Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-05-2016, 18:57   #168
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Polana przed jaskinią, Las Cieni
8 Kaldezeit, 2526 K.I.
Świt


Czerwone niczym piekielny ogień ślepia bestii zwęziły się na widok podnoszącej się z ziemi ofiary. Starzec wyprostował się, stękając przy tym z bólu, który wywołał jego akrobatyczny popis. Otrzepał stare łachmany z błota i piachu, po czym spojrzał wprost na wilkopodobnego stwora, który najwyraźniej zdołał go nie tylko dogonić, ale także przechytrzyć i odciąć jedyną możliwą drogę ucieczki. Widok wynaturzenia Chaosu stojącego ledwie kilka metrów przed nim sprawił, że starzec niemalże natychmiast pobladł i cofnął się o kilka kroków, potykając się o wystający korzeń. Nie spodziewał się ujrzeć koszmaru z jaskini w świetle słonecznym; Pyotr z początku sądził, iż bestia jest wilkołakiem lub innym stworzeniem nocy, co by zresztą tłumaczyło napaści o zmroku oraz wróżby z kart, które na przekór innym znakom, mówiły mu, że nie powinien obawiać się zagrożenia. Mylił się jednak, a jego błąd mógł go słono kosztować.
Monstrum zbliżało się powoli, na ugiętych łapach, wydając z siebie cichy pomruk, który był obietnicą szybkiej i bolesnej śmierci. Wargi uniosły się do góry, odsłaniając szereg kłów, których krawędzie były ostre niczym ostrza sztyletów, a długie na kilka centymetrów pazury zostawiały w podmokłej ziemi wyraźny ślad, identyczny z tym za którym podążali przez gęstwiny. W oczach bestii czaiła się żądza mordu i nie było to normalne zachowanie dla dzikiego zwierza - ta istota zabijała dla samego zabijania; dla ciepłej krwi tryskającej z ciał rozrywanych na strzępy ofiar; dla sportu.
Dziadek Rybak zastygł w bezruchu, całkowicie sparaliżowany przez strach, który na dłuższą chwilę odebrał mu mowę. Zwierz również przystanął, zatrzymując się niecałe trzy metry przed bladym jak skrawek pergaminu starcem. Z tej odległości czuł na swojej twarzy gorące powietrze, które bestia wydmuchiwała z nozdrzy przy każdym wydechu jakby była jakimś piekielnym stworzeniem. Gdy szerzej otworzyła pysk, a jej niski pomruk przemienił się w głośne warczenie, Pyotr poczuł smród padliny, który przyprawił go o zawroty głowy. Pośród długich kłów dostrzegł wystające kawałki mięsa poprzednich ofiar i to szybko uzmysłowiło mu w jak bardzo śmiertelnym zagrożeniu się znajdował.
- Uciekaj! - Usłyszał znajomy głos dochodzący zza pleców. Uzbrojony w miecz i tarczę Albert Schulz nadbiegał z prawej strony gotów zaatakować bestię i odwrócić jej uwagę od starca. Z przeciwnej strony, po lewej flance, szarżował ze wzgórza Adar i choć z początku chłopak zawahał się widząc wilkopodobnego stwora, który był rozmiarów rosłego byka, to niemalże równie szybko wróciła mu odwaga na widok wioskowego znachora w niebezpieczeństwie. Zapomniał o strachu, zmierzył przeciwnika groźnym spojrzeniem i poprawił chwyt na broni. W dzieciństwie starzec karmił go opowieściami o bohaterach, którzy przywracali nadzieję upadającemu światu i w tamtej chwili liczył, że jego ofiara nie zostanie zapomniana, a on sam stanie się bohaterem jednej z nich.
Młodzieniec zeskoczył z półki skalnej i rzucił się biegiem w dół wzniesienia, niemalże potykając się o własne nogi. Po drodze widział jak emerytowany żołnierz atakuje bestię jako pierwszy, starając się odwrócić jej uwagę, lecz ta jednym silnym ciosem potężnych łap rzuciła go o pobliskie drzewo, pod którym zamroczony mężczyzna próbował podnieść się na nogi przez kilka kolejnych, dłużących się w nieskończoność sekund, a czas w tej walce działał wyjątkowo na ich niekorzyść. W tamtej chwili, gdy jako jedyny zbiegał ze wzgórza, Adar zrozumiał, że los Dziadka Rybaka leży w jego rękach, zacisnął więc mocniej zęby i przyśpieszył, pokonując w szybkim tempie ostatnie kilka kroków dzielących go od zwalistej bestii.
Stwór otworzył szeroko paszczę i sprężył mięśnie gotów rzucić się na bezbronnego starca, kiedy nagle spadł na niego niczym sokół z powietrza Adar, trafiając zaśniedziałym kawałkiem żelaza prosto w wilczy pysk. Bestia zarzuciła głową na boki, wyraźnie zamroczona i w tym samym momencie została zasypana gradem strzał i ołowiu. Ukryci w zaroślach strzelcy posłali w jej stronę salwę pocisków, zmuszając bestię do wycofania się w stronę jaskini, lecz jej taktyczny odwrót powstrzymał szaleńczo atakujący Magnus.
Zweihander przeciął powietrze ze świstem i zatopił się w odsłonięty bok monstrum, dotkliwie raniąc. Odgłos pękających kości od siły uderzenia i widok tryskającej krwi z otwartej rany zachęcił drwala do wykonania jeszcze jednego cięcia, lecz przeciwnik okazał się być znacznie szybszy. Nim Magnus zdążył zareagować i przygotować się na zbliżający się cios, bestia uderzyła w chwili, gdy uniósł swój oręż do ataku i pochwyciła zębami jego prawą nogę. Momentalnie poczuł jak ostre niczym sztylety kły wbijają się w udo, tnąc skórę i mięśnie. Krew z rozciętej aorty trysnęła obficie zalewając pysk potwora, przez co wpadł w jeszcze większy szał zabijania. Magnus został uniesiony w powietrze przez potężne szczęki, które szarpiąc żywiołowo zaczęły miotać nim na boki. Po upływie ledwie kilku uderzeń serca, organizm przestał wysyłać sygnały nerwowe do mózgu ofiary i dłuższą chwilę zajęło drwalowi odzyskanie świadomości. Kiedy na moment wróciły do niego zmysły, Magnus przebudził się w kałuży własnej krwi, a jego ciałem wstrząsnęły przedśmiertne drgawki. Gigantyczny stwór stał nad nim z jego własną nogą wystającą spomiędzy kłów, a w miejscu urwanej kończyny sterczał rozerwany przez zęby potwora kikut, z którego tryskał obfity strumień krwi, zalewając juchą najbliższe otoczenie i nadając tej scenie wyjątkowej groteski. Śmierć nadeszła bardzo szybko.

