Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-05-2016, 22:47   #10
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Demon założył ręce na piersi i spojrzał spode łba na Luksa. Cofnął się o dwa kroki wyglądając na gotowego do odparcia ataku. W rzeczywistości w tamtym miejscu stała tylko iluzja. Tariel odszedł, by patrzeć na wszystko z boku pod osłoną niewidzialności.

Nares oraz Estelle przystanęli by popatrzeć na ciekawie się zapowiadające widowisko, jednak szansa na jego obserwację została im odebrana przez Syrisa. Mężczyzna bezceremonialnie chwycił młodszego towarzysza za ramię i popchnął do przodu. Ich towarzyszka zaklęła i podążyła za wygrażającym się, jednak posłusznie znikającym w chacie, młodzieńcem. Nożownik przystanął jeszcze na chwilę, widocznie upewniając się czy aby stosunek sił jest odpowiedni, po czym także przekroczył próg i zamknął za sobą drzwi.

- Amarie - Luks przywitał demonicę, nie pozwalając by jego głos zdradził czy cieszy się z tego spotkania, czy znajduje na granicy wściekłości. Jego wzrok powędrował ku aniołowi, a usta skrzywiły z odrazą. - Przyprowadziłaś anioła - stwierdzenie to zawierało całkiem sporą dozę wyrzutu.

- To przyjaciel - wyjaśniła, prostując się. - Ocalił mnie przed grupą łapaczy Kastora. Zawdzięczam mu życie.

To, ile prawdy w jej słowach było, Tariel wiedział doskonale. Amarie zaś wbiła spojrzenie w oczy Luks’a i zdawać się mogło, że przy okazji nieco urosła.
- Rozumiem - mruknął w odpowiedzi, niechętnie chowając miecze tam, gdzie ich miejsce było. - Tęskniłem - dodał, a jego głos zmienił się diametralnie, zyskując delikatnych nut, które nijak nie pasowały do tego, co widziały oczy.

- To nie było łatwe zadanie - stwierdziła, przechylając lekko głowę. W jej głosie pojawiły się wesołe nutki, które sprawiały wrażenie jak najbardziej prawdziwych.

- Dlatego posłałem tam ciebie, a nie któregoś z pozostałych. - Mówiąc rozłożył ręce, na które to zaproszenie demonica odpowiedziała natychmiast, pokonując ów krótki odcinek jaki ich dzielił i rzucając się Luks’owi w ramiona. Ten przytulił ją, z pewnością mocniej niż była ku temu potrzeba, a na czubku rogatek głowy złożył lekki pocałunek. Zaraz jednak jego uwaga ponownie skupiła się na Tarielu.

- Nie lubię aniołów - wyjaśnił niezbyt przyjaznym głosem, który dodatkowo potwierdzał jego słowa. - Skoro jednak uratowałeś życie Rie, będziesz mile widzianym gościem w moim domostwie. Przynajmniej dopóki nie wpadniesz na jakiś głupi pomysł. Różne rzeczy się tu dzieją, nie potrzebuję świętobliwych kazań. Jeżeli ci to pasuje to zapraszam. Jeżeli nie… - Paskudny uśmiech pojawił się na jego ustach. Nie dało się ukryć, że Luks wolałby by z ust anioła padła odmowa przyjęcia tej gościny.

Anielska iluzja nie poruszyła się poza krótkim skinięciem głową.
- Twoja piaskownica, twoje zabawki - skomentował krótko.

Amarie, która odwróciła głowę w jego stronę, przewróciła oczami na te słowa. Uśmiechnęła się jednak, co mogło świadczyć iż jest zadowolona z odpowiedzi demona. Luks z kolei tylko skrzywił się ponownie, po czym wypuścił tancerkę z objęć, jednak nie pozwolił by długo cieszyła się swobodą. Jego dłoń spoczęła bowiem na jej barku i pozostała tam, kierując jej krokami. Nie sprawdził czy Tariel podąża za nimi. Jego uwaga ponownie skupiła się w pełni na demonicy i tam pozostała, aż do chwili, w której zniknęli w czeluściach chatki.


