Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-04-2016, 23:32   #16
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Stanton
Ciężki skafander był naprawdę spory, na szczęście jednak przewożony był w częściach, które inżynierowi udało się wcześniej na styk upakować w bagażniku łazika. Przy zakładaniu musiał mu jednak pomagać czekający przed drzwiami służący, który początkowo wydawał się lekko onieśmielonym masywnym, grubo izolowanym ustrojstwem, które Johny polecił założyć na siebie i w którym prezentował się jak wielki metalowy golem z Drugiej Republiki. Te w kazaniach Wszechświatowego Kościoła często były symbolem technologicznego zła i bluźnierczego wypaczenia świętego wizerunku człowieka.

Masywny kombinezon ledwo zmieścił się technicznym zejściu. Był też ciężki. Przystosowany do prac w nieważkości, w warunkach normalnej grawitacji stanowił znaczne obciążenie dla mięśni i kośćca inżyniera. No ale nie na tyle, by jego plan miał okazać się niemożliwym. Co prawda zasapał się nie na żarty, ale przynajmniej nie musiał robić tego krztusząc się siarkowodorem przy zstępowaniu po drabinie. Hełm kombinezonu miał też mocne światło, które skutecznie rozświetlało najbliższe paręnaście metrów zejścia.

Najpierw minął otwartą pionową śluzę, która, gdyby była zamknięta, blokowałaby zejście w głąb ziemi. Przy niej widoczny był czytnik kart. Obecnie był wybebeszony, co wskazywało na to, że przynajmniej to jedno się jego poprzednikom udało zrobić skutecznie. Niżej widać było jakieś uszkodzone przewody elektryczne. Co jakiś czas tryskały z nich niewielkie iskry. Problem w tym, że w połączeniu z okresowymi wyziewami metanu powodowało to miniatury efekt miotacza płomieni w tym jednym miejscu. Cóż, byłby to problem, gdyby inżynier nie był w swoim ciężkim skafandrze. Tak bez problemu zignorować mógł zarówno krótkotrwałe buchnięcie ognia, jak i ewentualne iskry. Zakup skafandra, choć swego czasu nie był tani, okazał się dobrą inwestycją… Dobrze też, że za pierwszym razem zdecydował się nie brać komputera, bo ten w takim środowisku mógłby zostać uszkodzony, a nie miał jak schować go pod kombinezonem.
Wszystko szło dobrze, przynajmniej do momentu, w którym zejście stało się trochę bardziej ciasne. Od pewnej głębokości zaczęły nim iść masywne rury ciśnieniowe, co spowodowało, że kombinezon ledwo się przeciskał i w wielu miejscach trzeba było użyć do tego niemało siły.

Stanton sprawność d20= 8 porażka
-1 do wszystkich akcji fizycznych


Po paru takich zwężeniach inżynier był bliski zasłabnięcia. Nie dość, że trzymając się drabiny musiał wciąż dźwigać ciężar kombinezonu, to jeszcze coraz to zmuszony był użyć dodatkowej siły. Nie miał też specjalnie możliwości odpoczęcia poza kurczowym przywarciem do drabiny. Cóż, nie było tak źle, wszak zawsze mógł tam ugrzęznąć!

W końcu pokonał jednak i przewężenia i dzięki silnemu snopowi światła widział już nadchodzący koniec zejścia, wydawało się wychodzić na jakieś pomieszczenie, jego podłoga była zalana spienionymi ściekami Gdzieś tam daleko w rogu pomieszczenia dało się dostrzec czerwoną pulsującą łunę, być może od jakiegoś niemal wypalonego awaryjnego światła. Miernik skażenia pokazywał znaczne ilości metanu i siarkowodoru, na zewnątrz kombinezonu musiało nieludzko śmierdzieć. Na ścianach tunelu na tej wysokości dojrzał wyraźne osmolenia, najwyraźniej już przynajmniej raz powietrze zapaliło się tam w większej objętości.

Stanton percepcja d20= 7 porażka


Wydawało mu się, że pod grubą warstwą sadzy na ścianie kiedyś były jakieś czerwone symbole, być może i napisy, obecnie były jednak zatarte przez czas i wysoką temperaturę.

