Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-05-2016, 11:12   #35
Asuryan
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
W tym samym czasie, szermierz obserwował jej poczynania. I choć zdawał się być pochłonięty tym spektaklem, Eldar wiedział że to tylko prowokacja. Jego zmysły były wyczulone, jego mięśnie gotowe do szybkich i precyzyjnych cięć, a jego duch... zdawał się przytłaczający. Tak jakby mówił: “Obserwuj i nie przeszkadzaj. Przeszkodź a zginiesz.”
Anthrilien nie przejął się niemym ostrzeżeniem, spokojnym gestem przyzwał sztylet z powrotem, chowając go w zakamarkach szaty. Mimo to jednak chwilowo nie miał zamiaru się mieszać. Pomimo wcześniejszej pomocy dziewczyny, zmęczenie zaczynało dawać o sobie znać, więc chwila odpoczynku była mile widziana. Nie rozpraszał się jednak, obserwował zarówno krwawiącego szermierza jak i walkę Jenny. Oglądnął się również na pozostałą część pola bitwy oraz walkę Susanoo i Anubisa.
W miejscu, w którym przed chwilą walczył rogacz, ktoś zajął jego miejsce. Zapewne uderzył z całej siły by zrobić przejście przez rycerza i popędzić w stronę zagrożonej dziewczyny. Kto zajął jego miejsce, nie było do końca jasne. Zex zwarł się z tamtą osobą, stojąc plecami do Anthrilena.
Pole bitwy powoli się przerzedzało. Nieumarli zaczynali stracić swoje siły, choć kilka osobników zmieniła barwę skóry na czarną i trzymała się dzielnie. W szeregach nieludzi zaczynało już brakować sił. Nie wiadomo kiedy ostrzał od strony lasu został przerwany. Wielu już padło, ale ci którzy stali jeszcze na polu bitwy z pewnością należeli do elity.
Z kolei w ostatni starciu sytuacja wyglądała jakkolwiek źle. Po wielkim stalowym rycerzu pozostały strzępy. A raczej fragmentaryczne kawałki zbroi walczące teraz z jakimiś orko-podobnymi tworami. Amut leżała gdzieś na uboczu, a Anubis razem z nią. Do niego nieśpiesznym krokiem, niczym zbliżająca się śmierć, kroczył Gubernator. W dłoniach trzymał 2 kruczo czarne ostrza, a przy boku miał równie czarne ogary.

Jenny nie lubiła go już wcześniej. Nie lubiła ich wszystkich. Piosenka leczyła obitego lykantropa, eldara, siebie, jak i Susanoo.
Odczucia Anthriliena względem rodziny niewiele się różniły. Odszedł od szermierza i zastąpił drogę Gubernatorowi, jednocześnie przenosząc rannych myślą w stronę piosenkarki. Wbił kostur w ziemie po swojej lewej. Złapawszy miecz oburącz przeszedł do swojej ulubionej, zmodyfikowanej, odwróconej, gardy “okno” trzymając dodatkowo miecz pod lekkim skosem w dół. Czekał.
Jenny patrzyła intensywnie na pobojowisko. Coś się zmieniło, ale nie wiedziała jeszcze o tym. Nie zauważała jak muzyka, którą kreuje zmienia się i wzmacnia. Jej umysł myślał już tymi dźwiękami jednocząc się z nimi. Jej postać zaś świeciła intensywniej niż powinna. Nagle nastąpiło krótkie interludium, w którym poświata zagęściła się znikając niemal w ciele Jenny. Po tym nastąpiło uderzenie.
[media]https://www.youtube.com/watch?v=h-rj8HVW3PQ [/media]
Świetlisto-żółte nici muzyki rozprzestrzeniły się łapiąc znacznie więcej osób niż normalnie powinny. Zarówno Susanoo jak i Anubis od razu poczuli różnicę w sile z jaką działała na nich. Rany w zastraszającym tempie goiły się. Dusza dudniła w determinacji, a instynkt podpowiadał że czas ruszyć do walki. Ranni nieludzie wstawali znów pełni życia i woli walki. Piosenkarka uniosła się nad ziemię pulsując energią. Nie wyglądała by do końca kontaktowała co się wokół niej dzieje. Wpadła w pół świadomy trans i potrzebowała ochrony. Rogacz bez problemu to zauważył, rzucając się z powrotem po swoją broń. Czarodziej wciąż był realnym zagrożeniem tak jak szermierz i rodzina. Cóż lepszego przeciw zjednoczonej armii niż druga, która zachowuje do tego swoją indywidualność. Swoje emocje.
Przez pole bitwy znów ktoś przeleciał. To był ten sam elf, któremu pomogła Jenny przed wejściem na pole bitwy. Jego rana była głęboka, lecz nim upadł już zdążyła się wystarczająco zasklepić. I lądując znów ruszył w bój.
On, jakiś lykanin, jaszczur i kot we czwórkę zajmowali się Zexem. Anubis powoli wracał do siebie, ale był w gorszym stanie, jego rany nie było tylko powierzchniowe, a dodatkowo nosiły na sobie ślady jakiejś dziwnej mocy.
Susano odzyskał już większą część utraconego ciała oraz buławę i strzegł Jenny.
Mag także już się pozbierał. I zaczynał skandować jakieś zawiłe zaklęcia. Wokoło niego pojawiało się coraz więcej magicznych kręgów.
Wtedy nie wiadomo skąd tuż obok Jenny śmignęła strzała, która trafiła w locie druga strzałę. Obie przyleciała zza jej pleców, druga od strony Uni. Pytanie tylko która miała ją trafić. Szybko jednak się dało się zauważyć wzrost liczby wrogów. Od strony Rodziny zaczęły pojawiać się, partiami, kolejne grupy dziwnych istot.

Istoty wychodziły z czarnych wyrw za plecami Gubernatora.
- Czy to pierwszy raz jak stajemy przeciwko sobie? - zapytał gubernator z uśmiechem, w stronę Anthrilena.
Biła od niego aura czegoś złowieszczego. Czegoś bardzo złego, wręcz demonicznego.
- Ty... - ciężkie sapniecie Anubisa
- Twój przyjaciel jest w kiepskim stanie, ty również w nie najlepszym. Jeśli chcesz mogę mu pomóc? Wystarczy że obiecasz mi swoją siłę.
Choć anhriler czuł się z każdą chwilą coraz lepiej, jego zbroja poważnie ucierpiała. Nie stanowiła już należytej ochrony.
Uszy Jenny nie były głuche, choć jej myśli wcale nie były podpożądkowane codziennemu tokowi. Uniosła się jeszcze wyżej grając swą muzykę. Szarpnęła za struny a gryfu poleciała niewielka błyskawica w stronę Gubernatora. Swoją siłą nie miała nawet szans mu czegokolwiek zrobić. Zwróciła na pewno jego uwagę. Rozjarzona postać Jenny spojrzała na byłego towarzysza podróży.
- Nie poddamy się, nie umrzemy!
Przeżyjemy życie tak jak chcemy!
Was jest legion.
Nas tysiące.
Ale to my przeżyjemy! - zaśpiewała chórem Jenny wraz ze swoją świetlistą kopią .
- Nie bójcie się! Jesteśmy z wami! - Zakrzyknęła piosenkarka na całe pole walki. Ciężko było stwierdzić o jakich “my” mówiła. Jej słowa jednak podparte były motywującą muzyką. Kolejni i kolejni nieludzcy wojownicy dołączali do kręgu muzyki łącząc się w grupy. Przyświecał im ten sam cel. Był już w ich głowach wcześniej, teraz był tylko mocniejszy. Choć wielu było martwych, ci który jeszcze żyli wstawali nawet z najcięższych ran. Armia na nowo się tworzyła nacierając dużo skuteczniej na wroga niż poprzednio.
Susanoo ruszył w końcu po broń i aby stawić czoła magowi. Jego podopieczna była bardzo odsłonięta i potrzebowała każdej ochrony jaka tylko się natrafiła. Czół jak i w jego ciele buzowała determinacja. Intuicja granej muzyki podpowiadała mu kiedy inne grupy do nich dotrą, dokąd biegną i czy da rade im pomóc. Jak każdy jednak wciąż zachowywał swoją własną wolę.
