Paros wrócił, gdy Elayne i Mael w najlepsze zajadali się rybą.
Czy młodzian chciał zostawić tamtej dwójce czas na rozmowy, czy też aż tak był zajęty zwiedzaniem okolicy - trudno było jednoznacznie określić, bowiem Paros aż taki chętny do dzielenia się swymi motywami nie był.
- O, ryby - ucieszył się.
Usiadł przy ognisku i zabrał się za swoją porcję.
- Uważam - mówił dalej, dmuchając na poparzone palce - że to świętne miejsce na dłuższy pobyt. Słońce, woda, ryby, parę królików. - Machnął ręką w stronę lasku. - No i piękny zamek. Pięć, sześć dni... Co wy na to?
Spojrzenie Maela było dalekie od zachwytu. Elayne również nie wyglądała na zbyt wielką entuzjastkę tego pomysłu.
- To zależy od tego, co znajdziemy w zamku - powiedziała po chwili.
- No dobra, dobra - mruknął nieco niewyraźnie pochłonięty jedzeniem Paros.
* * *
Na środku oświetlonego blaskiem dwóch pochodni sali królował długi, pokryty warstwą kurzu stół.
Paros zdmuchnął nieco kurzu, odsłaniając piękne słoje złotego dębu. Z tego samego drewna wykonane były krzesła i ławy, stojące przy dwóch bokach stołu.
Jeden narożnik sali zajmował dość pokaźnych rozmiarów kominek, na którym bez problemów można by upiec sporego prosiaka.
Całą tylną ścianę zajmowało malowidło, przedstawiające - co można było ujrzeć, gdy Mael podszedł bliżej z pochodnią - walkę ludzi, elfów i krasnoludów ze stworami, które Elayne znała jedynie z legend... i z którymi nikt rozsądny wolał nie mieć do czynienia.
Na szczęście potwory były tylko na ścianach, a duch nie plątał się po okolicy.
Można było kontynuować zwiedzanie.
- Od których drzwi zaczynamy? - spytał Mael.
Wybór był nieduży - dwoje drzwi przy korytarzu, i jedne - niedaleko malowidła.
- Od tych, przy których stoisz - odparł Paros.