Za drzwiami zaś czekał widok, który nie pasował zbytnio do tego, co oczy demona widziały na zewnątrz. Hol był obszerny, znacznie większy niż powinien, biorąc pod uwagę rozmiary chaty. Szerokie schody prowadziły na pierwsze piętro, które zdobiła galeria. Po obu stronach znajdowały się drzwi, obecnie zamknięte na głucho. Za schodami zaś łukowe przejścia prowadzące do dalszych części. Bez wątpienia rezydencję tą krył potężny czar, który utrzymywał jej wygląd w tajemnicy, kryjąc za zasłoną niepozornej chaty.

Luks wraz z Amarie ulotnili się gdzieś, zdając zapominać o gościu. Wrażenie to prysło gdy tylko demon wkroczył na czerwony dywan. Jak na zawołanie, pojawiła się przy nim młoda kobieta.


Ukłoniła się głęboko, z szacunkiem.
- Proszę za mną - powiedziała dźwięcznym, odpowiednio modulowanym głosem. - Komnata została już przygotowana.

Iluzja Tariela nie rozglądała się. Wydawał się wcale nie być zainteresowany prawdziwym rozmiarem posiadłości. Jednak on skryty pod płaszczem iluzji nie tego się spodziewał po tym, co widział z zewnątrz. Rozglądał się, a kiedy zjawiła się dziewczyna iluzja uśmiechnęła się.
- Niech będzie - odparł.

W odpowiedzi został obdarowany kolejnym ukłonem, a następnie poprowadzony schodami na piętro. Jego przewodniczka skręciła w prawą odnogę korytarza, który ukazał się ich oczom i powiodła go kolejnymi schodami, na piętro drugie. Tam, podążając przed siebie, minęła cztery, dokładnie tak samo wyglądające drzwi, i zatrzymała się przy piątych. Łukowe okna wpuszczały blask słońca na korytarz, na którym się znajdowali, rzucając na białą posadzkę fantazyjne wzory, odpowiadające ozdobnym witrażom, znajdującym się w sercu każdego z nich.

Dziewczyna pewnym ruchem nacisnęła klamkę i pchnęła drzwi by stanęły otworem. Komnata, która się za nimi kryła, odpowiadała temu, co zobaczył na dole. Duża, ozdobiona trzema oknami sięgającymi od podłogi, aż do sufitu. Środkowe wyposażone były w drzwi, prowadzące na półokrągły balkon zabezpieczony zdobną, kutą w metalu, barierką. W samej komnacie znajdowało się łoże z baldachimem, szeroka szafa, kominem i dwa, wyglądające na wygodne, fotele. Na podłodze pysznił się gruby dywan, a ściany zdobiły malowidła przedstawiające widoki gór. Nie zabrakło i stolika, stojącego pomiędzy fotelami, a na nim karafki wina, dwóch kielichów i tacy z owocami i słodkimi przekąskami. Zasłony w oknach były częściowo zasłonięte, przez co w pomieszczeniu panował półmrok.

Nieznajoma weszła do środka jako pierwsza i od razu skierowała się właśnie w ich kierunku. Pewnymi ruchami zgarnęła każdą z zasłon i otoczyła zdobnymi sznurami, które miały je utrzymać po bokach. Następnie odwróciła się do Tariela, pochylając głowę.

- Czy szanowny gość życzy sobie czegoś do zjedzenia? - Zapytała tym samym, starannie modulowanym głosem, który wyrażał odpowiednią dozę szacunku, jednak nic poza nim.

Anioł dumnie wszedł do środka razem za kobietą, ale demon pozostał na zewnątrz zaglądając jedynie do środka i zapamiętując widok z okna, by móc ewentualnie wlecieć do środka przez otwarty balkon.