W odpowiedzi, w stronę Jenny, poszybowała strzała o białym grocie. Pojawiła się znikąd zza pleców gubernatora. Nim jednak dosięgła śpiewaczki, kolejna strzała wyszła jej na przeciw. I choć nie trafiła, zmieniła odrobinę jej kurs.
Strzelcem był na pewno elf. Jenny to czuła, czuła także że on ją zna, ale nie mogła się nad tym dłużej zastanawiać. Gdyby skupiła się na nim jej moc mogła by się rozproszyć.
Strzała Rodziny drasnęła jej ramię. Niewielkie rozcięcie, z którego płynęła stróżka krwi. Rana która nie chciała się zagoić.
Po chwili zza Gubernatora pojawiły się kolejne 2 portale.
Z jednego wyszedł smok o czarnych kościach.

Z drugiego Gao Mara

- Zabić ją. - wydał krótki rozkaz - Ale ciało ma być całe.
Anubis wstał ociężale. Delikatnie oparł się o ramię Eldara. Kilka z jego ran nie chciało się zagoić.
- Acronah.
Ciężki wojownik rodziny, walczący po stronie Anubisa rozpadł się. Nad leżącą materią, pojawił się kamienny gargulec.

Z ochotą zabrał się za pałaszowani zbroi. Pochłoną ją dosłownie w jednej chwili, by w kolejnej zwrócić szarą bezkształtną masę. Masa ta uformowała się w nową zbroję.
- Sesun.
Zbroja przybrała czarnego zabarwienia, a w oczodołach hełmu pojawiły się czerwone ogniki.

- Amut, powrót. Acronah daj mi moc.
Nieprzytomna towarzyszka Anubisa rozsypała się w pył. Gargulec przysiadł gdzieś nieopodal i zaczął mienić się delikatnym blaskiem.
- Długo tak nie wytrzymam. - powiedział jedną dłonią ściskając ranę, drugą zaciskając na kamiennym ostrzu. - Do tego czasu... dajmy mu nauczkę. - klepną ramie Anthrilena.
Twarz Gubernatora wciąż pozostała bez wyrazu. Jego czarne chowańce rzuciły się biegiem w stronę dwóch wojowników (anth, anub), a krok za nimi biegł i on sam.
NA moment przed wejściem w zwarcie, eldar impulsem podciął nogę biegnącego Gubernatora, spowalniając go. Dało mu to chwilę by ciąć szarżującego chowańca przez otwarty pysk.
Na moment, gdy ostrze zagłębiło się w ciało chowańca, zalśniło fioletową otoczką. Chowaniec rozpadł się niczym dym. Druga bestia nie zdążyła nawet zbliżyć się do anubisa, bo czarna zbroja pochwyciła ją i zmiażdżyła w jednym uścisku.
-Sesun walcz. - Z tymi słowami anubis zaszarżował z niezwykłą prędkością na Gubernatora, a gdy ten uniknął pierwszego ciosu, zaraz w to miejsce nadleciała stalowa pięść.
Lecz dla gubernatora wydawało się to bez znaczenia. Nie-wiedzieć kiedy miał już dodatkowe 2 ręce jego wielkości, którymi starł się w uścisku. Z jego pleców wyrosły dodatkowe pajęcze odnóża.
Wtedy, ledwie przez moment pieczęć Anthrilena zapulsowała, a runy zalśniły czerwienią.
***
Gao mara ogłosiła swoje przybycie potężnym krzykiem. Wśród wojowników nieludzi pojawiły się oznaki strachu, które za pomocą melodii dotarły również do Jenny. Kościany smok, nie wydawał odgłosów, uniósł się w powietrze
i frunął z otwartą paszczą na lewitującą piosenkarkę. Jednak przeszkodziło mu potężny cios, spadający na neigo z góry. Susano naparł na niego buławą sprowadzając go do poziomu gruntu.
Miejsce w którym wylądował zasypał deszcz gromów, ogni, lodowych sopli i innych magicznych czarów.
Kolejne kręgi maga ustawiały się teraz w stronę Jenny, ale nim wystrzeliły magiem coś szarpnęło. Z jego barku wystawały dwie strzały.
Dwóch łuczników chroniących Jenny.
