Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-04-2016, 22:57   #161
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Nerwowa atmosfera oczekiwania po wejściu Dziadka Rybaka do jaskini była okropna. Katarina czuła, jak serce jej powoli zwalnia próbując się dostosować do wszechogarniającej ciszy przerywanej jedynie szumem wiatru. Nawet ptaki odleciały czując zbliżającą się katastrofę. Aż włos się na karku jeżył.

Katarina nie ufała kartom Pyotra. Niby często jej wróżył, ale co jej z tego, kiedy teraz sprawa tyczyła się życia i śmierci? Czy on sam tego nie wiedział? Czy jego umysł się przepalił przez te jego ziółka czy ki grzyb? Może należało mu o tym powiedzieć jak wyjdzie wreszcie z tej ciemnej groty.

Stała obok Klausa i kątem oka czasami go obserwowała. Trzymał łuk pewnie - tak jakby był on jego jedynym przyjacielem. Jego postawa strzelecka należała do tych, którymi by się nawet ungolski strzelec nie powstydził. Jego spojrzenie wykazywało chłodne skupienie. Wyglądało to tak, jakby brał udział w polowaniach od bardzo dawna, też tak, jakby codziennie zmagał się z trudami życia, tak jakby codziennie walczył o przetrwanie. Nie było kłamstwem, iż w jakiś sposób zaimponował dziewczynie. Nawet próbowała go naśladować, ale prawdopodobnie wyglądało to komicznie. Potrząsnęła głową i spojrzała na jaskinię dokładnie w tym momencie, kiedy wybiegał z niej wielki wilk.

- Oho, o wilku mowa - jej słowa, trochę wyrwane z kontekstu, mogły sprawiać wrażenie beztroskich, być może lekceważących, ale drżenie głosu zdradzające zdenerwowanie mogło wskazywać na to, iż próbowała się nimi sama uspokoić.

Dwie strzały, które wypuściła, bezskutecznie poszybowały w krzaki nad głowami pozostałych wioskowych. Zaklęła po kislevsku pod nosem krzywiąc się z powodu swojego języka i już zaczęła nakładać trzeci pocisk na cięciwę, kiedy to usłyszała krzyk Magnusa... i ujrzała jego rozszarpaną nogę oraz chlustającą z kikuta krew.

Wybiegła z krzaków odrzucając łuk na bok. Skupiła się na swojej wewnętrznej energii i okalających ją wiatrach magii. Chciała uniknąć korzystania z plugawej energii Tzeentcha, ale nie mogła już więcej na to bezskutecznie patrzeć. Nie kiedy pazury bestii prawie zagłębiły się w klatkę piersiową Adara.

Oczy dziewczyny zalśniły mroźnoniebieskim blaskiem i wypowiedziała tajemną formułę powodującą oziębianie się temperatury wokół niej. Z zebranej w jedno miejsce zawartej w powietrzu wilgoci utworzył się ostry niczym doskonały miecz sopel lodu. Z zawrotną prędkością wystrzelił on w stronę wilka. Z paskudnym chrupotem wbił się on prosto w jego czaszkę uśmiercając potwora na miejscu.

Katarina wciąż była pod wrażeniem tego, co zrobiła, ale nie miało to znaczenia. Adar potrzebował jej pomocy, więc szybko do niego podbiegła i delikatnie położyła dłoń na jego ramieniu.
- Nie martw się, to nie będzie bola... - przerwała nagle i zaczęła się cofać z niewyjaśnionych z perspektywy osób trzecich przyczyn. Jej oczy były szeroko otwarte z przerażenia.
Ujrzała horror. Setki, tysiące, miliony wisielców na trzeszczących gałęziach, rzekę krwi obmywającą z paskudnym bulgotem jej stopy, przyjaciół powoli przemieniających się w bestie wszelkiego rodzaju. Czuła paskudny smród krwi oraz rozkładu. Nie potrafiła się ruszyć w swych majakach. Chciała przynajmniej zobaczyć co jest za jej plecami, ale nagle jej głowa wręcz wykręciła się z bólu, kiedy to miała wrażenie, jakby ten sam sopel lodu wbił się prosto w jej głowę. Zdołała jedynie jęknąć i straciła przytomność.

Ostatni obraz, jaki ujrzała swymi oczyma, był bardzo zamglony i ciemny z powodu zbierających się cieni. Zagościła temu krótka i smutna myśl.
~ A więc to tak zginę.
 
Flamedancer jest offline  
Stary 26-04-2016, 14:10   #162
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Walka rozgorzała na dobre i trzeba było przyznać bestii że była silniejsza niż Klaus się spodziewał. Nic dziwnego że siała taki pogrom w okolicy. Jeden czy dwóch traperów nie miało z nią szans, nawet cała grupa zbrojnych z trudem ją pokonała – nie obchodząc się jednak bez strat.

Z trzech strzał Klausa które posłał do celu dwie trafiły, całkiem nieźle ale to Schultz i Katarina zrobili zdaje się najwięcej w tej walce, choć jak było widać Kislevska wiedźma zapłaciła swoją cenę za użycie magii.

Klaus stał po walce nieco osłupiały nie mogąc uwierzyć że to już koniec Magnusa. Tego rosłego i silnego drwala, który jeszcze nie tak dawno razem z Klausem szedł na czele pochodu. Dwoje łowców którzy do nich dołączyli nie było wartych życia Magnusa. Nie dało się już jednak nic z tym zrobić , pozostało pochować towarzysza i spróbować dokończyć misję, nim wszyscy zginą w tym przeklętym lesie...

Wolał upewnić się że bestia pozostanie martwa. W tym dziwnym miejscu nie zdziwiłby się gdyby ożyła. Chwycił topór Magnusa i oddając mu tym samym jakby ostatnią posługę odrąbał głowę bestii.

Chwile później ruszył w kierunku Kislevitki by sprawdzić czy dycha i ewentualnie podłożyć jej coś pod głowę i nakryć kocem. Nie wiedział jak jej można by jeszcze pomóc , ale dobre było i to. Tak przynajmniej myślał, spoglądając to na nią to na zwłoki Magnusa. Liczył że dziewczyna sama dojdzie do siebie podczas gdy Klaus z innymi chętnymi przyszykują jakiś grób dla drwala.
 
Eliasz jest offline  
Stary 26-04-2016, 15:20   #163
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Strzał... i bestia nawet nie zareagowała na kulę, która wbiła się w jej ciało. Kolejna, również celna, tak samo nie zrobiła na niej wrażenia, podobnie jak i strzały i bełty, którymi została obsypana.
Czyżby dlatego, że miała inne zainteresowania?

Odwaga Magnusa była godna pochwały, czy jednak to poświęcenie było konieczne? Czy gdyby tamten zachował się inaczej, przebieg walki byłby inny?
Nie było co snuć rozważań - co się stało, to się stało. Czary rzucone przez Katarinę i strzała Schultza załatwiły Bestię, niestety - dla biednego drwala było za późno na ratunek. Cud jedynie mógłby go wyrwać z objęć śmierci, a cuda były daleko poza zasięgiem Ernsta.

Gdy bestia wreszcie padła, a topór Klausa pozbawił ją głowy, Ernst podszedł do cielska. Co prawda bestia nie padła z jego ręki, ale Ernst miał zamiar zabrać kilka dowodów na to, że potwór nie żyje. Odciął uszy, wybił górne kły, odrąbał pazury.
Część trofeów powinna trafić do tych, którzy najbardziej się przyłożyli do ubicia potwora, ale parę zamierzał zostawić dla siebie. Zadanie zostało wykonane, a sposób tego wykonania był nieważny.

- Zamierzacie go pochować? - zwrócił się do pozostałych, gdy się okazało, że Magnus nie żyje.
 
Kerm jest offline  
Stary 26-04-2016, 23:18   #164
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Odwrócił się gwałtownie, gdy z jaskini dobiegł ryk. Po chwili w dół zbocza turlało się ciało Pyotra, który uparł się włazić do leża bestii. Najwyraźniej przeczucie, że jaskinia jest pusta okazało się mylne.


Jednym długim susem stwór znalazł się pomiędzy nim, a oszołomionym upadkiem starcem. Nie było czasu na myślenie - za kilka chwil mężczyzna zginie rozszarpany okazałymi szponami bestii. Ignorując ból rannej nogi na wpół idąc, na wpół biegnąc znalazł się tuż za masywną sylwetką tego czegoś, czego z pewnością nie można byłoby nazwać wilkiem. Wzniósł zweihander w górę i miał już z całej siły ciąć z góry na dół, gdy uwagę bestii zwróciły świszczące wokół pociski.

Wielka paszcza najeżona długimi i ostrymi zębami znalazła się nagle tuż pod ramieniem drwala uniemożliwiając mu zadanie ciosu. Gdyby był w pełni sił mógłby próbować odskoczyć, ale w obecnym stanie był na to po prostu zbyt wolny. Poczuł szarpnięcie i wszystko wokół zawirowało. Niebo zamieniło się miejscami z ziemią, a ta oddaliła się od niego by po chwili wrócić, gdy upadł dobre kilkanaście kroków od miejsca w którym stał przed chwilą. Uderzenie wybiło mu resztki powietrza z płuc i chyba oszołomiło, gdyż wszystko wokół było rozmazane, a dźwięki przytłumione i zmieszane ze sobą tak, że trudno było je rozróżnić.

Muzyka

Czuł się piekielnie zmęczony i obolały. Wyprawa w głąb Lasu Cieni zmęczyła go okrutnie mimo tego, że nie należał do ułomków. Miał ochotę zostać tam, gdzie leżał i odpocząć chwilę. Po prostu zamknąć oczy i zebrać siły na dalszą drogę.

Zamknął ciążące powieki, a gdy je z trudem otworzył ponownie przeraził się, że oślepł. Wszystko wokół spowite było w czerni. W uszach słyszał tętniącą krew, a to oznaczało, że wciąż...
"Może to od upadku... musiałem walnąć mocniej, niż sądziłem... wzrok... wróci... tylko muszę odpocząć..."


Zacisnął powieki i otworzył je na nowo. Gdzieś przed sobą dostrzegł znajome twarze. Kristen i Elsa nie mówiły nic, tylko spoglądały na niego smutnymi oczami. Chciał im powiedzieć, żeby się nie martwiły, że tylko odpocznie chwilę i zaraz ruszy dalej, że odnajdzie i uratuje z łap zwierzoludzi, ale z jego otwartych ust nie wydobył się żaden dźwięk. Mógł tylko patrzeć, jak twarze przybranych córek oddalają się od niego, by rozpłynąć się w mroku. A może to była mgła? Tak z pewnością to była mgła...


Znowu mrugnął, ale tym razem powieki go nie posłuchały i pozostały zamknięte. Mimo tego widział, chociaż nie to, czego mógł się spodziewać. Zniknęła gdzieś bestia, jaskinia, towarzysze a nawet cały Las Cieni. Wszędzie wokół otaczały go łany dojrzałych zbóż złocących się w popołudniowym słoncu. Jedyna droga, niewiele szersza niż to potrzebne, aby przejechał zaprzężony w woły wóz, wiła się pomiędzy łagodnymi pagórkami i ginęła gdzieś dalej.

W jednej chwili zdał sobie sprawę dokąd prowadzi ta droga...

"Sokh..."

Zniszczone przez wojenną pożogę i będące grobem dla jego rodziny. Wspaniałej żony, Hildy, Matthiasa i Otta oraz złotowłosej Gertrud. Całej czwórki zabitej w czasie, gdy służył w elektorskiej armii.


W momencie, w którym wspomniał swoich najbliższych dostrzegł dwie postacie na końcu drogi. Wyglądały jakby czekały na niego - chłopiec wypatrywał przybysza osłaniając oczy przed słońcem zupełnie jak...

"Matthias!"

"Czy to możliwe?! Przecież... To naprawdę on! A obok niego stoi..." - tej sylwetki nie mógł pomylić z żadną inną. Pięknej żony zazdrościli mu wszyscy sąsiedzi.
"Hilda!" - serce niemal wyrwało mu się z piersi. Widok ukochanej kobiety sprawił, że pognał do przodu, jakby znowu miał ze dwadzieścia lat.

Jakby pod wielkim dębem maczuga minotaura nie pogruchotała mu żeber...
Jakby kolce kolczastej rośliny nie podziurawiły mu nogi...
Jakby nie rozszarpała go wilkopodobna bestia...

Kobieta, z którą spędził najlepsze lata swojego życia uśmiechnęła się do niego tak, jak tylko ona potrafiła. Magnus odwzajemnił uśmiech.


Okaleczone ciało middenlandzkiego drwala drgnęło w ostatnim spazmie i zamarło bez ruchu. Zroszona krwią twarz wydawała się dziwnie spokojna, jakby Hoff zasnął na chwilę i po krótkiej drzemce miał wstać, a zaraz potem pójść dalej jak dotąd.

Na stężałym obliczu Magnusa pojawił się cień uśmiechu, rzecz raczej niespotykana za życia tego ponurego zwykle mężczyzny.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...

Ostatnio edytowane przez Gob1in : 27-04-2016 o 09:29. Powód: Kosmetyka :)
Gob1in jest offline  
Stary 28-04-2016, 21:09   #165
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Adar, Katarina, MG, Pyotr Koldun


Kurz jeszcze nie opadł, kiedy Pyotr, chyba tylko siłą woli zdołał podnieść swe starcze ciało do kolejnego wysiłku. Zataczając się i potykając biegł byle z dala od potwora, by wreszcie paść i zwinąć się w spazmatycznych atakach kaszlu. Nie widział rozgrywającego się niedaleko dramatu. Dopiero po jakimś czasie obejrzał się na miejsce, gdzie stoczyła się walka. Dopiero po jakimś czasie, zdołał zmusić swe stare, obolałe ciało by podejść bliżej.


Twarz zbliżającego się Dziadka Rybaka była zdjęta trwogą. Widok ciała Magnusa zabolał go niesłychanie. Jeśli w takich sprawach można miarkować ból, to chyba tylko zmasakrowane ciało Natalyi przysporzyło mu więcej goryczy. Magnus był jednym z tych, którzy pamiętali go, gdy nie był jeszcze najstarszy w Krausnick, lecz to na leżącą nieprzytomnie Katarinę patrzył w osłupieniu. Już z daleka Pyotr nieomal sam dostrzegał rozgrywający się koszmar w chaotycznie rozbieganych oczach dziewczyny.

- Odsuń się! – śpiesząc ku Kisleviance wykrztusił do Adara, a sam przyklęknął przy przyszłej Lodowej Damie. Już wiedział co się wydarzyło. Pyotr odchylił jej głowę i wyciągnął spod niej łachmany, które podłożył Klaus. Czoło miała niepokojąco rozpalone, wciąż postępującą gorączką. Uniósł jej powiekę, po czym chwilę wpatrywał się w nieobecne, oszalałe spojrzenie.

Klęczący chwilę wcześniej przed pozbawionym iskier życia ciałem Magnusa, Schulz wstał i ruszył przez pole bitwy w stronę nieprzytomnej czarodziejki. Wokół niej kotłowało się od osób, próbowali jej pomóc, choć nie wiedzieli co się z nią stało. Jako, że za wszystkim stała magia, niektórzy chłopi bali się kobiety nawet dotknąć z obawy przed klątwą czy innym nieoczekiwanym wypadkiem.
W połowie drogi, do Schulza podszedł Dieter, na twarzy którego malowało się zakłopotanie i poczucie winy. Chciał coś powiedzieć, w jakiś sposób przeprosić starca za śmierć jego przyjaciela, lecz Albert przerwał mu, tłumacząc, że Magnus wiedział na co się pisze i znał ryzyko. Podobnie jak każdy inny uczestnik wyprawy. Spojrzawszy po raz ostatni w stronę martwego towarzysza, przeżegnał się na znak Sigmara i rozsunął otaczających Katarinę chłopów na bok.
- Co z nią? - Zapytał z obawą Dziadka Rybaka.

- Co z nią, co z nią… To co musiało się w końcu stać! Dajcie mi moją torbę. Jeno szybko!

Emerytowany żołnierz rozejrzał się po polanie, po czym podrapał się po głowie.
- Obawiam się, że mogłeś ją zgubić w trakcie ucieczki. Adar, chłopcze, zasuwaj do jaskini i tylko się nie ociągaj!

Szarak dyszał ciężko, w dłoni wciąż dzierżąc - teraz zrażony czerwoną posoką - miecz. Tarcza sługi była z kolei ozdobiona głębokimi zadrapaniami - pamiątka po straszliwych pazurach bestii. Nadal żył. Wciąż nie mógł w swoją brawurową szarżę.
- Co? - zapytał rozkojarzony, dopiero teraz skupiając się na pozostałych. - Jaskini? - dopytywał, spoglądając na skalne wejście skryte mrokiem. A potem sobie przypomniał, że widział, jak Magnus umiera, a Katarina pada nieprzytomna. Adar stał przez chwilę w totalnym bezruchu. Zaraz się jednak zerwał, wszak wszystko było lepsze od bezczynności.
- Robi się! - odparł ochoczo i żwawo, dopingowany troską o lodową czarownicę, rzucił się biegiem w stronę jaskini.