- Nie, dziękuję. Potrzebuję jedynie niewielkiej ilości snu - odparł. Musiał poczekać aż kobieta wyjdzie, zamknie za sobą drzwi i będzie mógł trochę zwiedzić dom Luksa.

- Oczywiście - zgodziła się bez cienia zawodu, czy zaskoczenia w głosie. Można było jednak odnieść wrażenie, że nawet gdyby sobie zażyczył trzydziestodaniowy posiłek, odpowiedź byłaby taka sama i w dodatku udzielona tym samym głosem.

- Gdyby szanowny gość życzył sobie czegoś więcej, proszę pociągnąć za ten sznur - wskazała na wspomniany przedmiot wychodzący ze ściany, tuż przy zagłówku łóżka. - Życzę miłego odpoczynku - dodała, a następnie skierowała się w stronę drzwi, które też w chwilę później zamknęły się za nią.

Dziewczyna jeszcze chwilę stała wpatrując się w nie, po czym westchnęła cicho i powoli oddaliła się tą samą drogą, którą przyprowadziła go do komnaty.
Tariel przez chwilę przyglądał się niczego nieświadomej dziewczynie, po czym ruszył obejrzeć posiadłość. Przede wszystkim chciał znaleźć Amarie i posłuchać co Luks ma do powiedzenia. Przy okazji zwiedzi to, co będzie mógł.

Szczęście sprzyjało planom demona. Dziewczyna, która służyła mu nieświadomie za przewodniczkę, zdawała się podążać wprost do celu, którym okazał się gabinet na pierwszym piętrze. Także i przed tymi drzwiami się zatrzymała, odczekawszy chwilę, nim uniosła dłoń i zapukała trzy razy. Krótkie:
- Wejść - poprzedziło wykonanie przez nią polecanie.
Luks odwrócił się od mapy przed którą stał wraz z Amarie.


Jego mina jasno dawała do zrozumienia, że nie jest zadowolony najściem. W przeciwieństwie do jego towarzyszki.
- Czy Tarielowi spodobał się pokój? - Zapytała natychmiast, przenosząc skupienie na służącą.

- Nie wyczułam od niego niezadowolenia - odpowiedziała, przekraczając próg i zamykając drzwi za sobą. - Przez większość czasu nic nie czułam. Lekkie wrażenia, ale pochodzące z innego miejsca. Jakby krążące wokoło - wyjaśniła, kłaniając się nisko.

Demonica zmarszczyła brwi na tą relację.
- Rozumiem - powiedziała tylko.

- Natomiast ja nic z tego nie rozumiem - wtrącił się Luks. - Selen, na wszystkie pomioty Margh, możesz się wyrażać jaśniej?

- Mój lordzie - dziewczyna skłoniła się nieco niżej niż wcześniej. - Nie jestem w stanie. W gościu panienki Amarie jest coś dziwnego jednak nie jestem w stanie dokładnie go odczytać. Coś zamazuje przekaz.

- Jakim cudem? To tylko anioł! - Mina Luksa zdradzała nader wyraźnie to, co sądzi o przedstawicielach tej rasy.

- Mówiłam ci żebyś tego nie robił. Posyłanie z nim Selen to strata czasu. Pogódź się z tym, że jest tutaj, jest ze mną i zostanie. - Demonica co prawda mówiła do gospodarza, jednak jej wzrok błądził po pomieszczeniu, jakby czegoś szukała.

- Nie ufam mu - stwierdził stanowczym głosem Luks. - Nie wierzę, że nie ma ukrytego celu w tym, że tutaj przybył. Wiem jak potrafisz stracić głowę dla skrzydeł, Rie. Mówiłem ci wielokrotnie, że to cię w końcu zgubi. Nie pozwolę jednak, nawet tobie, zgubić całej naszej organizacji dla byle zachcianki…

- Ja mu ufam - odpowiedziała na zarzuty demonica, odwracając się tyłem zarówno do Luksa, jak i Selen.

