ty Panie byłeś mimowolnym powodem całego tego zajścia, czyż nie? [/i]- powiedział młody mężczyzna kładąc mandolinę obok siebie.
-Działamy w słusznej sprawie.- wtrąciła się Yarla -Skurwiel okaleczył kobietę i należy mu się kara. Lecz nie śmierć mu pisana.- mówiła w taki sposób aby harfiarz nie uznał jej za przyszłą sprawczynię mordu, o ile do takiego w ogóle dojdzie. -Jeśli nam nie pomożesz, to kto inny to zrobi, więc jeśli nie chcesz nam pomóc po prostu powiedz, a damy ci spokój.- bezradnie uderzyła rękami w biodra. Miała nadzieję, że pójdzie gładko i szybko, ale jak widać bardzina nie był skory do pomagania.
Barbarzyńca przemilczał sprawę o niepisanej śmierci. Rozumiał intencje yarli.
- Prawo prawi moja towarzyszka. Poszkodowaną jest tu kobieta, miła i śliczna... niegdyś. za oszpecenie lica sprawiedliwości słuszność ma się ubiegać. A zbrodniarza trza schwytać, nim kolejna białogłowa ofiarą jego zwyrodniałości się stanie. Wyście na prawego męża mi się widzicie, bystrego na domiar. Wspomóżcie naszą sprawę. proszę.
Mężczyzna spojrzał zdezorientowany na dwójkę postaci mówiąc. - Przykro mi to słyszeć, zgadzam się z wami w pełni, ale nie mogę wam pomóc. Jestem kronikarzem i historykiem i przybyłem tutaj z zamiarem opisania Królestw Granicznych, szczególnie teraz, gdy mamy zbliżającą się wojnę. A przyznasz, że jest to nieco ważniejsza sprawa niż lico karczemnej dziewki. -
- Ano. Ważniejsze rzeczy innym ważnym jednak takowej ważności nie ujmują, prawda? Ale cóż. Skoro nie umiesz nam pomóc, zatem pójdziemy swoją drogą. Bywaj w zdrowiu kronikarzu. - rzekł barbarzyńca nieco filozoficznie nastrojony.
 
Ehran jest offline  
Stary 15-04-2016, 15:40   #16
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Adramelekh & Netsah


Ladacznice przy stole kiwnęły głową w geście pożegnania do krasnoludki i barbarzyńcy. Dwójka wyszła z pomieszczenia i skierowała się w stronę schodów. Pożegnał się także młody Damarczyk i niebieskooki mężczyzna. Wewnątrz z dziwkami został jedynie Bastion, przyjaciel stałego bywalca Thukkemora Bottlebacka.

***

Na korytarzu grupa spotkała kobietę, która prowadziła was do pokoju, tym razem stała przy drzwiach jednego z pomieszczeń w centralnej części piętra.

***

Na parterze zrobiło się gwarniej, pojawiło się paru nowych klientów, Rose zbierała kufle i talerze na tacę niosąc je do kuchni. Karczmarz nalewał ale z beczki trójce żeglarzy stojących przy szynku. Mężczyzna z mandoliną nadal siedział na swoim miejscu, nie było jednak starca, które wcześniej rozpytywał Netasha.

***

Gdy Adramelekh schodził po skrzypiących pod jego ciężarem schodach ze zdumieniem zdał sobie sprawę z tego jak ciemno jest już za oknami. Albo cienie tak się ułożyły, albo jego poczucie czasu jęło szwankować i bliżej było już zmierzchu niż przypuszczał.
- Późno już - obrócił się ku niskiemu wojownikowi. - Pogadajmy z karczmarzem - może coś więcej będzie pamiętał od naszych chlebodawczyń - uśmiechnął się szeroko, pokazując zęby - a później przejdźmy po innych przybytkach - oczywiście, po odprowadzeniu twojego wierzchowca, panie Netsah. Obóz najemników zostawmy sobie na jutro, po zmroku i tak trudno tam byłoby wypatrzyć przyjemniaczków których mamy znaleźć.
- Parałeś się wojną za pieniądz złoty? - zapytał go Netsah - Wojną, nie tymże. Jestli tak wiesz, że teraz zbierają się by grzać kości i przegrywać żołd w kości. O tej porze najłatwiejsz z nimi porozmawiać i za jednego zeń uchodzić i wszystkich mamy raczej w jednym miejscu. Acz… - Netsah dopiero skinął głową, przystając na propozycję olbrzyma - ...jutro będzie dokładnie tak samo.
Olbrzymi młodzik skrzywił się i wzruszył ramionami.
- Może i racja - skwitował bo nie było o co kopii kruszyć, choć nie ze wszystkim się zgadzał co towarzysz powiedział.
Wraz z Netsahem podszedł do karczmarza by zamówić dwa kufle piwa. Rozejrzał się. Krasnoludzica i przekoksowany barbarzyńca nie tracili czasu i już brali jakiegoś muzykanta w obroty. Czekając aż gospodarz napełni naczynia Adramelekh wbił w niego spojrzenie fosforyzujących ślepi.
- Jak tam interesy, mości karczmarzu? - zagadnął od niechcenia.
Karczmarz położył kufle nalanego piwa na szynku i rzekł kpiącym tonem - Jak widać. - mrugając podbitym okiem z uśmiechem. - Najęliście się u naszych dziewuch do roboty, co? -
Chłopak milczał przez chwilę, przyglądając mu się uważniej.
- Widzę że nie jeno “dziewuchy” mają swoje problemy - zauważył wreszcie, wskazując szponem na siniaka na twarzy oberżysty. - Jakbyście chcieli, mości karczmarzu, to możemy później pogadać o tym - zerknął na Netsaha. - A do roboty, faktycznie, najęliśmy się. Niewiasty nie pamiętają jednak zbyt wiele. Czy z tych trzech, co to jeden z nich poranił Dianę, któryś jakimś imieniem rzucił? Albo po mowie poznaliście skąd mogliby się wywodzić? Pewnie poznaliście z jakiej krainy pochodzili jeśli to nietutejsi...

