Warp przyglądał się przez chwilę, jak okręty najpierw zbliżają się szybko do siebie. Widział przerażenie w oczach marynarzy, chodź musiał przyznać, iż niektórzy mieli na tyle ikry, by jeszcze do niego strzelać. Chodź z drugiej strony, może po prostu nie zdawali sobie sprawy z swojej sytuacji.
Wreszcie, z przeraźliwym hukiem i odgłosem dartego stalowego poszycia okręty wtuliły się w siebie, niczym dwoje kochanków. No, takich bardziej namiętnych kochanków, gdyż impet, z jakim jeden statek dosłownie wszedł w drugi był za iście monumentalny. Tak, to było odpowiednie słowo. - Bo ja wiem. - odparł Warp na pytanie, czy plany przewidywały, iż Mara wejdzie na pokład statku daemonitów. A jego słowa ładnie podkreślały, co tak właściwie myśli o jakości ich planów. - Może postanowiła pozwiedzać? - wzruszył ramionami, nie za bardzo się tym przejmując. Chodź... przed oczyma stanęło mu kilka scen, jakie widział gdy był w noc maratonu sci-fi w kinie. Hmm. A co jeśli na pokładzie jeszcze ktoś jest? - Mara? Po co tam leziesz? Wróć proszę do nas, na pewno znajdziemy dla ciebie jeszcze kilka żółtków do oklepania, co ty na to? No i jeszcze jest ten smok. Eh... - Warp zająknął się nieco, widząc smoka, ale nigdzie nie dostrzegając Huzzara. A ten gdzie znów się podział? Wpierw prosi by mu gadzinę oddać, co też Warp chętnie zrobił, a potem się ulatnia. Przypomniał sobie, że zapomniał żelazka w bazie wyłączyć z czy co? - Huzzar? Gdzie cię wcięło? - dopytał się, chodź akurat udało mu się dostrzec dyndającą z smoczej paści rękę i nogę. - oj... - strapił się widocznie. - Zdaje się, że smok pożarł nam naszego el komendante. - nadał do wszystkich.
Spojrzał na okręty jeszcze ostatni raz. I już go nie było.
Pojawił się z powrotem na plecach smoka. - Oddawaj go! - zawołał, atakując tylną część czaszki gadziny. |