- O kurwa, mój kanister! - zawołał Rysiek i dopadł do cieknącego pojemnika.
Zaczął z niego doić procenty jakby była to najcenniejsza rzecz na świecie. Moment... a gdzie te butelki z polskimi alkoholami? Że rozbite? A chuj. Jebać to. Wie gdzie są nowe. Kiedy jednak już uzupełnił poziom mocy we krwi przetarł usta i sapnął. - Ten o tutaj jest w porządku. I tak... zresetowało nas po tym Tornado. Albo przenieśliśmy się w przyszłość wtedy... albo... a chuj z tym. Czekajcie, zajmę się Doktorkiem.
Czarownik podszedł chwiejnym krokiem do Doca, polał mu ranę alkoholem, nabrał na palce trochę krwi pacjenta i zaczął odprawiać swoje ludowe czary uzdrawiające. |