Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-04-2016, 18:40   #31
 
Yuan's Avatar
 
Reputacja: 1 Yuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie coś
"Kurwa, że też akurat dzisiaj musiałem zaspać!" może nie była jedyną myślą krążącą w głowie Roleya (obok niej pojawiały się na przykład "zginę od jakiegoś niedobrego kapłana" oraz "co to za ogniste dziwactwo nas goni"), ale ogromem skutków przytłaczała wszystkie inne.

Dzisiejszy wspaniały plan przygotowania wszystkiego zawczasu wypalił dokładnie tak jak wczorajsze zdobywanie informacji, czyli gdzieś między tragicznie a miernie. Do tego kapłani ewidentnie rzucili na nich jakiś urok, Davy się otrząsnął, ale łowcy jakaś wewnętrzna siła kazała powiedzieć prawdę. Z drugiej strony na czołach mieli wielkie, święcące znaki, a kapłani raczej nie byli na tyle głupi, żeby ich po prostu puścić wolno jak prawidłowo odpowiedzą na pytanie no ale jednak...

Rozbłysk światła połączony z ogromnym hukiem a następnie widok wielkiego drzewa spadającego wprost przed niego przypomniał Roleyowi, że to czas, w którym należy spierdalać a nie rozmyślać. Na szczęście jego refleks stanął na wysokości zadania i zdołał w ostatniej chwili wyminąć wielkie drzewo leżące w poprzek drogi. W przeciągu krótkiej chwili, gdy ostre gałęzie wystające ponad koronę spokojnie nacinały odsłonięte części jego ciała łucznik zdołał połączyć fakty. Drzewa raczej nie wybuchają samoistnie, a i odległość od miasta wskazywała, że to robota jego towarzyszy. Miał szczerą nadzieję, że za tą eksplozją kryje się jakaś większa strategia, gdyż nie miał ani krztyny wątpliwości, że walka jest bezcelowa, a i dalsza ucieczka na jego ledwie zipiącym już koniu niemożliwa...
 
Yuan jest offline  
Stary 28-04-2016, 10:45   #32
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
Dygotała, trochę z nerwów, a trochę z zimna. Wszystko zaczęło się sypać, obciążając jej wątłe barki i zaczęło to elfkę przytłaczać. Nie miała na czym spać, położyła się więc na jakiejś kępce mchu. Mech był całkiem miękki, ale miał jedną duża wadę. Nie tylko ona była nim zainteresowana, bo pod spodem zawsze kryły się przeróżne stonogi, wije i inne paskudne robactwo. Żołądek zaklinaczki na samą myśl ściągnęło ostro, ale nie było innego wyjścia. Była zbyt dumna by prosić kogoś o pomoc, o nie. Zwinęła się na podobieństwo kota w kłębek, skuliła kolana i próbowała zasnąć w ubraniu. Do reszty mężczyzn z nią obozujących odwróciła się plecami, nie mając ochoty na żadne uwagi w jej kierunku.

- Sehanine, Pani Snów... mam nadzieję że nie tak zakończę moją drogę. - Wyszeptała w elfiej mowie i odruchowo pogłaskała irytujący ją symbol na czole. - Córo Nocnych Niebios, ześlij mi sen.. pozwól zapomnieć choć na moment...

Zamknęła oczy, czując się jak bezradne dziecko.

***

Gdy nastał ranek i czas jej warty wstała z trudem. Nie była wcale wyspana, a przynajmniej tak się czuła. Początek warty spędziła doprowadzając się do porządku przed lusterkiem i marudząc na cały świat pod nosem. Potem już nie kusiła losu i siedziała czujna niczym surykatka. Nic się nie działo, a las był spokojny tak jak i ona by chciała.
Czas dłużył się i niepokoił coraz bardziej, bo reszta która nocowała w mieście, miała już być. W głowie elfki poczęły się rodzić najczarniejsze myśli. Wdrapała się na niską gałąź drzewa by mieć lepszy widok i pilnowała wzrokiem, raz drogi, raz swojej kompanii.

Poznała Dolita, wydawał się miły ale nieogarnięty. Był nawet zabawny, czasem gdy kłócił się z tą swoją Berą. Jakoś nie potrafiła wyobrazić go sobie mordującego Wyrnona podczas Wielkich Łowów. Postanowiła dać mu troszkę zaufania.

Osbern był dość szorstki, stanowczy, ale miał silny charakter i zdawał się wiedzieć czego chce od życia. To sprawiało że Zehirla czuła się przy nim względnie bezpieczna. Tego poczucia brakowało jej teraz najbardziej, dlatego chciała trzymać się rycerza.

Xaazz zrobił na niej wrażenie człowieka z chorobą psychiczną który być może i para się magią lecz nigdy nie będzie autorytetem. Posiadanie stylu i godności było czymś co elfce wydawało się naturalne. Czarownikowi tego brakowało, ba był ich naturalną odwrotnością. Na myśl o tym jak gapił się na nią ostatnim razem przechodził ją dreszcz, i bynajmniej nie był to dreszcz podniecenia.

Reszty czyli Daviego i Roleya praktycznie nie poznała. Zapewne nie miało to większego znaczenia bo nie wracali z miasta...

Po jakże owocnej warcie, gdy uznała że słońce dość się oddaliło a jej skóra złapała już trochę jego ciepłych promieni, zeskoczyła z konara i zbudziła drużynę. Nie spodziewała się już ujrzeć Roleya i Daviego, a jednak. W dodatku pomyślała że to musi być dalej sen bo to co widzi nie może być tu i teraz...

Na widok istot które goniły niziołka i człowieka, nogi elfki zrobiły się jak z galarety. Odruchowo, kurczowo złapała się najbliższego stojącego faceta jakim okazał się Osbern, lecz wtedy z jego wzrokiem na sobie poczuła nieswojo. Szybko puściła się rycerza udając że straciła równowagę i wcale nie zlękła tego co widzieli. Odeszła trochę nerwowo pocierając palce do zaklęcia, ale nie miała pomysłu co robić. Coś w głowie mówiło jej by zerwała nogi za pas i uciekła w las. Mówiło rozsądnie i dobrze. Nie wiedziała czemu tego czegoś nie słuchała. Chyba jak zwykle z przekory.

Coś trzasnęło, a Yazumrae odskoczyła odruchowo i dobrze bo stojące obok drzewo płonąc runęło w miejsce gdzie przed chwilą była ona! Nawet nie miała czasu by zauważyć że to robota Xaazza. Dyszała przez moment, leżąc w trawie. Właśnie o mało nie zginęła...
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun

Ostatnio edytowane przez Kata : 28-04-2016 o 19:07.
Kata jest offline  
Stary 30-04-2016, 23:41   #33
 
Perrin's Avatar
 
Reputacja: 1 Perrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumny
Wszyscy zgodzili się, że miasto trzeba jak najszybciej opuścić. Tak więc doszło do kolejnych ustaleń o tym kto ma zostać, a kto iść, gdzie i kiedy się spotkać i tak dalej. Dolit zgodnie z podjętą wcześniej decyzją potakiwał tylko. Wiedział, że nie powie nic mądrego w tej sytuacji, a przecież nie mógł dopuścić, by go lekceważono. Przybrał więc minę mentora wysłuchującego uczniowskich propozycji. Nie podobało mu się, że Xaaz też chciał iść, ale nie było sposobu by go wyłączyć z towarzystwa. Gdyby Dolit podważył sens podróży z nim, pozostali mogliby także porzucić i Dolita. Wprawdzie młodzieniec chętnie by już zakończył całą tę sprawę i odszedł swoją drogą, jednak wciąż niepokoiło go to co usłyszał od tego ślicznego dziewczęcia. „Choroba”, „zaraza”, „klątwa”. Nie był już pewien, które z tych słów było użyte. Może wszystkie? Biednemu chłopakowi fakty zaczynały się mieszać z obawami. Jedno jest pewne: musi się stąd wydostać i pozbyć się tego czegoś, czymkolwiek to jest. Z zamyślenia wyrwała go uwaga Osberna:
swoją drogą skoro Wyrnon wygrał łowy, to ciekawe gdzie teraz jest i co kombinuje
Jeszcze tego brakowało, by tamten zaczął na nich polować! Może to on zrobił im te znaki na czołach i teraz da sobie spokój? A co jeśli nie? Co jeśli czai się za murami, by, gdy tylko wyjadą dorwać ich po kolei? A przecież zamierzają opuścić miasto w mniejszym składzie! Dolit był pełen niepokojących przeczuć. Tamci jednak już ruszyli w swoją stronę, więc nie było sensu tu stać. Trzeba przygotować się do podróży. Upewnił się, czy jego kapelusz na pewno dobrze zakrywa czoło (teraz musiał szczególnie o to dbać) i udał się do swojego pokoju.