Widok rozrywanego na strzępy kompana natchnął pozostałych uczestników walki zupełnie tak jakby sam Ulryk zszedł z niebios i wstąpił między szeregi walczących. Schulz rzucił się na przeciwnika z morderczym okrzykiem na ustach i wraz z Adarem zasypali go burzą ostrzy. Miecze trafiały i zostawiały w skórze potwora głębokie rany, a w powietrzu zaroiło się od strzał i ołowianych kul, które przelatywały ze świstem nad głowami walczących. Nawet Katarina zdecydowała się wyjść z zarośli i wykorzystać swoją nadprzyrodzoną moc, miotając po polu bitwy rozpędzonymi przez wichry magii soplami lodu. Jeden z nich przeszył powietrze z mroźnym podmuchem i wbił się między oczy bestii, która szykowała się do skoku na kolejną ofiarę. Jej mięśnie zesztywniały, po czym nagle rozluźniły się i wilkopodobne wynaturzenie bezwładnie upadło na ziemię. Pokonane, ostatnimi konwulsyjnymi wstrząsami łap rozrzuciło na wszystkie strony otaczające błoto, które od hektolitrów wylanej krwi przybrało miedzianą barwę. Walka zakończyła się niemalże równie drastycznie jak się zaczęła i niektórzy chłopi wciąż ciężko dysząc, stali nad ciałem bestii jakby spodziewali się, że ta nagle ożyje i zaatakuje. Tak się jednak nie stało.