Karczmarz rzekł podejrzliwie. - Taa, a niby o czym chciałbyś porozmawiać? Masz jakieś układy z Szarym?. - do szynku podszedł pijany starzec i rzekł. - Jeszcze jeden kufel, tego czarnego z Ondeemee. - Karczmarz skinął głową i zwrócił się w stronę beczek, które były w pobliżu. Wyciągnął szpunt z jedynej z nich i ciemna ciecz wylała się z otworu napełniając podstawiony cynowy pojemnik. - Pięć sztuk miedzi. - rzekł karczmarz. Starzec rzucił na blat monety i uśmiechnął się do Adramelekha ukazując niemal bezzębną szczękę, gdy zwrócił uwagę na jego szpony, z twarzy znikł u uśmiech i bez słowa zabrał kufel. Karczmarz ponownie spojrzał na młodzieńca mówiąc. - To była podła noc. Najemnicy Bękarta zaczęli rozpieprzać stoły, Grim się wkurwił i sprzedał jednemu z nich kose to towarzystwo się wyniosło, Dann też swoje zrobił. Co by nie mówić działo się dużo. Pamiętam tylko jak ta trójka wychodziła, a to dlatego , że widać było, że bardzo im zależy na jak najszybszym opuszczeniu Czerwonego. Jeden z nich popchnął jednego z naszych stałych bywalców, gdy ten stanął mu na drodze. -mężczyzna z wysokim czołem i podbitym okiem skierowała się w stronę drzwi, gdzie stał wysoki umięśniony chłop i krzyknął
. - Żeglarzu, jak się nazywał ten co mu dekadzien temu ta trójka wybiła bark?
  • To był Ergan, Wildo. - odpowiedział mięśniak.
Karczmarz skierował się do młodzieńca
- Tak jest, to był Ergan Szkutnik. Pewnie do teraz siedzi w domu obolały.
Adramelekh pokiwał głową po czym spojrzał pytająco na Netsaha. Ten wzruszył tylko ramionami.
- A czy możeszli polecić jaką stajnię gdzie można konia zostawić? - na spokojnie zapytał szynkarza, bawiąc się już monetą wyjętą z sakiewki. - Późno już, chcę to jeno mieć z głowy i napić się nim pomyślim, gdzie jutro będziemy szukać zuchwalców. - zakpił, dając jednak jasno do zrozumienia, że za informację może przyjdzie mu wydać nieco w Kocurze.

Karczmarz spojrzał na dwóch nowo przybyłych mężczyzn w znoszonych ubraniach, a później na monetę młodzieńca, po czym rzekł. - Nie mamy stajni, ale za murami przy głównej bramie jest jedna, porządna, prowadzi ją strażnik miejski. Zwie się Marko. Powołajcie się na Wildo z Yeshpek, a zadba o wasze konie jak nikt inny. - Karczmarz nalał dwa kufle piwa z beczki kładąc je na szynku. - Spróbujcie tego, przednia gorzałka. -
Netsah zostawił monetę i zgarnął kufel.
- W moim kraju co innego nazywamy gorzałą. - rzucił ze złośliwym uśmieszkiem, po czym nie czekając na Adramelekha ruszył do stołu, ewidentnie by pierwej się napić i omówić plan na następny dzień, a potem jednak ruszyć do stajni.
- Co kraj to obyczaj. Ale piwa skosztuję chętnie - chłopak uśmiechnął się kpiąco do karczmarza. Rozliczył się, zabrał swój kufel i klapnął obok ludzkiego wojownika, narażając krzesło na stres i cierpienie.
- Jeżeli czegoś mi brakuje w tym kraju, to prawdziwego, siermiężnego trunku. - westchnął Netsah, kładąc z powrotem hełm przy stole - Zrazu powiem, to będzie nam łatwiej współpracować. Myślę, coby wypytywać najemników znad Jeziora, jakbyśmy chcieli się zaciągnąć, szukając naszego znajomego. Dośćli chyba wiemy o nim, a resztę zmyślić możemy, by zaznajomionych udawać.
Olbrzymi młodzik w zamyśleniu sięgnął po kufel.
- Szkoda że imienia nie znamy. Wiesz, panie Netsah, ciut trudno udać że zna się człeka a o jego imieniu się nie pamięta. Ale trudno, zawsze możemy jakieś wydumać i twierdzić że poprzednio był pod takim znany, a że je zmienił… - wzruszył potężnymi ramionami. - Tak po prawdzie to mało wiemy o nim czy jego kompanach… - machnął ręką. - A ty, panie Netsah? Skąd przybywasz? - zadudnił zaciekawiony.
Najemnik upił z kufla i przetarł twarz rękawem, wzdychając z satysfakcją.
- Z północy, z daleka. Ty?
Adramelekh na chwilę zesztywniał i spojrzał czujnie na wojownika, ale zaraz zaśmiał się cicho i samemu się napił.
- Ja również z północy i z daleka. Mus mi trochę gotowizny zarobić i jaśniejszej przyszłości poszukać. Czemu by nie w Thur? - mruknął, bardziej do siebie.
- Byle dalej na południe, eh? - uśmiechnął się złośliwie - i chyba też autoirocznine - Netsah, odstawiając z hukiem kufel. Przeniósł wzrok na schody prowadzące na piętro
jak gdyby mimowolnie tylko prześlizgując spojrzeniem po rozmówcy
gdzie jak można było domniemywać, pozostały ich mocodawczynie.
- Jak by nie szło, to będzie trudne zarabianie gotowizny… - zaszeptał, zaświstał po swojemu mężczyzna. - Jeno jedna dziwka, miała… wolę by nas nająć. Ale nie widziałem jeszcze dziwki w skórze dla morderców. - wreszcie spojrzał w oczy Adramelekhowi.
- I oczywiście jej historia była bardziejli dziurawa niż najtańsza krypa na Księżycowym Morzu.
- Nawet dziewczę jej profesji może kiedyś wziąć i się zdenerwować, jak kto zbyt wiele razy jej licu zagrozi - Adramelekh wyszczerzył zębiska.
- A jeśli dobrą markę sobie wyrobię tym zleceniem to - kto wie - może urządzę się tu jakoś znośnie… A co pan o tym myślisz, panie Netsah? Podobno reputacja to grunt. Nie że spółkę już teraz proponuję, ale jeśliś w podobnej do mnie sytuacji…

