Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-05-2016, 18:41   #35
Ryder
 
Ryder's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputację
Wielki Trakt, okolice Bezentil

Nieoczekiwana rola drzewa w tej scenie wyjaśniła wszystkie niedomówienia zarówno grupy uciekającej, jak i ukrywającej się. Jedne plany wzięły w łeb, inne miały kilka sekund na to, by dojrzeć. Roley i Davy wyminęli dymiącą przeszkodę, a chwilę później zrównała się z nimi Lily i… zajechała im drogę, zeskakując zwinnie ze swojego konia. Wierzchowce mężczyzn stanęły dęba. Łucznik się utrzymał w siodle, ale Davy upadł boleśnie na bok. Pościg zbliżał się niemiłosiernie.
- “Odbiło ci?!” - wrzasnął niziołek
- “Szybko, do lasu, zaraz was dogonię!” - odkrzyknęła harfistka
- “Tutaj!” - chrapliwego głosu Xaazza nie mogli nie poznać, znaleźli swoich.

Zrobili, jak powiedziała. Pozostali już szamotali się, szukając najlepszej drogi ucieczki. Otwarta droga była pewną śmiercią. Musieli umykać w gęstwinę, tam, gdzie te wielkie bestie nie będą mogły łatwo za nimi podążyć. Osbern już obrał kierunek i krzyczał za innymi, by się nie ociągali.

Tymczasem harfistka wyjęła coś małego z kieszeni, może jakiś koralik, podrzuciła wypowiadając jakieś słowo i wnet okolicę spowił gęsty całun mgły. Łowcy teraz nie byli łowcami, a zwierzyną. Prowadzeni przez przecierającego szlak Osberna, biegli w górę wznioszącego się tutaj lasu.

Nie minęło kilka chwil, ledwo wszyscy weszli w nowy rytm ucieczki, a powietrze przeszył przerażający ryk. Nikt z nich takiego ryku wcześniej nie słyszał. Głos niedźwiedzia był przy tym dźwięku potulnym skomleniem. Jazgot sprawiał, że nogi miękły, a wszystkie kości drżały. Następnie dało się słyszeć głośny trzask i rżenie koni pozostawionych z tyłu. Nikt nie oglądał się za siebie, parli do przodu. Davy, który jeszcze przed chwilą był z tyłu, zamiast biec jak inni, zaczął skakać po drzewach, wyprzedzając pozostałych towarzyszy i wywołując niemałe zdziwienie. Do niektórych teraz dotarło, że jego nietypowy, jak na niziołka, wygląd może być spowodowany czym innym, niż jakaś paskudna włochata choroba… Za Dolitem, teraz ostatnim, pojawiła się za to Lily.

Droga, którą zmnierzali, wiodła na oślep. Tam, gdzie dało się jeszcze biec po wznoszącym się terenie, a nie wspinać. Tam, gdzie można było przeciąć jedną gałąź, by przejść dalej, a nie wycinać cały gąszcz zbitych krzewów. Po kilku minutach usłyszeli wrzask Davy'ego z drzewa ponad nimi.
- “STAAAAAAAAAAAĆ!!! On tam jest!!!”

Unieśli spojrzenia nieco, i dostrzegli. Zakapturzona postać w czerwonych szatach, teraz wyciągała rękę w ich kierunku, ale gest był dziwny, jakby coś trzymała w dłoni zwróconej ku górze…

Coś się poruszyło. Coś trzasnęło. Popatrzyli po sobie i naokoło, w poszukiwaniu zagrożenia. Roley głośno nabrał powietrza.
- “Ozywił drzewo! Chodu!” - rzeczywiście, potężny dąb już uniósł jedną ze swoich gałęzi. Wszyscy rzucili się w innym kierunku, byle jak najdalej od niespodziewanego wroga. Nie wszyscy zdążyli. Gigantyczna drewniana kończyna wystrzeliła zanim Xaazz i Zehirla zareagowali. A przynajmniej tak się reszcie zdawało. Elfka już uniosła ręce, odruchowo skrywając głowę, gdy wszyscy usłyszeli głośne łupnięcie. Niewidzialna tarcza spowijająca Xaazza zatrzymała cios, który mógł być zgubny dla ich oboje. Czarownik jednak zdążył się przygotować. Teraz mrucząc pod nosem pchnął Zehirlę naprzód, jeśli nadal by tak stali, za kolejnym zamachem mogli nie mieć tyle szczęścia.

Tym razem ich kierunek biegł prostopadle do lini wniesienia, więc było łatwiej. Nadal musieli cały czas patrzeć pod nogi, uważać na korzenie i wystające kamienie, ale adrenalina dodawała im siły. Biegli kolejnych kilka minut, popędzani poczuciem osaczenia. Teren lekko wznosił się i opadał, teraz wbiegli na teren gęsto porośnięty mchem, tłumiącym kroki.

W pewnej chwili Yazumrae, po ostatnim zdarzeniu biegnąca bliżej czoła, najpierw pośliznęła się, a kilka metrów dalej dosłownie zapadła z krzykiem w mchu. Pędzący za nią Dolit nachilył się nad powstałą dziurą, widząc leżącą kilka metrów niżej kobietę. Osbern wstrzymał się i podszedł również, podobnie jak wszyscy inni, którzy zaraz dobiegli. To mogła być dobra tymczasowa kryjówka…



Warczenie dobiegające ze środka wskazywało, że była już zajęta...
 
Ryder jest offline