Wchodząc do jaskini, Adar zobaczył zaschnięte ślady krwi ofiar wilkopodobnej bestii, a także znajdujące się przy ścinach czaszki, które wcześniej nie zauważył Dziadek Rybak, gdyż z pewnej odległości wyglądały jak wystające kamienie. W połowie drogi znalazł leżącą na ziemi torbę, którą podniósł. Chciał już wracać, ale zobaczył przed sobą rozgałęzienie i stanął na chwilę zastanawiając się czy pójść dalej. Przełknął głośno ślinę, gdyż wygrała ciekawość i ruszył korytarzem w prawo.
Idąc przez dobre kilkadziesiąt metrów, oświetlając sobie drogę pochodnią, Adar poczuł po pewnym czasie okropny smród zgnilizny. Wyobraźnia nasunęła mu kilka obrzydliwych obrazów, lecz mimo to nie był przygotowany na to co zaraz ujrzy. Po pewnym czasie korytarz rozszerzył się gwałtownie i młodzieniec wkroczył do podziemnej komnaty, na środku której znajdowały się stosy ciał. Byli to mieszkańcy okolicznych wiosek, zabici przed bestię z piekła rodem, lecz nie pożarci, tak jakby ta istota nie zabijała z głodu, lecz dla sportu. Porozrywane na strzępy ciała piętrzyły się w jednej stercie, gnijąc. Odór był tak silny, że Adar musiał zasłonić sobie dłonią usta i nos, aby nie zwymiotować. Chciał już uciekać z tego miejsca, lecz kątem oka dostrzegł jakiś błysk, który na nowo pobudził jego ciekawość. Ze sterty ciał wystawał kunsztownie wykonany miecz, który z pewnością należał do jakiegoś wyjątkowo bogatego awanturnika lub szlachcica, bowiem jego rękojeść przyozdobiona była złotem, a ostrze broni naznaczone było runami, które wydawały się błyszczeć własnym, słabym światłem. Chwycił za broń i natychmiast wybiegł z tego miejsca, chcąc jak najszybciej zapomnieć o tym co tu zobaczył.


Kiedy Adar wrócił z jaskini, niewiele zmieniło się w sprawie Katariny. Wciąż trawiła ją gorączka, którą Pyotr starał się choć trochę zwalczyć, co chwila nawilżając czoło wilgotnymi okładami, a jej gałki oczne co chwila ruszały się pod powiekami niespokojnie.
- Bogowie... mówiłżem, mówiłżem... Gdzie on do diaska jest? - Dziadek Rybak, podwinął rękawy obserwując, jak na zawołanie, właśnie nadbiegającego chłopaka.

Szarak podbiegł do zebranych przy nieprzytomnej dziewczynie, nadal dysząc. Tym razem nie przez walkę. Adar przymknął na moment powieki, próbując zapomnieć obrazy zobaczone w jaskini.
- Proszę! - powiedział i wręczył starcowi jego torbę. - Czy… czy ona wróci do zdrowia? - zapytał stroskany, przestępując z nogi na nogę. Wszyscy w pobliżu mogli zobaczyć, że po wyjściu z jaskini w jego ręku pojawiło się inne ostrze.

Pyotr Koldun, nie odpowiedział Szarakowi, jakby zupełnie niedosłyszał pytania, pospiesznie zabrał swoją torbę, przelotnie tylko spoglądając na pozłacany miecz i wysypał zawartość. Wśród różnych zwyczajnych rzeczy były tam i takie niewiadomego przeznaczenia, czy pochodzenia, lecz to ziół szukał, a konkretnie niewielkich czarnych jagód, nieco różniących się między sobą rozmiarami. Zgniótł pięć, dokładnie wybranych owoców w dłoni i wsadził je do ust Katariny.

- Skąd to masz? - Zapytał się Adara sędziwy żołnierz, wskazując dłonią miecz, który wydobył z jaskini. Zauważył wystającą z pochwy klingę i błyszczące runy.
- Ta broń chyba nie jest dziełem ludzkich rąk, choć być może dla nich była ona przeznaczona - powiedział z powagą w głosie.

Szarak zaczepiony przez Schulza, uniósł broń wyżej i sam przyjrzał mu się nieco speszony. Chyba nie powinien okradać zmarłych. Ale… nie mógł się powstrzymać. To był miecz jak z opowieści, których swego czasu się nasłuchał. Jak mógł po niego nie sięgnąć?
- J-ja… Znalazłem go. Tam, w jaskini - zaczął niepewnie. Nie wiedział, czy powinien się przyznać do czynu. - Tam było mnóstwo… zmarłych. Ja naprawdę nie chciałem. M-mogę go odnieść.

- Zabierzcie ich stąd - Dziadek Rybak przerwał tę nic nie znaczącą teraz rozmowę, nieco ściszonym głosem. Kiedy to mówił, spojrzał przelotnie, acz znacząco w kierunku Severusa, Ernsta i Dietera - Niech zajmą się pochówkiem Magnusa

Adar jeszcze raz upewnił się, że Schulz nic od niego nie chce i oddalił się, zachęcając pozostałych, by pomogli mu przenieść ciało martwego drwala. Kuchcik jeszcze przez ramię spojrzał, by dostrzec, jak Dziadek Rybak bierze się za udzielanie pomocy nieprzytomnej. Szarak tylko przygryzł wargę i odwrócił wzrok.

Kiedy niepotrzebne pary oczu, oddaliły się, Dziadek Rybak również zjadł kilka ciemnych jagód i wyciągnął dłoń ku twarzy Katariny, przykładając ją na jej rozpalonym czole, drugą dłoń osadził na własnej głowie i długo tak siedział szepcąc coś w języku Kislevu.


Nagle dłoń starca, spoczywająca na czole dziewczyny rozjaśniała od spodu nikłym światłem, a jej grzbiet naznaczyły chaotyczne jasne linie. Światło to zniknęło równie szybko jak się pojawiło. Stało się to tak szybko, że przypadkowi widzowie nie mieli pewności czy w ogóle coś takiego miało miejsce. Faktem jednak było to, że choć Katarina nie odzyskała jeszcze przytomności, jej oczy uspokoiły się, jakby z koszmaru znalazła się w bezpiecznym śnie. Z nozdrza Dziadka Rybaka popłynęła nikła strużka krwi, a po chwili padł bez przytomności obok Katariny.

Chwilę później Kislevitka drgnęła wracając do życia i szybko stanęła na równe nogi oddychając ciężko. Z jej czoła spłynęła kropla potu. Nie dostrzegając żadnych mar z poprzedniej wizji zatrzymała swój wzrok na stojącym w oddali Adarze. Zdążyła zrobić w jego stronę jeden krok, po czym padła na ziemię z powodu osłabienia spowodowanego gorączką. Dokonała sporych zniszczeń w ciele dziewczyny, ale być może równie szybko się zregenerują. Magia była nieobliczalna.
Ostatecznie podniosła się do pozycji siedzącej i zaczęła spoglądać gdzieś w dal przed siebie nie mogąc z siebie wykrztusić ani słowa.
 
Rewik jest offline  
Stary 29-04-2016, 13:52   #166
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Reszta drogi przebiegła w spokoju, choć stawiane kroki były ciche, a uważne spojrzenia najemników obserwowały otaczający ich las. Nie byli pewni czego jeszcze mogą spodziewać się mokradłach oraz jakie niebezpieczeństwa mogą na nich tutaj czyhać. Lepkie błoto ciążyło na obuwiu, spowalniając i utrudniając dalszy marsz. Lexa starała się nie patrzeć na towarzyszy, a obserwować to, co dzieje się wokół, aby móc jak najszybciej dobyć broni i nie dać się zaskoczyć przeciwnikowi.

Długa podróż mijała w milczeniu. Po wyjściu z bagien każdy strzepał grubą warstwę błota i brudu, jakie osadziły się na podeszwach. Po ponownym nałożeniu obuwia, kroki zdawały się być o wiele lżejsze i marsz zaczął nabierać przyzwoitego tempa. Norsmanka czasami zastanawiała się, czy druga grupa w ogóle zdążyła przeżyć, gdyż ich zdolności bojowe były nadwyraz znikome i dało się to stwierdzić na pierwszy rzut oka, bez zbędnej analizy. Z drugiej strony, nie powinna oczekiwać od nich nie wiadomo jakiej waleczności - ludzie z Imperium bardzo różnili się od osób wywodzących się z Norskiej części świata, byli większymi chuchrami i tchórzami, a mężczyźni nie posiadali ani grama honoru.

Lexa uśmiechnęła się kpiąco pod nosem, jednak nic nie mówiła. Prócz paru słów wypowiedzianych w języku norskim, nie chciała zanurzać się w potoku słów, jak to mieli Imperialiści. Paplać bez sensu, bo im się w podróży nudzi, a zamiast tego po prostu mogliby wytężyć wzrok i słuch. Pierwsza przeszkoda długo czekała na podróżników, a co zdziwiło blondynkę, odważnym ochotnikiem w celu jej pokonania okazał się Wilhelm. Lexa skrzywiła się, dała kilka kroków w tył odsuwając się od wysokiego "muru" i zakładając ręce krzyżem na piersiach przyglądała się akrobacjom Aktora. Nawet gdyby robił to z gracją i wyrafinowaniem i tak wzbudziłoby to w niej minimalny śmiech - prawdopodobnie przez osobę tego dokonującą, a nie sam czyn. Ubaw minął tuż po tym, jak z góry zaczęły zeskakiwać pomioty chaosu, gotowe nie tyle do walki, ale by raz na zawsze zakończyć żywot najemników, którzy stawiali im od samego początku największy opór. Lexa błyskawicznie dobyła toporów i z okrzykiem bojowym rzuciła się na pierwszego przeciwnika, nie zważając na ich wielkość, siłę czy pozycje w grupie. Była gotowa rozwalić łeb każdemu.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 01-05-2016, 14:01   #167
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Potwór. Severus widział nie raz, nie dwa potwory. Jednak ta bestia była inna. Większa, potężniejsza i szybsza. Piękna. Jednym słowem, piękna. Zabójcze piękno, które pędziło im na spotkanie. Niebieskie oczy akolity spoglądały ze strachem, podziwem i przerażeniem na to pędzące monstrum. Idealny zabójca. Kierujący się instynktem

Gdy bestia otworzyła paszczę, ukazała szereg ostrych i długich zębów. Pazury, których ostrza przypominały długie sztylety. Zabójcza perfekcja. Pędząca ku nim. Chcąca zasmakować ludzkiego mięsa. Dłoń Sigmarity zadrżała z przerażeniea. Tak to mogło wyglądać, bowiem stopy Severusa zdawały się zespolić z ziemią. Usta lekko otworzyły się, a oczy rozszerzyły. On sam stał jak zamurowany.