Po wypiciu kufla tajemniczej gorzałki Netsah poczuł się nadzwyczaj wesoło, a cała knajpa zaczęła momentami bujać się jak by znajdował się na płynącej łajbie. Na olbrzymiego towarzysza alkohol nie wpłynął w żaden sposób.
- Jeśli mamy tego twojego konika, panie Netsah, pod jakiś daszek wprowadzić, to czas na to najwyższy - uznał wreszcie Adramelekh i podniósł się z udręczonego krzesła. - No i po innych oberżach się przejść. Popytać, nie upijać - zakpił, widząc dobry humor najmity.
- Hmmhum… hrm. - parsknął weselej Netsah - Tak. Dzieciak mi konia nie podwędzi, ale ty mię wnet byś przepił, jak by zaszło. - odsunął, wcale nie pusty kufel. Chwilę pogmerał w sakiewce.
- Pierwej go złapmy. - wziął hełm pod rękę i wyszedł do wyrostka, rzucając mu miedziaka.
- Działaj tak dalej, a się dorobisz. - założył hełm i począł odwiązywać wierzchowca, by zgarnąć w jedną rękę lancę i ruszyć ku wskazanej stajni, prowadząc wierzchowca za uzdę.

- Po prawdzie w rodzinnych stronach nie zwykliśmy pić dużo - Adramelekh rzucił lekkim tonem gdy przemaszerowali kawałek w sympatycznym milczeniu. - Zbyt łatwo było stracić… - urwał na moment, zamyślony - … głowę.
Machnął ręką.
- Jak zwykle zbiera mi się na niepotrzebne kłapanie gębą. Powiedz no lepiej, panie Netsah, coś ty taki pewien że utraty konika nie musisz się obawiać… - zagadnął, rad posłuchać w drodze kogoś kto na zupełnie innym stylu walki polegał niż mu znany…

- Maszli siedem lat i ktoś ci powierza konia. Możesz go pilnować swój dzień, skoro pilnujesz nie jeteś czeladnikiem, więc nic lepszego cię nie spotka. - zaczął wywód Netsah, powoli szepcząc i prowadząc konia, nie patrząc na rozmówcę, co raczej czyniło, że dość trudno było go zrozumieć.
- Koń to wojskowy ogier. Jestli podejdziesz odwiązać go lub zajrzeć w juki, azaliż może ci kopytem otworzyć ciemię. Nawetli go odwiążesz, mastli dość siły by go zaciągnąć? Gdzie go zaciągniesz? Komu sprzedasz tego konia, że nie zostaniesz sam owinięty? Ktoż przyjmie od ciebie wojskowego ogiera w mieście najemników, nie wiadomo czyjego?
Splunął do mijanego rynsztoku.
- Dzieci - kontynuował po pauzie, ręką przecierając usta - Są chytre. To dzieci przetrwają wojnę. Są też bojaźliwe i dlategoż są chytre. Terepak ci krzywdy nie zrobi i możesz nim pomiatać. Ale gdy gdzie jaki pogrom się odbędzie, my wszyscy pomrzemy, a on - mówił o chłopaku, który zarobił miedziaka - będzieli żył dalej, i jako że on do cechu nie dołaczy, zostanie jeno żeglarzem… albo takim jak my.
- Z doświadczeniem zaczyna być wiadomo takie rzeczy. Oczywiście - uśmiechnął się do olbrzyma - nigdy nie wiadomo, który zabójca dziś był taką sierotą po wojnie wczoraj.
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!

Ostatnio edytowane przez -2- : 15-04-2016 o 15:42.
-2- jest offline  
Stary 24-04-2016, 10:40   #17
 
eugenes's Avatar
 
Reputacja: 1 eugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie coś
 
Pierwszy dekadzień Słonecznego Zenitu roku 1372.
(Dzień 1)
Karczma Czerwony Kocur
Olbrzym w zbroi poczekał aż wszyscy opuszczą pokój i został sam z dziewczętami.
- Nie pytam was czemu nie przyszłyście do mnie z tym od razu. Pewnie miałyście swoje powody, albo to, że sam w tropieniu średnio bym sobie poradził. Zapytam o co innego… co z tym Szarym? Co znaczy, że “nachodzą was jego zbiry”?

- Zniknięcie Grima zainteresowało Szarego, który widząc że nie ma właściciela chce przejąć karczmę. - rzekła Anna i poklepała zakutego w zbroje wojownika dodając - Nie przejmuj się wszystko na to wskazuje, że my tutaj zostaniemy. -

- Potrzebujecie z tym pomocy? Wiesz… mogę poczekać aż się pojawią i wtedy kazać im sie wynosić. Komuś takiemu jak ja cięzko się odmawia. A jak przyjdą burdę urządzać to ich spałuje, że z lewdością się odczołgają. Co ty na to? - zapytał życzliwie.

Anna powiedziała z pewnym zdziwieniem w głosie. - Myślisz, ze Szary odpuści jak obijesz paru z jego zbirów? -

- Nie wiem - wzruszył ramionami Bastion - nie znam go i nie znam się na półświatku. Ale to jakiś początek, nie? Raz ich wyrzuce, drugi raz i trzeci. Potem przyjdzie pewnie jakiś z jego zaufanych ludzi z kilkoma mięśniami i ich też będę musiał obić. Za każdym takim razem Szary będzie tracił kolejnych ludzi, bo będziemy odstawiać ich prosto do straży miejskiej. To luźny plan. Po prostu chcę pomóć. Jeśli masz lepszy pomysł to chętnie podyskutuję o nim, albo wezmę udział, jeśli już go wprowadziłyście w ruch.
Anna poprawiła swoją czarną opiętą tunikę. - Możesz spróbować, jak już mówiłam Szary to nie jest byle zbir z ulicy i dlatego nie chciałbym się w to mieszać. Lepiej mniej zarabiać, niż leżeć na samym dnie portu, prawda? Zresztą, pogadaj z Wildo i Dannem, oni się teraz zajmują się prowadzeniem Czerwonego.
- Ale to chyba też nie oznacza, by po prostu dać mu wziąć was na własność. Gdzie ich znajdę? Są teraz na dole?

