Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-04-2016, 12:41   #44
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację



Czcigodna Meave, jak doniesiono niebawem Niamh, odwiedziła swego podopiecznego w izolatce. Załamała ręce nad nim z iście matczyną troską. Wypytywała o to, jak się czuje. Podnosiła na duchu. Całą sobą nie robiła niczego podejrzanego, co zburzyłoby jej obraz – jednej z najbardziej szanowanych i obdarzonych szczerozłotym sercem niewiast w Rebmie. Niamh była ukontentowana.

Dzwony w mieście zaczynały wybijać dumnie południe, kiedy skontrolowała, czy w pokoiku obok izolatki nie ma nikogo. Biły nadal, gdy skinęła strażnikom pilnującym drzwi. Wody Rebmy drżały jeszcze od ostatniego, dwunastego uderzenia, kiedy usiadła bokiem na krawędzi łóżka rannego młodzieńca. Lady Niamh potrafiła być bardzo słowna. Niewątpliwie była też bardzo piękna w błękitnej sukni, z włosami miękko opływającymi słodką twarz, tylko trochę ujarzmionymi sznurami maleńkich szmaragdów, migocących zielono wśród zieleni włosów.
Gdy powieki Ailila zadrgały i rozwarły się, kształtna dłoń arystokratki przepłynęła nad jego pierś i rozwarła się jak muszla. Ze środka wypadł medalion, i zawisł na łańcuszku zaczepionym o smukły, biały palec, kołysał się, drgał jak serce dzwonu. Niamh patrzyła nieruchomo za zakratowane okno.
Pod przekrwionymi i opuchniętymi powiekami poruszały się tylko odrobinę bielsze gałki śledząc ruch naszyjnika. Lewa ręka sięgnęła w pewnym momencie do łańcuszka. Chwyciła go, ale nie pociągnęła. Oczy spoczęły na twarzy kobiety z niemym pytaniem.
Zgięła palec i łańcuszek zsunął się w dół.
– Współczuję ci z powodu twej straty. – Uprzejme słowa, z troską nie tylko w znaczeniu, ale w i tonie zawartą. Słowa godne prawdziwej damy o tkliwym sercu.
Gwardzista chwycił przedmiot i przycisnął do piersi.
– Straty? – Powiedział po chwili.
– Dziecku, nawet dojrzałemu, trudno bez matczynej czułości – odparła Niamh, która czułości, ba, uwagi ze strony rodzicielki doświadczyła dopiero, gdy wyrosła dość, by stać się figurą w grze. Przedtem była spełnionym kaprysem kochanka.
– Matczyna czułość, pani, zarezerwowana jest dla dzieci, ale małych. – Powiedział zaciskając mocniej dłoń na medalionie.
– Od rodziny mur cię oddziela, skoro tak twierdzisz.
– Taki los... – Odparł, choć urwał nim wypowiedział ostatnie słowo. Patrzył jej prosto w oczy. Wszak oczy to zwierciadło duszy i wyczytać z nich można wiele.
Z oczu Niamh nie można było wyczytać nic ponad to, że ta fioletowa głębina pociąga i pochłania, że zatonąć w niej można i nigdy już nie wrócić.
– Dlaczego nie rzekłeś, czyje wykonywałeś polecenia?
– Nieoficjalne polecenie pani. Z pominięciem przełożonego. – Zaśmiał się ironicznie. – Słabe wytłumaczenie.
– Lepsze niż żadne. Dlaczego? Lub też… po co? – Niamh zaplotła dłonie na smukłym kolanie.
– Ponieważ… – Zamilkł na chwilę szukając odpowiedniego i w miarę sensownego wytłumaczenia. – … sprawa była delikatna i ocierała się o… zachowanie niegodne gwardzisty.
– Sąd, a zapewne przed taki trafisz, zada te same pytania co twój dowódca. Co rzekniesz?
– Sąd pani da wiarę temu co mój dowódca rzeknie. – Nadal wpatrywał się w jej śliczną twarz. – Nie wiem kto ostrzegł kapitana. Nie ja list wysłałem.
– Zatem czemu mnie zamiary maga zgłosiłeś, nie dowódcy?
– Na to pytanie nie ma odpowiedzi, która nie pogrążyłaby mnie jeszcze bardziej.
– Ja nie jestem sądem, Ailillu.
– Kim zatem jesteś pani?
– Kimś, kto gra honorowo. Nawet jeśli nie gra uczciwie – odparła z lekkim rozbawieniem. Zaczynała jej sprawiać przyjemność ta rozmowa. – A ty?
– Gwardzistą jej królewskiej mości. – Powiedział z pełną dumą i powagą. Jakby te słowa miały zapewnić rozmówcę, że ktoś kto je wypowiada ma w sobie te wszystkie szlachetne przymioty.
– Postaram się, byś zachował tę funkcję. Lecz przyobiecać nie mogę. Jednak honorowe wyjście – już tak.
– Honorowe wyjście. – Powtórzył za nią jakby bezwiednie. – Honorowe wyjście. Je wybrać powinienem. – Spuścił wzrok.
– Rzekniesz, że to, co się wydarzyło, nie dla wszystkich uszu przeznaczone. Bo wagi zbyt wielkiej. W cztery oczy, nie na sali przy wszystkich, prawdę powiesz. Kto ci kazał uczynić i co. Prawda cię ocali… nawet jeśli ja tego zrobić nie będę mogła. Jak rzekłam, wątpliwe, byś mógł powrócić na służbę. A jeśli nawet, nie będzie to dla ciebie ani sercu miłe, ani bezpieczne. Jednak są inne dwory, gwardzisto. I inne królowe.
– Tak pani. – Ailill przytaknął. Choć nie wiadomo było z którą części wypowiedzi się zgodził.
– Będziesz potrafił mnie po wszystkim znaleźć, jeśli będziesz chciał. – To nie było pytanie. Wyciągnęła dłoń z palcami opuszczonymi do dołu. Gwardzista z wielkim trudem wsparł się na łokciach. Tym razem już wiedział, co należy uczynić. Ujął dłoń lady Niamh ręką , którą przez cały czas przytrzymywał naszyjnik leżący na jego piersi. Ponownie jego pocałunek był bardzo, bardzo niezdarny. Zbyt mocny. A do tego suche wargi drapały.

