Nie dało się ukryć, że Elayne miała, jak każdy, swoją listę rzeczy które lubiła i taką, na której znajdowały się takie, których lubienie było wysoce wątpliwe. Do tych ostatnich zdecydowanie należały zjawy, które nie mając nic lepszego do roboty, straszyły całkiem niewinnych gości opuszczonych siedzib. No bo jak tak można było, bez żadnego ostrzeżenia, nie dość że pojawiać się tam, gdzie nikogo być nie powinno, to jeszcze jęczeć bez powodu…
Wszystkie te myśli pojawiły się w głowie elfki, gdy już przebrzmiał jej krzyk, będący wyrazem zarówno zaskoczenia jak i strachu. Czując jak serce podejmuje wysiłek by wyrwać się z piersi na wolność, przyłożyła dłoń do tej części ciała, by powstrzymać owe niedorzeczne zapędy. To, że jej oddech przyspieszył, było zaś na równi wynikiem przeżytego właśnie spotkania, jak i złości na własną reakcję. Spojrzenie, które rzuciła Paros’owi ostrzegało wyraźnie o tym, jaki to los chłopaka spotka, jeżeli ośmieli się choćby słówko pisnąć na temat owego niefortunnego krzyku.
Jej ochota na to, by ruszyć na zwiedzanie, spadła do poziomu zerowego. Przynajmniej na razie… Zamiast więc ruszyć korytarzem, jak na prawdziwego poszukiwacza skarbów przystało, skierowała kroki w przeciwną stronę. Nie musieli się wszak spieszyć, a pełne żołądki z pewnością nie powinny zaszkodzić. To, że jej decyzją kierowała wciąż pozostająca nutka strachu, zostało przez nią uparcie zignorowane. - Pomóc ci? - Zapytała Mael’a, starając się przy tym by jej głos nie zadrżał. Elfia duma, która ucierpiała nieco chwilę wcześniej, nie zniosłaby kolejnego ciosu…
__________________ “Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.” |