Anna odpowiedziała. - Nie przesadzaj, nikt nas tu w kajdany brać nie chce. Nie Isi? - kobieta o miedzianych włosach pokiwała energicznie głową. - Tak, Wildo jest przy szynku, a Dann pewnie stoi przy drzwiach sprawdzając kogo to przywiało dziś do Czerwonego. - zakończyła Szatynka.
- Nie wiem. Może to mój sposób myślenia, ale uważam, że waszym świętym prawem jest to by nie być zmuszanymi do dzielenia się z nikim swoją własnością jeśli same nie chcecie. Do zobaczenia później, Anno.
Bastion zszedł po schodach i skierował się do Wildo. który, był przy szynku. Karczmarz przyjaźnie kiwnął głową widząc zbrojnego.
- Witaj. Chciałem zapytać o wasz plan na zaradzenie problemu z Szarym. I czy mogę się jakoś w tym przydać. Bez dodatkowych opłat, czy nic w tym stylu. Chcę pomóc dziewczętom.
Wildo podrapał się po czole mówiąc. - Fakt, narzucił trochę za dużą marżę. Jego ludzie biorą o jedną trzecią więcej, niż brał Grim. Tu rozwiązania są dwa. Pierwsze, pogadać z Szarym, aby zmienił warunki. Drugie, znaleźć Grima albo wybrać nowego właściciela. Ale to tylko luźna rozmowa, przecież nikt rozsądny nie będzie chciał drażnić Szarego - karczmarz rozejrzał się podejrzliwie po izbie.
- Cóż… gdybym był rozsądnym człowiekiem nie chodziłbym nonstop w pancerzu… Z Szarym chyba nie bardzo idzie się dogadać. Jak wygląda sprawa nowego właściciela? Kto go wybiera? To permanentna sprawa, czy można by potem ustąpić miejsca Grimowi kiedy by powrócił?
- Jak widzisz, Szary wybrał się sam. Tak, będzie można później Grimowi ustąpić miejsca, ba nawet sam Grim pewnie się z taką “prośbą” zgłosi. Pojawią się tylko drobne kwestie formalne. W rzeczach Grimma, na piętrze znajduje się pewnie akt własności, a co ważniejsze w księgach Rady Pięciu znajduje się wpis poświadczający to samo. - rzekł karczmarz i wyciągnął z za lady szarą szmatę. Wildo zaczął wycierać nią blat szynku mówiąc dalej . - Inną kwestią jest sam Szary. Wiele lat siedzę w Thur i mogę Ci powiedzieć jedno, że nie chciałbym mieć Szarego za wroga, ale to jest tylko zdanie zwykłego karczmarza.
- Rozumiem. Jest jakiś chętny by zostać właścicielem? W ogóle zależy wam na tym, czy może ten Szary wcale nie jest taki zły? Może właśnie próbuję wyważyć drzwi które wcale tego nie wymagają i sytuacja nie wygląda tak źle jak sobie wyobraziłem? Zależy wam, w ogóle, na tym by Szarego zdetronizować? Jeśli tak to chcę wam pomóc. Ale jeśli w mojej głowie brzmi to znacznie gorzej niż jest w rzeczywistości to nie będę porywał się z kopią na wiatraki.
- Wiadomo, lepiej by było za Grima - powiedział Wildo drapiąc się po głowie. - ale, Szary to też człowiek interesu. Póki Czerwony Kocur będzie wypełniał jego kiesy złotem, to tu niewiele się zmieni. Jedynie Dann będzie musiał szukać nowej roboty. Ochroną zajmą się teraz ludzie Szarego. Więc, jeśli chcesz komuś pomóc to najlepiej zacznij od starego żeglarza -
Zbrojny kiwnął głową na słowa karczmarza, po czym skierował się do wyjścia znikając w mroku nocy.
 
Pierwszy dekadzień Słonecznego Zenitu roku 1372.
(Dzień 1)
Ulice Thur



Dwójka skierowała się na wschód. w stronę dwóch bliźniaczych baszt, gdzie znajdowała się brama główna. Na trakcie mijali parę grup mieszkańców, część targała za sobą niewielkie wózki, raz jechał duży zaprzęg ciągnięty przez parę wołów. Netsah i Adramelekh po więcej niż kwadransie dotarli do strzeżonej bramy. Jeden ze strażników skierował się do młodych mężczyzn zbliżając pochodnie trzymaną w dłoni i oświetlając ich twarze. Chwilę przyglądał się bacznie, w tym czasie Netsah zapytał o stajnie niejakiego Marko, jak polecił karczmarz. Zbrojny powiedział mu, ażeby kierował się na północ, alejką przy biegnąca przy murze.
Para przeszła przez bramę, a następnie skręciła w lewo, gdzie po chwili zobaczyła długi na parędziesiąt metrów budynek z drewna przylegający do ściany. W okolicy leżały dziesiątki stóg siana. Przy budynku znajdowało się czterech mężczyzn. Jeden z nich, młody około czternastoletni chłopak zbliżył się do podróżników i powiedział . - Wielcy Panowie, wyście jest z Brygady Yeshpeckiej? -