- Amarie zrozum - mężczyzna spróbował innego podejście. - Selen nie jest w stanie go odczytać. Pojawił się nagle, akurat gdy znalazł cię Kastor. W dodatku to skrzydlaty. Nie widzisz jak to się nad wyraz dobrze składa? Jeszcze mu tylko brakuje tabliczki z napisem “szpieg” na piersi i masz pełny obraz.

Demonica jednak wyraźnie nie zamierzała słuchać tego tłumaczenia. Pokręciła tylko głową, po czym, wciąż się nie odwracając, zwróciła się do służącej.
- Możesz odejść, Selen.

Dziewczyna skłoniła się nisko i posłusznie wykonała polecenie.
- To szaleństwo Rie - Luks stanął za plecami Amarie, kładąc obie dłonie na jej ramionach i przyciągając ją do siebie. - On nas zgubi. Pomyśl o tym jak długo pracowaliśmy by osiągnąć to co mamy. Wreszcie jesteśmy gotowi by przeprowadzić atak.

- Prawie gotowi, mój drogi - odparła, kładąc głowę na jego dłoni. - Jednak to będzie duży cios dla naszych wrogów jeżeli akcja się powiedzie. Nawiązałam kontakt z Seną. Będzie czekać na nasz znak. Znamy dokładny dzień, Luksie. Wiemy, że będzie wtedy w rezydencji. Jedyne co nam potrzeba to sposób na to by znaleźć się wystarczająco blisko. Tariel, jakkolwiek podejrzanie by to nie brzmiało, jest takim właśnie sposobem. Nie wiem dlaczego bogowie zesłali go akurat teraz ale wierzę, że nam pomoże.

- Miejmy więc nadzieję, że się nie mylisz co do niego - westchnął i oparł podbródek na czubku jej głowy.

- Nie mylę się - odpowiedziała z pełną wiarą w swoje słowa. - I nie musisz się przy nim kryć. W tej kwestii też mi zaufaj.

Z ust Luksa wyrwało się pełne powątpiewania prychnięcie. W następnej jednak chwili wyprostował się i zdjął z prawej dłoni pierścień, który spoczywał na serdecznym palcu. Gdy tylko to uczynił, na jego plecach pojawiły się potężne, czarne skrzydła, jedno ozdobione piórami, drugi zaś błoniaste. Głowę zaś ozdobiły wygięte do tyłu rogi.

- Lepiej? - zapytał, odczekawszy, aż demonica się odwróci.

- Zdecydowanie - stwierdziła z nutką zachwytu w głosie.

- No już, pobaw się - zachęcił ją ze śmiechem, a ona z wyraźną przyjemnością skorzystała z owego zaproszenia.

- Tęskniłam za nimi - wyznała, wtulając twarz w czarne pióra. - Pachną jak dom.

- Wkrótce go odzyskamy, Rie - zapewnił ją, otulając drugim skrzydłem tak, iż niemal całkiem zniknęła. - Pamiętasz? Obiecałem to naszej matce i słowa dotrzymam.

Nie chciał dłużej na to patrzeć. Wystarczyło mu to z nawiązką. Iluzoryczne drzwi zastąpiły prawdziwe, otulone niewidzialnością, dzięki czemu mógł wyjść niezauważony. Cicho zamknął drzwi dodatkowo nakładając kolejną iluzję braku dźwięku. Ciekaw był o czym rozmawia reszta rodziny.

Znalezienie reszty rodziny okazało się nad wyraz łatwe. Jedyne co trzeba było zrobić to podążać za hałasem. Pomieszczenie do którego ów hałas zaprowadził Tariela, znajdowało się na parterze i łączyło z ogrodem na tyłach posiadłości.


Cała trójka poszukiwanych członków rodziny, siedziała za stołem i korzystała z dóbr, które na nim umieszczono. Poza nimi i Selen, która obsługiwała tą wesołą gromadę, znajdowały się jeszcze cztery osoby.
Pierwszym z brzegu, siedzącym w dość niedbałej pozie i zerkający czujnym wzrokiem na Syrisa, był blady mężczyzna w ciężkiej zbroi.


Po co mu ona do kolacji była, pozostawało zagadką, bez wątpienia jednak wyglądał na takiego, który przez lata przywykł do jej noszenia. Oparty o stół miecz, sprawiał wrażenie ciężkiego i nieporęcznego. Jeżeli jednak wojownik był w stanie posługiwać się nim swobodnie, bez wątpienia stanowił on nie lada zagrożenie.
Kolejną osobą, której Tariel nie miał okazji wcześniej poznać, był krasnolud.


Rude włosy, ruda broda i dwuręczni topór stanowiły niemal wzór do naśladowania, dla tej rasy. I jak przystało na typowego jej przedstawiciela, był on głośny, często popijający z kufla, a jego maniery przy stole pozostawiały wiele do życzenia. Wprawne oko było jednak w stanie przedrzeć się przez tą pozę i dostrzec czujny wzrok, którym obrzucał wszystkich zebranych. Jego ucho zdawało się wyłapywać każde słowo, które padało z ich ust.
Obok niego, sprawiając przy tym wrażenie wyraźnie nieszczęśliwej z tego powodu, siedziała jasnowłosa kobieta.


Popijając od czasu do czasu z kryształowego kielicha, uwagę swą skupiała na Syrisie. To, że nożownik nic nie mówił, a jedynie spokojnie pochłaniał swoją porcję, nie osłabiało jej zainteresowania. Sama nie jadła niczego, a przed nią nie stał żaden talerz. Nikt jednak nie wykazywał szczególnego zainteresowania tym faktem. Selen dbała jedynie by kielich nigdy nie był pusty, aczkolwiek karafka z której korzystała, była inną niż ta, z której dolewała pozostałym.

Ostatnia osoba kryła się w cieniu arkad i tylko w chwilach, w których ścieżka jaką wydeptywała, biegła w pobliżu sali jadalnej, demon mógł dostrzec jej potężne, czarne skrzydła.


Raz tylko, w czasie który spędził na podsłuchiwaniu, służąca wyszła do upadłej by zanieść jej puchar. Demon mógł przy tym usłyszeć jej cichy głos dziękujący za troskę.

To, że ów głos usłyszał zakrawać wręcz mogło na cud, biorąc pod uwagę hałas jaki czynili biesiadnicy. Zupełnie jakby jedno koniecznie chciało zagłuszyć drugie. W owym pojedynku bez wątpienia prym wiedli Naser i krasnolud. Estelle także nie pozwalała na to by jej głos został pominięty, jednak bez wątpienia nie mogła się szczycić tym samym poziomem zawziętości co tamci dwaj. Blady wojownik sporadycznie tylko odpowiadał, pozwalając by jego głucho brzmiący głos wdarł się na chwilę w rozmowę, po czym cichł. Jasnowłosa oraz Syris, nie brali w tym pokazie mocy strun głosowych, udziału. Nożownik zjadł spokojnie, po czym wstał i oddalił się w sobie tylko znanym celu i do sobie tylko znanego miejsca. Kobieta odczekała jeszcze chwilę, po czym podążyła w jego ślady.

- Nosz kurwa, znowu zaczną się gzić gdzie popadnie - oświadczył nader kulturalnie rudzielec, krzywiąc się przy tym, jakby mu ktoś coś smrodliwego pod nos postawił.

- Zazdrosnyś, Zingardzie? - Zapytała Estelle, szczerząc się do krasnoluda.

- O tą chudą dupę?! - Oburzył się mężczyzna, obrzucając wojowniczkę zszokowanym spojrzeniem. - Cycki cię bolo czy co?

- Pewno, że ją bolą. Sama by chciała być na miejscu Yester! - Nestor złapał okazję do dogryzienia kobiecie i oczywiście musiał ją wykorzystać, przez co zarobił udkiem kurczaka prosto w twarz.