Inżynier wiedział, że nie odszyfruje tu niczego. Ruszył dalej rozglądając się za wszelakimi urządzeniami technicznymi. Przydatna byłaby nawet naścienna mapa techniczna tego miejsca. Zawieszana dość często by nie błądzić dla techników. Stanton zapamiętywał póki co nieskomplikowaną drogę jaką tu przyszedł. Chciał namierzyć źródło awarii i spróbować wykonać robotę po jaką tu przybył. Kusiło go by potem zjechać windą niżej i zobaczyć co krył kompleks. Choć nieukończony i niepełny wywoływał w nim poczucie euforii. Będzie pierwszym człowiekiem od setek lat który będzie badał jego tajemnice. Najpierw jednak obowiązki dopiero potem przyjemność

Za późno wyłapał cichutkie, rozbrzmiewające na granicy słyszalności ostrzeżenie wypowiadane syntetycznym głosem. Cóż, kombinezon, mimo że zbudowany był tak, by nie pozbawiać go zupełnie bodźców dźwiękowych, to jednak swoje wytłumiał, dodatkowo sam syntezator mówił wyjątkowo cicho, musiał przez te wszystkie lata ulec uszkodzeniu.
- Brak autoryzacji! Intruz! Wezwano służby porządkowe! - gdy wyłapał te słowa dochodzące gdzieś z pomieszczenia, do którego zmierzał, było już za późno.

Gdy tylko wyłonił się z otworu kończącego szyb serwisowy, rozległ się głośny świst, a wraz z nim całe otoczenie zniknęło w potężnym energetycznym błysku. Nie był pewien, czy powietrze wokół niego zapłonęło, czy to tylko jego mózg przeciążony nagłym bodźcem zalał jego pole widzenia choatyczną bielą i czerwienią.

Sprawność d20(+10 za ciężki kombinezon)= 8 sukces!


Poczuł tylko jak ogłuszony bezwładnie puszcza drabinę i wszystko otoczyła ciemność.

Gdy obudził się, jego głowa była pod wodą, przez wizjer widział spienione ścieki. Uniósł się, dostrzegając, że leży dokładnie pod otworem z którego schodził, na szczęście dało się tam spokojnie stanąć, nieczystości sięgały zaledwie do kolan. Spojrzał na zegar odmierzający pozostały mu tlen, według jego odczytów był nieprzytomny jedynie parę minut i miał pełno zapasu na dalszą eksplorację, najwyraźniej ciężki izolowany hełm musiał wytłumić większość działania impulsu ogłuszającego.

Rozejrzał się po swoim wyposażeniu. Wszystko wydawało się nadal działać, poza miernikiem skażenia, którego najwyraźniej uszkodziło potężne wyładowanie. Cóż, znowu wypadało się cieszyć, że nie zabrał jako pierwszego swojego komputera. Miernik być może dało się jeszcze naprawić, ale nie w tych warunkach. Nad głową obok szybu widział też przyklejony do sufitu niczym pająk generator pola, który to sprawił mu tę przykrą niespodziankę. Wydawał się teraz powolnie ładować, pasek postępu widoczny na jednym z boków ledwo osiągnął 10 procent. Powtarzający się cichy komunikat o wezwaniu służb wskazywał na to, że urządzenie miało jedynie unieszkodliwić intruzów do czasu aresztowania. Wątpliwym jednak było, by pozostał przy życiu ktokolwiek z ochrony, no chyba że roboty... Na szczęście tych póki co nie było widać.

Wyłonił się ze ścieków niczym kanalizacyjny mutant i rozejrzał. Zdawał się być w pewnego rodzaju rozdzielni. Wszędzie na ścianach widać było rury, przewody, wskaźniki ciśnienia, amperomierze i potężne zawory hydrauliczne. Pomiędzy nimi znajdowało sporo nieszczelności, z których tryskały czysta woda, ścieki w różnych stanach skupienia i filtracji, oraz para wodna. Chyba bez większych problemów mógł zamknąć zawory tutaj, by płyny nie lały się więcej na podłogę, nie wiadomo jednak było jakie konsekwencje to będzie miało dla obecnych użytkowników szlacheckich łazienek sto metrów nad nim.

Na ścianie dojrzał też techniczną mapę. Wydawało się, że z tego pomieszczenia odchodziły następne 4 korytarze, niektóre wydawały się częściowo zasypane, inne były zalane znacznie wyżej niż pomieszczenie, w którym stał teraz. Były tam też strzałki wskazujące w różnych kierunkach opisane jako reaktor, generator pola, studnia, oczyszczalnia.

Gdzieś na górze dało się słyszeć przytłumione, ledwo słyszalne już na dole echo.
- Paaniee? Wszyyystko w porządkuuuuu?

***

Aleksiej
Tymczasem, wiele tysięcy kilometrów dalej, w bogatym Wewnętrznym Mieście Teb eskatoński mnich decydował o swoich najbliższych posunięciach.

