Na widok zjawy Paros nawet nie pisnął. Może dlatego, że po prostu odebrało mu głos? Tym sekretem nie zamierzał jednak z nikim się dzielić, nawet z Elayne. A gdy ta zmierzyła go jednoznacznym spojrzeniem, młodzieniec pokiwał głową na znak, że przyjął ostrzeżenie do wiadomości i do serca, a potem wykonał gest, jakby zamykał usta na klucz.
Zapewne chciał dać do zrozumienia, że będzie milczeć jak grób...
Odprowadził wzrokiem Elayne, w której nagle obudziła się żyłka kucharska, zaciekawionym (i trochę zawiedzionym) spojrzeniem zmierzył korytarz, w którym wszak nie było już ducha... A potem poszedł w ślady dziewczyny.
Wcześniej jednak wyciągnął sztylet i podłożył pod drzwi, by się przypadkiem nie zamknęły. Tyle się namęczyli z otwarciem zamków, że wolał nie ryzykować.
Widząc nadchodzącą elfkę Mael uśmiechnął się szeroko.
- Ależ oczywiście. Każda pomoc jest mile widziana. Jak sądzisz? Lepiej będzie upiec w popiele, czy usmażyć? To pierwsze potrwa trochę dłużej.
- Trochę się namęczyliście z tymi drzwiami - zmienił temat. - To znaczy, że za nimi powinno być coś ciekawego, prawda?
Z wyraźnym zainteresowaniem czekał na odpowiedź dziewczyny.
Paros spojrzał na dwójkę "kucharzy".
- Ja bym proponował pieczone w popiele - powiedział. - Ryby się będą piekły, a ja w tym czasie pozwiedzam trochę okolicę.
- Dobra, dobra... - odparł Mael - idź sobie, obiboku. Przy najbliższej okazji ty zasiądziesz do garów, a my sobie poleniuchujemy. Co ty na to? - zwrócił się do Elayne. |