Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-04-2016, 21:12   #9
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację


Wracali powoli. Blask słońca oświetlał im drogę, przedzierając się radosnymi, złotymi promieniami, przez gęste korony drzew. Poszycie, po którym stąpali, wydawało z siebie mocny, upajający zapach. Była to woń grzyba, wilgoci, ciepła, które powoli wdzierało się w kolejne warstwy zalegających ziemię liści, trawy, gdzieniegdzie mchu. Był to dobry zapach, pełen życia i śmierci, świadczący o odwiecznym cyklu, w którym to co umiera, staje się pokarmem dla tego, czemu przyszło żyć dzięki tej ofierze.
Wysoko nad nimi, wewnątrz potężnych pni drzew, drobne zwierzęta budziły się z nocnego uśpienia. Słychać było szelest liści, tu i ówdzie na ziemię spadł orzech. Rozległa się pierwsza pieśń, wesoły trel, nawoływanie do tego by otworzyć oczy i spojrzeć na cuda, którym bogowie pozwalali zaistnieć każdego nowego dnia.

Amarie zdawała się cieszyć każdym z owych objawów życia, zupełnie jakby wbrew prawom natury, dzień który zaczynał swe panowanie nad światem, nie odbierał jej sił, a wręcz przeciwnie - dodawał. Aki także wydawał się zadowolonym z życia stworzeniem, które wygodnie umoszczone na plecach demonicy, niemal zlewało się z nią w jedno, od czasu do czasu machając skrzydłami. Towarzyszącego im demona, który na własne życzenie przybrał wygląd istoty anielskiej, zdawali się ignorować. Jedynie zwierzak, raz po raz, w chwilach gdy dziewczyna była zajęta podziwianiem kwiatów czy śpiewu ptasiego, odwracał pyszczek w stronę Tariela. W jego spojrzeniu lśnił wyrzut, wyraźny i kłujący niczym sosnowe szpilki. Można było niemal odnieść wrażenie, że stworzenie to zalicza się do gatunku inteligentnych. Zanim jednak myśl ta na dobre zagościła w głowie, Aki odwracał się wydobywając z siebie skrzekliwe ponaglenie lub równie skrzekliwy śmiech, na który to odgłos odpowiadał dźwięczny głos Amarie. Oboje bez wątpienia doskonale się ze sobą dogadywali. Ile czasu już byli razem? Kim tak naprawdę byli? Ile jeszcze sekretów kryła drobna istota, która wesoło spacerowała przed Tarielem, machając przy tym radośnie ogonem? Odpowiedzi na te pytania mogły być zarówno całkiem niewinne i bezpieczne, jak i całkiem przeciwnego rodzaju. Nie dało się jednak ukryć, że wkrótce na własnej skórze przekona się o rodzaju przynajmniej jednej z nich.

Nim dotarli do polany zdołali wyczuć goszczącą na niej rodzinę demonicy. Zapach pieczonego boczku był bardzo wyraźny i wyjątkowo kuszący. Aki pisnął radośnie i oderwał się od pleców dziewczyny by przyspieszyć swoje pojawienie się w miejscu, gdzie szykowała się najwyraźniej uczta dla wygłodniałych żołądków.
- Głodomorek - mruknęła Amarie, jednak więcej w tym słowie było czułości, niż faktycznego wyrzutu. Rzuciła jeszcze szybkie spojrzenie na Tariela, zupełnie jakby chciała się upewnić, że wciąż za nią podąża, a następnie podążyła śladami swojego ulubieńca.

Uczta faktycznie była, chociaż bez wątpienia nie umywała się do tego, co podawano na śniadania w co lepszych karczmach. Dało się jednak przełknąć zarówno boczek, jak i podane do niego jajka. Wino, gorsze nieco od tego, które demon miał okazję kosztować wcześniej, także zostało podane. Towarzystwo przy śniadaniu było głośne, rzucające docinkami i niewybrednymi żartami, jednak nawet ślepiec by zauważył, że zachowanie to było w dużej mierze na pokaz. Amarie jednak zdawała się tego nie dostrzegać, reagując dokładnie tak, jak tego od niej wymagano. Trzymała się przy tym blisko Tariela, co nie każdemu do gustu przypadło. Syris okazał się być jedynym, który sprawiał wrażenie pogodzonego z obecnością anioła w ich gronie. Możliwe jednak, iż wrażenie to brało się głównie z tego, że w przeciwieństwie do pozostałych, od czasu do czasu odzywał się do owego anioła. To, że odpowiedzi jakie dostawał niekoniecznie należały do przyjaznych, radosnych czy chociażby pełnych, zdawało się spływać po nim jak woda po kaczce. Grunt że Amarie była zadowolona, lub też całkiem dobrze owe zadowolenie udawała.