- Dzieci - prychnął bladolicy z niesmakiem, także wstając od stołu.

- Barh! No gdzie leziesz?! Zostań z nami! Pić trzeba! Pić na umór - co mówiąc, ten którego nazwano Zingard’em, wzniósł kufel w górę, a następnie opróżnił całą jego zawartość.

- Straciłem apetyt - oświadczył Barh i bez dalszego zwlekania ruszył w stronę ogrodu, kłaniając się po drodze upadłej.

- Lady, przyłącz się do nas - krasnolud nie tracił werwy, mimo iż przez jego twarz przemknął gniewny wyraz. - Usiądź z nami!

Upadła pokręciła jednak głową i ruszyła dalej.
- Lord zakazał przeszkadzania Lady Hostii - wtrąciła się Selen, nie zapominając przy tym o głębokim ukłonie.

- Przecie nie przeszkadzam tylko zapraszam, różnica jest, nie?! - Warknął Zingard, któremu wyraźnie nie pasowało, że go służba poucza.

- Racz wybaczyć, panie - dziewczyna skłoniła się ponownie i zamilkła.

- Lepiej byś po więcej piwa skoczyła, a nie sterczysz tam jak idiotka - kontynuował krasnolud, korzystając z tego, że nikt mu w dręczeniu służącej nie przeszkadza.

- Oczywiście, panie - co mówiąc Selen oddaliła się, zapewne by spełnić jego życzenie.

- Nosz kurwa… Czemu którejś z siostrzyczek nie przyśle tylko sterczy tu jak pieprzona suka ogrodowa - wściekła mina jasno wskazywała na to, że Selen nie znajduje się na liście lubianych przez Zingard’a osób.

- Poczekaj, aż się Luks dowie - zachichotał Nares. - Ogoli ci w końcu tą zawszoną brodę, zobaczysz.

- Ogoli-pierdoli - prychnął krasnolud, samemu dolewając sobie z dzbana. - Gówno mi zrobi.

- On może tak, ale Rie - Estelle wymownym ruchem palca przejechała po własnej brodzie. - Będziesz łysy jak dupa niemowlaka.

- Pierdol się - warknął w odpowiedzi rudzielec, zagarniając talerz mięsiwa i ruszając w stronę wyjścia z jadalni, w którym ówcześnie zniknęła służąca.

- Lepiej sama niż z tobą - zaśmiała się wojowniczka. - Szykują się kłopoty, co nie? - Gdy tylko krasnolud zniknął, odezwała się całkiem poważnie do pozostałego w sali młodzieńca.

- To pewne, jak to że jestem przystojny - odpowiedział, jednak nie roześmiał się z własnego żartu. - Sine nie wraca. Mesena też. Juster miał dać znać, jak im idzie, a do tej pory nie dał. Nawet Symeon się nie odzywa, a wiesz jaki z niego lizidupa. Kłopoty to mało powiedziane.

- Dobrze chociaż, że Rie wróciła - Estelle wzniosła toast i wstała. - Muszę się czymś zająć. idziesz poćwiczyć?

- Z tobą zawsze, maleńka - wyszczerzył się młodzik i ochoczo dokończył kufel. - Tylko bądź delikatna, skarbie.

- Wypieprzę cię aż miło, słodziutki - zaśmiała się wojowniczka i w całkiem już dobrych humorach oddalili się tą samą drogą co pozostali.

- Możesz już wyjść z ukrycia - Tariel usłyszał cichy głos, gdy tylko tamci zniknęli w czeluściach rezydencji. Upadła stała oparta o kolumnę podtrzymującą środkowy łuk.

- Wyczuwam twój umysł - kontynuowała, nie patrząc na niego, a na wnętrze kominka. - To ty przybyłeś z naszą małą księżniczką. Dlaczego się ukrywasz?

Podszedł nieco bliżej, lecz nadal nie zdejmował iluzji. Nie wychodził również na kontakt wzrokowy z upadłą.
- Nie jestem tu mile widziany - odparł krótko.

Skinęła głową potwierdzając tym ruchem jego słowa.
- Nie jesteś - dodała, nie odwracając spojrzenia. - A jednak tu jesteś. Czuję na tobie ślady tkania. Słabnące już, jednak - przechyliła głowę, jakby nasłuchując. - Tak, są tam z pewnością. Polubiła cię, prawda? Nie zaprzeczaj - uprzedziła jego ewentualny sprzeciw. - Gdyby tak nie było to byś tu nie trafił. Jestem jednak ciekawa dlaczego… - Upiła łyk z pucharu, ledwie mocząc w nim swe usta. Jej skrzydła rozłożyły się nieco pozwalając by plecy nieco ciaśniej przyległy do chłodnego kamienia.

Wzruszył ramionami odruchowo. Zreflektował się dopiero po chwili.
- To ją musisz o to zapytać. Może dlatego, że jej pomogłem.

Kobieta roześmiała się cicho. Widać nawet oznaka wesołości w jej wydaniu nie była w stanie osiągnąć poziomu, który zwykle określano jako głośny.
- Zapytam - skinęła głową. - Przyjdzie do mnie za chwil parę. Widzę ją w wichrach czasu.

Uniosła dłoń, jakby przesuwała nią delikatne zasłony, które tylko ona widziała.
- Przyszłość jednak jest taka niepewna. Nawet dla mnie niemożliwa do odgadnięcia. Bez wątpienia jednak bogowie mają co do ciebie plany, demonie. Pomodlę się do Margh by czuwała także i nad twoim losem.

Na chwilę zamarł zdziwiony, po czym rozejrzał się, by zyskać pewność, iż nikt go nie widzi. Zdjął z siebie iluzję. Chciał zapytać czy jest jasnowidzem, ale to by było głupie pytanie.
- Jakie plany? - zapytał ze zmarszczonymi brwiami.

- Zależne od twoich decyzji - uśmiechnęła się. - Chcesz ujrzeć gdzie ścieżki przyszłości wiodą cię w tej chwili?

Oderwała się od kolumny i dopiero wtedy przeniosła na niego spojrzenie. Jej oczy były dwoma lśniącymi rubinami. Moc, która w nich pałała nie mogła zostać zmierzona ludzkimi, elfimi czy demonimi miarami. Kimkolwiek była ta, którą zwano Hostią, władała mocą która pochodzić mogła jedynie bezpośrednio od bogów.

Wzruszył ramionami obojętnie wpatrując się w nią. Zaraz potem skinął głową.
Uśmiechnęła się do niego lekko.
- Zatem oddajmy twoją przyszłość w dłonie Margh by wskazała mi cel, do którego zmierza twoja ścieżka - co powiedziawszy zaczęła szeptać modlitwy, z których Tarliel zrozumiał jedynie garść oderwanych słów. Zdecydowanie powinien poświęcić nieco czasu na naukę języka upadłych. To jednak co zostało w jego pamięci pozwalało mu domyślić się, że kobieta wzywa moc samej Trójcy, a konkretnie tej z jej przedstawicielek, którą zwykle wyznawali jedynie ci, którzy czarną magią się parali, lub podążali ścieżkami Tahary lub Darkara. Światło dnia i blask świec zniknęły. Zniknął stół i krzesła. Została tylko modląca się upadła i on, w otoczeniu czerni. Nie minęło jednak wiele czasu, a z owej czerni począł wyłaniać się obraz.


- Ach - westchnęła Hostia, rozglądając się wokoło. - Znam to miejsce.

Następnie spojrzała ze współczuciem na okaleczone ciało więźnia, które dziwnie przypominało Tarielowi jego samego.
- Niezbyt przyjemny sposób by zakończyć życie. Co jednak sprawiło, że wylądowałeś w kaźni? Jaką to decyzję podjąłeś? Pytania… - Spojrzała na niego, zupełnie jakby oczekiwała odpowiedzi. - To jednak jest tylko jedna wersja tego, co cię czeka.