Na szczęście zawsze dbał o porządek więc wszystko było na swoim miejscu i wystarczyło to włożyć do plecaka. Kołatało mu w głowie, że coś jeszcze miał zrobić. Coś ważnego. Hmmm. Coś co go niepokoiło już wcześniej… Aaa. Bera! Zamknął starannie drzwi do swojego pokoju i wezwał Berę. Odbył tam z nią rozmowę, podobną do tych, jakie odbywał już z nią wcześniej. Rozmowa ta nie ograniczała się jednak wyłącznie do słów. Gdyby ktoś przyłożył ucho do drzwi z pewnością usłyszałby różne dziwaczne dźwięki dochodzące zarówno z gardła Dolita jak i Bery, nie tylko zresztą z gardeł. Jakieś pół godziny później można było zaobserwować, jak otwierają się drzwi od pokoju Dolita i wychodzi z niej dziwaczna pseudo- małpa i drapie się po miejscu, gdzie każde normalne stworzenie ma narząd zwany „tyłkiem” (wygląda na to, że Bera również, ale czy można mieć pewność, że służy tym samym celom?), a grymas na jej twarzy natychmiast by sprawił, że każdy rozsądny obserwator natychmiast poszedłby w swoją stronę. Co ciekawe niedługo po niej z pokoju wyszedł także Dolit, zachowując się niemal identycznie, to znaczy głaszcząc się po swych młodzieńczych pośladkach i próbując wyglądać na zagniewanego. W jego jednak przypadku efekt był bardziej komiczny. Bera zatrzymała się, odwróciła doń, wzięła ręce pod boki, a on, niby odbicie w jakimś krzywym zwierciadle zrobił to samo. Już chciała coś powiedzieć, ale młodzieniec zrobił wredną minę i ją odesłał, czym bynajmniej nie polepszył nastroju swej towarzyszki. To już jednak nie miało znaczenia- przynajmniej na tę chwilę. Wtedy do jego uszu dobiegł dźwięk dobrej zabawy na dole. Mieli ruszać dopiero rano, więc nie zaszkodzi poprawić sobie humor.

Udał się na dół i zupełnie jakby to był każdy normalny dzień, odkąd wyruszył w podróż zaczął się zabawiać, opowiadać różne historie i podrywać kelnereczki. Ku swojemu zdziwieniu jednak nie było tak jak zawsze. Osoby tam obecne niespecjalnie chciały słuchać jego opowieści, wiele osób spoglądała na niego i pozostałych łowców spode łba, dziewki służebne miast próbować zwrócić jego uwagę na siebie, szeptały ze sobą na boku, albo zajmowały się innymi klientami. Dolit upewnił się, czy na pewno ma dobrze ubrany kapelusz. Próbował wielu swych sztuczek, ale nic nie skutkowało. Był wprawdzie nieco spięty i trudno mu było się wyluzować, ale bez przesady! To musiała być ta klątwa! Musi się jej pozbyć za wszelką... No... może nie za „wszelką” cenę, ale w każdym razie koniecznie musi się jej pozbyć. Być może reakcja Bery na pouczenie również była efektem tajemniczej pieczęci. Zrezygnowany usiadł na uboczu z ludźmi i nie-ludźmi, z którymi powiązał go zły los i wgryzł się w kawał mięsa, patrząc z tęsknotą w kierunku bawiących się wyśmienicie gości i niemal równie uradowaną obsługę.

Przy stole zaś, oczywiście, rozmawiano nie o czym innym jak o tym kto i kiedy opuści miasto i co ma wcześniej zrobić. Przecież wcześniej też już o tym gadali! Nie mają innych tematów? Nie mogą rozmawiać o przyjemniejszych rzeczach, jak jadło, czy muzyka? Ktoś zwrócił uwagę, że będzie problem z końmi. Dolit od kilku już dni miał wrażenie, że w tej grupie jest jakby „na doczepkę”. Oczywiście był świadom, że to nieprawda. Potrzebowali go tak jak on ich (szczególnie Zehirla). Warto jednak przypomnieć towarzyszom, jak ważnym jest elementem drużyny, a przy okazji oderwać myśli od trudnej i niesprawiedliwej sytuacji w jakiej się znalazł. Powstał więc, mówiąc „przepraszam na chwilę” i niewiele tłumacząc udał się do gospodarza.

