Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-04-2016, 22:04   #80
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
LAS PEŁEN AGRESJI

Antoni Rembowski i Andrzej Młot mieli dwa zupełnie różne pomysły rozwiązania sytuacji. Jeden jako siłacz i celnik co się zowie to chciał już spierdalać, a drugi napierdalać. Właściwie normalnymi słowami nie da się opisać chaosu jaki wówczas wybuchł w kompletnych ciemnościach. Trzeba spróbować mówić językiem lam: yyy yyyy yy. W wielkim skrócie to rzeczywiście Banzaj zrobił banzaj, a jego noga wylądowała na czyjejś dupie. Ten ktoś przewrócił się, a Antoni nie rezygnował w zadawaniu ciosu skoro już wiedział gdzie jest jego przeciwnik. Wielki krzyk, awantura, szamotanina i w końcu wymiana ciosów, które już tak na rękę Banzajowi nie były. Fajnie jest bić, ale nie fajnie jest być bitym. Oczywiście w tym czasie Ajej nie zasypywał gruszek w popiele tylko próbował dołączyć się po słuchu. W końcu każdy z obecnych i przytomnych (w miarę) usłyszał odgłos łamanej kości. Nie była to kość Andrzeja, ani Antoniego i choć żaden z nich nie znał stanu zdrowia drugiego to zdziwić mogło, że przeciwnik nawet nie pisnął z bólu. Może to jednak dźwięk gałązki był? A gdzie tam, chuja, to napewno było złamanie, bo już nie raz i dwa słyszeli taki dźwięk, gdy ktoś w ich pobliżu dostawał solidny wpierdol. Fajnie było spuszczać solidny wpierdol prawda? Niestety w końcu karta odwróciła się od Banzaja, bo chyba nie miał siebie za Rockiego Balboę, co? Ten kopniak to był fart.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=9J2rRWL6NKo[/media]

W końcu Antoni dostał tak bardzo w ryj, czymś tak bardzo metalowym, że po prostu odpadł na kilka godzin z ciemności w świat nieprzytomnych snów, gdzie więcej niż prawda więcej niż dobę straszyła poważnych ludzi kwestionując ich poczytalność serwując pospolite kłamstwa i brednie oblane sosem czosnkowym. W takich to realiach znalazł się Banzaj, ale nie martwcie się! Obudzi się zanim zdoła policzyć do pięciu (no bo nieprzytomni nie liczą do pięciu, bo aż tak dobrze nie operują dłońmi, żeby liczyć na palcach). Jednakże w tej chwili wyłączenia ze świata nagle znalazł się na początku lat 90. i przypomniało mu się kilka wydarzeń z jego życia (jakich?), a także przyjaciółkę, którą wtedy miał, a teraz przydałaby się, choć w między czasie gdzieś zapodziała się w zawiłym labiryncie życia.

Tym czasem lekko zdezorientowany Andrzej Młot postanowił po prostu zasadzić kopa temu przeciwnikowi, który wygrał starcie uznając, że jak to będzie Antoni to da mu znać. Ajej typowo kogoś trafił, ale po chwili z boku otrzymał cios. Trafił nieprzytomnego Banzaja wcześniej tym kopniakiem. No cóż. Raz ty kopiesz kogoś, a raz kopią cię inni. Filozofia ulicy i karma dla psów nie mylą się. Można było mieć jedynie nadzieję, że stan zdrowia Antoniego nie pogorszy się po tym kopniaku, choć na razie nie miał nic przeciwko, no bo był nieprzytomny.

Walka była taka ostra, że aż trzeba zarzucić piosenką oddającą klimat tego starcia.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=TVB3_NdFzAg[/media]

Wszystko działo się w kompletnych ciemnościach. Grobowym mroku nocy jak mawiał klasyk. Andrzej Młot otrzymał jeden cios kastetem, potem drugi, trzeci, czwarty, piąty - ktoś szedł na rekord zadawania ciosów bez otrzymania żadnego w zamian. Naładowany mocą alkoholu Ajej nic sobie z tego nie robił, choć wiedział, że ból kiedyś do niego przyjdzie to jednak teraz twardym trzeba było być, a nie mientkim. Nie chciał znów skończyć w śmietniku.

Nagle zapaliło się światło. To ten młodzieniec co wcześniej był jakimś cudem uruchomił jakąś latarkę. Ajej dokładnie zobaczył z kim walczy, a także miał teraz lekką przewagę, bo widział ile leśnego uzbrojenia leżało wokół niego. Tyle gałęzi, kamieni, mchów i porostów! Okazało się również, że jego przeciwnik wyglądał jakby był zbity na kwaśne jabłko... ale i on tak wyglądał. Wszyscy tutaj tak wyglądali. Przeciwnik wygląda jak ten w środku na zdjęciu, ale Ajej zorientował się, że pozostali na tym mentalnym zdjęciu to jego kumple (choć aktualnie ich tu nie było):



LEŻA ZWANE KRYPTĄ

[media]http://www.youtube.com/watch?v=jrK90XJfqRs[/media]

Noc już dawno zapadła, gdy Jadwiga Bass w końcu dotarła do swego mieszkania. To był bardzo długi dzień pełen niemalże już zapomnianych walek. Na szczęście powrót do domu nie obfitował w żadne niespodziewane spotkania. Było zresztą dziwnie cicho i pusto na ulicach, choć oczywiście autobusy nocne wciąż jeździły i nawet za darmo przewiozła się jednym z nich. Chyba nikt się nie spodziewał, że miała bilet i rzeczywiście - nie miała żadnego biletu, bo z taką jakością podróży to jeszcze powinni płacić pasażerom - no i w sumie płacili darmowym przejazdem. Tak być powinno i tak było. Dużo mętów pływało w tym niewielkim bajorku jakim jest Dzielnica. Mieszkanie było niewielkie, ale za to zadłużenie rosło lawinowo i już właściwie nie wiedziała ileż to tysięcy tam było. Niby z czego miała płacić skoro miała niewielką rentę? Złodzieje. WSZYSCY. Zamknęła drzwi na pięć zamków i niemal natychmiast położyła się na rozłożonym łóżku. Zasnęła w ubraniu. Śniła o wydarzeniach dnia poprzedniego. O poszukiwaniu wnuczki, o mętach przed komisariatem, o Golarzu Filipie, o mętach u Golarza Filipa i o tej męcie Ryszardzie Kociębie. Wszystko krążyło wokół tematu legendarnej siedemnastej butelki wódki. Wielu o niej słyszało, ale niewielu ją wypiło. Siedemnasta butelka następowała po szesnasnet i trzeba było je pić pod rząd, a minimalnie musiały mieć pół litra.

Rankiem (lub wczesnym przedpołudniem) obudził ją dzwonek do drzwi i natarczywe uderzania. Spodziewała się policji, więc pewnym krokiem poszła w kierunku drzwi powiedzieć im, żeby wypierdalali jeżeli nie mają wiadomości o wnuczce, ale przez judasza zobaczyła swoją sąsiadkę Janinę Wołek. Miała podbite oko i ogólnie źle wyglądała, ale to nie dziwne, bo mąż ją bił odkąd stracił pracę, dzięki złodziejskim "reformom" Balcerowicza. Była trochę młodsza, ale zawsze bardzo pomocna Jadwidze Bass. Teraz słaniała się na nogach i usilnie zapłakana dzwoniła. Jadwiga w końcu jej otworzyła, a ta wpadła do środka i zaczęła szeptać, że zamordowała męża.

Cóż z tym fantem pocznie Jadwiga? I kto z sąsiadów mógł być aktualnie aktywny, żeby odkryć tajemnicę Janiny Wołek? Zwłaszcza, że ona nie zadbałą o zamknięcie drzwi do swojego mieszkania i każdy mógł tam wejść i napatoczyć się na zmasakrowanej tasakiem zwłoki mężczyzny... no i jeszcze dwójka małoletnich dzieci Janiny spała w tamtym mieszkaniu i nie wiedziała, że teraz są półsierotami.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=AnMR6SOBa9k[/media]

MIESZKANIE BIMBROMANTY

To nie mieściło się fizjologom w głowach na to co to Ryszard Kocięba zobaczył w swym, gdy dotarł w końcu do swego bloku. Już prędzej podejrzewałby odwiedziny hiszpańskiej inkwizycji niż zespół do spraw wszystkich jaki nawiedził to miejsce i wciąż tam był. Okazało się, że jakiś debil źle tworzył tunel kolejki podziemnej i cały blok w pizdu zaczął zapadać się. Grupy postronnych mieszkańców przebywały na zewnątrz, gdy cały budynek zapakowano w folię, a do środka wpuszczani są wyłącznie ludzie w bardzo stylowych ubrankach. Nawet w środku nocy na miejscu obecna jest telewizja, policja i co tam jeszcze można sobie wyobrazić. Trochę to wygląda jak sceny z filmu REC - przynajmniej te bez zombie.


Podpytani ludzie powiedzieli, że blok podlega teraz sprzątaniu, naprawie rur gazowych, kabli prądu, rur dopływu wody, sprawdzenia murów i takie tam. Ekipa w żółtych ubrankach rzeczywiście ma ze sobą różne dziwnie wyglądające narzędzia, które być może służą do naprawy wyżej wymienionych rzeczy.

Normalnie w tym miejscu stwierdzilibyśmy, że to tyle po planach Bimbromanty przy dostaniu się do środka budynku. Rzeczywiście do budynku nie dało się teraz wejść inaczej niż przez wejście główne, a to z kolei było pilnie strzeżone, a w tym i przez kamery. No, ale mówimy tutaj o Panu Ryszardzie jak nie jemu to komu ten wyczyn miał się udać? Bimbromanta wykorzystał swój autorytet, żeby nikt nie zwracał na niego uwagi, gdy bezczelnie przy wszystkich założył żółte wdzianko i nałożył na siebie czapeczkę zasłaniającą twarz i poszedł do środka.

W środku ciemno jak u murzyna w dupie. Z głosów słychać, że pozostali są na różnych piętrach i coś kombinują. Ryszard zapalił latarkę, którą wziął razem ze strojem i poszedł prosto do swego mieszkania. Windy nie działały to trzeba było na piechotę. W sumie windy to i tak szwankowały i wcześniej, więc zawsze chodził schodami. Lub prawie zawsze. W każdym razie dotarł do swojego mieszkania. Z drzwi zdjął przyklejoną kopertę z wezwaniem na komisariat policji. O dziwo w lokalu nikt nie zrobił kipiszu. Nawet nie przeszukali. Albo przeszukali, ale tajniackimi metodami WSW potem posprzątali, żeby UB mogło wpaść i dopiero rozpierdolić wszystko.

Bimbromanta poszukał jakiejkolwiek pełnej flaszki, ale znalazł tylko sporo ukrytych, pustych butelek. Oznaka alkoholika, że żadnemu alkoholowi nie przepuści. W skrytce w piecyku znalazł czteropak Książa (8zł za 4 puszki) i rulonik dyszek. Zupełnie nie pamiętał, żeby je tam chował - materac był za to pocięty nożem i nie było tam żadnej forsy. To mogło oznaczać dwie różne rzeczy: albo mu się pojebało i zapomniał zmianę skrytki albo jednak były tu tajniackie odwiedziny... pieniędzy więcej w mieszkaniu nie było, ale znalazł całkiem niezły nóż sprężynowy, kilka kartonów białoruskich papierosów (głównie Minsk) i jakiś zielony soczek.


Ryszard powąchał soczek i okazało się, że nieźle zwinił. Dolał go do Badyla, jego cytrusowej roślinki o niesamowitych zdolnościach. W szafie Bimbromanta znalazł trupa Jaśka Śnieżynki, jednego z miejscowych sępów, który był znany z tego, że miał ambicje zostać Panem, ale ktoś mu obił mordę przed samym Wyborczym Wyścigiem. Ktoś go wielokrotnie zapierdolił nożem.
 

Ostatnio edytowane przez Anonim : 03-05-2016 o 15:01.
Anonim jest offline