Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2016, 15:50   #18
Kaworu
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Aleksiej spoglądał ze smutkiem na wszystkich biedaków i żebraków żyjących w Zewnętrznym Mieście. Gdyby tylko mógł, wspomógłby ich wszystkich, ale nie miał pieniędzy, które mógłby im ofiarować. Zresztą, bezdomność i bezrobocie to ważne problemy których nie można zlikwidować jednorazową dotacją – wymagałoby to wiele pracy i wiedzy z zakresu nauk społecznych której Aleksiej nie posiadał. Nie mógł dla tych ludzi niczego zrobić.

Z ciężkim westchnieniem ruszył naprzód, nie oglądając się za siebie.

Holly pozwolił, by jego nowy przyjaciel zaczął mówić o wybuchach wulkanów i innych rzeczach, które niespecjalnie interesowały Aleksieja. Kiwał głową, mruczał „hm” i uśmiechał się do kupca.

Widok żony kupca zaniepokoił Aleksieja jeszcze bardziej niż zrobili to żebracy w mieście. Była widocznie chora. Aleksiej znał się trochę na medycynie, ale nie miał teurgii leczącej choroby – w tym specjalizowali się Amalteanie. Potrafił dzięki swej wierze naprawić zranienia, ale coś poważniejszego było po za jego możliwościami.

- Witam. Nazywam się Aleksiej Holly, jestem Eskatonikiem – przywitał się ciepło.

Wydawało się, że serdeczne powitanie i naturalna otwartość kapłana trochę zdziwiły nadal lekko zaskoczoną spotkaniem rodzinę. Choć też i trochę ich uspokoiły. Faktycznie wyglądało na to, że nie mieli do czynienia z żadnym ze srogich sług Kościoła, który mógłby przybyć tam, by szukać wśród nich grzechu.
-Eska...co? - rzucił chłopak, a matka od razu skarciła go za zbytnią śmiałość. Położyła mu wymownie dłoń na ramieniu i odsunęła za matczyną spódnicę. Wyszło trochę śmiesznie, bo dzieciak już wcale taki mały nie był. Szarpnął się i fuknął wyraźnie obrażony takim traktowaniem.
- Ojcze Aleksieju, cieszymy się, że ojciec zaszczycił nas swoją obecnością, jestem Maria, a to Mantius.
Chłopak pokłonił się, nadal lekko naburmuszony. Gdzieś na zewnątrz znowu rozbrzmiała jakaś awantura, kobieta wzdrygnęła się mimowolnie.
-Że też nic z tym nie robią… - rzuciła bezradnie, spoglądając z troską na swojego syna, jakby bała się, że i on kiedyś stanie się ofiarą ulic.
-Żoono! - rzucił przesadnym humorystycznie rubasznym tonem handlarz, by trochę rozładować atmosferę - Nie czas na troski! Świętego męża mamy pod dachem! Naszykuj no tego tam, co tam robiłaś, to zapiekane takie dobre z tym zielonym - wykazał się wielką wiedzą kulinarną. - A my tu z wielebnym do interesów przejdziemy!

Cassack raz po raz pokazywał Aleksiejowi różne mocno zużyte bądź uszkodzone części, przy większości trzeba było mieć naprawdę sporo wiedzy i wyobraźni, by pojąć od czego te elementy pierwotnie służyły.

Aleksiej Technologia d20= 3 sukces!

Tak minęło im koło pół godziny, ale wyniki były całkiem zadowalające. Większość towarów niestety okazała się prawie bezwartościowymi śmieciami, wypadało mieć tylko nadzieję, że handlarz zbyt dużo na nie nie wydał. Ale była tam skrzynia biegów do jakiegoś pojazdu gąsienicowego i coś co chyba było nadal sprawnym statywem do karabinu, wraz z kołem do taśmy amunicyjnej. Wydawał się, że zwierciadło do ladaru było jak do tej pory jednak największym znaleziskiem. Wypadało mieć tylko nadzieję, że znajdzie chętnego kupca, który zechce godziwie zapłacić.