Niamh wróciła do siebie i oddała się pisaniu raportu. Nie było w nim nic, co zatrzęsłoby posadami tego świata. Do tego była to sama prawda, choć generalskiej córce nie udało się uniknąć subtelnej złośliwości przy opisywaniu tego, jak bezmyślnie Tadgh zrujnował możliwość uchwycenia osób, które mogły działać wrogo wobec Rebmy. Stwierdziła, że odczeka jeszcze trochę, nim każe zanieść raport do przełożonych Tadgha, oraz wyśle kopie do królewskiego pałacu. Damy się spóźniają, damom się to wybacza.

Tymczasem w tawernach i ciemnych kątkach koszar krążyły coraz gęściej bardzo nieprzyjemne plotki o wydarzeniach minionej nocy. Jak to kapitan zakatował swojego człowieka prawie na śmierć, bo mu pozazdrościł faworów generalskiej córki. Lub też dlatego, że pozostaje na płatnych usługach maga, który zrujnował wczoraj swoimi eksperymentami kwartał miasta. Jak spiskował, by zapewnić Randalowi wyjście z koszar i zatarcie śladów jego niekompetencji, która stałą się zagrożeniem dla wielu ludzi. Na dworze tymczasem z ucha do ucha przekazywano sobie, jak to grubiańskiemu kapitanowi nie starczyło talentu, umiejętności ani posłuchu u ludzi, by zasłużyć na awans, postanowił więc zdyskredytować wspólnie z cudzoziemskim magiem dobrego generała Ruadhagena, i to jak podle – uderzając w jego córkę, słabą płeć niewieścią...
Niamh, która część tych plotek wymyśliła sama, a część pozostawiła fantazji swych ludzi, udała się osobiście w krótkie odwiedziny do rodzin dwóch z młodych gwardzistów, których rozpoznała podczas wczorajszej akcji. Delikatnie i tylko ze względu na przyjaźń łączącą rody napomknęła przy wyjściu, że przestawanie z kapitanem Tadghem w najbliższym czasie może być bardzo ryzykowne dla dobrego imienia. Te wszystkie straszne plotki...

Kapitan Tadgh mógł napisać zgrabny raport... ale to starcie nie rozegra się przed obliczem sądem. A przynajmniej nie tam padną pierwsze, najważniejsze ciosy. Niamh metodycznie niszczyła mu reputację i zanim padną pierwsze oskarżenia na sali, Tadgh będzie już dokumentnie upodlony i umalowany na podejrzaną personę. Przy okazji smród towarzyszący magowi Randalowi wzbierze ostro na sile. Llewella będzie zadowolona. Niamh pojedzie do Amberu.

Zerknęła na zaproszenie. Pewnych spraw nie da się niestety uniknąć. Nie zamierzała jednak stawiać im czoła bez wsparcia. Na rodzinną kolację zabrała niespodziewającego się katastrofy Albina.

 
Asenat jest offline