Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-05-2016, 12:57   #46
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Przyjęcia Lady Talulli, małżonki generała Ruadhagena, były przedstawieniami wyreżyserowanymi do najmniejszego szczegółu. Obrus fałował jak czasza meduzy pod kryształowym żyrandolem, którego - Niamh była tego pewna - jeszcze w zeszłym tygodniu tutaj nie było. Z uchwytami kamieni w żyrandolu współgrały srebrne sztućce. Z wzorami na obrusie - kolory liberii służących, którzy wnosili kolejne potrawy i przystawki na talerzach ozdobionych wzorem korespondującym z mozaiką za plecami muzykantów. Ci z kolei subtelną nutą wprowadzali gości w nastrój odpowiedni do zmieniających się arcydzieł sztuki kulinarnej, to ostrych, to słodkich… Nawet ojciec Niamh, dostojny i szanowany dowódca, którego słowo stawiało pod broń sporą część armii Rebmy, nie wymknął się z tego podniesionego do rangi sztuki poematu o dworskiej etykiecie. Jego tunika, gdy się poruszył, mieniła się jak wnętrze muszli i przybierała kolor podobny do sukni jego małżonki. Był tym faktem chyba lekko zażenowany, lecz robił dobrą minę do złej gry, niezłomnie trwając na stanowisku. Żołnierz z krwi i kości.

Symfonia kolorów, kształtów, zapachów i smaków została przerwana, gdy na stole pojawiły się ostrygi, a spod rąk grajków popłynęły nuty słodkie i namiętne.
- Proszę , proszę - zażartowała gruba matrona, lady Liadain. - Czyżby jakiś konkurent do twojej córki uderzył?
Generał Ruadhagen miał refleks i zmysł stratega, a także godne podziwu talenty mimikry. Nawet okiem nie mrugnął, udał żywotne zainteresowanie wzorem na widelczyku do ostryg, i wycelowawszy sztuciec w siostrę swej żony, wykonał manewr oskrzydlający.
- Przepiękny komplet, moja droga Talullo, wybrałaś nam na dzisiejszy wieczór. Dopisz go do listy prezentów, którymi uczcimy zamążpójście naszych kuzynek - Powiódł wzrokiem po córkach szwagierki.
Saoirse przykrztusił się przełykaną ostrygą i walczył o zachowanie powagi. Na twarzy Lady Talulli zaczynało pojawiać się zaniepokojenie. Niamh była taka jak zawsze. Jak skała.
- Albin jest krewnym i gościem Lady Llewelli… lecz pozwolił nam się porwać na dzisiejszy wieczór. W swym kraju posiada wysokie tytuły, jednak tutaj, z nami… - przechyliła się lekko przez stół, jakby zdradzała wielką tajemnicę - … ukrywa je, by przyjaciół własnymi przymiotami zdobywać.
Lady Niamh wiedziała, że gruba siostra żony jej ojca pochwyciła przynętę. Widziała to w jej oczach. Widziała w zmianie postawy. Widziała wymalowane na twarzy. Lady Liadain polowała na bogatych mężów dla swych córek. Bogatych i wypływowych. Trudno było powiedzieć na co polowały jej córki, gdyż obie siedziały zajęte swymi talerzami i odzywały się tylko wtedy gdy zadano im konkretne pytanie. Dobrze ułożone dzieci, które podobnie jak ryby głosu nie miały.
- Koniecznie musisz mi coś o sobie powiedzieć. - Duma matka dwóch córek zwróciła się do Albina, przechodząc bez problemów na “ty”.
Zagrywka Niamh była nieetyczna, podła i jak najbardziej zrozumiała dla młodego amberyty. O wysokiej pozycji w rodzinnych stronach pierwsze słyszał. Co prawda można by powiedzieć że należała mu się część rancza, oraz mniej lub bardziej skromne udziały, którymi zajmował się Aron, ale jedyne na czym mu zależało, to mały domek z piwniczką wina, który miał nadzieję spokojnie na niego czekał. Liadain z kolei przypominała mu tłustego, radosnego wieprzka, który zwęszył trufle. Wszystkie lekcje historii, które przyswoił sobie za młodu, o brytyjskiej arystokracji i próbie oderwania purytańskich kolonii wróciły do niego, niczym cios kafara. Postarał się jednak nie zepsuć żonie generała ceremonii i nie zwymiotować wprost na swą rozmówczynię. Opanował się jednak i postarał poprowadzić cywilizowaną rozmowę.
