JD ani myślał oddać się bez walki. Wyszarpnął elektryczny floret, starając się uniknąć ciosów nieznajomego. Następnie zaatakował go. By nadziać na ostrze, wyładować miriady voltów i zniszczyć zagrożenie. Bez zadawania pytań.
Ludzie zaczęli uciekać w popłochu. Obcy wampir nie wydawał sie jednak nimi zainteresowany. Wręcz przeciwnie, stanął na drodze JD, jakby oddzielając go od żyjących. Nie unikał ataków. Ostrze wchodziło w cienistą masę, nie czyniąc jej żadnej krzywdy. Ashford uwolnił napięcie. Rozlazłe ciało przeciwnika - najpewniej przedstawiciela klanu Lasombra - zadrżało, a wokół ostrza powstała dziura. Wampir cofnął się, ale nie padł sparaliżowany, jak życzyłby sobie tego JD.
Stali przez ułamek sekundy mierząc się wzrokiem... a przynajmniej tak myślał Brujah. Dopiero potem poczuł, jak z cienia nieznajomego, który rozpełznął się po ziemi, wystrzeliły macki. Oplątawszy łydki JD, unieruchomiły go niby pajęcza sieć muchę.
Jak w horrorze. Niematerialny duch, potwór z mroku, z którym nie dało się walczyć. Każde uderzenie było bezsensowne, a wszelka użyta siła i precyzja cięcia zdawała się równie pomocna, co przy walce z powietrzem. JD nie zastygł z przerażenia tylko dlatego, bo przeżył wiele tej nocy i niedawne wspomnienia wciąż czyhały w podświadomości, przygotowując na najgorsze. Co innego zostać zaatakowanym w trakcie kąpieli, a co innego, poruszając się w mieście pełnym terrorystów po niedawnym skoku z samolotu, spotkaniu z antyczną inkarnacją Lilith i Sashą Vlykos oraz ucieczce z bombardowanego pałacu. Cieniste macki bardzo nie odbiegały od na nowo ustalonej normalności.
Mógłby walczyć ogniem z Lasombrą. Jednak w pobliżu nie dostrzegł ani kominka, ani innego rozsądnego źródła płomieni i większego miotacza ognia od okazjonalnych zapalniczek również nie uświadczył. „Poczekaj chwilkę, ja spróbuję zapalić zasłonę, po czym będę cię nią okładał, jak dziwkę” - to nie mogło się udać. „Uciekaj, bo przypalę cię papierosem… jak wcześniej kupię paczkę za rogiem” - też nie bardzo. JD westchnął. Zaparł się z całej siły, jaką posiadał. Z uaktywnioną Potencją mógł złamać trzycalową ołowianą rurę. Podnieść nawet czterysta pięćdziesiąt kilogramów. Jak się okazało - również uwolnić się od nienamacalnego uchwytu Kainity. Macki nie mogły poradzić sobie z siłą jego nóg i ramion. Był niepowstrzymany.
Lasombra był natomiast na swój sposób niepokonany. JD podniósł dwa palce - wskazujący i serdeczny - po czym zasalutował wrogowi. Uśmiechnął się kpiąco. Odskoczył do tyłu, z całą swoją siłą oraz pomocą Akceleracji. Ten bar zdawał się mu raczej nieprzychylny, a Ashford wolał nie być natrętem.
Strategiczny odwrót, tak to nazywają. |