Padł we znak już po raz kolejny tego dnia. Może tym właśnie powinien się zająć w życiu. Przewracaniem się i leżeniem. Jak dotąd szło mu to całkiem nieźle. Teraz jednak miał jeszcze inny problem. Umiejscowiony był on w klindze miecza, który dość intensywnie naruszał jego przestrzeń osobistą.
- Na psią juchę! - zarzęził jak emeryt w stanie przedzawałowym na kolejce górskiej - Toż to grettańska stal. Swoje warte.
Teraz musiał tylko wyjąć to żelastwo ze swojego ciała. A potem będzie mógł je opchnąć na starym targu w mieście Tobogne. Taaak, już widział jak zachwala historię oręża uginającemu się pod karatem handlarzowi. Panie, sam to z trzewi wyciągnąłem. Tak mu powie. A on jak zwykle każe mu spieprzać.
Ale dość rozmyślań o handlu bronią ciskaną w goblińskich kopalniach. Wyglądało na to że Lucyna miała problem z ukrytym w mrokach agresorem. Albo była to wyjątkowo osobliwa randka w ciemno. W obydwu przypadkach Partridge czuł się zazdrosny. Z trudem sięgnął do Bogdana i przyciągnął go do siebie.
- Na co czekasz mały gnoju - swoim zwyczajem zaczął sympatycznie - Turlaj rzyć i jej pomóż. Ja jestem zajęty wykrwawianiem się.