Nim zdołał pierdnąć, czy wziąć głębszy oddech Magnus Hoff leżał już martwy. Potężny woj, którego siła ducha imponowała skrycie Severusowi, nie stanowił żadnej przeszkody. Szybka śmierć. Godna wojownika. Niech Sigmar ma go w swojej opiece. Krew zaczynała użyźniać kolejną glebę. Taki miał być koniec, tych co z imieniem Sigmara na ustach, szukają sprawiedliwości. Ci co w jego służbie idą niosąc prawdę i wiarę. Ci, którzy postawili swe życie na szali, by sprzeciwić się temu co plugawe i nikczemne. Taki miał być koniec, jego? Akolity Sigmara. Nie mogło być.

***

A potem poczuł to. Skupienie magii. Nie potężne. Lekkie. Niczym muśnięcie piórkiem, które uderzyło w bestię. Muśnięcie? Nie!! To było o wiele więcej. Bogowie najwidoczniej sprzyjali Katarinie, i uderzenie okazało się zabójcze. Sopel lodu po prostu przeszedł przez mózg bestii, niczym miecz tnie papier, i uśmiercił go. Idealne trafienie. Zimny powiew powietrza Severus wyczuł swoimi zmysłami. Zaśmiał się prawie szaleńczo. Prawie.

Dziewczyna jednak zachłysnęła się mocą najwidoczniej i postanowiła pomóc Magnusowi. Błąd. Potworny błąd. Moc w jej rękach eksplodowała praktycznie. Ostatkiem sił udało się jej opanować ją, lecz i tak musiała ponieść konsekwencje. Magia. Ta nie kontrolowana. Ta nie ujarzmiona. Ciche jękniecie i upadające na ziemię ciało powiedziało Severusowi wszystko. Brak kontroli. Zbytnie zadufanie we własne możliwości i efekt tego leżał tuż przed nim.

Eter. Jakże zwodniczy i niebezpieczny. Ci, którzy okazywali się za słabi, eter wypalał ciało, umysł i duszę. Pogrążeni w szaleństwie umierali powoli. Nie da się oszukać natury. A Ten-Który-Zmienia-Drogi tylko czeka, na tych co nie umieją oprzeć się podszeptom. Oj czeka. Wielki Konspirator obserwuje świat. Widzi i dostrzega to wszystko czego, maluczcy i śmiertelni nie dostrzegają. Moc. Pragnienie mocy. Tak wielu ją pożąda. Dążenie do niej. Ścieżka. Trzeba wybrać właściwą ścieżkę. A tak nie wielu może ją mieć. A tylko jedna droga jest właściwa, choć i tak mrok upomni się o swoje. W cieniu, w mroku czyhają na nieuważnych potwory. Choć pochodzą z nie z tego świata, mogą przybierać materialne formy. Czekają tylko by wyciągnąć ku nieostrożnym swoje macki. Severus wiedział o tym aż za dobrze, i wiedział też...gdzie należy szukać siły, by nie dać się wciągnąć.


***
Gdy było po wszystkim uklęknął koło ciała Magnusa i zamknął mu oczy. Złożył pierw modlitwę, którą nauczył go przeor. Mówił po cichu. Oddając mu hołd. Magnus był twardym człowiekiem, Starych zwyczajów i zasad. Honorowy. Umarł jak prawdziwy mężczyzna. Następnie poprosił o jego miecz oburęczny. Zweihander powinien znaleźć się w jego dłoniach. Tak umierają wielcy wojownicy. Z bronią w ręku.

Na końcu Severus zwrócił swój wzrok ku Katarinie. Chciał coś powiedzieć, ale powstrzymał się. Widział jak dochodzi do siebie. To dobrze. Jeszcze nie jest za późno, jednak trzeba będzie mieć baczenie na nią. Dziewczyna stąpała po cienkiej ścieżce. Tak samo jak Pyotr. Oboje nie wiedzieli z czym się mierzą.
Cierpliwość. Nigdy nie była jego cnotą, ale tym razem nie miał wyboru. Musiał czekać na odpowiedni moment. Gdy nadejdzie karty zostaną odkryte. Tak jak przewidział to wcześniej. Tak jak mówiono.
Kielich. On skupiał ich wszystkich. On miał znaczenie. Ludzie, może i byli ważni ale byli mniej ważni od tej relikwii. Nikt z obecnych tutaj nie wiedział i nie zdawał sobie sprawy do czego ona może posłużyć. Powinna znaleźć się w odpowiednich rękach. Takich, które odpowiednio wykorzystają jej moc.

Marta nadal przerażona chowała się za pazuchą Severusa. Nie wystawiała już swego ciekawskiego pyszczka. Wiedziała kiedy siedzieć cicho i nie rzucać się w oczy.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 03-05-2016, 18:57   #168
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Polana przed jaskinią, Las Cieni
8 Kaldezeit, 2526 K.I.
Świt


Czerwone niczym piekielny ogień ślepia bestii zwęziły się na widok podnoszącej się z ziemi ofiary. Starzec wyprostował się, stękając przy tym z bólu, który wywołał jego akrobatyczny popis. Otrzepał stare łachmany z błota i piachu, po czym spojrzał wprost na wilkopodobnego stwora, który najwyraźniej zdołał go nie tylko dogonić, ale także przechytrzyć i odciąć jedyną możliwą drogę ucieczki. Widok wynaturzenia Chaosu stojącego ledwie kilka metrów przed nim sprawił, że starzec niemalże natychmiast pobladł i cofnął się o kilka kroków, potykając się o wystający korzeń. Nie spodziewał się ujrzeć koszmaru z jaskini w świetle słonecznym; Pyotr z początku sądził, iż bestia jest wilkołakiem lub innym stworzeniem nocy, co by zresztą tłumaczyło napaści o zmroku oraz wróżby z kart, które na przekór innym znakom, mówiły mu, że nie powinien obawiać się zagrożenia. Mylił się jednak, a jego błąd mógł go słono kosztować.
Monstrum zbliżało się powoli, na ugiętych łapach, wydając z siebie cichy pomruk, który był obietnicą szybkiej i bolesnej śmierci. Wargi uniosły się do góry, odsłaniając szereg kłów, których krawędzie były ostre niczym ostrza sztyletów, a długie na kilka centymetrów pazury zostawiały w podmokłej ziemi wyraźny ślad, identyczny z tym za którym podążali przez gęstwiny. W oczach bestii czaiła się żądza mordu i nie było to normalne zachowanie dla dzikiego zwierza - ta istota zabijała dla samego zabijania; dla ciepłej krwi tryskającej z ciał rozrywanych na strzępy ofiar; dla sportu.
Dziadek Rybak zastygł w bezruchu, całkowicie sparaliżowany przez strach, który na dłuższą chwilę odebrał mu mowę. Zwierz również przystanął, zatrzymując się niecałe trzy metry przed bladym jak skrawek pergaminu starcem. Z tej odległości czuł na swojej twarzy gorące powietrze, które bestia wydmuchiwała z nozdrzy przy każdym wydechu jakby była jakimś piekielnym stworzeniem. Gdy szerzej otworzyła pysk, a jej niski pomruk przemienił się w głośne warczenie, Pyotr poczuł smród padliny, który przyprawił go o zawroty głowy. Pośród długich kłów dostrzegł wystające kawałki mięsa poprzednich ofiar i to szybko uzmysłowiło mu w jak bardzo śmiertelnym zagrożeniu się znajdował.
- Uciekaj! - Usłyszał znajomy głos dochodzący zza pleców. Uzbrojony w miecz i tarczę Albert Schulz nadbiegał z prawej strony gotów zaatakować bestię i odwrócić jej uwagę od starca. Z przeciwnej strony, po lewej flance, szarżował ze wzgórza Adar i choć z początku chłopak zawahał się widząc wilkopodobnego stwora, który był rozmiarów rosłego byka, to niemalże równie szybko wróciła mu odwaga na widok wioskowego znachora w niebezpieczeństwie. Zapomniał o strachu, zmierzył przeciwnika groźnym spojrzeniem i poprawił chwyt na broni. W dzieciństwie starzec karmił go opowieściami o bohaterach, którzy przywracali nadzieję upadającemu światu i w tamtej chwili liczył, że jego ofiara nie zostanie zapomniana, a on sam stanie się bohaterem jednej z nich.
Młodzieniec zeskoczył z półki skalnej i rzucił się biegiem w dół wzniesienia, niemalże potykając się o własne nogi. Po drodze widział jak emerytowany żołnierz atakuje bestię jako pierwszy, starając się odwrócić jej uwagę, lecz ta jednym silnym ciosem potężnych łap rzuciła go o pobliskie drzewo, pod którym zamroczony mężczyzna próbował podnieść się na nogi przez kilka kolejnych, dłużących się w nieskończoność sekund, a czas w tej walce działał wyjątkowo na ich niekorzyść. W tamtej chwili, gdy jako jedyny zbiegał ze wzgórza, Adar zrozumiał, że los Dziadka Rybaka leży w jego rękach, zacisnął więc mocniej zęby i przyśpieszył, pokonując w szybkim tempie ostatnie kilka kroków dzielących go od zwalistej bestii.
Stwór otworzył szeroko paszczę i sprężył mięśnie gotów rzucić się na bezbronnego starca, kiedy nagle spadł na niego niczym sokół z powietrza Adar, trafiając zaśniedziałym kawałkiem żelaza prosto w wilczy pysk. Bestia zarzuciła głową na boki, wyraźnie zamroczona i w tym samym momencie została zasypana gradem strzał i ołowiu. Ukryci w zaroślach strzelcy posłali w jej stronę salwę pocisków, zmuszając bestię do wycofania się w stronę jaskini, lecz jej taktyczny odwrót powstrzymał szaleńczo atakujący Magnus.
Zweihander przeciął powietrze ze świstem i zatopił się w odsłonięty bok monstrum, dotkliwie raniąc. Odgłos pękających kości od siły uderzenia i widok tryskającej krwi z otwartej rany zachęcił drwala do wykonania jeszcze jednego cięcia, lecz przeciwnik okazał się być znacznie szybszy. Nim Magnus zdążył zareagować i przygotować się na zbliżający się cios, bestia uderzyła w chwili, gdy uniósł swój oręż do ataku i pochwyciła zębami jego prawą nogę. Momentalnie poczuł jak ostre niczym sztylety kły wbijają się w udo, tnąc skórę i mięśnie. Krew z rozciętej aorty trysnęła obficie zalewając pysk potwora, przez co wpadł w jeszcze większy szał zabijania. Magnus został uniesiony w powietrze przez potężne szczęki, które szarpiąc żywiołowo zaczęły miotać nim na boki. Po upływie ledwie kilku uderzeń serca, organizm przestał wysyłać sygnały nerwowe do mózgu ofiary i dłuższą chwilę zajęło drwalowi odzyskanie świadomości. Kiedy na moment wróciły do niego zmysły, Magnus przebudził się w kałuży własnej krwi, a jego ciałem wstrząsnęły przedśmiertne drgawki. Gigantyczny stwór stał nad nim z jego własną nogą wystającą spomiędzy kłów, a w miejscu urwanej kończyny sterczał rozerwany przez zęby potwora kikut, z którego tryskał obfity strumień krwi, zalewając juchą najbliższe otoczenie i nadając tej scenie wyjątkowej groteski. Śmierć nadeszła bardzo szybko.

Widok rozrywanego na strzępy kompana natchnął pozostałych uczestników walki zupełnie tak jakby sam Ulryk zszedł z niebios i wstąpił między szeregi walczących. Schulz rzucił się na przeciwnika z morderczym okrzykiem na ustach i wraz z Adarem zasypali go burzą ostrzy. Miecze trafiały i zostawiały w skórze potwora głębokie rany, a w powietrzu zaroiło się od strzał i ołowianych kul, które przelatywały ze świstem nad głowami walczących. Nawet Katarina zdecydowała się wyjść z zarośli i wykorzystać swoją nadprzyrodzoną moc, miotając po polu bitwy rozpędzonymi przez wichry magii soplami lodu. Jeden z nich przeszył powietrze z mroźnym podmuchem i wbił się między oczy bestii, która szykowała się do skoku na kolejną ofiarę. Jej mięśnie zesztywniały, po czym nagle rozluźniły się i wilkopodobne wynaturzenie bezwładnie upadło na ziemię. Pokonane, ostatnimi konwulsyjnymi wstrząsami łap rozrzuciło na wszystkie strony otaczające błoto, które od hektolitrów wylanej krwi przybrało miedzianą barwę. Walka zakończyła się niemalże równie drastycznie jak się zaczęła i niektórzy chłopi wciąż ciężko dysząc, stali nad ciałem bestii jakby spodziewali się, że ta nagle ożyje i zaatakuje. Tak się jednak nie stało.


Wąwóz, Las Cieni
8 Kaldezeit, 2526 K.I.
Późne Popołudnie

Zepchnięci pod ścianę urwiska najemnicy nie mieli innego wyjścia jak stanąć do walki z przeważającą liczebnie hordą. Otaczały ich dziesiątki spragnionych krwi zwierzoludzi, którzy wydawali się mieć tą zasadzkę przygotowaną od dłuższego czasu - zdradziła ich niezwykła precyzja i szybkość z jaką działali. Atak był huraganowy i nim ludzie Lamberta zorientowali się, zostali odcięci od jedynej drogi ucieczki przez czteronożne centigory. Szybko zrozumieli, że tu będzie ich koniec, więc postanowili dać z siebie wszystko, walcząc do ostatniej kropli krwi.
- Wybiła nasza godzina, pokażmy więc, iż jesteśmy godzien przekroczyć bramy Morra z błogosławieństwem Młotodzierżcy. Ku chwale Sigmara! - Krzyknął kapłan bitewny na widok otaczających go mutantów, po czym ścisnął mocniej oburęczny młot i natarł na pierwsze z nędznych stworzeń, które dostało się w zasięg jego broni, zabijając je na miejscu.
Najemnicy, wraz ze swym przywódcą, uformowali krąg wokół kobiet z Krausnick. Z twarzy niewiast bardzo szybko zniknął strach, a zastąpiła go wola walki, która narastała z każdą chwilą spędzona w tyglu owładniętych żądzą zabijania bestii. Niczym zapędzone w róg dzikie zwierzęta, kobiety były gotów dać z siebie wszystko, dorównując najemnikom w waleczności. Chwyciły więc za kusze i celując znad barków wojowników, zaczęły strzelać w stronę zbliżających się wrogów, a po każdym wystrzale chowały się za plecami towarzyszy i ładowały bełty. Te które nie miały broni dystansowej, pomagały pozostałym kobietom podając im pociski i od czasu do czasu dźgając sztyletami każdego przeciwnika, który zbliżył się dostatecznie blisko. Widok bezbronnych niewiast był dla bestii niczym zaproszenie do uczty, więc siłą rzeczy musiały się odpędzać od nich dość często.
Wokół przyciśniętych do ściany najemników zakotłowało się od wrogów, którzy szybko zmienili taktykę na widok dobrze władającej orężem grupy zbrojnych i zamiast pchać się na ślepo pod miecze, postanowili atakować z doskoku i wycofywać się równie szybko. Na niewiele się to zdało, bowiem jedynie wydłużyło życie najemnikom, którzy w innym wypadku polegliby od jednej zmasowanej szarży. Ungory były jednak tchórzliwymi stworzeniami, a w dodatku niezbyt bystrymi, dlatego więc padali równie łatwo jak ich towarzysze w obozie zwiadowców - miażdżeni przez błogosławiony młot i rozczłonkowywani przez miecze i topory, które wydawały się tańczyć w harmonii z ciałem ich posiadaczy.
Dopiero gdy po odcięciu wszystkich możliwych dróg ucieczki zaczęły zbliżać się centigory oraz towarzyszące im gory, poganiając mięso armatnie do ataku, walka zaczęła toczyć się w coraz większym ścisku. Najemników zaczęły boleć ramiona od zabijania i po pewnym czasie wokół nich utworzył się istny kopiec, uformowany ze stygnących ciał rozczłonkowanych mutantów, lecz pomimo znacznych strat to wciąż zwierzoludzie mieli przewagę w tej dość jednostronnej walce.

Potężny cios zakończonego kolcami obucha otarł się o głowę Wilhelma, urywając mu ucho i zatopił się w prawym barku mężczyzny łamiąc go boleśnie. Były aktor cyrkowy nie zdążył nawet krzyknąć, albowiem siła uderzenia była tak potężna, że zamroczyło go i mimowolnie zatoczył się do tyłu, gdzie wpadł na kobiety, po czym stracił przytomność.
Lukę powstałą po upadku Wilhelma musiała wypełnić Lexa, której już wcześniej nie starczało rąk do zabijania. Przestała już celnie atakować, a jedynie starała się odpychać od siebie wrogów zamaszystymi ciosami, które rzadko kiedy trafiały, ale pozwalały jej trzymać dystans i tym samym wydłużały żywot blondwłosej wojowniczce. Po jej skroni spływał strumień potu, który mieszał się z krwią spływającą z nosa, lecz nie poświęcała temu większej uwagi - zmęczona walką nie była nawet w stanie odróżnić swojej krwi od krwi wrogów i prawdę mówiąc; w tamtej chwili było jej to wszystko obojętne.
Z biegiem czasu ciało norsmenki zaczęło przyozdabiać coraz więcej ran; kilka z ciosów rozerwały jej bok, lecz pomimo chwilowego zachwiania się, Lexa nie dała po sobie poznać jak bardzo jest ranna. W oczach jej wrogów była niczym walkiria, niepokonana, walcząca do ostatniej kropli krwi.
Tuż obok niej Kasimir walczył z największym bestigorem jakiego widziały ludzkie oczy. Zakuty w czarny jak heban pancerz był niezwykle doświadczonym wojownikiem, niespotykanie silnym, a jego ciosy były nadzwyczaj szybkie, czego raczej nie można było się spodziewać po tak sporym przeciwniku. W ręku dzierżył topór, którego grabarz z wielkim trudem zdołałby unieść oburącz, a w drugiej dłoni ściskał tarczę, która była rozmiarów pawęża.
Bestigor uderzał cios za ciosem, a potem chował się za swą tarczą, uniemożliwiając młodzieńcowi wykonać celny atak. Zważywszy, że wrogów wokół nich było jak mrowie, a do tego przeciwnik, z którym walczył był znacznie od niego większy i lepiej posługiwał się orężem, był to cud, że Kasimir zdołał przetrwać w starciu z hordą dłużej niż kilka uderzeń serca. Jednakże nawet w tak krótkim czasie zdołał posmakować gniewu wyznawców Khorne’a - uzbrojone we włócznie i piki ungory wytrąciły mu z rąk broń, a on sam próbując wyszarpnąć przeciwnikowi miecz, został dotkliwie zraniony w dłonie, lecz to było najmniejsze z jego zmartwień.


Demon walki opętał brata Lamberta, który w tamtej chwili był niczym posłaniec boga wojny, stworzony w jednym celu - by zabijać. Potężny młot wirował w powietrzu, siekąc wrogów ze wszystkich stron, którzy nie byli dostatecznie szybcy, aby zbliżyć się na wystarczającą do ataku odległość i w porę odskoczyć poza zasięg przerażającej broni. Kapłan bitewny tańczył ze swym wiernym orężem niczym derwisz, natchniony gniewem swego boga i nienawiścią do wrogów ludzkości, której nawet demony nie byłby w stanie odwzajemnić. Walka była dla niego najlepszą z modlitw zmówionych w imię Sigmara, a bój z pomiotem Chaosu największym z możliwych zaszczytów. Przelać krew ku pamięci przodków, dziesiątek pokoleń, które walczyły o każdy skrawek tej uświęconej ziemi - dla Lamberta była to tradycja, którą należało kultywować, będąca zarazem celem jego ascetycznego życia.
Musiało zginąć wielu centigorów, gorów i jeszcze więcej ungorów zanim Hieronim zaczął odczuwać brzemię zadanych mu ran. Wykonana z płyty zbroja, która okalała jego ciało była pogięta od uderzeń, a w kilku miejscach ziały sporych rozmiarów dziury, najpewniej będące sprawką nadziaka, czy innej broni służącej do przebijania pancerzy. Krew sączyła się z otwartych ran obficie, lecz kapłan bitewny nie poprzestawał na zabijaniu; był w transie niczym krasnoludzki zabójca na polu bitwy.
Oburęczny młot posyłał w powietrze przeciwników, którzy zbliżyli się dostatecznie blisko. Ciosy tej potężnej broni przetrącały karki, miażdżyły czaszki i kości wrogów jakby były wykonane z kruchego materiału. Bardzo szybko zyskał sobie szacunek zwierzoludzi, którzy obawiali się do niego podejść, widząc łatwość z jaką wysyłał ich pobratymców do wszystkich piekieł.
Natchniony żądzą zemsty Lambert oddalił się od swoich towarzyszy, kompletnie zapominając o ich obecności, a tam gdzie kroczył kapłan Sigmara, ziemię znaczyły pozbawione życia truchła jego wrogów. Szybko jednak został otoczony przez hordę mutantów; atakowany z każdej strony, pomimo ciężkich ran wciąż stawiał opór, mordując kolejnych przeciwników. Wszystko jednak wskazywało na to, że kapłan ulegnie sile wyznawców Mrocznych Potęg, a w ślad za nim pójdą najemnicy, którzy w tym samym czasie byli przyparci do ściany urwiska, za wszelką cenę starając się odpędzić od siebie wściekle atakujące bestie.

Gdy los ludzi wydawał się być przesądzony, wydarzyło się coś niespodziewanego, co z początku przeszło bez większej uwagi. Jeden z gorów padł martwy jakby trafiła go błyskawica, a z jego obojczyka wystawała długa, myśliwska strzała. Później padł jeszcze jeden stwór, a zaraz po nim kilka innych. W końcu potężny huk, przypominający odgłosy burzy, rozdarł niebo i kolejny gor zwalił się na ziemię bez życia.
Wtedy wszyscy walczący, nawet pogrążony w świętym szale kapłan bitewny, wznieśli głowy do góry, spoglądając w stronę szczytu urwiska, tuż pod którym przyparci do ściany byli najemnicy. Na krawędzi przepaści stała cała grupa skrytych pod kapturami ludzi, nieprzerwanie zasypująca pociskami z łuków i rusznic stłoczonych na dnie wąwozu zwierzoludzi. Dla najemników nadejście odsieczy było niczym znak od niebios. Na powrót nadzieja zawitała do ich serc, a oni sami zapałali żądzą walki!

Liczebność wrogów zaczęła gwałtownie topnieć i walczący z Kasimirem bestigor szybko został zmuszony zarządzić natychmiastowych odwrót. Ungory wpadły w popłoch; niektóre próbowały wdrapać się na skarpę po przeciwnej stronie wąwozu, a tam byli łatwym celem dla znajdujących się przed urwiskiem strzelców. Większość ruszyła jednak za swym przywódcą, uciekając wzdłuż wąwozu i zasłaniając się tarczami przed nadlatującymi strzałami. W końcu udało im się wydostać poza zasięg strzelców i wszystko wskazywało na to, że zwierzoludzie uciekną w stronę lasu.
Dość szybko okazało się, że wybawicielami najemników byli chłopi, których pomoc wcześniej odrzucili. Po odegnaniu zagrożenia, Albert Schulz wraz z resztą swoich towarzyszy zeszli po skarpie na dół, gdzie mogli z bliska podziwiać pozostałość po heroicznej bitwie. Dno rozległego wąwozu ścieliły dziesiątki trupów, rozczłonkowanych przez miecze i topory najemników. Niektóre bestie wciąż dyszały, dogrywając w kałużach krwi - kilku mieszkańców Krausnick ruszyło im na spotkanie, aby móc osobiście wysłać do piekła ostałe przy życiu niedobitki.

Brat Lambert oraz Lexa wyglądali jakby mieli zaraz wyzionąć ducha. W niewiele lepszym stanie był Kasimir, który wciąż twardo trzymał się na nogach, lecz jego obłąkane spojrzenie błądziło po okolicy jakby szukał kolejnego wroga. Z racji rozległych poparzeń, które zdobiły jego twarz i resztę ciała, na pierwszy rzut oka trudno było go rozpoznać.
Wilhelm leżał w bezruchu otoczony przez ocalałe kobiety. Z boku głowy wypływała strumieniem krew, która szybko zasychała. Rana, choć poważnie wyglądająca, prawdopodobnie sama się zagoi, lecz nikt nie miał pewności w jakim stanie będzie chłopak, gdy się w końcu przebudzi.
Na widok ocalałych z pogromu w Krausnick chłopów, niewiasty popędziły w ich stronę, rzucając się w ramiona każdego z nich. Kristien biegła od twarzy do twarzy, pytając o Magnusa, lecz każdy milczał. Na końcu podeszła do Alberta i zapytała go o swego ojca, a ten jedynie spuścił głowę i minął ją tak jak reszta. Nie znał słów, którymi mógł załagodzić jej ból, a wiedział, że młoda kobieta sama się domyśli znaczenia tego gestu. Bał się, iż słowa, które wypowie jeszcze bardziej jej zaszkodzą, więc wolał nic nie mówić.

Pod dziewczyną samoczynnie ugięły się kolana, gdy zrozumiała co się stało z jej ojcem. Klęcząc przed piaszczystą ścianą, głośno szlochała, bijąc piąstką w zroszoną krwią ziemię. Trwało to przez dłuższą chwilę i widok ten sprawił, że wioskowi mężczyźni przyglądali się jej z bezradnością, nie będąc pewien jakich użyć słów, aby ją pocieszyć. W końcu zmęczona lamentem przechyliła się i upadła bokiem w piach, a jej kruczoczarne włosy przesłoniły napuchniętą od łez twarz.

 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline  
Stary 04-05-2016, 22:01   #169
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację

Nie minęło wiele czasu po tym jak Katarina ocknęła się ze straszliwego marazmu, kiedy i oczy Dziadka Rybaka się otworzyły. Jego stan przypominał trochę ten Katariny. Również nie był w stanie odpowiedzieć na natarczywe pytania, a jeszcze długo potem dochodził do siebie. Był przerażony i zachowywał się tak, jakby jego jaźń przejęła część koszmarów Kislevianki na siebie. Być może tak było. Jeśli ktoś nawet o to go pytał, z pewnością nie otrzymał odpowiedzi, bowiem długo jeszcze nie był w stanie nawet rozpoznać mówionych doń słów.

Całą walkę przesiedział w bezpiecznej odległości pod drzewem. Nikt nie mógł mieć do niego pretensji. Starcze ciało znacznie gorzej znosiło trudy podróży. Po ucieczce przed potworem z jaskini, doskwierało mu jeszcze więcej bólów. Na całym ciele miał liczne stłuczenia, a i jego twarz szpeciła duża sina plama. Wstrząsy wywołane upadkiem ze skarpy pod jaskinią na nowo wzmogły zawroty głowy, które zdawały się po nocy zelżeć znacznie. Prócz obrażeń fizycznych, borykał się jak wszyscy ze zdruzgotaną psychiką, lecz w jego przypadku walka toczyła się na przynajmniej dwóch płaszczyznach.

Nie mógł ruszyć z mieczem do boju, a i strzelcem nie był dobrym. Wcale nie nadawał się do tej wyprawy, a ostatnie wydarzenia dowiodły, że najwyraźniej utracił wrażliwość na przesłanki przyszłości utkane w niciach wydarzeń teraźniejszych. Choć to akurat mogło być (i z pewnością było) skutkiem niebotycznego zmęczenia. Ci, którym los Dziadka Rybaka nie był obojętny mogli zastanawiać się, czy to właśnie nagromadzone trudy, ostatecznie nie pokonają tego sędziwego człowieka. Czy to nie obciążenie psychiczne i fizyczne nie dokona tego, czego nie dokonały uprzednio wilki, minotaury, turzyca i potwór z jaskini. Człowiek ten był na krawędzi wycieńczenia, a teraz uwydatniło się to straszliwie.

Nawet cień uśmiechu nie zagościł na jego dawniej pogodnej twarzy, kiedy na nowo połączona drużyna najemników i ocalałych z Krausnick rozprawiła się z pomiotem zwierzoludzi. Ponowne spotkanie Lamberta przysporzyło mu dodatkowych zmartwień, choć jakże lichych na tle tych pozostałych. Wątpił by ten próbował ponownie unieść rękę nad Katarinę. Pyotr przez moment zastanawiał się czy może nie byłoby to mimo wszystko dla niej lepsze? Tak wiele wiary pokładał w wychowance Natalyi. Wiarę tę zaszczepiła w nim właśnie mentorka dziewczyny. Jej zdolności były niezaprzeczalnie znaczne, lecz samokontrola i rozwaga... Jednak wciąż pokładał nadzieję. Brutalna lekcja, jaką niedawno przeszła z pewnością nauczą ją pokory.

To był z pewnością dzień, w którym osiągnął kres na wielu płaszczyznach.


Powoli wokół ciał zwierzoludzi zaczęło krążyć padlinożerne ptactwo. Krakanie wron uporczywie przebijało się przez grubą warstwę zmartwień do jego jaźni. Pyotr spojrzał na czarne ptaki unoszące się nad pobojowiskiem. Wrony i większe kruki ostrożnie zbliżały się na padlinożerczą ucztę. Starzec odwrócił wzrok, padł on na Adara i Ernsta, którzy uśmiercali niedobitki. Pyotr ze zmęczonym stęknięciem wstał i ruszył za nimi. Kiedy któreś z ciał zostało uznane za niezaprzeczalnie martwe, Pyotr nachylał się nad nim by zerwać zeń amulety i inne charakterystyczne dla tych pomiotów przedmioty. Kiedy uzbierał garść, w milczeniu wkładał je do torby i rozpoczynał ten pochód śmierci na nowo.

Jeden z kruków przyglądał się mu czas jakiś. Dziadek Rybak również poświęcił mu większą uwagę. Nie spuszczając go z oczu podszedł do Klausa i spytał o coś cicho. Łowca uniósł w zdziwieniu brew, ale o nic nie dopytywał. Kiwnął tylko głową i sięgnął po łuk. Zbliżył się nieco by zmniejszyć dystans i bezgłośnie napiął cięciwę. Strzała pomknęła rozpraszając padlinożerne ptactwo i bezbłędnie, brutalnie uziemiając tego samego Kruka, na którego wcześniej spoglądał Dziadek Rybak.

Pyotr stał jakiś czas, jakby ciągle nad czymś się zastanawiał, by potem ruszyć po ustrzelonego ptaka.
 
Rewik jest offline  
Stary 08-05-2016, 13:33   #170
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Adar przemierzał pole uścielone trupami niczym anioł śmierci uzbrojony w świetliste ostrze. Wraz z myśliwym Ernstem w miarę sprawnie zbadali najbliższy teren i upewnili się, że żaden sługa Chaosu nie udaje martwego, czekając w ukryciu, by zaskoczyć bohaterów. Szarak odnosił wrażenie frustracji, że wszyscy zwierzoludzie byli martwi. Tak bardzo pragnął przetestować swoją nową broń. Czuł, jak krew się w nim zagrzewa, a mięśnie łakną walki. Szybko się jednak pomiarkował i potrząsnął głową. Co się z nim dzieje? On, ten nędzny kuchcik schowany za piecem i cierpliwie przyjmujący razy pasem. On, ten ubogi sługa, śpiący skulony na ciemnym poddaszu. Całe życie poświęcił na rozmyślaniach, kim nigdy nie będzie. Teraz jego głowę zaprzątały pytania: kim właśnie się stawał?
Z rozmyślań wyrwało go rzucone spojrzenie w stronę Katariny, która nadal trwała przy ocalonych kobietach, niczym ich tarcza. Szarak uświadomił sobie, że od ostatniego marszu przez las nie zamienił z nią słowa. Czuł, że musi ją chociaż zapytać, jak się trzyma. Wszak poprzedni pokaz magii przed jaskinią bestii nie rozszedł się bez echa.
Sługa zakręcił nadgarstkiem młynka, wzbudzając smugę światła z tajemniczych run, po czym sprawnym ruchem schował swój miecz do pochwy.

- Bardzo mi przykro z powodu twojego ojca - powiedział Szarak, zwracając się do Kristen. - Zginął jak bohater, walcząc u mego boku. Naprawdę żałuję, że nie mogłem nic zrobić… - Autentyczny smutek bił z jego oblicza. Powieka mu zadrżała na wspomnienie śmierci Magnusa. Może jednak mógł coś zrobić?, zadręczał się w myślach. - Na zawsze pozostanie w naszej pamięci - dodał, pochylając z szacunkiem głowę w stronę kobiety. Zaraz też przeniósł wzrok na lodową czarownicę. - Katarino… masz chwilę?
Dziewczyna popatrzyła na Adara ze łzami w oczach. Sama płakała z powodu smutku Kristen, tak jakby przejęła to brzemię, kiedy ta druga już nie mogła. Jeszcze przez chwilę trwały w tym uścisku, aż wreszcie się podniosła z klęczek i stanęła przed mężczyzną. Choć piękna, teraz przedstawiała żałosny widok. Podkrążone, zaczerwienione, zaniepokojone oczy, drżące dłonie, poplamione błotem i krwią ubrania, niestabilnie stawiane kroki.
Znalazła się niecałe pół metra przed Adarem. Bardzo blisko jak na dotychczasowe standardy. Spojrzała mu z niemym pytaniem w oczy, jakby w ogóle nie mogąc otworzyć ust, by cokolwiek rzec.
Szarak nabrał powietrza i mocniej ścisnął rękojeść miecza. Obraz, jaki przedstawiała dziewczyna, dotykał go w jakiś sposób, toteż z lekkim trudem wystał w spokoju.
- Chciałem tylko chwilkę porozmawiać… ale jeśli nie czujesz się na siłach, zrozumiem - powiedział, walcząc z neutralnym wyrazem twarzy.
Katarina spojrzała kątem oka na Kristen i spuściła głowę myśląc nad czymś.
- Chodźmy gdzieś na bok - odparła mu po chwili wpatrując się w jego obuwie tak, jakby nie śmiała w ogóle spojrzeć na jego twarz.
Sługa stał przez chwilę w bezruchu, po czym przykładając pięść do ust, odchrząknął.
- Oczywiście - odpowiedział, rzucając spojrzenie w bok, wyglądając najbardziej prywatnego miejsca. Nie było to jednak takie proste. O ile żywych mogli jeszcze jakoś uniknąć, to fala trupów zaścielała niemal każdy skrawek ziemi. Mimo to Szarak wypatrzył pusty kawałek skały pod urwiskiem, gdzie mogli porozmawiać na osobności. Bez słowa podreptał w tamto miejsce.

Kiedy już dotarł, odwrócił się i oparł o skalną ścianę, spoglądając na Katarinę. Wyglądała naprawdę mizernie, co w połączeniu z jej zachowaniem potęgowało całe wrażenie beznadziejności.
“Jak się trzymasz” - chciał zapytać, jednak w porę ugryzł się w język. To pytanie wydawało mu się teraz bez sensu. Przecież dobrze widział, jak się “trzyma”.
- To było bardzo odważne. Tam, przed jaskinią. Rzuciłaś się na potwora, nie zważając na własne bezpieczeństwo - powiedział, opierając całe dłonie o zimny kamień i wystukując palcami nierówny rytm.
- ... Chrzanić moje bezpieczeństwo. Ta bestia mogła cię zabić - mruknęła pod nosem i usiadła obok stojącego Adara, również opierając się o ów ścianę, podsunęła kolana pod podbródek i schowała w nich twarz.
- Dyskutowałbym na temat tego, kto łatwiej mógł tam zginąć… - powiedział z lekkim uśmiechem, spoglądając na dziewczynę z góry. Spochmurniał jednak, widząc, że raczej nie uda mu się jej rozbawić. Zamiast tego szorując plecami o skałę, przysiadł obok niej.
- Czekaj… Chcesz mi powiedzieć, że to przeze mnie opuściłaś bezpieczną kryjówkę poza zasięgiem bestii i rzuciłaś się na nią bez większego zastanowienia?
Mruknęła jedynie coś pod nosem, ale kiwnęła głową. Na tyle, na ile mogła.
Szarak zwiesił ręce przez kolana i pokręcił głową.
- To było bardzo nierozważne… Już raz uratowałaś mi życie. Za każdym razem ryzykujesz utratę własnego. - Adar spuścił głowę zrezygnowany. Nadal nie mógł zrozumieć, dlaczego dziewczyna poświęcała się dla niego. Czy on na jej miejscu też by tak zrobił? Nie miał na to jeszcze odpowiedzi.
- Dziękuję. Jestem ci wdzięczny, za to, co robisz, ale… na przyszłość myśl też o sobie, dobrze? Na nic mi nie pomożesz, jeśli sama zginiesz przede mną.
- Jaką przyszłość? -
zapytała głośnej niż zamierzała i nastała krótka chwila ciszy - Ja nawet nie wiem co ze sobą zrobię po tym wszystkim. Nic nie zostało. Tylko ból, łzy i straszne sny - złapała się za głowę drżącymi rękami.
Mężczyzna splótł dłonie i przez chwilę naciągał palce, tkwiąc w niezręcznej ciszy. Za każdym razem coraz lepiej poznawał lodową czarownicę i coraz bardziej zagłębiał się w jej bezsilności.
- Ja… - zaczął, ale szybko urwał. Zamiast tego powolnym ruchem wyciągnął jedno ramię, przy którym tkwiła Katarina i spróbował ją objąć.

Nie stawiała oporu. Wtuliła się w Adara otaczając ramionami jego szyję. Nie powiedziała ani słowa, ale kiedy spojrzała znów na sługę widać było w jej oczach łzy. I cień obłędu.
- Bałam się, że mnie zostawicie na śmierć - odezwała się cicho - Albo zabijecie. Czuję, że mój umysł przestaje ogarniać.
Szarak potrząsnął głową i uśmiechnął się lekko.
- Czemu mielibyśmy cię zostawić? Jesteś jedną z nas. Dbamy o siebie nawzajem, pamiętasz? - powiedział, jednocześnie wolną dłonią delikatnie ścierając jej łzy z policzka. - Jesteś wyczerpana, potrzebujesz odpoczynku. Chciałbym… chciałbym ci jakoś ulżyć. Tak wiele przeszłaś. Zobaczysz, kiedy to wszystko się skończy, wrócisz do swojej ojczyzny. Może tam odnajdziesz spokój ducha. - Adar robił co mógł, by gestem i tonem głosu pocieszyć dziewczynę. Miał wielką potrzebę, by to zrobić.
- Oni też będą chcieli mnie zabić. Wtedy, kiedy nie będę już potrzebna. Albo wtedy, kiedy już nie dam rady iść dalej. Czuję złe spojrzenia na swych plecach, a najbardziej Lamberta - zatrzęsła się ze strachu i odwróciła wzrok. Puściła jego szyję odsuwając się jakieś pół metra od niego.
- Wybacz, nie powinnam.
Adar przeniósł się na kolana i usadowił tuż przed Katariną. Zachował jednak pewien dystans, nie będąc pewien, czy nadal potrzebuje jego bliskości.
- Przestań. Nikt nie zrobi ci już więcej krzywdy. A jeśliby ktoś spróbował, zapewniam cię, że nie dopuściłbym do tego. Tak? - Przemawiał łagodnie i uspokajająco, jednocześnie nerwowo zaciskając pięści. - Proszę… powiedz mi, co się z tobą dzieje? Niepokoi mnie twój stan i to wprawia mnie w przygnębienie.
Wgapiła się z szeroko otwartymi oczami, wyrażając w nich strach, tak jakby zobaczyła demona. Zamrugała szybko oczami odpędzając ten obraz, ale nie spojrzała znów na Szaraka.
- ... Nie wiem - pokręciła mocno głową i zakryła oczy dłońmi - Może oczy zaczynają wypaczać rzeczywistość. Ja... - odsłoniła oczy i jeszcze raz spojrzała na Adara. Odwróciła wzrok, wyszarpnęła sztylet z buta i zacisnęła na nim dłonie nie wiedząc już w co celować.
Odrzuciła go chwilę później i zakryła twarz dłońmi.
- Przepraszam! Ja nie chciałam cię dźgnąć, nie...! - wstała szybko i zaczęła uciekać, ale potknęła się o ciało jakiejś bestii, upadając wśród trupów.
Sługa wstał energicznie za pędzącą Katariną i zatoczył się lekko, opierając ręką o skałę. Przez chwilę przyglądał się, jak kobieta biegnie, nie bardzo wiedząc, co robić. Lodowa czarownica przestraszyła go swoim zachowaniem.
- Katarina? - zapytał niepewnie, ruszając w ślad za dziewczyną. Będąc już nad nią, pochylił się ostrożnie i wlepił badawcze spojrzenie, w którym również wyrażała się troska. - Wszystko w porządku? Przerażasz mnie.
Ta przewróciła się na plecy próbując zasłonić się rękami przed Adarem. Dopiero po chwili na niego spojrzała, jej oczy przestały być takie rozbiegane. Szybko wstała już nawet nie przejmując się plamami czarnej krwi na ubraniach. Rzuciła mu się na szyję.
- Myślałam, że leżysz tam...! Jak dobrze! Bałam się, że cię zabiłam! - wypowiedziała mu do ucha, trzęsąc się z powodu tłumionego płaczu - Przepraszam!
Adar objął ją delikatnie i przytrzymał, by ta ponownie nie wpadła w gąszcz trupów.
- Już dobrze. Cokolwiek właśnie się stało… minęło. Wszystko jest w porządku - odpowiedział, opierając dłoń o jej głowę i głaszcząc ostrożnie. - Już dobrze…
- Wiem - sługa poczuł, jak jej mięśnie się rozluźniają, gdy poddała się jego dotykowi - Nikt mnie nie chce zabić, mam omamy, muszę sobie jakoś z nimi poradzić.
Mężczyzna zaprzestał pieszczot i łapiąc Katarinę za ramiona, delikatnie odciągnął ją od siebie, by móc wbić w nią swe uważne spojrzenie.
- Nie jesteś z tym sama, tak? Razem się z tym uporamy. Musisz po prostu wytrzymać jeszcze trochę dłużej. Postaram się, by w tym zamku, o którym mówił pan Schulz, miałaś możliwość trochę odpocząć. Dobrze? Potrzebujemy cię. Kristen cię potrzebuje. Te kobiety cię potrzebują. Ja… - urwał, przygryzając wargę. Na kilka chwil spuścił wzrok. - Ja cię potrzebuję.
Dziewczyna przez chwilę patrzyła na niego troszkę ogłupiona, zdziwiona prawdopodobnie tak otwartym wyznaniem. Na jej jakże smutnej twarzy w ostatnim czasie zawitał jakiś cień uśmiechu. Położyła mu dłonie na ramionach i pocałowała go w kącik ust.
- Dziękuję. Więc zostanę dla nich. I dla ciebie - musnęła wierzchnią stroną dłoni jego policzek i oddaliła się do reszty nie oglądając się za siebie.


Sługa Adar stał jeszcze przez chwilę ze spuszczoną głową. Palcami dłoni delikatnie dotknął kącik ust, na którym lodowa czarownica złożyła swój pocałunek. Na wspomnienie tej chwili poczuł przyjemne mrowienie rozchodzące się po całym ciele.
Podniósł wzrok. Jego spojrzenie wyrażało nową determinacje, dosłownie promieniując nabytą siłą. Miał wrażenie, że obudził się po bardzo długim śnie. I że dopiero teraz zaczyna żyć.
- O Sigmarze! Pozwól mi walczyć. Pozwól mi walczyć, dla niej – wyszeptał drżącym głosem.
A potem ściskając rękojeść runicznego miecza, ruszył z wigorem zabezpieczyć teren i wypatrywać wrogów.
Jestem obrońcą.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172