Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2016, 21:02   #30
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację

Rognir uniósł swoją drżącą dłoń, dotykając miejsca, które dotknęła jego ukochana na chwilę przed śmiercią. To nie była zwykła wizja, wszystkie wspomnienia z tamtego dnia wróciły do niego ze zdwojoną siłą. Upadł na kolana i wydał z siebie okrzyk żalu i rozpaczy. Jego ramionami wstrząsnęły konwulsje, gdy schował twarz w swych wielkich, spracowanych dłoniach. Prawdziwe, niewymuszone, męskie łzy spłynęły na ziemię, zostawiając na piachu swój mokry ślad. Zrozumiał dlaczego czuł w swej duszy pewną pustkę, nawet gdy minionej nocy obejmował Bazylię. Żądza była pragnieniem ciała, nie serca, gdyż te należało do innej kobiety - do kobiety, której nie było już wśród żywych.
Rognir zapłakał po raz ostatni. Podniósł się z kolan, zacisnął pięść i rąbnął nią w okoliczne drzewo, posyłając kawałki nadkruszonej kory w pobliskie zarośla. Odpiął od pasa bat, za pomocą którego zaznajomił z nową definicją bólu dziesiątki nieznanych mu wcześniej osób. Ktokolwiek lub cokolwiek się do nich zbliżało, pozna niebawem straszliwy gniew kata.

Bazylia stała milcząc z początku. Półorkowi coś się stało. Wstał jednak, warknął jak miał z w zwyczaju i znów zdawało się, że wszystko jest w porządku. Dla diabelstwa nic nie było w porządku. Ani wcześniej, ani teraz. Pewna myśl nie dawała jej spokoju. Nie umiała jednak powiedzieć jaka. Po prostu drążyła jej głowę.

Okryta mrokiem istota, którą widzi czwórka towarzyszy, zaczęła się przemieszczać, niespiesznie i cicho.
Rognir podniósł się z kolan, zacisnął pięść i rąbnął nią w okoliczne drzewo, posyłając kawałki nadkruszonej kory w pobliskie zarośla. Odpiął od pasa bat, za pomocą którego zaznajomił z nową definicją bólu dziesiątki nieznanych mu wcześniej osób. Ktokolwiek lub cokolwiek się do nich zbliżało, pozna niebawem straszliwy gniew kata.
Niespodziewane zachowanie orka zaintrygowało Rolanda, na krótką chwilę odciągając jego uwagę od tajemniczego, skrytego w mroku jegomościa. Spoglądając na Rognira, mógł tylko snuć przypuszczenia co z nim się właśnie działo. Jednak wiedział na pewno, że było to coś, czego nie była w stanie wyleczyć jego magia.
Zaraz jednak jego uwaga powróciła do spraw biedzących, to jest, do mrocznego jegomościa. Najwyraźniej tylko on wyczuwał bijącą od niego moc. I tylko on wiedział, że starcie z nim, najprawdopodobniej skończyłoby się śmiercią. Z drugiej zaś strony, o ile owa istota była tak silna jak przeczuwał, to nie sposób byłoby im jej umknąć, gdyby chciała ich złapać. Jej wolny krok wokół skraju polany po drugiej stronie mógł świadczyć o tym, że istota ich jeszcze nie spostrzegła, albo po prostu nie wykazywała zainteresowania intruzami. Niemniej jej widok napawał Rolanda dziwnym niepokojem.
- To coś… wykracza mocą poza nasze możliwości… - Gdy sięgał po sztylet, ręce mu drżały, jednak mówił wszystko dziwnie spokojnym tonem. Spojrzał po towarzyszach. Najpierw zawiesił wzrok na Rognirze, którego z pewnością nie udałoby by mu się odciągnąć od pomysły konfrontacji z istotą. Mógł myśleć o nim wiele rzeczy, jednak nie mógł odmówić mu odwagi. Następnie przelotnie uchwycił wzrokiem diablicę, która zapewne również nie zamierzała odstąpić. Czerwonoskóra wciąż była ranna od walki ze szczurami, co niepokoiło go mocno. Gdyby tylko mógł ją wtedy wyleczyć…
- Jeżeli to coś nas zaatakuje - zaczął mówić niespodziewanie do stojącej obok Johanny - to schowaj się gdzieś, a jeżeli zobaczysz lub usłyszysz, że sytuacja przybierała zły dla nas obrót to uciekaj.
- Bez przesady, nie jestem jakąś niemotą! - zaprotestowała stanowczo kobieta, do której się zwrócił - Jeszcze potrafię celnie rzucać swoimi nożami, na cztery rzuty wystarczy… A później zobaczymy - zmrużyła oczy przyglądając się spacerującej w cieniu istocie.
- A może spróbować się do niej odezwać? - zastanowiła się na głos.
- Albo… ominąć ją szerokim łukiem? Jeżeli czegokolwiek się nauczyłem o tym miejscu, to to, że tu wszystko chce nas zabić - oponował Roland.
- Właśnie - syknęła zlękniona Bazylia stojąca za cała resztą. - Rognirze może tym razem nie rzucaj się na postać która znikąd się pojawiła? Chodźmy w krzaki i spróbujmy ją ominąć, a-albo przeczekać.
Diabelstwo zrobiło krok do tyłu szukając dookoła jakiejkolwiek lepszej kryjówki. Po kiego jej był bumerang skoro wielkiej krzywdy to on nie zrobi. Poza, znowuż, toporem półorka nie mieli specjalnie broni. Oczko, oczkiem a tu dostała informacje, że potężne i niebezpieczne. Może gdyby wszystko dookoła nie była aż taką niewiadomą łatwiej by jej było przezwyciężyć ten strach.
- A mnie się wydaje, że to ktoś kogo dobrze znamy - odpowiedział Rognir, po czym schował broń za pas i ruszył do przodu na spotkanie z istotą, którą uznał za Shade’a. Idąc w jej stronę starał się ominąć drzewo wisielców szerokim łukiem.
- Udało się wam - powiedział zaskoczony, ale i uradowany Shade, gdy znalazł się parę kroków od Rognira.
- A-ano… - potwierdziła Bazylia mało pewnie. - Żeś się zaczaił… Umiesz określać kierunek? Po drodze tutaj znaleźliśmy kartki z pamiętnika mówiąca co innym mieście, lepszym. Na północ od tego miasta.
Diabelstwo otrząsnęło się z początkowgo przestraszenia. Spojrzała na Rolanda.
- Mówiłeś, że przerasta nasze możliwości… o czym dokładnie mówiłeś?
- Tu dość trudno określić, gdzie jest północ - odparł Shade. - Ale tam, skąd przyszedłem, było widać kawałek nieba. I nawet słońce raz się pokazało.
- Aha… - Bazylia spojrzała ja drzewo potem na resztę towarzyszy drogi. Wróciła spojrzeniem do Shade’a.
- Jeśli to pomoże określić północ, to prowadź. Nie ma c sterczeć przy tym obrzydliwym drzewie.
- Poczekajcie. Wolałbym się mu przyjrzeć, choć intuicja mi podpowiada, że to duży błąd. Cóż, raz się żyje - powiedział Rognir, po czym ostrożnie zbliżył się do drzewa z wisielcami, bardzo uważnie stawiając każdy krok tak jakby miał być jego ostatnim. Półork zaczął się rozglądać w poszukiwaniu jakichkolwiek wskazówek, które mogły go przybliżyć do rozwiązania tajemniczego “przebudzenia”. Chciał wiedzieć czy to drzewo ma coś wspólnego z jego wizją, choć mocno w to wątpił.
Już gdy Rognir postawił pierwszy krok poza krawędzią wielkiej polany, wszyscy poczuli silniejszy podmuch wiatru. Korony pobliskich drzew zaszumiały głośny i złowrogo, co jedynie utwierdzało w przekonaniu, że pomysł do najlepszych nie należy. Mimo to półork szedł dalej, a kołyszące się konary poruszyły wisielcami zawieszonymi na starych gałęziach. Gdy mężczyzna był już blisko drzewa, zza jego kory wyłonił się stwór, którego nie potrafił przypisać do żadnej grupy zwierząt mu znanych.

Kopyta na których się poruszał dały znać Shade’owi, że ślady jakie odkrył na ziemi wokół krawędzi, prawdopodobnie należały właśnie do tej rogatej istoty. Żółte, świecące ślipia zatrzymały się na intruzie, obserwując jego kroki, a sam potwór rzucił się w jego kierunku. W tym samym czasie z gałęzi z wielkim hukiem spadło dwóch wisielców, blokując Rognirowi drogę powrotną.

Bazylia skrzywiła się. Miała powoli dość. Dość tego bagna, tych trupów - nieważne czy ruszających się czy nie. Najbardziej miała dość tej ciągłej obawy, braku chwili wytchnienia. Takiego prawdziwego, szczerego wytchnienia. Aby nie musieć się martwić, że coś ich goni, ją goni. Aby przez moment nie myśleć, że ktoś ją dopadnie, skrzywdzi, zabije, lub cokolwiek nie właściwego zrobi. Chciała odpocząć. Ale nie mogła, szczególnie teraz. Znów coś się stało znów ich zaatakowali. Poirytowana sięgnęła do torby, wyciągając bumerang. Włożyła w rzut całą swoją chwilową wściekłość w rzut tym zakrzywionym kawałkiem drewna.
 

Ostatnio edytowane przez Asderuki : 01-05-2016 o 21:21.
Asderuki jest offline