Wąwóz, Las Cieni
8 Kaldezeit, 2526 K.I.
Późne Popołudnie

Zepchnięci pod ścianę urwiska najemnicy nie mieli innego wyjścia jak stanąć do walki z przeważającą liczebnie hordą. Otaczały ich dziesiątki spragnionych krwi zwierzoludzi, którzy wydawali się mieć tą zasadzkę przygotowaną od dłuższego czasu - zdradziła ich niezwykła precyzja i szybkość z jaką działali. Atak był huraganowy i nim ludzie Lamberta zorientowali się, zostali odcięci od jedynej drogi ucieczki przez czteronożne centigory. Szybko zrozumieli, że tu będzie ich koniec, więc postanowili dać z siebie wszystko, walcząc do ostatniej kropli krwi.
- Wybiła nasza godzina, pokażmy więc, iż jesteśmy godzien przekroczyć bramy Morra z błogosławieństwem Młotodzierżcy. Ku chwale Sigmara! - Krzyknął kapłan bitewny na widok otaczających go mutantów, po czym ścisnął mocniej oburęczny młot i natarł na pierwsze z nędznych stworzeń, które dostało się w zasięg jego broni, zabijając je na miejscu.
Najemnicy, wraz ze swym przywódcą, uformowali krąg wokół kobiet z Krausnick. Z twarzy niewiast bardzo szybko zniknął strach, a zastąpiła go wola walki, która narastała z każdą chwilą spędzona w tyglu owładniętych żądzą zabijania bestii. Niczym zapędzone w róg dzikie zwierzęta, kobiety były gotów dać z siebie wszystko, dorównując najemnikom w waleczności. Chwyciły więc za kusze i celując znad barków wojowników, zaczęły strzelać w stronę zbliżających się wrogów, a po każdym wystrzale chowały się za plecami towarzyszy i ładowały bełty. Te które nie miały broni dystansowej, pomagały pozostałym kobietom podając im pociski i od czasu do czasu dźgając sztyletami każdego przeciwnika, który zbliżył się dostatecznie blisko. Widok bezbronnych niewiast był dla bestii niczym zaproszenie do uczty, więc siłą rzeczy musiały się odpędzać od nich dość często.
Wokół przyciśniętych do ściany najemników zakotłowało się od wrogów, którzy szybko zmienili taktykę na widok dobrze władającej orężem grupy zbrojnych i zamiast pchać się na ślepo pod miecze, postanowili atakować z doskoku i wycofywać się równie szybko. Na niewiele się to zdało, bowiem jedynie wydłużyło życie najemnikom, którzy w innym wypadku polegliby od jednej zmasowanej szarży. Ungory były jednak tchórzliwymi stworzeniami, a w dodatku niezbyt bystrymi, dlatego więc padali równie łatwo jak ich towarzysze w obozie zwiadowców - miażdżeni przez błogosławiony młot i rozczłonkowywani przez miecze i topory, które wydawały się tańczyć w harmonii z ciałem ich posiadaczy.
Dopiero gdy po odcięciu wszystkich możliwych dróg ucieczki zaczęły zbliżać się centigory oraz towarzyszące im gory, poganiając mięso armatnie do ataku, walka zaczęła toczyć się w coraz większym ścisku. Najemników zaczęły boleć ramiona od zabijania i po pewnym czasie wokół nich utworzył się istny kopiec, uformowany ze stygnących ciał rozczłonkowanych mutantów, lecz pomimo znacznych strat to wciąż zwierzoludzie mieli przewagę w tej dość jednostronnej walce.

Potężny cios zakończonego kolcami obucha otarł się o głowę Wilhelma, urywając mu ucho i zatopił się w prawym barku mężczyzny łamiąc go boleśnie. Były aktor cyrkowy nie zdążył nawet krzyknąć, albowiem siła uderzenia była tak potężna, że zamroczyło go i mimowolnie zatoczył się do tyłu, gdzie wpadł na kobiety, po czym stracił przytomność.
Lukę powstałą po upadku Wilhelma musiała wypełnić Lexa, której już wcześniej nie starczało rąk do zabijania. Przestała już celnie atakować, a jedynie starała się odpychać od siebie wrogów zamaszystymi ciosami, które rzadko kiedy trafiały, ale pozwalały jej trzymać dystans i tym samym wydłużały żywot blondwłosej wojowniczce. Po jej skroni spływał strumień potu, który mieszał się z krwią spływającą z nosa, lecz nie poświęcała temu większej uwagi - zmęczona walką nie była nawet w stanie odróżnić swojej krwi od krwi wrogów i prawdę mówiąc; w tamtej chwili było jej to wszystko obojętne.
Z biegiem czasu ciało norsmenki zaczęło przyozdabiać coraz więcej ran; kilka z ciosów rozerwały jej bok, lecz pomimo chwilowego zachwiania się, Lexa nie dała po sobie poznać jak bardzo jest ranna. W oczach jej wrogów była niczym walkiria, niepokonana, walcząca do ostatniej kropli krwi.
Tuż obok niej Kasimir walczył z największym bestigorem jakiego widziały ludzkie oczy. Zakuty w czarny jak heban pancerz był niezwykle doświadczonym wojownikiem, niespotykanie silnym, a jego ciosy były nadzwyczaj szybkie, czego raczej nie można było się spodziewać po tak sporym przeciwniku. W ręku dzierżył topór, którego grabarz z wielkim trudem zdołałby unieść oburącz, a w drugiej dłoni ściskał tarczę, która była rozmiarów pawęża.
Bestigor uderzał cios za ciosem, a potem chował się za swą tarczą, uniemożliwiając młodzieńcowi wykonać celny atak. Zważywszy, że wrogów wokół nich było jak mrowie, a do tego przeciwnik, z którym walczył był znacznie od niego większy i lepiej posługiwał się orężem, był to cud, że Kasimir zdołał przetrwać w starciu z hordą dłużej niż kilka uderzeń serca. Jednakże nawet w tak krótkim czasie zdołał posmakować gniewu wyznawców Khorne’a - uzbrojone we włócznie i piki ungory wytrąciły mu z rąk broń, a on sam próbując wyszarpnąć przeciwnikowi miecz, został dotkliwie zraniony w dłonie, lecz to było najmniejsze z jego zmartwień.


Demon walki opętał brata Lamberta, który w tamtej chwili był niczym posłaniec boga wojny, stworzony w jednym celu - by zabijać. Potężny młot wirował w powietrzu, siekąc wrogów ze wszystkich stron, którzy nie byli dostatecznie szybcy, aby zbliżyć się na wystarczającą do ataku odległość i w porę odskoczyć poza zasięg przerażającej broni. Kapłan bitewny tańczył ze swym wiernym orężem niczym derwisz, natchniony gniewem swego boga i nienawiścią do wrogów ludzkości, której nawet demony nie byłby w stanie odwzajemnić. Walka była dla niego najlepszą z modlitw zmówionych w imię Sigmara, a bój z pomiotem Chaosu największym z możliwych zaszczytów. Przelać krew ku pamięci przodków, dziesiątek pokoleń, które walczyły o każdy skrawek tej uświęconej ziemi - dla Lamberta była to tradycja, którą należało kultywować, będąca zarazem celem jego ascetycznego życia.
Musiało zginąć wielu centigorów, gorów i jeszcze więcej ungorów zanim Hieronim zaczął odczuwać brzemię zadanych mu ran. Wykonana z płyty zbroja, która okalała jego ciało była pogięta od uderzeń, a w kilku miejscach ziały sporych rozmiarów dziury, najpewniej będące sprawką nadziaka, czy innej broni służącej do przebijania pancerzy. Krew sączyła się z otwartych ran obficie, lecz kapłan bitewny nie poprzestawał na zabijaniu; był w transie niczym krasnoludzki zabójca na polu bitwy.
Oburęczny młot posyłał w powietrze przeciwników, którzy zbliżyli się dostatecznie blisko. Ciosy tej potężnej broni przetrącały karki, miażdżyły czaszki i kości wrogów jakby były wykonane z kruchego materiału. Bardzo szybko zyskał sobie szacunek zwierzoludzi, którzy obawiali się do niego podejść, widząc łatwość z jaką wysyłał ich pobratymców do wszystkich piekieł.
Natchniony żądzą zemsty Lambert oddalił się od swoich towarzyszy, kompletnie zapominając o ich obecności, a tam gdzie kroczył kapłan Sigmara, ziemię znaczyły pozbawione życia truchła jego wrogów. Szybko jednak został otoczony przez hordę mutantów; atakowany z każdej strony, pomimo ciężkich ran wciąż stawiał opór, mordując kolejnych przeciwników. Wszystko jednak wskazywało na to, że kapłan ulegnie sile wyznawców Mrocznych Potęg, a w ślad za nim pójdą najemnicy, którzy w tym samym czasie byli przyparci do ściany urwiska, za wszelką cenę starając się odpędzić od siebie wściekle atakujące bestie.

Gdy los ludzi wydawał się być przesądzony, wydarzyło się coś niespodziewanego, co z początku przeszło bez większej uwagi. Jeden z gorów padł martwy jakby trafiła go błyskawica, a z jego obojczyka wystawała długa, myśliwska strzała. Później padł jeszcze jeden stwór, a zaraz po nim kilka innych. W końcu potężny huk, przypominający odgłosy burzy, rozdarł niebo i kolejny gor zwalił się na ziemię bez życia.
Wtedy wszyscy walczący, nawet pogrążony w świętym szale kapłan bitewny, wznieśli głowy do góry, spoglądając w stronę szczytu urwiska, tuż pod którym przyparci do ściany byli najemnicy. Na krawędzi przepaści stała cała grupa skrytych pod kapturami ludzi, nieprzerwanie zasypująca pociskami z łuków i rusznic stłoczonych na dnie wąwozu zwierzoludzi. Dla najemników nadejście odsieczy było niczym znak od niebios. Na powrót nadzieja zawitała do ich serc, a oni sami zapałali żądzą walki!

Liczebność wrogów zaczęła gwałtownie topnieć i walczący z Kasimirem bestigor szybko został zmuszony zarządzić natychmiastowych odwrót. Ungory wpadły w popłoch; niektóre próbowały wdrapać się na skarpę po przeciwnej stronie wąwozu, a tam byli łatwym celem dla znajdujących się przed urwiskiem strzelców. Większość ruszyła jednak za swym przywódcą, uciekając wzdłuż wąwozu i zasłaniając się tarczami przed nadlatującymi strzałami. W końcu udało im się wydostać poza zasięg strzelców i wszystko wskazywało na to, że zwierzoludzie uciekną w stronę lasu.
Dość szybko okazało się, że wybawicielami najemników byli chłopi, których pomoc wcześniej odrzucili. Po odegnaniu zagrożenia, Albert Schulz wraz z resztą swoich towarzyszy zeszli po skarpie na dół, gdzie mogli z bliska podziwiać pozostałość po heroicznej bitwie. Dno rozległego wąwozu ścieliły dziesiątki trupów, rozczłonkowanych przez miecze i topory najemników. Niektóre bestie wciąż dyszały, dogrywając w kałużach krwi - kilku mieszkańców Krausnick ruszyło im na spotkanie, aby móc osobiście wysłać do piekła ostałe przy życiu niedobitki.

Brat Lambert oraz Lexa wyglądali jakby mieli zaraz wyzionąć ducha. W niewiele lepszym stanie był Kasimir, który wciąż twardo trzymał się na nogach, lecz jego obłąkane spojrzenie błądziło po okolicy jakby szukał kolejnego wroga. Z racji rozległych poparzeń, które zdobiły jego twarz i resztę ciała, na pierwszy rzut oka trudno było go rozpoznać.
Wilhelm leżał w bezruchu otoczony przez ocalałe kobiety. Z boku głowy wypływała strumieniem krew, która szybko zasychała. Rana, choć poważnie wyglądająca, prawdopodobnie sama się zagoi, lecz nikt nie miał pewności w jakim stanie będzie chłopak, gdy się w końcu przebudzi.
Na widok ocalałych z pogromu w Krausnick chłopów, niewiasty popędziły w ich stronę, rzucając się w ramiona każdego z nich. Kristien biegła od twarzy do twarzy, pytając o Magnusa, lecz każdy milczał. Na końcu podeszła do Alberta i zapytała go o swego ojca, a ten jedynie spuścił głowę i minął ją tak jak reszta. Nie znał słów, którymi mógł załagodzić jej ból, a wiedział, że młoda kobieta sama się domyśli znaczenia tego gestu. Bał się, iż słowa, które wypowie jeszcze bardziej jej zaszkodzą, więc wolał nic nie mówić.

Pod dziewczyną samoczynnie ugięły się kolana, gdy zrozumiała co się stało z jej ojcem. Klęcząc przed piaszczystą ścianą, głośno szlochała, bijąc piąstką w zroszoną krwią ziemię. Trwało to przez dłuższą chwilę i widok ten sprawił, że wioskowi mężczyźni przyglądali się jej z bezradnością, nie będąc pewien jakich użyć słów, aby ją pocieszyć. W końcu zmęczona lamentem przechyliła się i upadła bokiem w piach, a jej kruczoczarne włosy przesłoniły napuchniętą od łez twarz.

 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline