Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-04-2016, 19:35   #4
Reinhard
 
Reputacja: 1 Reinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputację
Należy iść za głosem bogów, powtarzał zawsze ojciec Sklavius podczas okresu próbnego w Vis Coelestis. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że coś z tych jego "wykładów", których większość z nas używała jako wymówki do dyskretnej drzemki, zostało mi w głowie. I nie dość, że zostało, to pozwalało uspokoić rozbiegane przed bitwą myśli. Bo skoro idę za głosem bogów, to sławę i bogactwo zdobęde przy okazji i w godny sposób. Nie mam w sobie niskich pobudek.

Czas podróży statkiem nie dawał zbyt wielu okazji do refleksji. Dwa konie, pełny ekwipunek, brak giermka – w efekcie cały czas było coś do roboty. Nie mówiąc o tym, że pobudzający do "karmienia ryb" odór pełnego ludzi i zwierząt statku przez pierwsze dni dawał mi inne zajęcie.
Szlachetni panowie z czwartej kompanii mieli podobnie mi historie. Trzeci i czwarci synowie, herby z belką bastarda, dziedzice dumnych historii podupadłych rodów, raubritterzy o zaszczutych obliczach, nie mogący jeszcze uwierzyć, że listy gończe za nimi zostały na stałym lądzie. A z drugiej strony nuworysze, których dziadkowie pędzili żywot pospólstwa, chcący czynem legitymizować nadanie szlachectwa ojcu, wieczni giermkowie, szukający swych ostróg poza politycznymi układami, i łże-rycerze, kopijnicy i szlachta, których szlachetne pochodzenie mogłoby zostać poddane rewizji przez dysponujących zbyt dużą ilością czasu i pieniędzy heraldyków. Ciekawe osobowości.

Naturalna kolej rzeczy sprawiła, że podzieliliśmy się na grupki – wszak łatwiej uwarzyć owsiankę na kilku, niż na jedną miskę, łatwiej trzymać pieczę nad wierzchowcami we dwóch przez pół nocy, a nie samemu przez całą, łacniej w końcu czyścić pancerz przy zajmującej rozmowie, niźli ponuro milcząc jako ten kołem w płocie samemu stojąc. I tak w kompanii, która się zaczęła zawiązywać, obok mej skromnej osoby, zasiadał Cecil de la Vere, Longinusem przezwany od wielkiego wzrostu i mikrej wagi, skromny rycerz bretoński z łataną kawąłkami blachy kolczugą. Dalej, był Tobias von Perne, averheimski obieżyświat z fantazyjnym herbem, językiem ze złota, z ręką dobrą do dziewek (jak się chełpił) i zbyt ciężką dla koni (co widać było). Dalej, najbogatszy z nas, z giermkiem i dwoma sługami, Hans von Koepke, któren to ukradkiem na kupieckim abakusie cosik ciągle przeliczał, jak myślał, że tego nie widzimy. Rynsztunek jego zacny i bogaty, jeden z najlepszych na naszym statku. I w końcu Hugon von Payne, mnich z sigmaryckiego klasztoru (na tyle ojcu starczyło, by uposazyć syna), który dla szerzenia imienia swego pana do krucjaty dołączył.

Z nich wszystkich najbardziej mi do serca Hugon przypadł, bo dzielił wszak los mej nieszczęsnej siostrzyczki najmłodszej, Beatrice, patrzył na szczęścia i smutki świeckich, mając ich nigdy nie doznać. Widać w nim jednak było krew szlachetną, bo z końmi jak prawdziwy szlachcic sobie radził. Przy Skoczku i Rougemoncie mi pomagał, swojego wierzchowca nie posiadając, i żeśmy się zmówili, że podjezdka mu będę użyczał, jak kompania bez taborów konno będzie musiała iść. Sigmarem a prawdą, poza habitem, młotem i ognistą wiarą, to braciszek szlachetnego pochodzenia nic nie posiadał, tym bardziej jeszcze jego waleczne serce wzbudzało szacunek. Tym bardziej złość mnie ogarniała, gdym słyszał przytyki Hansa, który to z tego i innych powodów zaczynał mnie mierzić.

Nadszedł w końcu kres nasze próby i udręki – kres rejsu. Znajdowaliśmy się na ziemi, która domagała się wyzwolenia. Po wyokrętowaniu się z czwartą kompanią ruszyłem wraz z towarzyszami broni niezzwłocznie do ataku, z tarczą i korbaczem w dłoniach i podziękowaniami dla Vereny na wargach. Za koniec rozmyślań, zwątpienia i refleksji nad odcieniami szarości – walka, która mnie czekała, była prosta. My byliśmy wyzwolicielami, wróg - zakałą tych ziem.
 
Reinhard jest offline