Adramelekh przezornie trzymał jęzor za zębami, słysząc pytanie młodzika - nie znał tutejszych realiów i nie wiedział czy - mając na względzie pomysł podszywania się pod najemników - podawać się za tych yashpetów czy jak się tam oni zwali. Choć powstrzymywanie się od kłapania gębą było trudnym zadaniem, biorąc pod uwagę zmęczenie i spożyty posiłek. Zamiast tego ziewnął że omal mu szczęka nie wypadła z zawiasów. Rozejrzał się na wszelki wypadek, wiedziony instynktem ściganego zwierzęcia.
- Jak bogowie dadzą, jużli z jutra. - rzucił Netsah, po czym rzucił także lejce mężczyźnie - Ileż za noc dla niego?
W okolicy nie było nic nadzwyczajnego. Z wnętrza stajni co pewien czas dochodziły odgłosy pracowników i końskie parsknięcia.
Stajenny podrapał się po głowie i rzekł. - Brygada Yeshpecka wynajęła niemal całą stajnie, Panie, rzuć że, 8 srebrnych, a się dogadamy.
- Za osiem srebrnych to ja mogę powierzyć jemu do pilnowania. - nie odwracając się wskazał Andramelekha - Jesteśmy z północy. Chwilowo kabza… - przerwał na chwilę, gdy zawartość żołądka mu się odbiła - ...o cienkim groszu. - skłamał, zamiast po prostu się licytować - Ale jak jesteśmy komuś wdzięczni, to przysługa za przysługę. Znajdź mu miejsce, a ja ci to jakoś wynagrodzę.
-Może na północy płaci się przysługami, ale tu, w Thur złotem. - odrzekł opryskliwie stajenny spoglądając na miecz i kolczugę Netsaha.
- Chodźmy no stąd, panie północniku - młody Damarczyk roześmiał się i odezwał kpiąco, spoglądając na Netsaha. - Coś się imć Wildo z Yeshpek pozajączkowało gdy zachwalał ten przybytek. Zapomniał dodać że zdzierają dziesięciokrotną cenę, jak nie więcej. Trzeba mu będzie rzec by zachwalał inną stajnię.
- Istotnież. - spochmurniał Netsah, po pijacku, ale zdawał się nie być skory do dalszych pertraktacji, albowiem wyciągnął z sakiewki złotą monetę - Maszli z górą, bo nie będę tu jedną noc, ale jak coś zginie, to ciebie szukał będę. Jak czegoś potrzeba szukać mnie w Czerwonym. Wołają mnie Kilren. - i zaczął wracać do Czerwonego, czekając na Adramelekha, nie rozstawszy z lancą. Młodzik jednak zwlekał jeszcze przez chwilę, z uśmiechem odsłaniającym zęby przyglądając się stajennemu i drapiąc po policzku pazurem.
- Panie Kilren, jeśli ten tu o waszą własność nie zadba, będę mógł go zjeść? - rzucił z podstępną uciechą za Netsahem nim ruszył w ślad za nim.
Gdy chłopaka usłyszał imię Wildo rzucił. - Wielcy Panowie, trzeba było od od razu mówić, że jesteście z Czerwonego. To się inaczej dogadamy, miejsce się znajdzie za pięć srebrnych.
Netsah się odwrócił.
- Masz już z górką, szubrawcze. - uśmiechnął się krzywo, niepocieszony - Na zapas, bo na jednej nocy nie stanie, a jak tak to moja strata. Ale przyjrzyj się mu - wskazał kciukiem stojącego obok Adramelekha - Bo jak coś zaginie, to będą cię wydłubywali spomiędzy jego zębów.
Co prawda łysy młodzik uzębienie dziedziczył po - w większości - ludzkich przodkach, ale w niczym nie przeszkodziło mu to w obdarowaniu stajennego jeszcze szerszym uśmiechem. I głodnym, jeśli można to tak określić. Po czym wyciągnął nogi żeby zrównać się z towarzyszem.

Najemnik przez chwilę milczał niepocieszony - Koń to dobra rzecz jak mieć żołd. Dałbym go dziwkom do pilnowania, ale go nie nakarmią i nie oporządzą. Każdą miarą, mam plan do dnia jutrzejszego, ale winszuję, że i tyś coś wykoncypował.
- W moich stronach mniej on przydatny, jak to w górach - Adramelekh odpowiedział w zamyśleniu, jakby wbrew sobie. Otrząsnął się z zadumy.
- A tak, przede wszystkim ten dżentelmen którego szukamy nie jeno Kocurka nawiedził, jestem przekonany. Może kobietek nie lubi, może mu nie staje albo jedynie w chłopiętach gustuje, ale pewnie od czasu do czasu potrzebuje zamoczyć dzioba wraz z kompanami. No to gdzie indziej próbujmy dowiedzieć się kto zacz i gdzie go szukać. A sądząc po tutejszych cenach im szybciej się uwiniemy ze zleceniem, tym lepiej dla nas, bo inaczej z torbami nas miejscowi puszczą.
- To prawda, ale pamiętaj, że co na tym zyskamy to nasze. Rapier powinien pięknie pokryć wszystkie moje koszta… a jestem pewien, że i ty znajdziesz coś dla siebie… po taniości. - zauważył, co do możliwych zdobyczy.
- Ja myślę, że niestety nie wiemy, dlaczego chlastnął, tę, no… Annę. Dianę. - poprawił się i pogubił w imionach, na chwilę przetarł twarz dłonią zmęczonym gestem - Dobył rapiera i był z nią samoż. Gdyby chciał, to by ją zabił. Dziwki nam czegoś nie chcą powiedzieć, ale wszystko mi jedno.
- Nie dzielmy skóry na centaurze, któren jeszcze dycha w puszczy. Bo nam z zadków uczyni tą, jak jej tam...
- zauważył sentencjonalnie Damarczyk i przerwał gdy zerknął na towarzysza. - Oj, panie Netsah, panu do łoża dziś trzeba, a nie główkować. Znaczy spać, bo co do łoża to mam zamiar odwiedzić ową Dianę.
Przerwał na moment i zamyślił się, by wreszcie skrzywić się i splunąć.
- Powariowali wszyscy do imentu z tym kaleczeniem i mszczeniem się. Zamiast dziewczynie kleryka Lathandera sprowadzić by jej buźkę w mig uzdrowić, to się dziewki uniosły honorem i miast tego mścicieli najmują. A nad dziewczęciem wszyscy lamentują, jakby ta jej blizna była gorsza od dziobów po ospie i diabli wiedzą czego jeszcze, które co druga w każdym siole czy grodzie ma na gębie. No ale dzięki temu pieniądz krąży, krąży, kółka zatacza i może i my wskoczymy na ten wózek, co to się toczy na tych kółkach… - wrodzone gadulstwo wzięło górę, a może Adramelekh musiał po prostu otworzyć gębę po tych kilku upiornych tygodniach ciągłego ukrywania się i ucieczki. Jego towarzysz jak gdyby przysłuchiwał się, ale ktoś uważny widząc jego twarz dostrzegłby, że od słów olbrzymiego wojownika jest myślami daleko. Damarczyk był za to całkowicie ukontentowany tak zgodnym i milkliwym rozmówcą.