Jednym ze sposobów, w jaki zwykł zaczynać negocjacje była metoda cierpliwego słuchacza. Rzecz polega na tym, żeby uważnie słuchać o czym mówi delikwent, nie odzywając się i licząc na to, że powie coś co można wykorzystać w późniejszych targach. Dolit stanął więc przy ladzie i słuchał o czym mówi Jinthos. Padały przechwałki na temat jadła, gospodarz „zdradził” też skąd sprowadza niektóre alkohole, przy czym z jego słów wyglądało na to, że ma tutaj trunki z całego świata. Powtarzał też okoliczne plotki o tym, co robią władcy sąsiednich krain, albo gdzie to ostatnio widziano smoka (temat ten nieco się wydłużył, gdyż każdy widział go gdzie indziej). Dolit słuchał i słuchał, powoli nużąc się tym zajęciem, wiedział jednak, że cierpliwość może popłacić. Przy takich zabawach jak ta nawet karczmarzowi rozwiązuje się język, szczególnie, że wyglądał na zadowolonego. Wreszcie w pewnym momencie ktoś stwierdził:
- tak się tu przechwalacie gospodarzu. Wprawdzie i jadło i napitek są przednie, a i wspólna sala niczego sobie, jednako gdym chciał moję chabetę do stajni wprowadzić to parobek Twój rzekł, że miejsca nie ma i nawet po napiwku wpuścić nie kciał. Jakże to tak?
- ano widzicie przybyszu ostatnio było tu pełno przyjezdnych takich jak ty. Chcieli w Wielkich Łowach wziąć udział. Dla mnie to świetny interes, bo grosza nie skąpili. Ale jak wiecie coś tam się w tym lesie stało i wielu nie wróciło, konie zaś ich zostały i stoją teraz upchnięte w stajni. Ubić nie można, bo może właściciel się zgłosi, a zresztą szkoda, bo niektóre przednie, a przecie ich też nie wypuszczę coby sobie wokół hasały. Niektóre są jeszcze opłacone, to tym bardziej nie wypada mi się ich pozbywać. Jednakowoż, te których nie odebrano, darmozjady rzec by można mógłbym przedać, to się choć pieniądz za opiekę zwróci. Nie chceta może kupić klaczy jakowejś?
- a czemu zara klaczy?- rzekł jakiś biesiadnik
- a bo ogierów mało, klacze zaś jakby się zmówiły i większość stanowiom- odpowiedział gospodarz i ciągnął dalej- chętnie się ich pozbędę, bo w takiej ciasnocie to jeszcze mnie się oźrebiom i dopiero będę miał wesoło.
To była okazja dla Dolita. Oni potrzebowali koni, gospodarz chciał pozbyć się koni. Świetna sprawa. Dolit wprawdzie nie znał się na tyle na tych zwierzętach by stwierdzić, czy lepsze klacze czy ogiery, ale w ich sytuacji nie ma co wybrzydzać. Jak to mawiają ponoć w Amn „darowanemu koniowi nie patrzy się w paszczę”, czy jakoś tak.
- a ile byście tych koni przedać mogli Gospodarzu?- zapytał Dolit, specjalnie starając się mówić zrozumiale dla tego prostego człowieka
- KLACZY młodzieńcze KLACZY. A ile byś potrzebował?- w oczach karczmarza dostrzec można było błysk chciwości. Mimo młodego wieku Dolit znał to spojrzenie i wiedział co oznacza. Kontyuował więc nieco inaczej
- oj tam zaraz „potrzebował”. Po prostu wiem, kto szukał transportu i może Twoje konie by się nadały. Ich bym zadowolił i Tobie ulżył. Jeśli jednak nie chcesz jasno powiedzieć ile masz na sprzedaż to…- Dolit zawiesił głos i zaczął powoli wstawać
- zara zara! Nie bądź taki niecierpliwy młodziku. Te dzieciaki tera to wszystko chcom mieć od razu. Zero szacunku dla starszych- Dolit nie miał pojęcia co szacunek dla starszych ma do oferty kupna koni, ale postanowił przeczekać ten monolog- skoroś słuchał to wiesz, że troche tego mam, więc jeśli nie chcesz wyposażyć armii to powinno wystarczyć.
- z tego co wiem potrzeba tylko kilka- odrzekł Dolit- nie wiem tylko, ile by dali. A ty ile byś chciał karczmarzu do sztuki?
- no nie wiem, nie wiem. To jednak porządne zwierzęta- znowu ten błysk. Dolit wiedział, że gdy ciężko o argumenty w negocjacjach, można takowe stworzyć. Jak już wcześniej wspomniano nie znał się na koniach, ale po tonie rozmówców wiele można wychwycić.
- dobre powiadasz? Jak dobre? Znaczy ogierów jednak się pozbywasz?- karczmarzowi nieco mina zrzedła.
Wcześniejsi rozmówcy oddalili się już. Najwyraźniej jadło i dziewki były dla nich bardziej interesujące niż jakiś handlujący młodzik. Można więc było rzecz dokończyć sam na sam. Karczmarz rzekł więc:
- KLACZE rzekłem. Mimo to całkiem dobre- widać, że nie był już taki pewny siebie. Dolit postanowił wykorzystać tę część swej wiedzy biologicznej, którą miał aż za dobrze opanowaną
- klacze? A jak źrebne są to co? Kupisz taką, a zara w pół drogi jęczeć zacznie i się pokładać, a ty ciągnij ją do najbliższej wsi. Z resztą rzeście wcześniej powiedzieli, że w stajni ciasnota i nie wiadomo do czego to dojdzie- karczmarz najwyraźniej utracił sporo wcześniejszej werwy
- nooo nie są…- Dolit natychmiast wykorzystał okazję, przerwał mu dopytając
- sprawdzaliście znaczy?
- noo yyy- nagle najwyraźniej próbując odzyskać pewność siebie gospodarz wykrzyknął- a kiedym niby miał sprawdzić jak co rusz się tu kto kręci i a to jeść, a to mieszkać chce. Za dużo tu mam roboty, co by jeszcze jakieś chabety macać!
Dolit uśmiechnął się promiennie. Wiedział, że wygrał sprawę. Chwilę jeszcze rozmawiali. Uzyskał całkiem niezłą cenę (przynajmniej tak mu się wydawało), a nadto załatwił, że jego tajemniczy klienci sami będą mogli sobie konie, znaczy KLACZE wybrać. Miało to być zabezpieczenie, przed ewentualnym oźrebieniem i innymi przykrymi niespodziankami. Jednocześnie jednak „towaru” zwrócić nie mogą jak już wezmą. Dumny więc z siebie Dolit powrócił do stolika, spojrzał na swych towarzyszy, obdarzając ich jednym ze swoich lepszych uśmiechów i oświadczył, że problemu koni już nie ma, o ile zapłacą w sumie 60 sztuk złota. Ich spojrzenia jeszcze bardziej poprawiły młodemu bohaterowi humor, choć miał niejasne wrażenie, że wyrażają one bardziej zdziwienie niż podziw. Pewnie byli zaskoczeni, że załatwił to tak szybko.

Po dobitym targu karczmarz stał się nagle drastycznie szczery:
-W takiej ciasnocie jak szopa Brooza na pewno większość z nich już zaszła, a jak mi źrebaki jeszcze dojdą, to nie wiem co ja zrobię, nie jestem cholernym koniarzem!-Ogiery zostają, a tedostaniecie pół-darmo, i mówcie wszystkim napotkanym, że-stary-Jinthos ma dobre konie na sprzedaż!
Na te słowa towarzysze obdarzyli Dolita spojrzeniem w stylu „ a więc jednak jest jakiś haczyk”, młodzieniec więc szybko wyjaśnił:
- trzeba je po prostu dobrze sprawdzić- choć sam nie miał zielonego pojęcia jak to się robi.
Szybko się przekonali, że karczmarz wcale nie przesadzał mówiąc o ciasnocie. Już z pewnej odległości słychać było dziwne dźwięki dochodzące ze wspomnianej szopy. Prowadzący ich chłopak uchylił nieco wrót i nagle te odskoczyły, a za nimi odleciał ów przewodnik, gdyż dostał potężny cios kopytem. Nie było czasu, trzeba było zareagować. Dolit znów nie mógł się skupić na manierach, więc rzucił tylko:
Łapcie tego bydlaka, jeszcze trzy!- Osbern już miał broń w ręku. Czyżby chciał zatłuc te konie?
- A to nie miały być klacze - spytała Zehirla- Dolit nie zwrócił wcześniej uwagi, że to samiec, wpadł teraz jednak na genialny pomysł:
-Jak młody dostał to nikt tego teraz nie sprawdzi, bierzmy co trzeba i zmywajmy się stąd!
Bałagan jaki panował w szopie był nie do opisania. Najwyraźniej też swym najściem Dolit wraz z towarzyszami przerwali małe randez-vous jednej końskiej parze, tak sobą zaabsorbowanej, że najwyraźniej nie przeszkadzało im, iż siano na którym „to” robią stanowi jednocześnie legowisko, pożywienie i toaletę. Ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu nawet w oczach Xaaza Dolit dostrzegł obrzydzenie. Konie na szczęście były już osiodłane. Nie było jednak czasu na jakieś szczegółowe testy, czy co tam się robi by sprawdzić jakość zwierzęcia. Umówili się na szybko gdzie i kiedy się spotkają i pojechali. Dolit więc znowu był w drodze w towarzystwie Osberna, Zehirli i (niestety) Xaaza. Reszta miała dołączyć później.

Miasto opuścili bezproblemowo. Wieczór był piękny. Mimo to jazda nie należała do przyjemności, głównie ze względu na stan zwierząt, na których jechali, a mówiąc bardziej szczegółowo- smród jaki się od nich unosił. Dolit miał wrażenie, że zaraz cały tym przesiąknie. Przynajmniej konie nie były oporne i bezproblemowo dawały się prowadzić. Dolit zatęsknił, za dawnym stylem życia, za perfumami, których używał. Jak to się stało, że znalazł się w tym miejscu, w takiej sytuacji? Kolejny raz zaczął rozważać, czy opuszczenie domu w poszukiwaniu „ciekawszego” życia było dobrym pomysłem. Te rozważania prowadził dalej, nawet gdy znaleźli dobre miejsce na obóz. Towarzysze nie byli zbyt rozmowni, a nawet on sam był zbyt zmęczony, przestraszony, smutny, zamyślony na rozmowy. Czekała go zresztą jeszcze perspektywa czyszczenia swojego konia (czy tam klaczy- wszystko jedno). Może i nie znał się, na tych stworzeniach, ale wiedział jak o nie zadbać. Mając takie towarzystwo jak Bera człowiek szybko się uczy, mycia i szczotkowania futra, czy sierści, czy czego tam. Wprawdzie nie był pewien, czy Bera na pewno potrzebuje tego typu pielęgnacji, ale jakoś nie potrafił inaczej. Dolit zastanowił się przez chwilę, czy nie przyzwać Bery, ale uznał, że nie ma dziś siły znów się wykłócać, co na pewno nastąpi gdy tylko ona się pojawi biorąc pod uwagę sposób, w jaki się ostatnim razem pożegnali. Pogrążony więc w ponurych rozmyślaniach zabrał się za czyszczenie swojej klaczy.

Potem musieli wartować. Dolit dostał drugą wartę, co oznaczało, że jeśli nawet się prześpi to niezbyt długo gdyż ktoś go obudzi na wartę. Nie znosił być budzony! Nikt go jednak nie pytał o zdanie. Szybko więc ułożył się do snu, by skorzystać z niego jak najdłużej. Warta była nudna i tylko pogłębiła jego wewnętrzne rozterki. Wokół latały jakieś robale. Jedne postanowiły zrobić sobie z niego przystań, inne uznały najwyraźniej, że młodzieniec istnieje tylko po to by je żywić swoją krwią.

Wracając z warty zatrzymał się jeszcze nad śpiącą Zehirlą. Jak to jest, że bez względu na rasę kobieta tak pięknie wygląda gdy śpi?W tej całej sytuacji emanowała jakimś nienaturalnym spokojem. Leżała na jakimś zielsku, ale wyglądała, jakby to było jej własne królewskie łoże. Dobrze, że przynajmniej ona nie musi się stresować. Dolit poczuł przez krótką chwilę pragnienie, by zapewnić jej bezpieczeństwo, by nie tylko podczas snu mogła być tak spokojna. Zwalczył to jednak w sobie. Nigdy do tej pory nie myślał tak o nikim, nawet o licznych kobietach, z którymi się zabawiał. Lepiej pomyśleć o sobie, a to czego teraz przede wszystkim potrzebował to sen. Gdy tylko wrócił do swego posłania owinął się tak szczelnie jak tylko potrafił, zdecydowany spać tak długo i mocno jak to tylko możliwe.

Obudziła go na szczęście Zehirla. Dolit nie wiedział jak by zareagował, gdyby pierwsze co ujrzał po przebudzeniu to paskudna facjata Xaaza. Pomyślał, że to nie pierwszy raz, gdy po obudzeniu się ujrzał piękną elfkę i uśmiechnął się do tej myśli. Wstawał bardzo wolno, gdyż leżenie jest takie przyjemne. Mieli jednak niebawem ruszać mimo że tamci nie zdążyli jeszcze dotrzeć, więc nie mógł zwlekać zbyt długo. Zwlekł się więc z posłania, coś zjadł po czym...
Nagle z oddali usłyszał dudnienie i wszystko zaczęło się dziać błyskawicznie.

Otóż nadjeżdżała reszta towarzystwa. W zasadzie lepszym określeniem byłoby „gnała”. Nie to było jednak najważniejsze. Ścigał ich… no właśnie nie wiadomo co to było. Jakiś potwór, a nadto jeszcze dziwaczny koń z jeźdźcem na grzbiecie. Kogo oni znowu na nich sprowadzili? Szybka analiza sytuacji doprowadziła Dolita do konkluzji, że tamci nie są przyjaźnie nastawieni. Biedna Zehirla prawdopodobnie doszła do podobnych wniosków i przestraszona omal się nie przewróciła, jednak złapała się Osberna zachowując równowagę.
W krzaki i siedzieć cicho! - rzucił Osbern. To była dobra rada i Dolit z niej skwapliwie skorzystał.
Niestety Xaaz miał własny pomysł. Zrobił- coś (Dolit nie znał tej magii) i zaszarżował na napastników. Chwilę potem nastąpił huk i jedno z drzew obok zapłonęło i zaczęło się walić prosto na… ZEHIRLĘ. Dolit obserwował to z przerażeniem. Elfka jednak zdążyła odskoczyć, zdejmując ogromny kamień z serca Dolita. Niestety wraz z drzewem zniknęła ich kryjówka. Co robić? CO ROBIĆ? Przyzwać Berę? Nie ma na to czasu, a poza tym nie pośle starej przyjaciółki na pewną śmierć. Stanąć i walczyć? Choć to z pewnością może być zaskakujące, jednak walka nigdy nie była specjalnością Dolita. Miał drąg, miał miecz, ale co takim kijem może zrobić tego rodzaju bestii. Coś jednak trzeba było zrobić. Dolit zrobił więc to co zwykł w takich sytuacjach. Rzucił zaklęcie ochronne. Dopiero gdy skończył zorientował się, że odruchowo rzucił je nie na siebie lecz na Zehirlę. Dlaczego? Nie miał pojęcia skąd u niego taki odruch. Zaczął się rozglądać wokół za jakąś nową kryjówką gdzie mogliby… gdzie mógłby się ukryć.
 

Ostatnio edytowane przez Perrin : 30-04-2016 o 23:46.
Perrin jest offline  
Stary 02-05-2016, 17:26   #34
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
- Agamemnon! - ryknął Davy gdy zobaczył, że jednemu z jego psów nie udało się uniknąć pnączy - Agamemno! Bywaj! - ryknął Davy jeszcze raz za siebie. Ale nie zwolnił. Serce mu pękało, ale nie kochał tego psa aż tak aby zginąć dla niego. Poza tym wierzył, że kapłani wcale nie przejmą się zwykłym ogarem. W końcu to tylko pies - Zostawią go. Tak, zdecydowanie go zostawią - powtarzał sobie poganiając konia - bo chcą nas złapać, a Agamemnon ich nie obchodzi. Potem zaklęcie się skończy i pobiegnie za mną. Bez trudu mnie wytropi... Osz w mordę czorta piekielnego! - zaklął gdy dostrzegł co za bydle ich teraz goni.
- Celefas! Odwrót! - wykrzyczał w galopie polecenie do psa. Ogar natychmiast odbił i pobiegł w zupełnie innym kierunku, by za kilka godzin odnaleźć swego pana. To nie był czas walki, ale czas ucieczki.

- Rozdzielmy się! - warknął do Roleya i sam też odbił nieco w bok. Nie tak bardzo jak ogar, ale dość by szybko się oddalać. Zmusić kapłana do wyboru celu.
 
Arvelus jest offline  
Stary 02-05-2016, 18:41   #35
 
Ryder's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputację
Wielki Trakt, okolice Bezentil

Nieoczekiwana rola drzewa w tej scenie wyjaśniła wszystkie niedomówienia zarówno grupy uciekającej, jak i ukrywającej się. Jedne plany wzięły w łeb, inne miały kilka sekund na to, by dojrzeć. Roley i Davy wyminęli dymiącą przeszkodę, a chwilę później zrównała się z nimi Lily i… zajechała im drogę, zeskakując zwinnie ze swojego konia. Wierzchowce mężczyzn stanęły dęba. Łucznik się utrzymał w siodle, ale Davy upadł boleśnie na bok. Pościg zbliżał się niemiłosiernie.
- “Odbiło ci?!” - wrzasnął niziołek
- “Szybko, do lasu, zaraz was dogonię!” - odkrzyknęła harfistka
- “Tutaj!” - chrapliwego głosu Xaazza nie mogli nie poznać, znaleźli swoich.

Zrobili, jak powiedziała. Pozostali już szamotali się, szukając najlepszej drogi ucieczki. Otwarta droga była pewną śmiercią. Musieli umykać w gęstwinę, tam, gdzie te wielkie bestie nie będą mogły łatwo za nimi podążyć. Osbern już obrał kierunek i krzyczał za innymi, by się nie ociągali.

Tymczasem harfistka wyjęła coś małego z kieszeni, może jakiś koralik, podrzuciła wypowiadając jakieś słowo i wnet okolicę spowił gęsty całun mgły. Łowcy teraz nie byli łowcami, a zwierzyną. Prowadzeni przez przecierającego szlak Osberna, biegli w górę wznioszącego się tutaj lasu.