Gra pełna fałszu, podtekstów i podchodów, zakończyła się wraz z końcem jedzenia. Bez słowa, trójka gości zaczęła zabierać się do złożenia owego niewielkiego obozu, zbywając przy tym zapewnienia demonicy, że sama sobie poradzi. Bycie traktowaną niczym drogocenna porcelana, której każdy bał się dotknąć by przypadkiem nie uszkodzić, musiało ciążyć Amarie, co Tariel parokrotnie wyłapał w rzucanych mu ukradkiem spojrzeniach dziewczyny. Nie skarżyła się jednak, ograniczając do wycofania na pewną odległość by pobawić się z Aki’m. To zaś sprawiło, że pozorna uprzejmość i akceptacja, która była odgrywana na potrzeby demonicy, zmieniła się w otwarcie wrogie spojrzenia. Także i z nich wybił się Syris, wyraźnie przy tym irytując zarówno Naresa jak i Estelle. Dlaczego traktował Tariela inaczej? Co stało za takim, a nie innym zachowaniem? Demon mógł się jedynie domyślać.

Ruszono w jakąś godzinę później. Amarie szła z Syrisem, rozmawiając z nim cicho, ku wyraźnemu niezadowoleniu Naresa, który wyraźnie liczył na to, że dziewczyna poświęci większość swojej uwagi jemu. Szczególnie biorąc pod uwagę to, że anioł zdecydował się towarzyszyć im w nieco większym oddaleniu, korzystając z posiadania atrybutu niedostępnego pozostałym. Estelle nie omieszkała skorzystać z okazji by wbić szpilę czy dwie, każdą dobrze wymierzoną i bolesną.

Dalsze rozmowy odbywały się już poza zasięgiem uszu demona. Jego oczy śledziły cztery drobne sylwetki migające mu raz po raz wśród koron drzew. Droga, którą obrali, kierowała ich prosto do celu, który wraz z mijającymi minutami, stawał się coraz wyraźniejszy.


Skupisko wysokich drzew, wyraźnie odbijało się od reszty lasu. Otoczone poranną mgłą, która powoli wznosiła się ku niebu, sprawiało wrażenie nabitej szpilkami poduszki.
Dlaczego akurat tam prowadzili młodą demonicę, tego nikt mu nie wyjaśnił. Skoro jednak Amarie nie miała nic przeciwko… A może miała, tylko tego nie pokazywała? Jej oddanie rodzinie, czy raczej tej zbieraninie podejrzanych i raczej nieprzyjemnych osób, zaczynało zakrawać na fanatyczne uwielbienie lub niewolnicze posłuszeństwo. Cokolwiek się za tym kryło, nie mogło być dobre. On zaś zgodził się postawić stopę w tym bagnie, które wkrótce mogło zacząć go wciągać. Nim się obejrzy znajdzie się w nim po szyję, a wtedy nie będzie już ratunku. Dlaczego więc to robił? Dlaczego za nią podążał?
Pytania…

Myśli demona krążyły wśród nich, wśród jego samego, wokoło tego w co się wpakował. Dzień powoli nabierał mocy, tak jak i promienie słoneczne, które zaczęły prażyć w niezbyt przyjemny sposób. Każdy wiedział, że demony były istotami nocy. Dzień je osłabiał, wysysał z nich moc i siły. Dobrze zatem się stało, że pozostali nie oszczędzali swych nóg i w końcu dotarli do wyznaczonego przez kierunek ich wędrówki, punktu. Aki, który został najwyraźniej wysłany by poszukać Tariela, krążył nad nimi niczym szukający swej ofiary jastrząb. Gdy kolejna iluzja jego samego połączyła się z nim, demon podążył w stronę czekających. Przywitanie było mieszane, czego mógł się spodziewać. Radosne ze strony Amarie, obojętne Syrisa i nieprzyjazne pozostałych. To jednak nie było teraz istotne, a przynajmniej nie sprawiało takie wrażenia.
- Słodka Rie ręczy za ciebie, więc lepiej by było żebyś trzymał język za zębami na temat tego miejsca - poinformował go wielce przyjaznym tonem, Nares.
- Nie ma sensu żebyśmy szli całą drogę - wyjaśnił Syris. - Przeniesiemy się wykorzystując jeden z teleportów należących do naszego oddziału. Nie przeszkadza ci to?
- Nie przeszkadza mu - demonica odpowiedziała zamiast Tariela, stając solidarnie przy nim, co bynajmniej nie wpłynęło pozytywnie na opinie, jaką miał u pozostałych. Sarknięcia Naresa towarzyszyły im przez dalsze minuty drogi, zakończone dotarciem do kamiennego kręgu.


Było tu cicho, wręcz nienaturalnie cicho. Ptaki nie świergotały, drobne gryzonie nie buszowały w poszyciu. Nawet samotna mucha nie odważyła się zbezcześcić owego miejsca. W powietrzu czuć było magię, żywą i wibrującą, przenikającą wszystko co żywe. Jednocześnie magia ta odpychała, wyraźnie dając do zrozumienia, że demon nie był mile widzianym gościem. O ironio, nawet teleporty ludzi Luksa zdawały się pałać do niego niechęcią. Na jakie zatem powitanie mógł liczyć kryjący się pod postacią anioła, Tariel?

Jak się wkrótce okazało i tutaj Amarie skorzystała z własnej krwi. Nie była przy tym jedyną osobą, bowiem każdy z członków tej dziwnej grupy uronił kroplę swej posoki, dokładnie pośrodku miejsca wyznaczonego przez kamienie. Anioła nie poproszono o tą ofiarę. Może uznano, że świętoszkowaty typek nie zgodzi się na branie udziału w tak podejrzanym rytuale? Wszak nawet ci mniej czyści wzbraniali się przed użyciem życiodajnego płynu, który krążył w ich ciałach. Krwawe ofiary jednoznacznie kojarzono ze złem i spaczeniem. W większości mając przy tym rację.
Demonica wyciągnęła w kierunku swojego towarzysza dłoń.
- Tak będzie bezpieczniej - wyjaśniła, obdarzając go wesołym uśmiechem, który jednak nie sięgnął oczu. Czy to dlatego że się denerwowała? Może obawiała czegoś? Była wystraszona? Nie mógł wiedzieć. Zwykle łatwa do odczytania twarz, stała się nagle maską, z której nie mógł wyczytać niczego. O czym rozmawiali w trakcie drogi?
Pytania…




Portal został aktywowany, gdy tylko wszyscy znaleźli się w zasięgu jego działania. Amarie nieco mocniej zacisnęła palce na dłoni Tariela, przysuwając się do niego bliżej. Magia zawirowała, tak jak i świat wokół nich. Czerń zastąpiła światło dnia. Wiatr mocy, ten który tańczył wśród pni drzew. Na miejscu ciszy pojawił się szum.
Nie trwało to długo, nie było uciążliwe ani tym bardziej bolesne. Gdy zaś ucichło, oczom demona ukazał się obrazek, niczym żywcem wyjęty z jednych, z popularnych wśród kobiet wyższych sfer, romansideł.


Chatka, strumień, las i góry w tle. Obraz tak słodki, że aż zęby zaczynały boleć. Najwyraźniej jednak reszcie to nie przeszkadzało, a wręcz można było rzec, iż odetchnęli z ulgą. Jedno po drugim opuszczali niemal identyczny kamienny krąg, jak ten do którego weszli, i kierowali się w stronę budynku. Także Amarie pociągnęła Tariela by pospieszył za resztą. Nim jednak zdołali dojść do drzwi, te otwarły się z trzaskiem. Mężczyzna, który w nich stanął pasował do tego miejsca jak dziewica do burdelu.


Na widok trójki, która ruszyła przodem, skinął głową. Na widok anioła dobył mieczy. Gdy jednak ujrzał Amarie…
- Spóźniłaś się - oświadczył głuchym, pozbawionym emocji głosem. Jego spojrzenie utknęło w demonicy, a dłonie mocniej zacisnęły na rękojeściach. Cała słodycz jakby uleciała w popłochu, zastąpiona bardziej pasującą do tego człowieka, grozą.
- Luks - wyszeptała jasnowłosa, puszczając dłoń Tariela i robiąc krok w stronę mężczyzny, a następnie w geście powitania, pochyliła głowę.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline