Samozwańczy kapitan był pewien swego. Szybki plan, bezpieczne działanie. Nie przewidzial tylko dywersji we własnych szeregach. Podczas, gdy wszyscy patrzyli na drogę, niedowierzając temu, co widzą, Xaazz zdecydował się zadziałać po swojemu.
Przez krótką chwilę powietrze jakby się przerzedziło, stało się czystsze. Czarownik wyciągnął rękę, gromadząc w niej energię mogącą równać się siłą potężnej błyskawicy. Ruszył do przodu sztywno, z determinacją w oczach.
Towarzysze usłyszeli stęknięcie i gwałtowne stąpnięcie. Potem był tylko huk. Potężny buk, którego rozłożysta, opadająca korona stanowiła sporą część ich osłony, momentalnie zaczął się walić, teraz spowity w płomieniach...
O mało nie miażdżąc Zehirli, która umknęła w ostatniej chwili, potężny konar padł się na drogę zanosząc się ogniem i dymem. |