Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-04-2016, 21:52   #29
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Las, jak się okazało, od czasu do czasu był odwiedzany. Dla odwiedzających - jak się okazało - bywał niebezpieczny. Siedzący pod drzewem szkielet był wystarczającym tego dowodem. Może zmarł z głodu, bo Shade nie znalazł żadnych obrażeń, kości nigdzie nie były uszkodzone.
Zbyt bogaty szkielet nie był, ale Shade zabrał ze sobą torbę, pelerynę (chociaż ta miała niemal tyle samo dziur, co materiału), oraz kilka strzał. No i dziwną tabliczkę z napisem, którego Shade nie potrafił zrozumieć. Ale to, że on nie umie, nie znaczyło, że inni również nie potrafią...

Kolejne spotkanie należało do tych, które uczą ostrożności.
Najwyraźniej wszystko, co miało skrzydła, było niebezpieczne dla tych, co mają tylko dwie nogi. Emanująca kobiecością sukkuba zabiła swego kochanka po krótkiej chwili gorącej namiętności, anioł zaś zabił kogoś w innej sytuacji, w inny sposób, lecz tak samo bezwzględnie.
Na dodatek garłacz w dłoni anioła stanowił groźniejszą broń, niż cycki i żądło sukkuby. Ta ostatnia musiałaby się znaleźć o dwa-trzy kroki, garłacz zaś zabijał z pewnej odległości.
Lepiej więc było trzymać się od anioła z daleka. Z bardzo daleka.
Kolejny dowód na to, że i piękne rzeczy potrafią być śmiertelnie niebezpieczne.

Przeszukanie truposza nic nie dało - nieboszczyk nie miał przy sobie żadnych pożytecznych przedmiotów, a jego ubranie, równie kiepskie i brudne jak odzienie Shade'a, na dodatek było zalane krwią.
Shade rozejrzał się dokoła, tym razem przypatrując się nie tylko krzewom, ale i niebu, chociaż to ostatnie nie do końca było widoczne.
Obserwacja nie wniosła nic nowego - prócz przypominającego jęki szumu nic nie wzbudzało podejrzeń. Można było iść dalej - ostrożnie, powolutku. Śladem jeża.

Polanka, do której kolczasty przewodnik doprowadził Shade'a, nie wzbudziła zaufania. Bo jak można mieć zaufanie do miejsca, w którym 'owocami' drzewa są wisielcy?
Dlatego też Shade nie wkroczył na polankę, a zaczął ją ostrożnie obchodzić dokoła, badając przy okazji otoczenie.
Gości tu było zapewne paru - niektórzy chodzili w butach, ale były tam też odciski dziwnych kopyt, jak i ślady jakichś bosych stóp. Dość dziwne odciski.
Po doświadczeniach dzisiejszego dnia Shade wolał unikać jakichkolwiek obcych. Jednak ci, co nagle pojawili się po drugiej stronie polany do obcych nie należeli. Mimo tego Shade nie rzucił się na ich spotkanie z okrzykiem radości - powoli, po cichu, ruszył dokoła polanki, by gdzieś w połowie drogi spotkać się z Rognirem, a potem z pozostałymi.
I wtedy okazało się, że ostrożność była uzasadniona. Ciekawość, która pchnęła Rognira w stronę drzewa, zaowocowała pojawieniem się jakiegoś rogatego stwora, tudzież dwóch truposzy, którzy jakimś cudem uwolnili się od stryczków i zeskoczyli na ziemię, by zaatakować Rognira.

Wystrzelona przez Shade'a strzała nie zrobiła na truposzu żadnego wrażenia, więc łucznik chwycił z miecz, by wspomóc Rognira w tej nierównej walce.
No i to okazało się wielokrotnym błędem. Nie dość, że najpierw jakiś truposz, a potem kozłorogi stwór walnął kilka razy Shade'a, to jeszcze Rognir, zadowolony z tego, ze jest bezpieczny, nie kiwnął nawet palcem, by pomóc Shade'owi.
Trzeba było zapamiętać, komu nigdy juz nie podawać pomocnej dłoni...
Na szczęście Bazylia i Roland stanęli na wysokości zadania i w końcu udało się pokonać rogatego potwora.
- Dzięki. - Shade skinął głową, po czym raz jeszcze upewnił się, czy jego przeciwnik nie żyje, a potem odrąbał truposzowi rogi, a następnie odciągnął jego ciało w otaczające polanę krzewy.


Ścieżek wychodzących z polany było kilka, ale Shade nie chciał ryzykować - ruszył w stronę polanki, na której niedawno (w gruncie rzeczy nie wiedział, ile czasu minęło od tamtej chwili) zasypał ognisko.
Stamtąd droga prowadziła w stronę słońca. Tam kończył się las.
Po drodze opowiedział pozostałym o tym, co go spotkało po drodze. I jak zginął Rictor.
 
Kerm jest offline