Pora wydawała się jeszcze wczesna, choć na tej szerokości geograficznej Cadavusa ciężko było mieć pewność, słońce większość dnia było blade, a zachmurzenie znaczne. Miał więc trochę czasu, by wesprzeć nowo poznanego sprzymierzeńca w jego codziennej pracy.

Szybko opuścili ociekającą luksusem dzielnicę. Wybrali do tego jedną z wielu strzeżonych furt prowadzących przez potężne, bogato zdobione wrota miasta. Dwóch Rycerzy Modliszki, elitarnej gwardii Decadosów, ukłoniło się Aleksiejowi z szacunkiem. Cóż, niewielu mieszkańców Znanych Światów kojarzyło w ogóle czym są Eskatonicy i czym różnią się od innych, znacznie częściej spotykanych sekt Kościoła. Widząc kapłańskie szaty i symbol Wrót pewnie po prostu wzięli go za Ortodoksa.

Miasto Zewnętrze wyglądało marnie.

Ludzie byli szarzy i nijacy, włóczyli się między improwizowanymi domami niczym żywe skorupy. Miejscami jedynie widać było jakieś poruszenie, zbierały się grupki, ładowano wozy, tu i ówdzie zaprzęgano nieliczne wychudzone pociągowe zwierzęta. Poza tym choroba i bieda wydawały się wszechobecne, pod prawie każdą ścianą siedział ktoś stary, zabiedzony albo kaszlący. Niektórzy nawet się już nie ruszali. Tu i ówdzie widać było też podejrzane grupy rosłych osiłków o brzydkich spojrzeniach.

- Skończyła się Pora Sztormów, ludzie wyruszają na pustkowia szukać zarobku! Powiadają, że daleko w Południowych Górach obserwowano wyrzuty dymu! Może wybuchy wulkanów przez ostanie miesiące coś odkryły! Dla mnie to dobrze, może ktoś kupi jakieś części, by naprawić łazik i tam pojechać! - wytłumaczył jego przewodnik.

Paru zbirów, których minęli spojrzało na nich z zainteresowaniem, jednak Cassak machnął im uspokajająco ręką. Znając realia Znanych Światów to pewnie handlarz płacił im niemało za święty spokój i "ochronę". Gdzieś tam w oddali, w głębi okrytych półmrokiem alejek rozbrzmiały jakieś krzyki, dało się słyszeć szczęk metalu i coś, co mogło być wystrzałem. Handlarz przyspieszył kroku, zmieniając trasę.
- Porachunki... Wielu chce teraz uciec z miasta nie spłacając zaciągniętych w porze Sztormów Długów...

W końcu dotarli do wąskiego dwupiętrowego baraku, mieściły się w nim zaledwie dwa pomieszczenia. Sam budynek był trochę koślawy i przyklejony był plecami do wysokiego muru, za którym chyba działała jakaś miejsca maszyneria. Słychać było ssanie pomp. Na dole widać było bardzo ciasny warsztat pełen porozrzucanych części, z góry dochodziły głosy kobiety i chłopca.
- Mantius, kochanie! Ja już nie mam siły! Zginiesz jak będziesz tam chodził!
- Ale mamo! Potrzebujemy tych pieniędzy, to dobra praca, ja... o tata!

Zbiegł na dół, rzucając się w ramiona Cassacka, był rudy, co zupełnie nie pasowało do czarnej czupryny handlarza. Zdawało się, że dzieciak z całej tej radości dopiero po chwili zauważył, że osoba przyprowadzona przez jego ojca jest kapłanem. Zamarł rozglądając się z przerażeniem po porozstawianych wszędzie sprzętach.
- Spokojnie! - uniósł ręce w uspokajającym geście handlarz. - To nie Avestianin! On jest z jakiejś innej... ech... Wybaczcie ojcze, nie wyznaje się w tych waszych zakonach! Uratował mnie! To dobry człowiek! Mario, choć, przywitaj się, mamy jeszcze jakieś zapasy?
Jego żona wyglądała na chorą, była bardzo wychudzona, blada, jej włosy wydawały się dziwnie wypłowiałe, miejscami na jej głowie widać było łyse miejsca. Kiedyś zapewne była piękną kobietą. Zakaszlała, przytakując, że pewnie coś się znajdzie.

Gdzieś w oddali ciemnych chaotycznych alejek znowu rozbrzmiały krzyki i jakiś łomot.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 03-05-2016 o 01:49.
Tadeus jest offline