W końcu zaproszono też księdza do stołu. Posiłek wciśnięty w małą miseczkę wyglądał marnie, a i tak miska kapłana była najbardziej wypełniona ze wszystkich. Duchownego trochę zdziwił brak modlitwy przed posiłkiem, ale różne były co do tego zwyczaje. Widać było, że posiłek specjalnie mocno spieczono, by nie czuć było słabej jakości składników. Ni to zapiekanka, ni to papka, chyba z jakichś solonych porostów. Handlarz uśmiechnął się i pokiwał z uznaniem jakby to była najlepsza potrawa na świecie. W końcu odezwała się też i sama Maria. Im dłużej kapłan był u nich w domu, tym bardziej zdawała się nim zainteresowana i otwarta.
- Ojcze, mówiliście o waszym zakonie? Eskatonicy, tak? - wykazała się dobrą pamięcią. - W naszym Kościele się o was nie naucza. Czy pochodzicie z bardzo dalekich stron? Dlaczego nam się o was nie mówi? Czy od teraz będzie tu więcej Eskatoników?

Aleksiej medycyna d20(+4 łatwy)= 19 porażka


Teraz kapłan mógł się kobiecie lepiej przyjrzeć, lecz niestety nie był w stanie postawić pewnej diagnozy, co do jej przypadłości. Być może było to jakieś ogólne zatrucie organizmu. Wypadało mieć tylko nadzieję, że nie od jedzenia, które teraz jedli. *

- Cóż, mój zakon zajmuje się wiedzą w jej różnych odmianach. Można powiedzieć, że jesteśmy naukowcami w habitach. Ja sam specjalizuję się w technologii i medycynie, choć oczywiście przyjechałem na Cadavusa w celach przeprowadzania także badań historycznych - ah te fascynujące miejsca antyczne na Waszej planecie! Nie jesteśmy najpopularniejszym ani największym zakonem Kościoła, ale mam swoje miejsce w hierarchi. Przy okazji, bardzo dziękuję za posiłek - dodał z uśmiechem.

Wszyscy zdawali się przez chwilę rozmyślać nad słowami gościa.
-Z tą technologią, to raczej nie znajdziecie przyjaciół wśród Avestian, ojcze - rzucił handlarz, przegryzając z chrupnięciem skorupkę strawy. - Ja wiem, że wy pewnikiem wierzycie, że biskup jako święty mąż was nie skrzywdzi, ale ja bym nie był taki pewny, różne rzeczy się opowiada… Gdybyście przynajmniej jakiegoś patrona mieli wśród możnych, a tak… Wiecie - nachylił się. - Ludzie bez przyjaciół, którzy głoszą zbyt śmiałe tezy, czasem tu znikają... Nawet jak wam się nic nie przytrafi to mogą was w łańcuchy zakuć i w kazamatach trzymać, aż nie wyzioniecie ducha. Bollson, co to ostatnio dostał fuchę tam u nich przy murze, mówił, że czasem da słyszeć się jęki trzymanych w piwnicach nieszczęśników.
Wydawało się, że poważna opowieść bardzo zainteresowała Mantiusa, który od razu ożywił się i uważnie nasłuchiwał, najwyraźniej rodzice rzadko otwarcie mówili o tak mrocznych rzeczach.
-Ojcze, mówicie, że interesują was stare tajemnicze miejsca? - zagaiła trochę nieśmiało Maria, jakby nadal zastanawiała się, czy to dobry pomysł. - Widzicie, w Mieście Zewnętrznym, tam gdzie teraz stoi cysterna, wiele lat temu, gdy byłam jeszcze dzieckiem było takie zejście… Baliśmy się tam schodzić, wydawało się, że była to jakaś zasypana bardzo stara budowla, lecz ci, którzy schodzili mówili o dziwnych malunkach na ścianach i głosach dochodzących z mgły. - machnęła ręką. - Może to tylko bajki małych dzieci były…
- Mario, nawet jeśli nie, to teraz koło cystern bazę wypadową mają ludzie Goddelsa. To bandziory najgorszego sortu, poza tym od tamtych czasów już parę razy pobudowano tam domy, zburzono i pobudowano na nowo,…
- Nie jestem aż taka star..!
- Oczywiście, że nie, kochanie! - uniósł od razu w obronnym geście dłonie handlarz. - Tak tylko mówię, nie warto marnować czasu!

Wtedy przy drzwiach rozbrzmiał głośny łomot. Cassack zdziwiony wyjrzał przez okno. Na dole słychać było jakieś gardłowe, męskie głosy.
-Cassack, otwieraj ty żałosna świnio!
Handlarz wyraźnie zbladł. Najwyraźniej dzisiaj miał pechowy dzień.
- To nic takiego! - uspokoił ich, choć widać było, że sam zdecydowanie nie jest spokojny. - To chyba pomyłka, pójdę to wytłumaczyć, zostańcie tutaj, wy też ojcze.

