Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-05-2016, 10:52   #108
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Kiedy wychodził ze świątyni, głowę miał już oczyszczoną z tych najgorszych myśli. Szlacheckiej bogini nie wyznawał, lecz i nie negował, dorzucił więc datek wraz z Leną. Miało to też inne podłoże - ten opustoszały teren służył już co najwyżej zwierzętom i demonom, stąd Marv wcale nie czuł się źle ze swoim postanowieniem uzupełnienia ekwipunku. I kiesy, bo po co martwym złoto? Natura już swoje odebrała, bandytów odstraszała jeszcze latająca maszkara, a po cóż dozbrajać grasujące po lasach bandy. Rozumowanie rudowłosego jak zwykle było proste i pozbawione drugiego dna. No, rozumowanie może i tak, ale zdenerwowało go, że to właśnie Evan przywłaszczył sobie zdobyczny sprzęt, nikogo o to nie pytając. Może zdenerwowało to też za mocne słowo. Po prostu postanowił sobie odbić straty moralne na tej opustoszałej okolicy. Nie czuł się też źle, że chowa znalezione kosztowności do swojego plecaka. Na szczęście grupa rozproszyła się i nikt nikogo nie pytał co robi i co zamierza.
Chwila spokoju.

Ze świątyni nic nie wyniósł, z tego co widział po sakwie Franki, to już wiele do wynoszenia nie zostało. Taka święta, a tu proszę. Spacerował za to wszędzie tam, gdzie leżało coś godnego uwagi. Zbierał co uznał za godne zebrania, przy czym większość stanowiły monety. Dopiero kiedy wszedł do strażnicy, wcześniej szabrowanej przez Shavriego z entuzjazmem niczym napad głodnego dziecka na kosz pełen łakoci, znaleziska stały się bardziej konkretne. Monety szybko chował, starając się nie myśleć o tym, że jest ich więcej niż kiedykolwiek widział na raz. Wybrał sobie miecz, w najlepszym stanie z tych co tam leżały. Nie był lepszy niż jego własny, ale po wyczyszczeniu i naostrzeniu będzie w razie czego. Lub na sprzedaż. Włóczniami i halabardami się nie zainteresował, wszystkie były zbyt długie i nieporęczne, a Marv preferował walkę z tarczą. Właśnie, tarczą. Tu mu się bardziej poszczęściło, bo znalazł przedmiot iście mistrzowskiego wykonania. Stworzona z metalu wyglądała jakby całkiem oparła się próbie czasu i poprawy wymagały jedynie rzemienie, za pomocą których mocowało się ją do przedramienia. Ilość złomu w strażnicy podsunęła mu jeszcze jeden pomysł. Zaczął kompletować pełną płytową zbroję, przymierzając, dopasowując i zbierając pasujące fragmenty. Wszystkie pochodziły z jednego oddziału, stworzył to pewnie jeden płatnerz, więc po pewnym czasie - długim jak sądził rudowłosy, całkiem tracąc poczucie czasu - udało mu się zebrać i dopasować wszystko.
Obładowany nie gorzej niż wcześniej tropiciel, wrócił do obozu.

Od razu zajął się sprawdzaniem i czyszczeniem całego ekwipunku, odrzucając w międzyczasie propozycję Shavriego odnośnie pomocy z tym. Pewnie skończyłoby się i tak na przetarciu jednego naramiennika sądząc po jego potrzebie robienia ciągle to innych rzeczy. Jego samego taka praca - jak i praca łuczarza - bardzo uspokajała i pozwalała uporządkować myśli. A te jak zwykle gnały w kilku kierunkach, a najbardziej w stronę karawany i jej członków.
Kiedy zamieszanie się uspokoiło, a ogień płonął od jakiegoś czasu, Marv zebrał się wreszcie na odwagę i usiadł przy Lenie, popatrując na nią nieśmiało.
- Naprawdę… - zaczął niepewnie - ...naprawdę mógłbym z wami przejechać chociaż kilka razy? To znaczy, nawet nie umiem powozić przecież…
- Głupi nie jesteś, nauczysz się - odparła Lena, a potem nieoczekiwanie uśmiechnęła się do chłopaka. - Sprawdziłeś się w walce, a powożenie wozem na trakcie to żadna sztuka. W mieście to co innego, ale mogę cię zmieniać póki się nie nauczysz, żebyś szkody nie narobił. - dodała, po czym spoważniała. - Z Lewym jeździliśmy długo, był jak członek rodziny… Niemniej jednak nie ma co ukrywać - woźnica jest nam potrzebny. Nie tylko wozak, ale i zaufany, bitny człowiek. Nie zapłacę ci jednak tyle co zarobiłbyś w Gildii, nie daję też żadnych gwarancji. Tylko zakupy robiłbyś po kosztach - uśmiechnęła się znowu. - Ale jesteś pewien? Wbrew ostatnim wydarzeniom to nudna robota; całymi dniami kiwasz się na wozie, tyłek sztywnieje, ręce drętwieją, a jak dojedziemy do celu to znów czekasz dekadzień, dwa, trzy aż wozy wypełnię i ludzi chętnych do podróży zbiorę. Niby można poznać nowych ludzi, miejsca, obyczaje… Nie obraź się, ale nie wyglądasz na takiego, co ochoczo nawiązuje nowe znajomości.
- Eee… - cały czerwony po przemowie Leny, Marv na chwilę odwrócił wzrok na chwilę. - Wychowałem się wśród ludzi, którzy nie ufają łatwo. Zwłaszcza rudym - skrzywił się. - To nie tak, że unikam ludzi. Ja… - zawahał się. - Sam nie wiem. To zależy co zrobią inni, tak myślę. Jak już dotrzemy do celu podróży.
- W takim razie porozmawiamy gdy dotrzemy do Mirabaru.
Pokiwał głową, wiedząc, że wszystko jak zawsze zagmatwał.
- Tak…. tak. Zgoda. Może i czasami nudne, ale też odwiedzacie różne miejsca… no i… polubiłem cię...znaczy was - poprawił się szybko, zresztą zgodnie nawet z prawdą. - Lepiej już pójdę, wszystkim nam przyda się odpoczynek.

 
Sekal jest offline