[img]http://img03.deviantart.net/c77e/i/2011/363/3/0/elvish_archer_by_rez_art-d4klexi.jpg
http://data.whicdn.com/images/217866547/large.jpg [/img]
Jasnym się stało, że teraz ona stanowiła główny cel wrogiej armii.
Zauważył to również najmniej chciany wróg. Zex, rycerz z którym walczył Susanoo. Krok po kroku zbliżał się do piosenkarki, mimo iż musiał stawać w szranki z już 10 przeciwnikami na raz.
Na twarzy śpiewającej dziewczyny pojawił się grymas. Ściągnęła brwi czując jak strach zaburzył harmonię. Zareagowała na to wygładzając niechcianą falę. Nie wyglądało jakby zauważyła rozcięcie na ramieniu. Wciąż śpiewała wisząc w powietrzu. Czegoś jednak brakowało aby przechylić szalę zwycięstwa na ich stronę, coś umykało.

Nagle Zex uderzył w ziemię śląc dość potężną falę uderzeniową strącając dziewczynę jej pozycji. Poleciała kilka metrów w tył padając i turlając się po ziemi. Gitara wypadła jej z rąk, leżąc teraz zbyt daleko aby ją złapać. Połączenie zostało zerwane choć sama Jenny nie wypadła do końca z transu. Oszołomiona starała się pozbierać z ziemi. Przytłumione dźwięki nie pomagały się zorientować co się dzieje. Opierając dłonie o ziemię usłyszała coś. Rytm, szept, cichy śpiew. Tętno. Usłyszała sprzeciw na hordy nieumarłych, na woń śmierci i zła. Wplotła swój szept w tę pierwotną muzykę. Tętno puszczy. Śpiewała do ziemi, a ona jej odpowiedziała.
[media]https://www.youtube.com/watch?v=BLNhgC6k8kE[/media]
W tym czasie Zex nieubłaganie kroczył w stronę piosenkarki niespecjalnie przejmując się pozbawionych wsparcia nieludzi. Czarodziej splatał czary lecz coś mu przestało pasować. Coś się zmieniało. Aura otoczenia. Zex usłyszał szept.
- Tree, twenty five, fifteen, twenty two, tewnty tree, one - Jenny odliczała podnosząc się na kolana. Nie była sama za nią była druga postać, świetlista. Pojawiła się znikąd dołączając do śpiewu. Zex przyspieszył, ale było za późno. Wokół Jenny energia wybuchła śląc falę uderzeniową na nowo obejmując armię nieludzi. Ziemia pod stopami wzruszyła się i zaczęła wybrzuszać. Korzenie wytrysnęły spod ziemi jak i zza linii lasu. Piosenkarka wstała, a chór świetlistych istot śpiewał i grał wzmacniając jej działania. Gwałtownym ruchem rąk sprawiła, że korzenie odepchnęły wielką zbroję. Poprzez nie dziewczyna wiedziała jaka jest sytuacja na polu walki i gestami prowadziła nieludzi niczym rozkazami po polu. Niemal tańcząc Jenny słała fale nieludzi do wali, wycofywała ich, flankowała wroga, szukała słabych punktów. A to wszystko robiła okrążona jednym z korzeni podobnym z wyglądu do smoka. Walczył z Zexem podgryzając go, zasłaniając Jenny , rozdzielając się by na powrót się połączyć. Kiedy chór śpiewał piosenkarka słała na wojownika falę dźwiękową zdolną ledwie go utrzymać w miejscu. Korzenie na polu przytrzymały kościanego smoka, dając szansę zaatakować. Gao Mara również musiała borykać się z nazbyt ruchliwą naturą.
Gdzieś w tym całym zgiełku był Susanoo, Anthirilen i Anubis. Odcięci od piosenkarki mający własne walki. Wsparci przez nagłe pojawienie się korzeni tak chętnych im pomóc.
Susanoo znów tracąc na masie, powstał z pobojowiska. Skoro smokiem zajęły się korzenie on na powrót mógł zmierzy się z magiem. Spojrzał jeszcze przelotnie na Jenny. Choć chciał jej pomóc wiedział, że do niego należy powstrzymanie maga.