Słychać było jak otwiera drzwi, a potem od razu bolesny jęk handlarza.
-Część handlarzyno! - rozległo się chamskim, agresywnym głosem. Głośny brzdęk sugerował, że ktoś zrzucił albo rozbił jakieś zgromadzone na dole towary kupca.
-Nie szczaj pod siebie! I nie udawaj, że bolało! Ja dzisiaj nie po ciebie! Twój gówniarz nie przyszedł do roboty! To straty! Co tu masz? Hę? Same śmieci! Musisz mi to jakoś wynagrodzić ty gnido! Gdzie masz kasę?
Znowu brzdęk. Dzieciak, trzymany przez matkę zrobił się czerwony ze złości, chciał wyrwać się i pobiec pomóc ojcowi, ta ledwo go powstrzymywała.
-Masz tam kogoś na górze, co? Może z twoją żonką porozmawiam, wytłumaczę jak smarka wychować? A może jeszcze czegoś ją nauczę, co?! - zarechotał i zawtórowały mu jeszcze dwa podobnie wredne głosy.

Aleksiej, mówiąc w myślach modlitwę, zszedł na dół do kupca. Nie był wojownikiem i bał się bardzo, ale jakże to tak nie pomóc osobie w potrzebie?

- Proszę, bracia, przestańcie! Czyż nie wierzycie we Wszechstwórcę? - spytał, mając nadzieję, że obecność osoby religijnej ostudzi ich zapał.

Aleksiej przekonywanie d20(+6 łatwe, blisko Avestian)= 14 porażka

Wydawało się, że widok duchownego szczerze zaskoczył trzech osiłków, choć nie wyglądało na to, by miał zmusić ich do zupełnego porzucenia nikczemnych planów. Może tembr głosu duchownego nie był zbyt władczy albo spojrzenie nie wyszło zbyt srogie. Cóż, Wszechświatowy Kościół miał wielki wpływ na duszę wiernych, ale mimo wszystko nawet napady na księży nie były aż takie rzadkie.
-Te, spójrzcie, ksiądz! - rzucił niezwykle spostrzegawczo najmniejszy z nich. - Ale patrzajta na jego szaty, on taki jakiś jakby inny! Może od tej szalonej kapłanki, co biedaków po kątach leczy?
- No… - rzucił przywódca bandytów, wysoki brodacz o łysym, poznaczonym bliznami skalpie. - Ojciec zejdzie z drogi, bo jeszcze przypadkiem się coś ojczulkowi stanie. My tu nie w kwestiach wiary, ale interesa naszego bronić. Jak godziwie zarobimy to i na tacę się coś rzuci!
Puścił trzymanego za fraki Cassacka. Handlarz wydawał się mieć złamany nos, próbował powstrzymać upływ krwi dociskając dłoń do twarzy.
- Proszę, zostawcie nas w spokoju! Dam wam, co chcecie! - zapewnił świszczącym, błagalnym tonem. - Mam tu coś wartościowego, zaraz wam przyniosę!
- Oby! Twój smark jest dobry, Cassack, jeden z najlepszych wspinaczy jakich ma Goddels. Po tym jak dwóch innych połamało nogi bardzo mu się przyda!
- Tu, macie, macie, to dużo warte, zobaczcie. - wcisnął im w ręce zidentyfikowane przez kapłana podajnik do karabinu i przekładnię do łazika i zaczął wyczerpująco o nich odpowiadać chwaląc dobry stan i przydatne funkcje, wydawało się, że szło mu to naprawdę dobrze.

Cassack przekonywanie d20(-2 trudny)= 14 porażka


-Co ty mi tu z takim gównem! - osiłek wybił bezceremonialnie oferowane części z jego rąk i znowu złapał za fraki, groźnie potrząsając. Pozostała dwójka zbirów stanęła grzecznie lecz stanowczo na drodze kapłana, by przypadkiem nie chciał interweniować i nie musieli go przy tym uszkodzić.

Kapłan zauważył, że handlarz w desperacki sposób spogląda ku najcenniejszemu, co posiadał, przyniesionemu właśnie z Miasta Wewnętrznego zwierciadłu do ladaru.
 
Kaworu jest offline