- Mógłbym powiedzieć, że czuję się jak w jednej z bajek Andersena. - Albin uśmiechnął się promiennie, nie miał zamiaru dodawać że chodzi o Kopciuszka, oraz mając nadzieję, że odległość i różnica cienia, nie zmuszą go do wyciągania innej z jego baśni na warsztat.
- Moja postać jest być może ciekawa, ale o tobie słyszałem same fascynujące historie, proszę, bądź tak miła i opowiedz mi nieco o sobie i swoich córkach. - Nie, nie miał absolutnie żadnej ochoty słuchać ani o niej, ani o jej śwince i tyczkę, w myślach przyprawiał im jednak różowe ogonki i raciczki więc druga zbliżona była bardziej do glizdy używanej na ryby, byle zachować dobry humor.

Niamh widziała jak ojciec i jego żona odetchnęli z ulgą.
- Co wydarzyło się w nocy w koszarach? - Saoirse wykorzystał sytuację szepcząc pytanie do ucha siostry.
- Tadhg wierzgnął o jeden raz za dużo. W złym bardzo momencie. Rozłożył mi zasadzkę i pobił sługę - odszeptała prosto w ucho brata. - Będą konsekwencje.
- O słudze huczą już koszary. - Zaśmiał się lekko, ale przyjaźnie. - Generalska córka gustuje w gwardzistach.
- Plotki. Ludzkie języki dziś to mówią, jutro co innego. Będziesz się pojedynkował o mą cześć niewieścią, gdy mi kto puszczalstwo zarzuci? - uśmiechnęła się miło. - Ja bym to zrobiła dla ciebie… i robię nieustannie, kochliwy braciszku. Tylko z piórem lub widelczykiem, nie mieczem w dłoni.
- Wiesz, że tak. - Powiedział całkiem poważnie. - Córka generała też ma potrzeby. - Puścił jej oko. - Ale obrażać mojej siostry nie pozwolę.
- Jesteś najlepszym z braci - nachyliła się i pocałowała go lekko w skroń. - Lecz może… poproszę naszego gościa. Arystokratę z odległego kraju… - spojrzała na Albina i usta jej drgnęły. - Bądź czujny, bracie mój. Nadchodzi sztorm… i ciekawe dni.
Albin zaś starał się jak mógł nie utonąć pod atakami drapieżnej harpii w ludzkiej skórze, nie dając żadnych obietnic i starając się przywołać w pamięci wszystkie wykłady kuzynki na temat etykiety, dyplomacji i zwodzenia. Powinien był słuchać o wiele uważniej.
Lady Liadain widać na to czekała. Uraczyła erykowego syna opowieścią o swojej rodzinie. Nudną opowieścią trzeba dodać. A z której to niewiele się dowiedział, ponad to, że jej mąż lord Conri, nie myśli wcale o wydaniu córek i ten ważny obowiązek na jej barkach spoczywa. Ze strzępków informacji udało się Albinowi wyłowić, że ród jej zacny i majętny, więc panny dobrą partią są.
Dla jednej córki, tej grubej, oczywiście tak o niej nie mówiła, znalazła już narzeczonego. Majętnego mężczyznę, który interesy z kupcami obcymi robi.
- Kupcy ci, w zasadzie jedne co to z córką do Rebmy przybył, wyrabia biżuterię. Córkę ów kupiec ma śliczną, o skórze jasnej, niczym twoja, i długich, ciemnych, kręconych włosach. Dziewczynie bardzo się nasze miasto spodobało. Wypytywała mnie o różne szczegóły.
- Sklep zaś prowadzi w pobliżu rynku jeśli dobrze pamiętam, zgadza się? - To musiała być nieznajoma, która mignęła mu w tłumie i skryła się w sklepie z biżuterią. W przypadki niespecjalnie wierzył ostatnimi czasy. - Koniecznie muszę tam zajrzeć. Mówisz że jest głodna wiedzy o mieście i chłonie ją niczym gąbka. Wiesz może jak mają na imię? Trafiłem w okolice ich sklepu przypadkiem gdy bawiący się tłum porwał mnie w tamte okolice. Rebma potrafi być z tej strony bardzo odświeżająca. - Powiedział Albin z uśmiechem. Nie wykluczał perułki, albo że uliczny dzieciak kierował się głównie kolorem skóry i obcościa rysów.
- Dziewczyna przedstawiła się jako Dye, córka Arana. Słodka ptaszyna. - Matrona uśmiechnęła się, chyba na wspomnienie dziewczyny.
- Aaaa tak, tak, Dye z Eregnoru, córka Arana. - Powiedział mężczyzna przypominając sobie spotkanie z zagubioną córką kupca o brązowych włosach, to jednak chyba psuło mu poszlaki, chociaż, warte to było bliższej obserwacji.
- Jak na kogoś z Eregnoru zadziwiająco niewiele wiedziała o jego historii i nim samym. - Zamyśliła się na chwilkę. - Nie wiem jak tak można dziecko wychować? Moje córki pod tym względem dorównuję mężczyzną. Znają historię Rebmy wyśmienicie. - Powiedziała z dumą. - Ba, nawet są w stanie prowadzić równorzędną rozmowę na tematy obecnej polityki. Proszę sprawdzić. Dziewczęta. - Zwróciła się do córek.
Obie natychmiast przeniosły wzrok na matkę. Lady Liadain zadała im jakieś pytanie odnoście jakiegoś historycznego wydarzenia. I wskazała na tę tęższą. Dziewczyna wyrzuciła z siebie długi monolog. Encyklopedyczną wiedzę posiadała. Widać było jednak, że to tylko suche fakty.
- Bardzo dobrze Bairbre - Pochwaliła ją matka.
- Zaiste godne podziwu i pochwały. - Powiedział Albin uśmiechając się uroczo. Teraz musiał się tylko na chwilę wyzwolić od Lady i przekazać swoje obserwacje kuzynce. - Jestem pewien że pewnego dnia będą doskonała podporą dla swego męża.
Co prawda historia z Eregnorem mogła być takim samym fortelem jak jego przedstawienie się jako Taslin. Był jednak w połowie szczery, faktycznie pochodził z Idaho. Wzrokiem zaczął szukać Niamh.
- Dziewczyna za to żywo interesowała się sprawami Rebmy. Gdy dowiedziała się, że mąż mojej siostry jest generałem. Zasypała mnie całym gradem pytań. - Rozmówczyni erykowego syna chyba nie dostrzegła tego subtelnego gestu i dalej mówiła.
- Zdumiewająca ciekawość, godna jakiejś badaczki, cóż ciekawego mogłaś jej o nim opowiedzieć? Czasem dobrze jest mieć jakies informacje z drugiej ręki zamiast w pierwszej. - Szepnął konspiracyjnie, starając się wyciągnąć nieco więcej.
- To mąż mojej siostry. - Zaśmiała się niczym speszona dziewica i klepnęła Albina wierzchem dłoni w ramię. - Zapoznałam ją z kilkoma gwardzistami. - Puściła mu oko. - O czym rozmawiali, to ja już nie wiem. I dochodzić nie będę.
Z grzecznym uśmiechem Albin wysłuchał odpowiedzi, chociaż jeśli dobrze mu się to wszystko układało, to powinien zdzielić czymś swoją rozmówczynię. - Toż to najlepsza druga ręka jaką można znaleźć, same najlepsze strony zapewne mogłabyś przedstawić jeśli idzie o męża swej siostry. - Mężczyzna uśmiechnął się szeroko. - Jednak córka córką, czy jej ojciec jest równie tajemniczy? - Zagadnął Albin, skoro nie bardzo miał jak się wykpić od rozmowy, równie dobrze mógł nakierować na interesujące go tematy.
- Nie. Jej ojciec to zwykły, mam wrażenie że nawet lekko przestraszony, kupiec. Nic szczególnego. Ale ich ochrona? To co innego . Byli jacyś tacy… hmmm… trudno to opisać. Dziwni byli. - Wzdrygnęła się lekko.
- Przestraszony? Ciekawe, Rebma jest raczej spokojna. Z ciekawości chyba odwiedze ten sklepik. Dziwni, co przez to rozumiesz? Ochrona częściowo ma taka być, ale nie powinna odstraszać klientów. - Mruknął Albin.
- A droga ma ciotka znów bawi się w swatkę? - Niamh powróciła wraz z bratem do głównego stołu z wybranymi winami. - Z jakimiż gwardzistami zapoznałaś ową cudzoziemską ślicznotkę?
- Kupiec nie powinien sią bać, zwłaszcza wśród swoich. Ten jednak był bardzo nerwowy. Cały czas spoglądał na tych swoich ludzi. Jakby szukał u nich aprobaty swych czynów. - Po tych słowach gruba kobieta przeniosła swój wzrok na dzieci swojego szwagra. Obrzuciła ich badawczym spojrzeniem. Badawczym i lekko złowrogim. Takim z cyklu “przeszkadzacie”. Odpowiedziała jednak uprzejmie na pytanie Niamh. Generlaska córka kojarzyła nazwiska. Widział ich wczorajszej nocy w toawrzystwie kapitana Tadhga , w koszarach. Rodzinę jednego z nich nawet odwiedziła i ostrzegła w imię przyjaźni między rodami.
- Fakt, nie powinien się bać. - Zgodził się Albin. - Ach, cóż to za szlachetne trunki niesiecie. - Powiedział zmieniając nieco temat konwersacji. - Macie może wśród nich kalifornijskiego merlota? Czy wielkim nietaktem byłoby porwanie cię moja droga na sprawdzenie, czy przypadkiem butelka nie trafiła do tej piwniczki? - Zapytał spoglądając na butelki niesione przez rodzeństwo.
Niamh oddała omszałą butelkę w ręce brata i zapewniła, że nikt nie opuszcza domu jej ojca niezadowolony. Więc nawet jeśli w piwniczce brak ulubionego trunku Albina, z pewnością znajdzie się dla niego godne zastępstwo.



- Interesujące, nieprawdaż? - zapytała, gdy stanęli pomiędzy rzędami regałów. Butelki lśniły w świetle niewielkiej latarni. Piwnice pod rezydencją zdawały się ciągnąć w nieskończoność. Być może gdzieś w mroku czaił się nawet merlot z Kalifornii. - Chyba powinnam poznać Dye, córkę Arana.
- Koniecznie, z dobrą obstawą, wpadłem na nią w okolicach wieży maga kiedy wystawione były straże, podobno się zgubiła. Przedstawiała się jako z Eregnoru, a ja zaś, jako Taslin z Idaho. Później z kolei mignęła mi chyba ponownie w tłumie, kiedy szła do jubilera, z kolei dzisiaj mały rzezimieszek pomylił mnie najwyraźniej z nią, kiedy miał jej powiedzieć, że przekazał wiadomość, strażnikowi stojącemu w bramie koszar. Od tyłu podobno podobna do mnie. Ja rozumiem że tutaj wszyscy obcy wyglądają podobnie, ale chyba muszę nabrać nieco mięśni, skoro z kobietami mnie mylą. Czy to może te włosy? - Nawinął kosmyk na palec i puścił oko do Niamh. Następnie wybrał trzecie czerwone wino w siódmym rzędzie i starł kurz z butelki. - Myślę że to się nada doskonale. Kolaboracja ze szpiegiem obcego państwa pod co podpada w Rebmie? - Zapytał konwersacyjnym tonem, przyglądając się nieco bliżej swojemu znalezisku.
- Nasze prawo nie jest okrutne. Nie torturujemy skazańców przed wykonaniem wyroku śmierci - odparła Niamh i wyjęła z dłoni kuzyna butelkę. - Z winnic na południowych zboczach Kolviru. Pamiętam ten rok… był słoneczny i słodki. Warto byś spróbował, lecz nie pij więcej, Albinie. Mamy nieproszonych gości.
- Wino może zostać na później, nie śpieszy się miejmy nadzieję i będzie czas jeszcze je wypić. - Powiedział z uśmiechem szykując się do powrotu na górę
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...

Ostatnio edytowane przez Plomiennoluski : 02-05-2016 o 13:08. Powód: Wino i estetyka
Plomiennoluski jest offline