Nie minęło kilka chwil, ledwo wszyscy weszli w nowy rytm ucieczki, a powietrze przeszył przerażający ryk. Nikt z nich takiego ryku wcześniej nie słyszał. Głos niedźwiedzia był przy tym dźwięku potulnym skomleniem. Jazgot sprawiał, że nogi miękły, a wszystkie kości drżały. Następnie dało się słyszeć głośny trzask i rżenie koni pozostawionych z tyłu. Nikt nie oglądał się za siebie, parli do przodu. Davy, który jeszcze przed chwilą był z tyłu, zamiast biec jak inni, zaczął skakać po drzewach, wyprzedzając pozostałych towarzyszy i wywołując niemałe zdziwienie. Do niektórych teraz dotarło, że jego nietypowy, jak na niziołka, wygląd może być spowodowany czym innym, niż jakaś paskudna włochata choroba… Za Dolitem, teraz ostatnim, pojawiła się za to Lily.

Droga, którą zmnierzali, wiodła na oślep. Tam, gdzie dało się jeszcze biec po wznoszącym się terenie, a nie wspinać. Tam, gdzie można było przeciąć jedną gałąź, by przejść dalej, a nie wycinać cały gąszcz zbitych krzewów. Po kilku minutach usłyszeli wrzask Davy'ego z drzewa ponad nimi.
- “STAAAAAAAAAAAĆ!!! On tam jest!!!”

Unieśli spojrzenia nieco, i dostrzegli. Zakapturzona postać w czerwonych szatach, teraz wyciągała rękę w ich kierunku, ale gest był dziwny, jakby coś trzymała w dłoni zwróconej ku górze…

Coś się poruszyło. Coś trzasnęło. Popatrzyli po sobie i naokoło, w poszukiwaniu zagrożenia. Roley głośno nabrał powietrza.
- “Ozywił drzewo! Chodu!” - rzeczywiście, potężny dąb już uniósł jedną ze swoich gałęzi. Wszyscy rzucili się w innym kierunku, byle jak najdalej od niespodziewanego wroga. Nie wszyscy zdążyli. Gigantyczna drewniana kończyna wystrzeliła zanim Xaazz i Zehirla zareagowali. A przynajmniej tak się reszcie zdawało. Elfka już uniosła ręce, odruchowo skrywając głowę, gdy wszyscy usłyszeli głośne łupnięcie. Niewidzialna tarcza spowijająca Xaazza zatrzymała cios, który mógł być zgubny dla ich oboje. Czarownik jednak zdążył się przygotować. Teraz mrucząc pod nosem pchnął Zehirlę naprzód, jeśli nadal by tak stali, za kolejnym zamachem mogli nie mieć tyle szczęścia.

Tym razem ich kierunek biegł prostopadle do lini wniesienia, więc było łatwiej. Nadal musieli cały czas patrzeć pod nogi, uważać na korzenie i wystające kamienie, ale adrenalina dodawała im siły. Biegli kolejnych kilka minut, popędzani poczuciem osaczenia. Teren lekko wznosił się i opadał, teraz wbiegli na teren gęsto porośnięty mchem, tłumiącym kroki.

W pewnej chwili Yazumrae, po ostatnim zdarzeniu biegnąca bliżej czoła, najpierw pośliznęła się, a kilka metrów dalej dosłownie zapadła z krzykiem w mchu. Pędzący za nią Dolit nachilył się nad powstałą dziurą, widząc leżącą kilka metrów niżej kobietę. Osbern wstrzymał się i podszedł również, podobnie jak wszyscy inni, którzy zaraz dobiegli. To mogła być dobra tymczasowa kryjówka…



Warczenie dobiegające ze środka wskazywało, że była już zajęta...
 
Ryder jest offline  
Stary 05-05-2016, 19:39   #36
 
Perrin's Avatar
 
Reputacja: 1 Perrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumny
Musimy się gdzieś ukryć- rzekł Dolit zwracając się do Zehirli, choć równie dobrze można by to potraktować jak zwrot do ogółu. Ona zaś spojrzała na niego jakoś.. hm dziwnie. Z jednej strony to spojrzenie było nad wyraz ciepłe... i takie że... no cóż o takich rzeczach nie mówi się publicznie. Jednak było w tym spojrzeniu coś co przez moment, przez jedną chwilę, skojarzyło się Dolitowi ze spojrzeniem Bery. Było jakieś takie dalekie, jednocześnie głębokie, a jednak całkowicie inne. Dolit był tak skołowany, że nawet nie zauważył gdy Zehirla wskoczyła między niego, a Osberna. Jakby tego było mało złapała go za ramię tak, że poczuł jakby go przeniknęła jakaś moc, jakiś dreszcz, ale nader przyjemny. To tylko jeszcze bardziej.... no nie ważne. Dość powiedzieć, że młodzieniec miał poważne problemy ze skupieniem. Powiedziała jeszcze:
- Uciekajmy! Mamy konie.. ja.. nie pokonam tego co nadciąga.. - co to niby miało znaczyć? Prawdopodobnie jeszcze była w szoku. Te słowa jednak, a do tego jeszcze krótkie szarpnięcie przypomniały Dolitowi gdzie i w jakiej sytuacji się znajduje. Osbern już biegł i zaczął ich ponaglać niezbyt wyszukanymi słowami. Zehrila zerwała się niczym rącza łania, z resztą poruszała się z taką gracją, że tego typu zwierzę zaczerwieniłoby się ze wstydu. Dolit więc również ruszył co sił w nogach. Nie skorzystali jednak z koni. To by zajęło zbyt długo. Z resztą wygląda na to, że jedyne dla nich wyjście to bieg w gęstwinę, gdzie mieliby szanse się ukryć. Nagle pojawiła się mgła. Dolit nie miał pojęcia skąd się wzięła, jednak stało się to zbyt szybko i w idealnym momencie, więc musiała być wywołana magicznie. Może to Xaaz? Został przecież chyba gdzieś z tyłu. To im w każdym razie powinno pomóc.
Biegli więc. Aż dziw bierze, że Dolit był w stanie myśleć aż tyle. Myślenie ma tą zaletę, że nie wymaga dodatkowych haustów powietrza, więc mimo dyszenia, sapania i podobnych trudności oddechowych, rozważania młodzieńca były dość płynne. Z drugiej strony ciężko się skupić, kiedy trzeba szybko reagować a to na wystający korzeń, a to na większy kamień, to znowu na nisko wiszące gałęzie, czy jakieś stwory, które w porę nie zorientowały się, że nadbiega jakiś dziwaczne stado elfio- ludzko- niziołcze. To więc co się działo w głowie Dolita wyglądało raczej jak: "Zehirla... ładna...Konie... za daleko... kamień... skoczyć...mgła... dobrze... schylić się....Xaaz?.... tlenu....".
Wtem powietrze przeszył jakiś potworny RYK. Dźwięk był tak straszny, że odczuwało się go niemal jak eksplozję. Dolit był pewien, że przewróciłby się gdyby nie... hm. No w każdym razie teraz się nie przewrócił i to jest ważne. W innej sytuacji na pewno by się zainteresował cóż to za stwór się w ten sposób odezwał, teraz jednak istniało wysokie prawdopodobieństwo, że właściciel tego głosu nie byłby zainteresowany relacją z Dolitem inną niż na zasadzie łańcucha pokarmowego. Sądząc po tym co usłyszeli chwilę potem, ich konie, o przepraszam, KLACZE bardzo boleśnie się przekonały jak wysokie było owo prawdopodobieństwo. To jednak nie koniec dziwactw. Nagle coś zaczęło skakać po drzewach niedaleko. Dolit przestraszony (choć bardziej już się chyba bać nie mógł) spojrzał w tamtym kierunku i przekonał się, że to... Davy. Mam chyba jakieś omamy ze zmęczenia- pomyślał. Jednak za chwile usłyszał głos, właściwie wrzask. Davy'ego:
-“STAAAAAAAAAAAĆ!!! On tam jest!!!”
W porównaniu z rykiem tamtej istoty nie robiło to może wielkiego wrażenia, niemniej wszyscy spojrzeli ku górze (biegli bowiem cały czas pod górkę). Stała tam jakaś zakapturzona postać i wyciągała ku nim rękę. Chwilę potem słychać było trzask, jakby łamanych gałęzi i odezwał się z kolei Roley:
-“Ożywił drzewo! Chodu!”
Faktycznie zbliżało się ku nim jakieś wielkie drzewo. Teraz już wszyscy się rozproszyli. Tym razem mimo ucieczki Dolit rozglądał się dokoła gdzie są jego towarzysze, a szczególnie jedna konkretna osoba. Ujrzał jak drzewo zamachnęło się (o ile można to tak nazwać) w kierunku Zehirli. Dolit wstrzymał oddech, ale cios zatrzymał Xaaz. Skąd on w ogóle się wziął z przodu? Po raz pierwszy odkąd Dolit poznał "brzydala" ucieszył się, z jego obecności. Wrażenie to nie trwało jednak długo, gdyż Xaaz popchnął nie wiedzieć czemu półelfkę.
A to cham!- pomyślał chłopak. Jednak wszyscy znów zaczęli biec w jednym kierunku byle dalej od niebezpieczeństwa. Dolit z racji, że wcześniej odskoczył w inną stronę niż reszta, został znów z tyłu. Po jakimś czasie gdy tak biegli znów omijając czy przeskakując przeszkody, niemal na wpół już się wlokąc zorientowali się, ze teren już nie idzie tak ostro w górę. Niedługo potem Zehirla w jednej chwili zniknęła Dolitowi z oczu. Dosłownie w jednej sekundzie była, a w następnej już nie. Czyżby jakaś teleportacja? Niewidzialność? Dolit przyspieszył. Miał teraz dodatkowy problem do niepokoju i wciąż się uczył, że można bać się jeszcze bardziej i bardziej. Okazało się, że półeflka wpadła do jakiejś dziury. Dolit natychmiast upadł na czworaki by tam zajrzeć. Okazało się, że Zehirla leży tam w dole bezradna, ale na szczęście przytomna. Niestety nie był to jedyny problem. Z dołu słychać było warczenie jakiś stworzeń, jakby wilków, a żeby było jeszcze ciekawiej było ich na pewno przynajmniej kilka. Skąd tam się wzięły wilki?! Dolit zaczął się szamotać w swoim umyśle. Co zrobić? Uciekać? Tam z tyłu jest drzewo! I ten mag, kapłan czy co tam. I jeszcze to co tak ryczało i jeszcze jakieś dziwaczne psy. Trzeba się ratować! Nie potrafił jednak się zerwać do dalszej ucieczki. Coś go powstrzymywało. Czar jakiś? Magia? Wszystkie te myśli przebiegły przez umysł Dolita w jedną sekundę. Mógł zrobić ruch tylko w jednym kierunku więc nie miał wyjścia. Powiedział tylko do Osberna obok znowuż, nie znoszącym sprzeciwu, jakby nie swoim głosem:
- pomożesz mi ją wydostać
Następnie wypowiedział dziwaczne słowa:
- JEKUUU! Endolikim anagafan endivo sssenak!
I, prawdopodobnie ku zdziwieniu pozostałych, skoczył do środka. Usłyszeli jeszcze jakieś syczenie dochodzące z dołu. Nie było jednak w stanie zagłuszyć warczenia...
 