- Pocieszające - skomentował kwaśno to, co widział nie wydając się być przekonany do tej wersji.

- Przyszłość to wieczna zmienna - oświadczyła Hostia, spacerując po kamiennej podłodze. - Jej wizje zmieniają się tak często, jak zmieniają podejmowane decyzje. Podejmujesz niewłaściwą, kończysz w miejscu, w którym za nią płacisz. Podejmujesz właściwą, a trafiasz tam, gdzie możesz odebrać nagrodę. To tylko życie - machnęła dłonią by przenieść ich w miejsce, które wyglądało nieco przyjaźniej.


- Trudność polega na tym, by dostrzec różnicę między złą, a dobrą - kontynuowała, pochylając się by zanurzyć dłoń w wesoło szumiącej rzece. Dłoń jej wniknęła w wodę, jednak nie wywołała żadnego efektu, zupełnie jakby kobieta była duchem.

Rozejrzał się po okolicy.
- W jaki sposób to moja przyszłość? Na dnie?

- Czy widzisz swoje ciało w tej rzece? - Odpowiedziała pytaniem, na jego pytania. Cierpliwie, jakby rozmawiała z dzieckiem, co sądząc po poziomie jej mocy, mogło nie być takie znów dalekie od prawdy. - Nie, nie wydaje mi się, chociaż to nie moja przyszłość, więc… - Wzruszenie ramion i uśmiech dokończyły zdanie. - Nie pokazuję ci śmierci, a przyszłość. Ta nie musi się kończyć twoim odejściem do Ogrodów. Tamta kończyła. Kolejna wizja może pokazać co czeka na ciebie za godzinę, jutro czy pojutrze. To jedynie drobne luki w czasie, które pozwalają na spojrzenie dalej niż chwila obecna. Zwykle jednak są to momenty szczególne, ważne, znaczące. Jak śmierć. - Kolejny uśmiech, łagodny i nieco rozbawiony, jednak pozbawiony kpiny czy pobłażania.

Skinął głową.
- Czyli nie muszę się teraz w niej zobaczyć?

Pokręciła głową.
- Nie, nie musisz - potwierdziła. - Jesteś tu gdzieś, to pewne. W innym wypadku miejsce to nie pojawiłoby się jako ważny punkt na twojej drodze. Z czasem dojdziesz do tego dlaczego. Dokonasz wyborów, które doprowadzą cię tutaj, lub tam, a może w całkiem inne miejsca.

Wizja rozwiała się, na powrót umiejscawiając ich w sali jadalnej posiadłości Luksa. Upadła ponownie oparła plecy o kolumnę i przymknęła oczy. Puchar powędrował do jej ust, a na twarzy pojawił się wyraz ulgi gdy trunek spłynął do gardła.

- Jaka szkoda, że wkrótce opuścisz to miejsce - oświadczyła po chwili, z wyraźnym i raczej szczerym żalem. - Stanowisz miłą odmianę od tej bandy, której przyszłość jest tak pewna, że aż nudna.

- Opuszczę. Choć nie do końca wiem gdzie pójdę - w rzeczywistości nigdy do końca to nigdy tego nie wiedział.

- Decyzje - uniosła powieki i zmierzyła go rozbawionym spojrzeniem. - Jestem pewna, że jeszcze o tobie usłyszę.

- Kapłanko - dał się słyszeć radosny głos Amarie, po którym nastąpiło pełne sprzeciwu skrzeczenie Aki’ego.

- Pora byś zniknął - doradziła mu Hostia. - Odpocznij i pomyśl. Nikt nie będzie cię niepokoił. Uwierz mi - dodała ze śmiechem, zwinnym ruchem odwracając się i ponownie wznawiając swój spacer po ogrodzie.

Pokiwał kobiecie głową i zniknął. Odszedł w kierunku ofiarowanego mu pokoju spoglądając jeszcze na niewielką Amarie.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline