Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2016, 23:11   #216
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Glynne na królową...
Nie da się ukryć, że było to niespodziewane i z pewnością komplikowało obecne układy polityczne. Na tronie miała zasiąść panna z dzieckiem, w ciąży z aniołem. Na dodatek miała odsunąć od władzy lubianą i popularną w Alezii królową Hasirę.
To z pewnością nie spodoba się kilku osobom, które w nosie będą miały decyzję magicznej korony.
Równie pewną rzeczą było to, że Glynne, być może wspomagana przez macierzysty zakon, utrzyma władzę, ale ciekawą rzeczą było, czy znajdą się jacyś chętni do jej ręki. Silyena nie interesowały zbytnio prawa Alezii, przynajmniej te, które mówiły o ewentualnych kandydatach na księcia-małżonka, wiedział jednak, że to królowa wybierała sobie męża. Za zgodą Rady, co niekiedy stanowiło pewien problem.
Chodziły co prawda plotki o planowanym ślubie Hasiry i Orfusa, ale w tej sytuacji chyba plany te można było wyrzucić do kosza.
To jednak były rzeczy, o których Silyen w tej chwili nie chciał myśleć. Czekały na niego tajemnice zamku. Ruszył więc korytarzem, za plecami zostawiając komnatę, gdzie miał zostać stoczony pojedynek.

Fei Li był, zdaniem Silyena, zarozumiałym głupcem, którego poczynaniami (przynajmniej niekiedy) kierowała urażona duma. Zdaniem Silyena przydałaby mu się nauczka, lecz nie da się ukryć - elf nie bardzo wierzył w to, że mnich przeżyje pojedynek z Daske.
Co prawda im mniej głupców chodziło po świecie, tym - zdaniem Silyena - lepiej, ale to nie znaczyło, że śmierć mnicha uraduje serce elfiego maga. Z tego też powodu Silyen nie zamierzał oglądać pojedynku - wprost przeciwnie - miał zamiar być od tego miejsca jak najdalej. A że do zwiedzania został cały zamek, więc można było mile spędzić czas.
Plany miał dość sprecyzowane - najpierw skarbiec (wiara w to, że za swe trudy dostaną nagrodę w złocie, wyparowała wraz ze śmiercią Naresii), potem biblioteka. Parę garści klejnotów zawsze robiło dobre wrażenie na słuchaczach i potwierdzało prawdziwość opowieści, a w bibliotece mogło się znaleźć kilka dzieł, niekoniecznie traktujących o czarnej magii.
- Szukasz czegoś specjalnego - zwrócił się do Eris, która w raz z nim wyszła z komnaty, w której zginęła nekromantka - czy jedynie towarzyszysz mi w poznawaniu uroków zamku?
- Nie chcę tam zostawać - wyjaśniła elfka, co biorąc pod uwagę to, na co się zanosiło, było dobrym pomysłem.
- Chodźmy więc - odparł Silyen.
Nie dziwił się Eris. Sam też znał milsze rozrywki, niż oglądanie pojedynków na śmierć i życie.

Czy za życia nekromantki, czy po jej unicestwieniu - zamek tchnął przerażającym piętnem śmierci. Trzeba było mieć spaczony umysł, by dostrzec coś przyjemnego czy pięknego w 'dziełach' Sontii. Magia, która wzięła udział w jego tworzeniu, nie zniknęła wraz ze śmiercią nekromantki - zamek nie rozsypał się w gruzy, makabryczne 'ozdoby' nie zniknęły ze ścian. Wszystko trwało i czekało na kolejnego właściciela lub właścicielkę. Wystarczyło tylko wyrazić ochotę... a potem obronić wyspę przed tłumami intruzów, chcących w tym miejscu założyć swą nową siedzibę. A jeśli komuś nie podobałyby się ozdoby - wystarczyłoby zrobić generalny remont.
W to, że znajdą się chętni, by tu zamieszkać, Silyen mocno wierzył. Położenie wyspy w połowie drogi między Alezją, San, Matrem i Nemerią stanowiło niezły atut i dawało szanse na szybkie stworzenie prężnego ośrodka handlu.
Nie było wątpliwości - z pewnością ktoś zechce położyć łapsko na tym przyszłym klejnocie.

To jednak była pieśń przyszłości - teraz Silyena interesowały nie przyszłe losy wyspy, a miejsce, gdzie znajdował się skarbiec.
Piwnice? Parter? Piętro?
Silyen trzymałby swe skarby głęboko pod ziemią, ale kto wiedział, na jaki pomysł wpadła poprzednia władczyni Lust. A że Dzwonek nic nie wiedziała, zaś służby wypytać nie można było - trzeba było poszukać.
Najbliżej - nie da się ukryć - znajdowały się podziemia; miejsce mniej przyjemne, niż przestronne, jasno oświetlone komnaty. Cóż jednak było robić - skoro trzeba było przeszukać piwnice, to trzeba...
Przed Silyenem ponownie zapłonęło magiczne światło. Drugie, takie samo, zaczęło towarzyszyć elfce.

Piwnice nekromantki - jeśli nie liczyć typowych dla Sontii 'ozdób' - nie różniły się zbytnio od innych pałacowych czy zamkowych lochów, które Silyen znał osobiście. Nie w takim znaczeniu, że znalazł się w jakiejś celi... ale piwnicach znajdowały się często zapasy. I wino. A niektórzy właściciele zapraszali swych gości, by chwalić się swymi zbiorami trunków. I na degustację.

Tutaj cele stały puste - przynajmniej w tej części piwnic, w którą zawędrował Silyen, wraz z towarzyszącą mu Eris. Albo więc nekromantka nie lubowała się w zabawach różnorakich z żywymi istotami, albo też zapasy żywych stworzeń chwilowo się wyczerpały. W przeciwieństwie do zapasów win, które były całkiem pokaźne. W sam raz na wielką ucztę. Albo i dwie.
Jednak wina mogły poczekać - na dwójkę elfów czekały inne odkrycia.

Cierpliwość została w końcu nagrodzona - jeden z bocznych korytarzy zakończony był pokaźnych rozmiarów drzwiami - metalowa płyta, zdobiona rytami przedstawiającymi taniec szkieletów.
Niestety, drzwi nie stały otworem - wprost przeciwnie - były starannie zamknięte, a zamki wzmocnione były magią.
Zdaniem Silyena czterech chłopa, pracujących na zmianę, dostałoby się do środka w ciągu dnia, dwóch może. On jednak nie miał siły czterech ludzi, nie miał (zapewne) tyle czasu, nie znał zaklęcia, nie miał kluczy.
Miał za to magię i zamierzał jej użyć przeciwko drzwiom, stojącym na drodze między nim a skarbami Sontii.
Na zamki z pewnością podziałałoby rozproszenie magii. W pewien sposób by podziałało... Magia by zniknęła, ale problem kluczy by pozostał. Dość trudno było zrobić duplikat czegoś, czego się nie widziało na własne oczy.

Niewidzialny sługa nie nadawał się na włamywacza, pozostało zatem skorzystanie z innego czaru.
- Milango awamu - powiedział, wskazując na drzwi w miejscu, gdzie magii było zdecydowanie najmniej.
Fragment stalowej płyty zamigotał, szkielety jakby rozpłynęły się w powietrzu, a przed Silyenem i Eris pojawiła się pulsująca 'dziura', przez którą można było swobodnie wejść do środka.
Problem jednak z takimi drzwiami był jeden - nie były wieczne i wymagały od rzucającego ciągłej uwagi. Nie można było przejść przez drzwi, pobuszować w skarbcu, a potem wyjść tymi samymi drzwiami.
- Napełnij czerwonymi kamieniami - polecił mag, wręczając słudze wyczarowany woreczek.
Niewidzialny sługa, jakby z pewnymi oporami, przekroczył 'próg' i zniknął za drzwiami.
- Chcesz tam zajrzeć? - Silyen zwrócił się do elfki.

Po chwili Eris wróciła, trzymając w dłoni pokaźnych rozmiarów szmaragd.
- Nic ciekawego tam nie ma - powiedziała. - Same błyskotki. Było parę przedmiotów magicznych, ale wszystkie cuchnęły czarną magią.
Silyen nie był zachłanny, czarnej magii nie lubił, lecz przeciwko szlachetnym kamieniom nic nie miał. Wolałby jednak poradzić sobie z drzwiami, by można było sobie swobodnie wędrować w obie strony, bez wspomagania się magią.

Czy gdyby udało mu się, na moment chociażby, utworzyć małe drzwiczki tam, gdzie znajduje się zamek? Zamek na moment znika, nic nie blokuje wrót, wystarczy chwycić krawędź drzwi, pociągnąć...
I nic.
Silyen szarpnął raz jeszcze i nagle coś drgnęło.
Ku jego zdziwieniu drzwi przesunęły się nieco w bok.
Kolejne pociągnięcie, tym razem inaczej skierowane, i drzwi powoli przesunęły się bok, umożliwiając dostęp do skarbca. Ledwo jednak Silyen puścił drzwi, te natychmiast zaczęły się zamykać.
- Nakla utepe - powiedział Silyen i na drodze zamykających się drzwi pojawiła się stalowa sztaba.
- No to mamy jakąś godzinę czasu. - Mag uśmiechnął się. - Uważam - spojrzał na elfkę - że w złocie i diamentach będzie ci do twarzy.

* * *

Można plecak wypchać klejnotami, ale warto czasami zabrać na pamiątkę kilka drobiazgów, które po latach będą przypominały o przeżytych przygodach. A klejnoty, chociaż cieszące oko, były takie... bezosobowe. Dlatego też Silyen, prócz wspomnianych rubinów, diamentów i szmaragdów zabrał kilka rzeczy, niezbyt może gustownych, ale do opowieści o zamku nekromantki pasujących.
Sztylet...


...komplet sztućców...


...złoty pierścionek z rubinem...


...trzy figurki z serii "Nie widzę, nie słyszę, nie mówię"...


... i jeszcze jeden sztylet, tym razem z czystego srebra.



Plecak w końcu był pełen. Nim jednak Silyen i Eris zdążyli opuścić skarbiec, pojawiła się tam Glynne, w towarzystwie Merinsela.
 
Kerm jest offline