- Ach. - westchnął niezrozumiale pochylając się w stronę swojego celu. Z buławy wysunęły się ostrza. -Pozycja zniszczenia: Czyściciel grzechu! - wystrzelił z miejsca. A jako efekt słychać było wybuch.
***
Za gubernatorem pojawił się nowy członek rodziny, który zajął się atakującymi go korzeniami.

Nie dołączył się jednak do walki.
Anthrilien zmienił nieco taktykę. Rzucił wzmocnienie na Anubisa, by przechylić szalę na jego stronę. Gubernator, pod gwałtownym wzrostem siły oponenta, cofnął się mimowolnie. W tym samym czasie eldar ukrywszy się pod zasłoną natarł na przeciwnika z flanki by oburącz wyprowadzić jedno, długie cięcie. Struga krwi wyleciała w powietrze, razem z prawą ręką i jednym z pajęczych odnóży Gubernatora. Anubis skorzystał z okazji i zdzielił przeciwnika w twarz, odsyłając go na kilka metrów w tył. Nie zdążyli jednak wykorzystać tymczasowej przewagi, gdyż w tym samym czasie...
Jenny jednak nie była w stanie utrzymać tak potężnej mocy długo. Szybko zaczęła słabnąć czując jak jej ciało powoli opada z sił. To była kwestia chwil nim dziewczyna padnie nieprzytomna po takim wyczynie.
Ostrze Zex-a pokryło się czarnymi płomieniami.
- Emperror Crown !
Czarny strumień przeciął chroniący Jenny korzeń.
Okrzyk! Potężny strumień powietrza zdołał z oporem sparować atak, lecz w kolejnej chwili metaliczne ostrze znalazło się już pod szyją piosenkarki.
“To już koniec. Pomyślała”
Lecz nie poczuła bólu. Otworzyła oczy a ostrze wciąż tkwiło pod jej szyją.
Chciała się poruszyć, coś powiedzieć lecz nie mogła. Wszystko zamarło w bezruchu, zapanowała cisza. Nikt się nie ruszał. Czyżby czas się zatrzymał?
Nie... Czas płynął. Las szumiał. Ale nikt się nie ruszał. Błąd. Nikt nie mógł się ruszyć.
Pojedyncze słowa skupiły jej uwagę.
- Stun Venom...
Pośród tak niezwykłe sytuacji pojedyncze kroki zdawały się brzmieć niczym uderzenia młota. A może tylko dla tego, że Jenny wciąż była pod wpływem tej mocy.
Od strony lasu przez pole bitwy kroczyła samotna postać, Spokojnym nieśpiesznym krokiem, szła przez pole bitwy samotna postać.
Trzeba było się wysilić by ją zobaczyć, bo w końcu głową też nie można było poruszyć.
Gdy tylko przechodziła obok wrogich Zombie, te rozpadały się w pył.
I tak sytuacja trwała przez najbliższe kilka minut.
W końcu dotarła do centrum, stają w miejscu w którym wszyscy najważniejsi wrogowie byli w stanie go dostrzec.
- Dość!!! tej bezsensownej walki. - Scorpion w końcu przybył. - Przybyłem, a to oznacza koniec.
Pstryknięcie.
Ciała sojuszników zostały wyzwolone z objęć paraliżu, tak jak głowy wrogów.
Nikt jednak nie kwapił się by zaatakować nieruchomych wrogów.
- Odejdziecie i zaniesiecie wieść swoim władcom. Następnym razem, nie będę miał do was litości. Jeżeli myśleliście że w tak nieodpowiedniej sytuacji i pod nieobecność Rezonera macie jakiekolwiek szanse, to byliście w błędzie.
Jenny była przerażona mocą jaką posiadał Scorpion. To przerażenie zdążyła zrozumieć jako respekt przed potęgą. Westchnęła czując jak jej ciało traci siły. Zrobiła krok w tył padając na ziemię. Świadomość zatańczyła na krawędzi ciemności. Ból wokół tatuaży trzymał ją przy przytomności. Przez rozmyty wzrok widziała poparzoną skórę i nieregularną czarną krawędź tatuażu. Wyglądało jakby się nieco wypalił. Nie miała jednak sił się nad tym zastanawiać.
- Su…
Eldar uważał wypuszczenie takiej ilości wrogów za głupotę. Nie miał jednak sił by się sprzeciwić. Walka z szermierzem zbytnio go wyczerpała. Spojrzał na Gubernatora, po czym odwrócił się bez słowa i pomógł iść równie zmęczonemu Anubisowi.


- Hyh. - prychniecie Zexa - Myślisz, że tą przemową cokolwiek zdziałasz. Prędzej czy później wedrzemy się do lasu, przelejemy krew twoich towarzyszy, a gdy z lasu zostaną zgliszcza, wtedy bogini będzie nasza. W tej chwili nasze kolejne oddziały atakują las z innego miejsca, od strony osady i zapewne od pustyni. Masz rację, to koniec. Wasz koniec.
Łub, pub!
Coś spadło na ziemię pod jego nogi.
Była to głowa i pistolet o dziwnym kształcie.
- Waszych oddziałów już nie ma. Zostały zmiecione.
- Jak?
- Nie tylko nas macie za wrogów. Siła lasu drzemie w nim samym. - Z lasu dało się słyszeć ryk bestii, koci ryk - A jego dzieci nie lubią intruzów.
***
Do leżącej Jenny podszedł Atari, elf z łukiem. Wziął ją delikatnie pod ramiona i zabrał w stronę lasu. Wzrok Zexa uważnie się jej przyglądał, tak jakby chciał wyryć sobie jej wygląd w pamięci.
***
- Jest silny.
- Bardzo niebezpieczny.
- Był by użyteczny.
- Chcemy go.
- Będzie nasz.
Ciche głosy wydobywały się z ust Gubernatora.
- Złapcie go! - demoniczny odgłos.


***
- Uwolnię was, a wy odejdziecie.
- Scorpio... - skorpion uniósł dłoń, to nie były decyzje poddane dyskusji. Teraz on dyktował wszystkie warunki. - Zbierzcie rannych i martwych. Zaraz przybędą Griss i Yang.
- D... Dobrze.
- Na dziś już koniec.
Odgłos pstryknięcia, na tle zachodzącego słońca i zbierających się chmur.
W tej samej chwili uwolniony Zex chwycił mocno za broń. Potężny zamach został sparowany olbrzymim mieczem arrancara. W tej samej chwili nad głowami wojowników pojawiły się czarne portale z których wyskoczyło pięciu czarnych członków rodziny, Gao mara, czarne macki a z ostatniej wychylił się łeb jakiegoś jaszczura, z czarnej masy.
Przeciągły wdech. Wolną ręką leśny zdjął swoją stalową maskę spoglądając na nadchodzący atak.
- Venom... Cero
[img]http://vignette3.wikia.nocookie.net/bleachfanfiction/images/5/5a/Ahatake_Cerscuras.jpg/revision/latest?cb=20110528230105[/img]
Potężny strumień energii zmiótł wszystko na swojej drodze, wywołując podmuch wiatru i rozganiając deszczowe chmury. Za plecami gubernatora doszło do wybuchu. Za nim znajdował się jeden z portali.
- Chaban! [jp.farsa] Wynoście się, moja cierpliwość już się skończyła. I zapomnijcie o bogini. Jeśli to ona jest waszym prawdziwym celem. To pozbawię ją życia, nim wpadnie w wasze łapska.
Usta a raczej żuwaczki, które stanowiły element twarzy skorpiona były rozłożone, jakby gotowe do ataku.
Zex przez chwilę stał w zwarciu i bez reakcji. Z drugiej strony miał na głowie hełm przez który nie wiele można było dostrzec.
Odstąpił od zwarcia i zawrócił. Dając znać że to koniec. Choć owy gest nie był kierowany do wielkiej liczby osób, bo raptem pozostał Gubernator. Po drodze podniósł z ziemi czarnego maga i cała trójka zniknęła.
Mistrz miecza zniknął już jakiś czas temu.
Bitwa dobiegła końca.
Oddech ulgi. Żuwaczki skorpiona na powrót złożyły się i zakręciły. Nadając jego twarzy poważniejszy i mniej straszny wygląd. Skorpion schylił się po spoją maskę, którą od razu założył.
- Wracajmy - powiedział przyjaźnie.
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline