Ena'ra'Kha
Ena z ciekawością wyczekiwała, aż wszyscy się przedstawią. Prócz Almeny, przedstawiły się wszystkie inne osoby, które już niedługo miały wyruszyć w podróż na Powierzchnię.
Siedemnastolatka takim oto sposobem poznała starego Keertha, który widocznie nie lubił za dużo mówić, całkiem ładną Vesi (jednak nie okazała się być kukłą), Gwardzistę o długim warkoczu i kolejnego Keertha...tego bez nosa.
Zanim zdążyła odpowiedzieć na pytanie zadane przez Flinkę, do pomieszczenia wbiegła grupka chłopców, którzy przytaszczyli jakieś torby, które okazały się być prywatnymi rzeczami wyciągniętymi z domów ‘wybranych’.
Chłopiec, czy też mężczyzna, który podbiegł do Eny, był mniej więcej w jej wieku...no, może troszeczkę starszy.
- Dziękuję – powiedziała, po czym zabrała się za wypakowywanie najpotrzebniejszych rzeczy, które mogłyby jej się przydać do podróży.
Do jasnej torby wrzuciła swoją szczotkę do włosów, flakonik z prefumom i kilka bukłaków z wodą, bo w końcu żaden Vesi nie mógł żyć bez życiodajnej wody.
Kiedy nastolatka usłyszała o nagrodach, jakie dostaną po powrocie, jej lazurowe oczy zalśniły. Już sobie wyobrażała siebie w najlepszych rolach... jeszcze lepszych niż w spektaklu o chorej umysłowo księżniczce znęcającej się nad służącymi.
Westchnęła radośnie, po czym po wysłuchaniu przemowy jednego z Rady, wyszła na ceremonię.
Tyle ludzi jeszcze nigdy nie widziała! Do teatru zazwyczaj przychodziło kilkudziesięciu mieszkańców Avadirei, a tutaj? Tutaj znajdowali się wszyscy przedstawiciele każdej z ras zamieszkujących podziemne miasto!
Ze szczerym uśmiechem na twarzy przechodziła pomiędzy tłumami, ciesząc się jak dziecko... zresztą nadal była dzieckiem, choć nie do końca.
Tyle ludzi, o rany! Ale fajnie! – krzyknęła prawdopodobnie w stronę Lynhis.
Kiedy Rada Sześciorga wygłaszała jakąś mowę, Ena była bardziej zajęta rozglądaniem się po tłumach w poszukiwaniu kogoś znajomego, może kogoś z rodziny, ale niestety... nikt nie przyszedł.
Zrobiło jej się trochę przykro, ale kiedy zauważyła, że już troje nowych znajomych ruszyło w stronę tunelu, smutek zniknął tak szybko, jak się pojawił.
Pisnęła cicho z radości i szybko pobiegła za Flinkiem.
„Ciekawe co zrobi, kiedy coś do niego powiem... Pewnie mnie zignoruje, bo po co strzępić sobie język dla takiego bachora, jak ja, trudno, spróbuję!” – pomyślała, po czym idąc radosnym krokiem, zwróciła się do mężczyzny.
- Hej! Czy u was... u Gwardzistów, są jacyś młodzi, przystojni adepci? Zawsze się nad tym zastanawiałam – powiedziała drapiąc się po swoim niewielkim, lekko zadartym nosku. Nagle ni stąd ni zowąd strzeliła pytaniem. – Czy nie uważasz, że mój biust jest troszeczkę za duży? Bo na przykład moja siostra mówi, że jest idealny i sama by chciała mieć taki, ale ja uważam zupełnie co innego. A jak ty uważasz? Zawsze chciałam poznać zdanie jakiegoś mężczyzny. – Mówiła to całkiem szczerze, ponieważ sama była szczera aż do bólu. Uśmiechnęła się od ucha do ucha wyczekując na odpowiedź Gwardzisty.
__________________ Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetliła luna świętojańska. |