***

Dwójka młodzieńców znalazła się w odległości paru metrów od Czerwonego Kocura, gdy stojąca przy sąsiednim budynku starucha, ubrana w długi ciemny płaszcz i duży naszyjnik z nieobrobionych kawałków koralowca o zielonej barwie próbowała złapać jeźdźca za ramie krzycząc. - Ta dziwka w Czerwonym sprowadzi na was gniew samej Królowej Głębin. Wielu marynarzy i podróżników z jej powodu zginęło zabitych przez wysoką falę lub atak sahuaginów zesłanych przez Umberlee. - tych słowach postać zaczęła się oddalać od Netsaha i Adramelekha skręcając w jedną z wąskich uliczek między budynkami.

- A niech to… - westchnął Damarczyk, spoglądając za staruszką. Co prawda nie miał na to specjalnie ochoty, ale jednak zawrócił i wyciągnął nogi w ślad za nią. - Dobra niewiasto, można na słówko?
Był już zmęczony i jedyne na co miał ochotę to lec w łożu - z dziewką lub bez - ale z drugiej strony wiedza o tym co w trawie piszczy mogła być bezcenna i kluczowa dla przeżycia.
- Dziękujemy za ostrzeżenie, ale zechciej uchylić rąbka tajemnicy i zdradź skąd twoje słowa o tejże dziewczynie - Dianie, bo ją zapewne masz na myśli? - zagadnął uprzejmie.
Starucha słysząc pytanie młodzieńca machnęła ręką mówiąc. - Nie, mówiłam o tej dziwce Annie. Jej familia oddała ją na służbę Królowej Głębin. Jako jedyna z czwórki nowicjuszek, przeżyła obrzęd topienia, a ta niesłychana łaska ze strony Umbreele została odrzucona. Porzuciła służbę naszej królowej narażając się na jej gniew, który nasza Pani w swojej przewrotności kieruje na jej kochanków. A niech ją odmęty Arnadenu pochłoną. - starucha złapała się za jeden z korali na wisiorze i zakończyła spoglądając w oczy Adramelekha - Bacz na nią, młody Paniczu, niech Cię nie zwiedzie jej syreni śpiew.
Biorąc pod uwagę co się mówiło o Suczej Królowej młodzik wcale nie był zdziwiony że dziewczyna nie była entuzjastycznie nastawiona do wejścia w szeregi Jej kapłanek, ale przezornie ugryzł się w język.
- Przykra sprawa, ale na szczęście jedynie interes mam zamiar z nią ubić - zauważył i skinął uprzejmie głową - Dziękuję raz jeszcze, droga pani.
- Proszę, proszę. Co za dżentelmen, prawdziwy arystokrata. - uśmiechnął się zgryźliwie Netsah, nie słysząc rozmowy, ale ewidentnie widząc jej przebieg, gdy Adramelekh już wrócił. - Lokalna obłęda opowiedziała jeszcze jakieś ciekawe zabobony?
Chłopak uśmiechnął się półgębkiem i pokręcił głową.
- Niczego co podciągnąłbym pod “zabobony”, ale ciekawego - jak najbardziej. A co do samej niewiasty, to uważasz że więcej by mi dało odmienne zachowanie? - zapytał z zainteresowaniem, ciekaw odpowiedzi towarzysza.
Netsah zastanowił się chwilę.
- Chodźmy. - powiedział po prostu, znowu nagle uśmiechnięty. Młodzik z rozbawieniem uniósł brwi na taki entuzjazm i podążył za nim.


 
Pierwszy dekadzień Słonecznego Zenitu roku 1372.
(Dzień 1)
Czerwony Kocur

Wewnątrz Czerwonego Kocura niemal każdy stolik był zajęty. Rudowłosa kelnerka Rose siedziała teraz na kolanach jednego z klientów. Wildo nalewał kufle. Dann, ochroniarz wywlekał szarpiącego się pijaka.

- Mości Wildo, buteleczkę wina i dwa kubki podajcie - Adramelekh rzucił do karczmarza, gdy we dwóch podeszli do zawiadującego przybytkiem - Gdzie Dianę znajdę? - dodał i nie tracąc czasu odwrócił się do najemnika. - Panie Netsah, tobie to już miejscowej gorzały wystarczy, idź no się wyspać - zakpił dobrodusznie.
Netsah skinął tylko głową, opierając przedramiona o kontuar.
- O mię się nie martw, pomyśl lepiej, czy maszli na nią pieniądze. - zastanowił się na moment - I czy ona ma ochotę, po niedawnej klienteli. - powiedział do nikogo konkretnego, po czym niewiele myśląc uniwersalnym gestem domógł się po cichu od oberżysty jeszcze alkoholu. - Zapłacę jak się pozbieram. - powiedział doń.

Wildo skinął głową i krzyknął. - Jedną butelkę Calimshaneckiego, czerwonego. - Z kuchni wyszła drobna blondynka z flaszką trunku. Gdy położyła ją na ladzie karczmarz powiedział. - Oto i Diana. - Kobieta spojrzała się na dwójkę mężczyzn, w jej zachowaniu można było wyczuć nutę niepokoju, gdy dostrzegła po raz kolejny szpony u jednego z najemników.
 
eugenes jest offline  
Stary 07-05-2016, 14:11   #18
 
eugenes's Avatar
 
Reputacja: 1 eugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie coś
 
Pierwszy dekadzień Słonecznego Zenitu roku 1372.
(Dzień 1)
Karczma Czerwony Kocur

Wildo skinął głową i krzyknął. - Jedną butelkę Calimshaneckiego, czerwonego. - Z kuchni wyszła drobna blondynka z flaszką trunku. Gdy położyła ją na ladzie karczmarz powiedział. - Oto i Diana. - Kobieta spojrzała się na dwójkę mężczyzn, w jej zachowaniu można było wyczuć nutę niepokoju, gdy dostrzegła po raz kolejny szpony u jednego z najemników.
Adramelekh z namysłem popatrzył na Netsaha gdy ten odpowiedział, skinął głową, niechętnie zgadzając się z komentarzem towarzysza. Zaraz jednak kobieta zajęła jego uwagę.
- Panno Diano, kiedy będzie pani wolna? - zagadnął łagodnie, świadom co budzi jej niepokój. Nachylił się ku niej z uśmiechem - Pogadać chciałem na osobności, jeśli wola.
- Nie lękaj się, nie zrobi ci krzywdy. Ale powinnaś policzyć go więcej aniżeli innych. - znowu szepliwie odezwał się Netsah, tym razem do kobiety. Nie patrzył jednak na nią, tylko chwilę mierzył się wzrokiem z przyniesionym przez nią alkoholem, opierając się ciężko o ladę, z szeroko rozłożonymi rękoma, zanim wzruszył ramionami mamrocząc bardzo cicho coś do siebie i po prostu sięgając po flaszkę. Już miał ją przy ustach, gdy spojrzał ku Adramelekhowi, unosząc ją nieco w niemym pytaniu. Chłopak sięgnął długim ramieniem, wyciągnął mu butelkę z dłoni, odkorkował, nalał do naczynia i przesunął je ku niemu.
- Więc jeszcze jeden pucharek - rzucił i znowu spojrzał na Dianę.
Wildo stuknął w beczkę, gdzie znajdowała się mocna gorzałka mówiąc z uśmiechem. - Może jeszcze tego chcecie Panie.- Blondynka nieśmiało odpowiedziała na pytanie Damarczyka . -Robię teraz porządki w kuchni. Możemy tam porozmawiać. - Wildo skrzywił się, mówiąc. - Rose zabawia klienta, Bryto szuka czegoś na dole, pamiętaj, że trzeba też czasem coś wydać. - Diana kiwnęła głową na słowa karczmarza i skierowała się do drzwi znajdujących się naprzeciwko schodów prowadzących do piwnicy. -
Netsah znowu się wyszczerzył. Wzrok miał zamglony od alkoholu i ewidentnie patrzenia na przeszłość, a nie twarz Wildo.
- Wyrafinowany jak szlachciura. - popił z podsuniętego pucharu - Dobrzeż, przynajmniej nie kradnie. - zauważył, mówiąc może do szynkarza, może do Adramelekha, może do dziewczyny - Byłoby bardzo szkoda. Nienawidzę złodziei. - przetarł twarz.
- Dzięki za stajnię, gospodarzu. Na mnie już pora. - dopiwszy co swoje dosłownie dwoma haustami przed chwilą, jeździec zgarnął hełm i odwrócił się, ruszając ku schodom i na piętro karczmy. Pożegnał jeszcze Adramelekha uniesieniem dłoni, nie odwracając się doń, zapewne w lakoniczny sposób życząc mu miłego czasu.
Dwójka bywalców, widząc jak Netseh szybko wypił alkohol krzyknęła. - Ej, nie wypij na całej gorzałki, tutaj. - Karczmarz uśmiechnął się na te słowa i kiwnął głową do idącego na piętro jeźdźca .
Damarczyk beznamiętnie, z namysłem, popatrzył w ślad za Kilrenem. Potem zgarnął butelkę wina, pucharki oraz swoje bambetle i powoli ruszył za dziewczyną.

- Pomóc przy porządkach? - zagadnął, stając w kuchni i spoglądając na Dianę. Nie była to czynność której oddawałby się w swoich rodzinnych stronach, ale gdy się zastanowił uznał że ostatnie wydarzenia za bardzo odarły jego życie z normalności i równowagi i nawet tak przyziemne zajęcie było… nie, nie tyle atrakcyjne, co pożądane dla spokoju ducha. Poza tym był tu ktoś do kogo mógł otworzyć gębę. Odłożył swoje rzeczy w kąt i rozejrzał się.
- Od dawna tutaj pracujesz?
Na ścianach w pomieszczeniu pełno było półek, na których znajdowały się kufle, sztućce i tacki. W centralnej części znajdowało się palenisko, na którym kręcił się świniak, a właściwie to jego połowa, ponieważ duża część mięsa została wycięta. W kuchni znajdowały się także trzy duże bale z wodą, stolik i trzy nieduże drewniane taborety.
Diana usiadła przy jednym z nich, który znajdował się obok pojemnika, złapała za kawałek szarego materiału. Wyciągnęła cynowy kufel z wody i zaczęła go wycierać. - Tu, od około roku. W Thur jestem od kilkunastu lat. -
Adramelekh złożył plecak i broń pod ścianą, sięgnął po solidniejszy ze stołków i ostrożnie usadził ciężkie dupsko. Napełnił kubki i wyciągnął jeden ku dziewczynie.
- Która z was wpadła na pomysł by szukać najmitów i odpłaty za to? - zapytał wskazując bliznę, ale mimo lekkiego tonu bacznie obserwował dziewkę żółtymi ślepiami. Łyknął wina nie odrywając od niej spojrzenia.
- Anna. Każda z nas ją w tym poparła. A,ty nie chciałbyś zemścić się wyrządzone krzywdy? - powiedziała Anna kładąc czysty kufel na górnej półce.
- Chęć zemsty to bardzo naturalne i ludzkie uczucie - zgodził się uprzejmie młodzik, wpatrując się w ścianę niewidzącym spojrzeniem. Cofnął rękę wyciągniętą ku dziewczynie, wychylił do dna jeden i drugi kubek, milczał przez chwilę.
- Miłego wieczoru - rzucił i podniósł się ciężko, nagle pozbawiony ochoty na rozmowę i damskie towarzystwo. Może sprawiło to wspomnienie pięknej głowy Lileath toczącej się po podłodze i ciała osuwającego się na podłogę; nawet jej zewłok zachował po śmierci cień wdzięku jaki posiadała za życia. Metodycznie zebrał plecak, broń i wino po czym poczłapał w poszukiwaniu imć Netsaha i noclegu.

- Koniec języka za przewodnika, zwłaszcza z ust wyrwany… - nucił niemelodyjnie, szukając kogoś kto udzieliłby mu wskazówek co do lokalizacji pokoju. Prędzej czy później znalazł i gdy dotarł do klitki złożył bambetle, podparł krzesłem drzwi, rozdział się i padł na łoże, nie zaprzątając sobie głowy ablucjami. Będzie na nie czas później.



 
Pierwszy dekadzień Słonecznego Zenitu roku 1372.
(Dzień 2)
Kaczma Czerwony Kocur i ulice Thur

Adramelekh przywitał poranek modłami i medytacją nad miseczką z płonącymi węglami. W tym jednym w całej rozciągłości zgadzał się z wyznawcami Pana Poranka, choć dla całej reszty ich przekonań miał zupełnie inny stosunek. Po szybkim śniadaniu i obmyciu był gotów do wyjścia.

Netsah przechadzał się już na zewnątrz, pozostawiwszy cały zbędny dobytek w pokoju, opierając dłoń leniwie na głowni przytroczonego miecza przyglądał się słońcu i porannemu codziennemu życiu Thur, ze źdźbłem czegoś wystającym z ust. Gdy olbrzym, zajęty nieco bardziej śniadaniem, i zapewne bardziej dbałą higieną, wyszedł, o wiele mniejszy najemnik wypluł paskudztwo.
- Jak się nazywasz? - zapytał, w tej samej pozie, mrużąc oczy i wpatrując się prosto we wcześnie wysokie słońce.
Pytanie z miejsca wprawiło Damarczyka w świetny humor. Nie mógł, po prostu nie mógł się powstrzymać by sobie nie zakpić z towarzysza.
- A co wy, panie Netsah, o rękę zamiarować pragniecie że o imię się dopytujecie? - zaśmiał się dudniąco. - Lico przemyłem i od razu wam do serca przypadłem? - wyciągnął dłoń do mężczyzny. - Jestem Adramelekh z Damary. A na te trawki rwane w mieście uważaj, bo nie wiadomo ile Burków je podsikiwało - wskazał wyplute źdźbło z szerokim uśmiechem.
- Jak przyjdzie ci kiedy krwawić, pamiętaj, że szczyny ubijają gangrenę w ranie. - uśmiechnął się krzywo Netsah - Jam jest Kilren, a ty… ty się dla nich możesz zwać Baragher. Z Vaasy jak by kto pytał.
Przez chwilę wyczekiwał, jak olbrzym znajduje się z tym świeżym imieniem.
- Idziemy?

***

Dwójka najemników zeszła na parter i wymieniła parę zdań z karczmarzem i Dianą, którzy znajdowali się przy szynku. Wildo poradził im jak mają iść, aby dostać się obozów najemników. Kobieta podała dwa kubki cierpkiego soku porzeczkowego.


Diana



***

Adramelekh i Netsah wyszli z Czerwonego Kocura. Był poranek. Niebo było pochmurne, a całe Thur otulane zostało mglistym płaszczem. Mężczyźni skierowali się do bramy głównej, a później na zachód, idąc przez szarawe miasto. Za murami port opustoszał, niewiele osób pojawiło się na trakcie wyłaniając się z mgły. Dwójka dotarła do wąskiej uliczki, gdzie jak mówił Wildo znajdował się kiedyś spichlerz ze zborzem. Podobno jakiś rok temu cały magazyn zapełniono zgrzybiałą pszenicą, która do teraz zalega w tym budynku.
Zbrojni zatrzymali się na trakcie, gdy gdzieś z odległości kilkunastu metrów zaczęły do nich dociekać dziesiątki przerywanych pisków i charakterystyczne drapanie pazurami...
 
eugenes jest offline  
Stary 21-05-2016, 17:35   #19
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Po wyjściu z Kocura Bastion skierował się do Marlosa Darkaela. Półelfa co w mieście był setnikiem, skrybą i znawcą wielu tematów. Bastion znał go z imienia, bo rozliczał się z nim, każdego roku, z podatków jakie płacił miastu.
~ * ~
- Więc Bastionie, o co chcesz zapytać? - gdy ten położył na stole złotą monetę. Opłata za konsultacje i podzielenie się widzą. To była duża kwotna, fachowcy zwykle zarabiają tyle w dzień pracy. Ale Darkael był szanowanym i ważnym człowiekiem i cenił mocno swój czas.
- Znasz się na prawie, Marlosie. Powiedz mi… jak wygląda tutaj sprawa okaleczeń? Gdyby jakiś bydlak niesprowokowany oszpiecił porządną, odprowadzającą podatki kurtyzanę… prawo jakoś ją chroni? Jest możliwe aby jakiś detektyw ze straży dostał taką sprawę?
Merlos sar Wenner podrapał się na głowie. - Podatki? Jakie podatki płacą dziwki. Rada Pięciu pobiera parę danin, ale o podatkach od ladacznic nie słyszałem. - odrzekł kpiąco i zaczął przeszukiwać sterty woluminów leżących na biurku. - O. - odrzekł wskazując na tekst znajdujący się na wielokrotnie już zapisywanym pergaminie. - Tu jest napisane, że Rada Pięciu pobiera podymne, opłatę handlowa od sklepów, stajni, tawern i tym podobnych, myto i opłatę składową. Jak sam widzisz, nie ma nic o podatku płaconym przez dziwki. Straż w mieście zajmuje pilnowaniem porządku na ulicach. Chroni też obywateli, ale jak sam wiesz to dość wąska grupa, niemal w całości złożona z bogatszej warstwy naszego wspaniałego portu. - tutaj mężczyzna wyprostował się dumnie. - Z takimi sprawami ta panna powinna się zgłosić do jednego z miejskich justycjariuszy. -
- Rada nie opodatkowała prostytucji? - zdziwił się Bastion. Co jak co, ale tego się nie spodziewał - Ok. Nie bezpośrednio, ale dziewczyna o której myślę pracuje w tawernie. Nie znam się na szczegółach i dlatego słono za nie płacę, ale rozlicza się z właścicielem przybytku a on z miastem. W ten sposób, pośrednio, część pieniędzy które zarobi trafia do miasta. Z tego powodu powinna być chroniona… jeśli ofender zostałby złapany i udowodniono mu winę jakiego zadośćuczynienia mogłaby się spodziewać, bądź jakiej kary dla niego?
Merlos pokiwał na słowa Bastiona. - Jeśli udało by Ci się przekonać justycjariusza do wszczęcia procesu i udowadniałbyś, że taki występek miał miejsce, to można by było liczyć na grzywnę lub nawet na kare uwięzienia w górnej wieży. -
- Rozumiem. To wydaje się adekwatna kara. A sama poszkodowana coś dostanie za poniesione krzywdy?
- Tak. - powiedział mężczyzna. - Część nałożonej grzywny po odliczeniu kwoty należnej miastu trafia do ręki ofiary.
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 21-05-2016 o 17:47.
Arvelus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172