Ostatnio edytowane przez Perrin : 05-05-2016 o 23:44.
Perrin jest offline  
Stary 06-05-2016, 00:05   #37
 
Ryder's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputację
Las Rawliński, około południa

Naturalna pieczara miała kilka metrów wysokości, Zehirla miała sporo szczęścia, że skończyło się tylko na mocnym stłuczeniu, a nie złamaniu ręki, czy nogi. Będąc na dole, elfka bardzo prędko wpadła w opały. Ledwo zdążyła się podnieść i zauważyć zbierających się nad dziurą towarzyszy, a dwa wilki już krążyły wokół niej.


Krzyknęła na pomoc, i wtedy z ciemności skoczył na nią trzeci wilk. Stojąc bokem do dwóch pozostałych drapieżników, które ją osaczyły była kompletnie nieprzygotowana na atak z trzeciej strony. Bańka ochronna wokół niej zamigotała słabo, gdy ciało zwierza na nią naparło… i rozprysła się, przepuszczając wściekłą bestię. Wilk wbił kły w bark dziewczyny, rozrywając podróżne ubranie i wyszarpał kawał skóry z warcząc wściekle. Czarodziejka zawyła z bólu, krwawiąc obficie.

Reagując najszybciej, Osbern wskoczył ciężko na dół, zaraz po nim podążył Roley, który przed chwilą dokopał się do latarni w swoim plecaku. Ta ostatecznie nie była potrzebna, bo za sprawą Dolita na dole pojawił się intensywnie święcący… żuk.

Mając już niezłe źródło światła wojownik ciął raz po raz, wreszcie raniąc jednego z “gospodarzy”. Łucznik przykuł uwagę drugiego, jednak na tym się chwilowo skończyło, zwierzę spychało go do ściany. Ognisty żuk przetrwał tylko kilka sekund – spod dalszej ściany, gdzie znajdowały się również dwa młode, ostatnia wyskoczyła – jak się można było domyślić – wilczyca, odgryzając robakowi głowę. Blask pochodzący z jego resztek jednak nadal się rozchodził po jamie, umożliwiając dalszą walkę ludziom.

Xaazz, który jeszcze się nie kwapił do zejścia, wystrzelił promień lodu w wilka, który przed chwilą skoczył na Zehirlę. Trafił, jednak efekt był w najlepszym wypadku znikomy, a w najgorszym tylko podjudził zwierza, który ponownie natarł na elfkę. Yazumrae, ciężko ranna, potłuczona i pozbawiona jakiejkolwiek broni, próbowała się jakkolwiek bronić, bezskutecznie. Kolejny naskok pchnął ją mocno na ścianę, gdzie głową uderzyła w wystający korzeń i osunęła się na ziemię…

To mógł być jej koniec, gdyby nie bohaterska wręcz postawa Dolita. Sztukmistrz desperacko zanurkował w dół, obalając śliniącego się drapieżnika, jednak upadek był dla niego bardzo zły w skutkach. Ostry ból dał mu znać, że wybił sobie rękę i zdarł kolano. Mimo to uśmiechnął się. Zyskał kilka sekund.

Roleyowi wreszcie udało się odskoczyć od 'swojego' i trafić go z łuku. Strzała rozdarła mu bok, ale to było za mało. Osbern teraz mierzył się z dwoma, zbrojna ręka już zaczynała mu drętwieć, ale stalowa tarcza i kolczuga sprawdzały się znakomicie w odpieraniu ataków zwierząt. Mimo tego, sytuacja nie wyglądała dobrze. I wtedy zgrabnym ślizgiem na dole pojawił się Xaazz, z trzeszczącą energią między rozczapierzonimi palcami. Jedna z bestii od razu rzuciła się na niego. Czarownik w mgnieniu oka wyprowadził cios i bestia, czy raczej jej dymiące resztki, uderzyła głucho o przeciwległą ścianę.

Dolit kątem oka zauważył, że ten, którego przed chwilą obalił dochodzi do siebie i wstaje. Wytężając wszystkie siły kopnął go prędko, podcinając zwierzę, a nasiępnie wstał i gruchnął go po grzbiecie kosturem. Może nie był to potężny cios, ale to już było coś.

Zarówno Roley, jak i Osbern, widząc pokaz mocy Xaazza, stracili orientację. Łucznik dał się przewrócić i desperacko próbował osłaniać swoje gardło przed zabójczymi kłami, aż wreszcie zrzucił z siebie napastnika. Wojownik przez nieuwagę dał się boleśnie ugryźć w dłoń, jednak żołnierski refleks pozwolił mu oddać bestii pięknym za nadobne. Rannego wilka zaszedł Xaazz, który poraził jego kark, a zwierz osunął się na ziemię.

Przy życiu nadal były dwa dorosłe wilki i dwa małe, teraz kulące się pod przeciwległą ścianą. Całym tym zamieszaniem nie przejmował się zupełnie Davy, który rzuciwszy zaklęcie przemiany, biegł dalej pod postacią… goblina. Tylko wierne psy wiedziały, że zapach ma nadal ten sam.

 

Ostatnio edytowane przez Ryder : 06-05-2016 o 12:12.
Ryder jest offline  
Stary 09-05-2016, 23:43   #38
 
Ryder's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputację
Było już wiadome, że drużyna to starcie wygrała. Dwa wilki zostały zabite, dwa walczyły jeszcze, bo cóż miały robić?

Przewaga dodała łowcom animuszu i ci, którzy byli w środku, przypuścili atak na bestie. Miecz Osberna ciął głęboko tego, który zachodził Dolita. Sztukmistrz wykorzystał natarcie towarzysza i w mig przywołał węża, a ten zaraz wystrzelił z jego dłoni niczym igła z dmuchawki. Gad wpił się w nogę drapieżnika. Wilk osunął się na ziemię chwilę później.

Jedynie Roley męczył się chwilę jeszcze ze swoim przeciwnikiem, porzucając łuk dla krótkiej włóczni, którą miał ze sobą właśnie na takie nieprzyjemne sytuacje. Raz za razem zadawał pchnięcia, jednak zwierzę zwinnie umykało jego ciosów. Dopiero szarża Osberna zakończyła starcie. Wojownik odciął wilkowi łapę, a kulawego celnie dobił już Roley.

Było po walce. Dwa małe wilczki kuliły się pod ścianą, skomląc przy spalonej wilczycy. Minęło kilka chwil, a usłyszeli stęknięcie z góry. Lily tam zwisała, oglądając się na dół.
- "A może ktoś mi pomóc, czy będziecie się tak gapić na mój tyłek?"

Nie wiadomo, czy celowo, czy nie dała już rady się utrzymać, spadła na dół z piskiem, uderzając czterema literami w ubitą ziemię.
- "Auć! Mówiłam: Pomóżcie! Zero empatii dla kobiety w potrzebie, pff!"

Podniosła się, wyraźnie niezadowolona, po czym podeszła do nieprzytomnej Zehirli, która obecnie była w centrum zainteresowania. Przepchnęła się przez Osberna i Dolita ofukując ich soczyście. Układając palce w dziwną figurę, dotknęła rannej dziewczyny i wypowiedziała magiczną formułę. Krwawienie z rany na piersi zostało natychmiast zatamowane, a na miejscu pojawiła się nowa, różowa skóra.

Elfka otworzyła oczy. Przywitał ją ból głowy, gdyż miała potężnego guza na z tyłu, ale po kłach wilka pozostało jedynie rozdarte, pokrwawione ubranie.

W międzyczasie Xaazz rzucił zaklęcie światła. Pieczara nie była duża kilkanaście metrów długości i kilka szerokości, a jedyne wyjście było zamaskowane długą trawą opadającą jak zasłona. W kącie leżały kości niewielkiego zwierzęcia pokryte resztkami mięsa. Dość świeże. Byli tu bezpieczni. Na razie.
 
Ryder jest offline  
Stary 10-05-2016, 20:59   #39
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=DnVYD4woT6Q[/MEDIA]

Trzymany w napięciu żar nie gasł, lecz tylko nabierał siły oplatając serce niczym wąż swą ofiarę. Zehirla nie wiedziała na co jeszcze czekają Dolit z Osbernem, ale wbite w ramię Dolita paznokcie wyraźnie sugerowały że należy uciekać. Rzucili się w szaleńczą gonitwę przez las. Gnali przed siebie, byle dalej od piekielnych monstrów które ich goniły. Dekolt i plecy elfki pokryły się chłodnym potem który na gorącej skórze parzył jak lód. Nie zważała na to, odurzona adrenaliną, pędzona rządzą przetrwania. Strach dodawał skrzydeł i sprawił że zmęczenie przestało mieć znaczenie, a oczy nerwowo i bystrze wychwytywały więcej szczegółów niż robiłyby to zazwyczaj. Więcej niż spodziewała się przy tak szaleńczej ucieczce.

Może elfka nie była bardzo wytrzymała, ale tym razem na prawdę cieszyła się że nie posiada na sobie wiele bagażu. Kicała zwinnie niczym łania, wskakując w chaszcze i przedzierając się przez las, ciągnąc za sobą dziką łunę rozpuszczonych miedzianych włosów. Przystanęła na moment i odwróciła się upewniając że inni nadążają. Najbardziej zależało jej na Dolicie i Osbernie, ale cieszyła obecność reszty. Za żadne skarby nie chciała zostać sama z tym co ich goniło.

W myślach wyklinała spódnicę i gorset.. ciesząc się jedynie z szerokiego i nie przesadzonego obcasa swoich butów. Czasu na myślenie nie było jednak wiele.


Las, przyjemny zapach ziół..
Zmęczone biegiem stopy i ucisk w talii..
Sylwetka w czerwonej szacie..
Davy coś krzyczy, każe stać... ale to przecież bez sensu.
Rozpalona szyja i gęste chaszcze pod nogami..
Czarownik w czerwonej szacie!

Yazumrae stanęła dęba, widząc jak dąb który przed nimi stał zaczął się poruszać. Nawet mimo że słyszała opowieści o drzewcach i wychowała się wśród elfów nie mogła zrobić kroku. Oniemiała.

Potężne drzewo nie traciło czasu i zamachnęło się prosto na nią. Odzyskała przytomność za późno. Zamknęła oczy i zasłoniła się choć przecież nie miało to sensu. Nic się nie stało.. Elfka otworzyła oczy i poczuła jak Xaazz ją pchnął. Nie brzydziła się tego dotyku, nie zastanawiała nad intencjami, nie pytała co się stało. Myślała już tylko ucieczce.

Ogień palił serce i owijał się wokół niczym wąż. Oplatał coraz mocniej, ale ono wciąż walczyło. Ogień który trawił i dawał siłę jednocześnie.

Znów uciekali i nic nie wskazywało tego co miało nastąpić. Elfka stawiała stopy coraz mniej pewnie, coraz pośpieszniej. Biegła gdy nagle grunt zapadł jej się pod stopą. Jako że była w sporym pędzie nie zdążyła nic zrobić i osunęła się wpadając w ciemność z krzykiem. Jęknęła zaraz potem upadając twardo na ziemię, bo amortyzacja upadku nie wyszła jej za pięknie.

Elfie ucho drgnęło słysząc warczenie, a jej pełne oczy otworzyły się bardzo szeroko. Strach nie dodawał już skrzydeł, teraz zdawał się tylko kulą u nogi. Nie pamiętała już kiedy ostatnio tak się bała. Nie wierzyła że wilki byłyby tak agresywne by rzucić się od razu nie dając jej szansy ucieczki. Jakże się myliła.

- Pomocy! Błagam! - Zawyła rozpaczliwie i już miała sięgać po ogień alchemiczny, gdy coś skoczyło na nią z boku. Ostre pazury wczepiły się w jej ciało przez materiał ubrań, a futrzana masa naparła prawie ją przewracając. Ledwo, ale utrzymała się na nogach siłując ze zwierzęciem.

Kobiecy krzyk rozdarł się bezradnie echem jaskini. Kły wbiły się głęboko. Elfkę nieco zmroczyło, gdy coś szarpało ją za ramię jakby była marionetką. Ręka zwiotczała momentalnie. Zobaczyła w półmroku krew, pełno krwi, ale ból był jakby oddalony. Czuła jak ciepłe stróżki wpływają wszędzie za materiał gorsetu, jak tryskają jej na twarz razem ze śliną warczącego zwierza. Wiedziała że jest w szoku. Oczy zaszły jej łzami, ale udało się jej jakoś odepchnąć napastnika. Tylko na moment. Nogi miała już jak z waty, a wilk niczym jakiś warg rzucił się byle tylko ją zabić. Skoczył i naparł całą masą przewracając na coś.. wszelkie światło zgasło.

***


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=myuSRqRQEOQ[/MEDIA]


Otworzyła powieki słabo, i oblizała wargę patrząc przed siebie półprzytomnym wzrokiem. Nie wiedziała dokładnie co się stało. Ból promieniował od głowy przez plecy i biodro, ale był niewyraźny. Czuła się wydarta z wszelkich sił, lecz gdy zamiast wilków zobaczyła ich twarze, uśmiechnęła się delikatnie. Chociaż normalnie nigdy by tego nie chciała, oczy zaszły jej łzami i zapominając o całej swojej dumie po prostu rozpłakała się wciąż uśmiechnięta. Szczęśliwa że żyje.

Nie myślała o postaci w czerwonej szacie, ani o tym że Xaazz śmierdzi wymiocinami. Widziała tylko siebie w czerwieni. Wielką czarodziejkę o szlachetnej krwi którą prawie zabiło kilka wilków, a wciąż chce zabić coś jeszcze. Wielka czarodziejka zaśmiała się na tą myśl ironicznie, odrywając sczepione krwią włosy od policzka. Minął zaledwie moment, a śmiech przerodził się w płacz gdy miejsce oschłej czarownicy zajęła młoda, słaba dziewczyna. Dziewczyna która miała przecież jeszcze całe życie przed sobą.
Przez tą krótką chwilę stanęło ono przed jej oczami, teraz zagubionymi między dwoma światami. Przez tą chwilę, serce zabiło więcej razy niż powinno.
Podparła się brudną od ziemi i krwi dłonią, próbując wstać. Bo musiała walczyć. Musiała żyć.



.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun

Ostatnio edytowane przez Kata : 12-05-2016 o 11:50.
Kata jest offline  
Stary 14-05-2016, 16:32   #40
 
Perrin's Avatar
 
Reputacja: 1 Perrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumnyPerrin ma z czego być dumny
Dolit nie bardzo wiedział jakim sposobem Osbern i Roley znaleźli się na dole przed nim. Być może zrobili to, gdy rzucał zaklęcie. Wszystko jednak działo się zbyt szybko, by zastanawiać się nad tak błahymi kwestiami. Osbern w świetle przywołanego żuka ciął na lewo prawo. Nie były to jednak bezwładne uderzenia mieczem. Wyglądało to dość profesjonalnie i dawało nadzieję na zwycięstwo w walce. Roley próbował szyć z łuku i początkowo szło mu nieźle, ale wilk zaczął go spychać. Jeden z wilków zagryzł żuka. To wszystko działo się w ciągu kilku zaledwie sekund, ale mimo wszystko głównie uwaga Dolita była skierowana gdzie indziej. Oto Zehirla była atakowana przez inne bydle. Co niezwykłe z pomocą ruszył Xaaz strzelając czymś z ręki (pewnie jakimś promieniem lodu albo czymś w tym rodzaju). Atak ten nie zrobił na bydlaku żadnego wrażenia. Wręcz przeciwnie. Nacierał coraz mocniej i mocniej. To właśnie wtedy Dolit skoczył na dół, zbijając w ten sposób wilka z nóg. Ból w ręce i nie tylko przegrał jednak z samozadowoleniem młodzieńca. Krew mu zapulsowała w żyłach, odezwała się adrenalina i nasz bohater nabrał pewności siebie. Elfka jest bezpieczna, a on może ją ochronić. Nie był nigdy w takiej sytuacji, ale wiedział, że stać go na wiele. W końcu to tylko jeden wilk, który już dostał nauczkę. Pewnie zaraz zacznie się zwijać ze strachu i uciekać. Lekceważąc swego przeciwnika Dolit rozejrzał się jak wygląda sytuacja u pozostałych. Xaaz jednak zeskoczył na dół i atakował jakimiś błyskawicami czy czymś w tym rodzaju. Był to niezły pokaz. W tym jednak momencie coś się ruszyło na skraju pola widzenia Dolita. Młodzieniec odwrócił się natychmiast i zauważył, że zbity z nóg wilk wcale nie zamierza uciekać, a wręcz bezczelnie szykuje się do ataku.
"Będziesz tego żałować"- pomyślał młodzieniec jednocześnie podcinając zwierzę i uderzając swym kijem. Teraz już całkowicie czuł się pewny i zadowolony z siebie. Oto był wojownikiem! Obrońcą niewiast! Nawet dzika bestia nie ma z nim szans! Oczywiście gdyby się chwilę zastanowił, to przypomniałby sobie, że jeszcze przed pięcioma minutami uciekał w panice przed innymi bestiami. Na szczęście jednak nie miał czasu na zastanowienie. Trzeba było przypieczętować swoje zwycięstwo. Szybki ogląd sytuacji podpowiedział Dollitowi co tym razem ma zrobić. Wypowiedział szybko podobne zaklęcie:
- JEKUUU! Endolikim anagafan anando agissssss...
Wówczas dwie rzeczy wydarzyły się jednocześnie. Czar zadziałał i przed Dolitem pojawił się wąż. Niestety Osbern popsuł mu chwilę chwały pojawiając się nagle i ciężko raniąc wilka. Młodzik już chciał zwrócić uwagę towarzyszowi by nie przeszkadzał w walce, ale tamten już odbiegł najwyraźniej chcąc uczynić znów to samo tym razem wobec Roleya. W końcu w jaskini zostały tylko jakieś niewarte uwagi piszczące szczeniaki.
Dopiero po chwili Dolit ochłonął i uświadomił sobie całość ostatnich wydarzeń. Adrenalina zniknęła, wrócił zwykły mu namysł i... strach. Najpierw strach związany z niebezpieczeństwem na jakie się naraził. Potem strach związany z tym, co było przyczyną takiego ryzyka. Szybko pochylił się nad Zehirlą. Krew. Pełno krwi.
- Nie nie nie nie- myślał Dolit, a w zasadzie próbował zebrac myśli bo ogarniała go narastająca panika. Ktoś tam coś krzyczał z tyłu, coś łupnęło, ale Dolita to nie obchodziło. Trzeba było sprawdzić czy z Zehirlą wszystko w porządku. Tylko jak to się sprawdza? Co robić. Miotał się. Wyciągał rękę to znowu ją cofał. Pochylił się żeby przyłożyć ucho do jej piersi.
- Przyjemne z pożytecznym- usprawiedliwiał się. Coś go jednak brutalnie odepchnęło. Pojawiła sie nagle nie wiadomo skąd tamta śliczna harfistka, o której młodzieniec zdążył dawno zapomnieć. Zrobiła coś rękami. Dolit już wyciągnął rękę by ją zatrzymać, ale nagle Zehirla przestała krwawić i otworzyła oczy. Oblizała się jakby dopiero jadła coś smacznego. Wyglądało to bardzo... dobrze. Strach Dolita prysnął jak mydlana bańka, a w jego miejsce zrodziło się coś innego, czego młodzieniec wcześniej nie doświadczył. Jednocześnie ulga, pociąg taki, jaki czuł wobec niejednej dziewki, a jednak jakiś taki inny. I było tam coś jeszcze, ale nie wiedział co. W tym momencie ta delikatna niewiasta... rozpłakała się. Żaden facet nie potrafi patrzeć spokojnie gdy kobieta płacze. Na górze prawdopodobnie trwał pościg prowadzony przez ziemskich kapłanów i pozaziemskie istoty, ożywione drzewa i co tam jeszcze. Dolit był obolały, miał na czole jakieś piętno, nie miał gdzie się podziać, dopiero stoczył walkę z krwiożerczymi wilkami i prawdopodobnie byli tu wszyscy uwięzieni w tej grocie, by czekać na śmierć. Ale Dolit o tym wszystkim nie zupełnie nie pamiętał. Cały jego umysł wypełniła tylko jedna myśl
"Ona płacze". Młodzieniec zareagował impulsywnie, trochę jak podczas walki gdy rzucał się do ataku. Ale teraz rzucił się nie w kierunku wroga, a w stronę Zehirlii chcąc objąć ją i pocieszyć.
 

Ostatnio edytowane przez Perrin : 14-05-2016 o 17:13.
Perrin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172