Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-05-2016, 11:15   #36
Asuryan
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
Północna puszcza. Biały pałac.
Szum lasu, odgłosy życia i bólu.
Jenny odzyskała przytomność. Leżała dokładnie w tym samym miejscu, do którego trafiła za pierwszym razem gdy przybyłą do lasu. Leśna chatka medyka.
Na legowisku obok leżał Anubis, pod ścianą zasiadał Anthrilen, zalegając jakby w półśnie wciąż pozostawał w hełmie i był cały w zakrzepłej krwi. Słychać było odgłosy innych rannych wojowników, ale jakby przytłumione. Wszystkie dźwięki, które słyszała były przytłumione. Po sali krzątali się alchemicy i zielarze przygotowując różnego rodzaju medykamenty.
Piosenkarka dźwignęła się na łokcie.
- Hej… - powiedziała słabo uśmiechając się - Gdzie Susanoo?
Rozejrzała się po chatce. Pamiętała, że znów był okaleczony. Miała nadzieję, że był żywy tak jak za pierwszym razem.
Krzątający się elf, druidka i jeszcze jakaś driada popatrzyli po sobie. Nie powiedzieli nic.
No tak - pomyślała Jenny - przecież nie rozumieją.
Wstała z łóżka. Podeszła do Anubisa zasmucona jego ranami. Sama była słaba, ale widok rannych nieludzi ściskał serce. Eldar też nie wyglądał najlepiej. Jenny kucnęła przed nim obawiając się jednak go dotknąć. Podniosła się chcąc wyjrzeć na zewnątrz.
Las żył własnym życiem. Wszystko było spokojne i głuche. Tak jakby nic się nie wydarzyło.
Mogła pomóc rannym. Mogła śpiewać. Po tym wszystkim co się wydarzyło powinna. Niejasne miała wspomnienia ale pamiętała pole bitwy. Musiała śpiewać. Tak więc zaczęła kształcić leczącą melodię wracając do wewnątrz.
Lecz melodia nie chciała się roznieść. Wydawała jedynie dźwięki, które słyszała wyraźnie w swojej głowie, lecz już nie na zewnątrz. Nie mogła użyć mocy.
Zamilkła przykładając dłoń do ust. Spojrzała na medyków w milczeniu. Przeniosła wzrok na rannych. Stała chwilę nieruchomo po czym powoli jak gdyby nic się nie stało wyszła poza chatkę medyka. Miała ochotę pobiec gdzieś przed siebie, schować się w najgłębszym zakamarku lasu. Nie zrobiła jednak tego. Wciąż miała gitarę. Może po prostu to peluneum, które połknęła przestało działać? Rozpuściło się? Odnalazło wyjście? Cokolwiek się nie stało zanim zacznie panikować musi odnaleźć gitarę. Nie zwróciła uwagi czy jej rzeczy były w chatce.
Była na drzewie, drewnianych mostach zwisających miedzy koronami drzew. Spoglądała na ziemię, jakieś 15 metrów pod nią. Dostrzegła kilak znajomych twarzy, w tym dwóch elfich łuczników oraz Grissa. Ten niebiesko włosy zdaje się wiedzieć wiele, może on będzie w stanie jej pomóc.
- Hej Griss! - zakrzyknęła Jenny Nachylając się nad barierką i wymachując ręką. - Poczekaj!
Gdy tylko ją zauważył odsunęła się i pobiegła po mostku szukając jakiegoś zejścia, schodów, czegokolwiek co mogła wykorzystać.
Po paru minutach lawirowania w końcu zdołała zejść na dół. Niebiesko-włosy zdawał się nie mieć nic przeciwko czekaniu. Czekał spokojnie bawiąc się źdźbłem trawy.
- Jenny. - rzekł swoim naturalnie leniwym tonem. - Widzę, że jesteś pełna energii. To znaczy, że zdrowie powraca. Cieszy mnie to wielce.
- Znaczy… nie do końca. Nieważne, możesz mi powiedzieć gdzie znajdę swoje rzeczy? Pobiegłam walczyć niemal od razu po pomocy Yougan i jeszcze na polu bitwy straciłam gitarę. No i czy widziałeś może mojego towarzysza? Susanoo, tego z rogami - dziewczyna przyłożyła dłonie do głowy imitując poroże mędrca.
- Prawdopodobnie twoje rzeczy zostały na polu bitwy. Gdy odchodziliśmy każdy brał co swoje, a gdy nie miał wiele, brał pokonanych. Ciebie Jenny, niosła tamta dwójka. - wskazał na łuczników.
Griss nieświadomie pominął fakt że obaj byli wycieńczeni dlatego musieli ją nieść we dwóch. W tym wypadku można było to zrozumieć dość opatrzenie.
- Ale nie widziałem by któryś z nich niósł dodatkowo gitarę. Mędrca też nie widziałem... - chwila ciszy - Nie pamiętam też czy w ogóle wracał z nami. - zastanowił się drapiąc za uchem - Jeżeli chcesz popytam czy ktoś go widział.
- Tak, proszę zapytaj. Em… wróciła bym jeszcze w takim razie przed las. Może znajdę ją. Mógłby ktoś pójść ze mną? Tak na wszelki wypadek - dziewczyna nie czuła się jeszcze na siłach aby przyznać się, że nie może wzbudzić muzyki. Wciąż miała nadzieję, że za pomocą gitary jej się uda. Panikę zostawi jeśli to nie zadziała. Bez tych mocy przecież to niewiele ponad zwykłego człowieka była. Ot walczyć na pięści nieco umiała. Do tego Susanoo gdzieś przepadł. Może był na tyle ranny, że nie mógł opuścić pola bitwy? Jak mu pomoże bez swojej muzyki? Jenny miała nadzieję, że nie dlatego Susanoo nikt nie widział.
***
W tym samym czasie...
Anthrilien poruszył się dopiero gdy dziewczyna wyszła. Obserwował ją już od pewnej chwili, czego ze względu na hełm nie mogła zauważyć. Był słaby, i mimo że prawdopodobnie zawdzięczał Jenny życie, nie miał zamiaru pokazać człowiekowi w jakim jest stanie.
Po chwili wstał, ciężko opierając się na kosturze, i niezauważalnie wyszedł z chaty. Nie mógł odpocząć w pajęczym trakcie, jego potencjalni mieszkańcy stanowili zbyt duże zagrożenie gdy był osłabiony. Unikając innych istot dotarł do strumienia przecinającego obóz. Zdjął hełm, napierśnik, naramienniki, karwasze oraz wierzchnią część ubrania, pozostając w luźnych szatach przepiętych pasem. Broń oraz kamienie duszy martwych eldarów położył obok, te ostatnie przykrywając. Obmywszy siebie i ekwipunek z krwi usiadł pod drzewem i obejrzał swoje rany. Dzięki muzyce piosenkarki na jego ciele pozostały już tylko blizny i zadrapania. Spojrzał na zdewastowany napierśnik i, wydobywszy z sakwy kilka wielościanów z upiorytu, zabrał się za naprawę.
Gdy skończył był już wieczór. Wtedy to dobył miecza i nie bacząc na zmęczenie, zaczął ćwiczyć najróżniejsze, zadziwiające, kombinacje i ruchy.
W okolicy pojawiła się jakaś istota. Obserwowała Athrilena już od jakiegoś czasu, ale dopiero teraz postanowiła nawiązać kontakt.
- Anth.~nya- zagadnęła z kocią nutą Fumi. - Słyszałam, że podczas bitwy, sam jeden toczyłeś bój z mistrzem miecza.~nyu
W jej obu dłoniach trzymane były ostrza.
Eldar zatrzymał się w trakcie ruchu, nie opuszczając miecza przed wyimaginowanym przeciwnikiem.
-Podobno ten mon’keigh był kimś takim- odpowiedział wciąż patrząc przed siebie, obserwując kocicę kątem oka- nie interesuje mnie jego pozycja w ludzkiej hierarchi, jeśli mam być szczery.
- Mrrr... -(odgłos podneicenia)
- Ludzkie hierarchie to nic naturalnego... ale jego siła to już coś.- ugięła nogi z kocią grację, pełną namiętności zaatakowała
Jej ruchy były płynne, niczym taniec. Oba ostrza poruszały się z gracją.
- Jakże chciała bym być na twoim miejscu.
Anthrilien płynnie przeszedł z wcześniejszej postawy defensywnej do ofensywy. Młynkiem zbił na bok broń kocicy, uderzając pod takim kątem by straciła równowagę. Równocześnie podciął jej nogi i złapał ją za nadgarstek wolną dłonią, by złagodzić upadek. Patrzył przez chwilę na przeciwniczkę trzymając ostrze przy jej krtani, po czym odezwał się spokojnym tonem
-Gdybyś była na moim miejscu. Pewnie byłabyś martwa.
- Mrrr? Kto wie... Słyszałam, że nie które istnienia po prostu do siebie nie pasują, a ich ścieżki i tak się splatają~nya. Może już by mnie tu nie było, a może... Nie. Na pewno bym nie wygrała. Moje dwa ostrza wciąż nie są w stanie sprostać tym... najzdolniejszym~nyu. Ale z tobą... może dała bym radę. Co ty na to?
-Nie walczę dla przyjemności- odpowiedział i odwrócił się w stronę swojego ekwipunku.
Kocica nadęła policzki i strzeliła foha.
- Jak sobie chcesz... yyyyy - wystawiła język, a oręż schowała za plecami. - Wracam do obozu. A i jeszcze jedno, Griss kazał przekazać, że z Anubisem nie jest najlepiej. Przez dłuższy czas będzie musiał pozostać w obozie.
-Dziękuję za informację- odparł nie odwracając się. Gdy kotka odeszła, westchnął ciężko i zaczął zakładać pozostały ekwipunek.
***
- Itt’ade. Dotarliśmy - ogłosił Atari odginając gałąź drzewa i ukazując zniszczone pole bitwy.
Jenny szła w krok za nim obserwując to go, to znów przeczesując las w poszukiwaniu swojej gitary.


Kilka chwil wcześniej...

- Niestety - zakomunikował Griss pojawiając się po kilkudziesięciu minutach
Jenny poderwała się z ziemi. Nie miała nic do roboty, a nerwy ją tak zjadały, że nie mogła czerpać przyjemności ze zwiedzania, więc zwyczajnie czekała.
- Nikt z walczących nie widział Mędrca po walce. Ale to w końcu Mędrzec, może udał się w dalszą podróż.
Za Grissem pojawił się Atari. Elf z drużyny Yuukiego. Ten sam który chronił Jenny podczas bitwy i ten sam, który walczył przeciwko niej w krypcie na pustyni.
- Ale znalazłem kogoś kto pójdzie z tobą na pole bitwy. Atari.- przedstawił go, na co elf delikatnie się ukłonił.
- Jenny - dziewczyna tez się nieco ukłoniła, czy tez raczej skinęła głową. - Dobrze się poznać. Widziałam cię tez podczas walki. Dziękuję. Yuuki też tu gdzieś jest?
Słowa Grissa wcale nie uspokoiły piosenkarki. Nie podobała jej się taka wizja. Mógłby się chociaż pożegnać. A co jeśli był tak bardzo ranny, że nie uznali go za żywego? Może potrzebuje pomocy?
- Tylko ja przybyłem. Reszta, na północy. Zanzibar, oaza. Chcieli ale to mój dom.
- Rozumiem - odpowiedziała Jenny.
- Skorpion mówił, że na północy był ktoś jeszcze poza bardlands gdy robił tam czystkę.
- Powiedziałem że nie muszą. Jeśli to nie problem. Chcę teraz, udać się na pole bitwy. Dziś wracam.


Pole bitwy nie wyglądało jak rzeźnia czy cmentarzysko. Nigdzie nie było leżących ciał. Było tu więc nader czysto, pomijając zniszczenia w postaci kraterów i walające się wszędzie uzbrojenie.

- Lay’tafe. Czysto. - Dopiero gdy to obwieścił, wyszli z lasu na otwartą przestrzeń. - Będę w okolicy. - wskazał palcem kierunek - Zaczekam, aż skończysz.
- Dzięki. Postaram się zrobić to jak najszybciej - rzuciła do elfa i ruszyła przed siebie szukając gitary. Spodziewała się, że mogła leżeć wszędzie. Nie umiała powiedzieć w której części ją zgubiła więc i tak zapewne przyjdzie jej przeszukać całe pole. Ale zaczęła od miejsca z którego weszli. Połamane strzały, wyszczerbione mieczy i kawałki zbroi to były najczęstsze dostrzegane przez nią rzeczy. Nigdzie w okolicy jednak nie było widać gitary. Jenny postanowiła więc poszukać w miejscu ostatniego starcia. Lecz inny obiekt jako pierwszy przykuł jej uwagę.

Złamana buława na dnie krateru.
Jenny wytrzeszczyła oczy. To była broń Susanoo.
- Nie nie nie nie - zaczęła szeptać pod nosem gdy rzuciła się do wgłębienia. Upadła na kolana łapiąc za części broni. Do oczu zaczęły jej napływać łzy. Potrząsnęła głową. Jeszcze nie czas na załamanie.
- Suu! - Krzyknęła rozglądając się dookoła. Podniosła się wciąż trzymając broń. - Susanoo!
Ruszyła szybkim krokiem obserwując okolicę i rozglądając się nerwowo. A co jeśli był nieprzytomny? Nie mógłby wtedy odpowiedzieć. Jenny zamknęła oczy starając się sięgnąć słuchem poza dudnienie swojego rozkołatanego serca. Nauczył ją tego, więc powinna móg go odnaleźć prawda? Prawda..?
Słychać było bicia dwóch serc. Jenny i drugie od strony lasu - Atari. A i tak z lekkim trudem przyszyło je rozróżnić Jenny wciąż słyszała wszystko jakby z zatkanymi uszami. Odgłosy ruchu i życia nakładały się z odgłosami otoczenia.
Poza nimi nie mogła niczego więcej wykryć.
Złamana broń, wróżyła najgorsze. Ale nigdzie nie było ciała.
Ale gdzieś, pojedynczy dźwięk przedarł się przez otoczenie.
Odgłos struny.
Jenny otworzyła oczy kierując się do źródła dźwięku. Pociągnęła za sobą broń nie mogąc jej zostawić. Miała nadzieję, że dobrze usłyszała.
Wyszła z krateru ciągnąc buławę po ziemi.
Jakieś 50 metrów od niej stała jej gitara. Dokładnie kilka metrów od miejsca w którym straciła przytomność.
Nie leżała tylko stała pionowo. Zwrócona w stronę Jenny jakby czekając na to by została zauważona. Po chwili spoglądania na to dziwne zjawisko gitara uniosła sięna kilka centymetrów i zaczęła się oddalać.
Przez moment Jenny patrzyła na to zdębiała. Zaraz jednak ruszyła za oddalającym się instrumentem.
- Hej! - zakrzyknęła gdy dotarło do niej, że równie dobrze ktoś mógł jej właśnie podwędzać gitarę. Skąd tylko miał płaszcz maskujący lub coś podobnego nie wiedziała.
Gitara zatrzymała się na moment pokiwała na boki, po czym przyśpieszyła.
Jenny również zaczęła biec. Problemem były tylko kawałki broni Susanoo. Z żalem zapamiętała gdzie je upuszcza i spięła mięśnie aby dogonić gitarę i jej niewidzialnego złodzieja.
Gitara choć zasuwała bardzo szybko, miała zbyt krótkie nogi. I w ciągu kilku chwil Jenny chwyciła za jej szyję.
By ją podnieść musiała włożyć więcej siły niż się wydawało, ale w końcu poderwała ją z ziemi.
I wtedy stała się kolejna dziwna rzecz. Gitara odpowiedziała.
- Puszczaj. Nie twoje. - rzekła piskliwym głosikiem.
- A właśnie, że moje - powiedziała gniewnie piosenkarka. - Korzystam z tego i potrzebuje.To, że zostało tutaj nie czyni tego wolnego do zabrania.
Jenny potrząsnęła gitarą mając nadzieję, że cokolwiek ją trzyma, puści. Zakładała, że coś ją trzyma, bo coś gadało. Setki robotów i SI w jej świecie przemawiało do ludzi, więc głos znikąd wcale nie był straszny, ani dziwny. Kłopotliwe było to, że tutaj technologia nie była powszechna. Także Jenny wcale nie była pewna do czego mówi.
Gdy potrząsnęła, coś odpadło z tyłu gitary. Było mniej więcej wielkości pudła więc z początku nie było tego widać. Karzełek. Małe owłosione coś o piskliwym głosie.
Ale jego widok wywołał całkiem inną reakcję niż złość. W oczach Jenny pojawiły się łzy.
- Jak to twoje? To panienki Jenny. - Miniaturka odwróciła się w jej stronę.

- Ano... faktycznie twoje.
Jenny puściła gitarę na ziemię i rzuciła się na miniaturkę rogacza przytulając go mocno do siebie.
- Su! Już się bałam, że cię nie zobaczę! Nikt nie wiedział gdzie jesteś i… i… myślałam, że podczas walki zrobili ci nieodwracalną krzywdę i.. i… że cię porwali a-albo że sobie poszedłeś - dziewczyna zapłakała się tuląc i bujając z miniaturką swojego przyjaciela. Dopiero gdy poczuła pewne wyrywanie opamiętała się odrobinę.
- Snif… co ci się stało? Dlaczego tak wyglądasz? - zapytała wyciągając ręce z Susanoo przed siebie.
- Panienko Jenny nie zapomniałaś chyba ze nie jestem człowiekiem? Gdy podczas walki straciłem pół ciała, nie stanowiło to dla nie zagrożenia. Bo póki Magatama jest cała...- powiedział szeptem odsłaniając kryształ wielkości jabłka, zajmujący teraz większą część jego piersi

- ...moje ciało się odbuduje. To mój rdzeń i moje serce.
Z drugiej strony znaczyło to, że jeśli ten mały klejnot, zostanie uszkodzony Susanoo zginie.
Mogło by się zdawać, że ten pogodny rogacz jest niepokonany. A choć posiada on niewyobrażalną siłę i umiejętność, i on ma swój słaby punkt. Do tego jeszcze na dumnie wypiętej piersi.
- Gdy zaatakowałem ostatni raz maga, wpadłem w jego pułapkę. Nieostrożność na starość, od co. - powiedział karzełek dumnie uderzając się w pierś.- Zdołałem go trafić, ale jego atak stanowił zagrożenie dla klejnotu. Musiałem poświęcić broń, a i tak straciłem całe ciało. Dopiero niedawno się odbudowałem. Wybrałem taką formę bo zależało mi na czasie i by szybko stąd odejść. Zauważyłem twoja gitarę i pomyślałem, że możesz ją chcieć z powrotem. Nie poznałem cię po głosie. Co się stało?
- Nie… nie mogę wydobyć melodii Su - postawiła go na ziemi z nietęgą miną. - To chyba przez to co zrobiłam… Co się stało. Ja… chyba zrobiłam coś co w moim świecie jest legendą…
- Wygląda mi to na “przeciążenie”. Co zrobiłaś?
- Te korzenie, ta moc… em znaczy jeśli się nie mylę… jeśli mogę uznać to za prawdziwe, to nazywaliśmy to Power Play. Całkowite zsynchronizowanie siebie i muzyki z peluneum, tym kryształem dzięki, któremu w ogóle mogę robić takie rzeczy dzięki muzyce… - dziewczyna podrapała się po głowie czując się głupio w ogóle zakładając, że ona mogła by osiągnąć coś takiego. Teraz naprawdę musiała uważać na agentów z jej świata…
- Jak widać to całe Power Play jest twoim przeciążeniem. Zaskakujące Jenny że użyłaś tego bez wcześniejszego poznania. Chociaż faktycznie występuje w kilku formach. No nic. Pozostało więc poczekać i odpocząć. Efekty uboczne powinny za jakiś czas minąć. - powiedział wypinając pierś i spoglądając w stronę lasu.
Kiedy został opuszczony na ziemię musiał spoglądać w górę by widzieć twarz piosenkarki. Problemy małych istnień.
- Jeśli nie ma panienka nic więcej tu do zrobienia to udał bym się do lasu. W tej formie przyjdzie mi jeszcze trochę pozostać, a tu nie jest bezpiecznie.
- Nie martw się, obronię cię - piosenkarka otarła resztki łez przywdziewając na twarz uśmiech. Zabrała swoją gitarę i już chciała ruszyć za Susanoo gdy spojrzała za siebie.
- Poczekaj… - cofnęła się po broń jaką zostawiła aby móc dogonić Mini-Susanoo. Gdy wracała rzekła.
- Może da się naprawić. Chodź tamtędy, Atari na nas czeka. Zaprowadzi nas.
Po krótkiej wymianie uprzejmości. Cała trójka wróciła do obozu. Tuż przed nim, odłączył się Atari i udał na północ w stronę Sanderfall.
Jenny pożegnała się z elfem i poprosiła, nieco złośliwie, przekazać pozdrowienia dla Yuukiego. Chciała mu o sobie przypomnieć, ale tego już głośno nie powiedziała. Gdy Atari zniknął Jenny po raz wtóry nie wytrzymała i przycisnęła mocno do siebie Susanoo.
- Ja wiem, wiem, ale nawet nie wyobrażasz sobie jak się cieszę, że żyjesz - powiedziała znów roniąc łzy, chociaż powinna się już uspokoić.
- Jak chcesz panienko możesz mnie nieść. Raczej w tej formie nie ważę więcej niż koszyk owoców. Ale budzi to pewne obawy. Ta forma za ch... choć bym chciał nie na wiele zdam się w walce. - Powiedział głaszcząc ją małą rączką po główce.
Jenny cmoknęła słodziaka w czółko.
- Jak mówiłam obronię ciebie. Umiem się bić! Dałeś mi nauki i potrafię więcej nawet jak nie jest to śpiew. Nie jestem bezbronna.
Uśmiechnęła się.
- Możesz na mnie liczyć. Tyle dla mnie robisz. W końcu mogę ci się nieco odpłacić.
-D... Dziękuję. - wyszeptał pod nosem.
- Chociaż w twoje zdolności bojowe powątpiewam. - zażartował.
- Mały okrutnik! - tym razem Jenny zażartowała trąc mu pięścią po główce. Pośmiała się chwilę i jednak stawiając Su na ziemi ruszyła wgłąb obozu. Musiała jeszcze nieść broń rogacza, a to nie było łatwe.
- Powiedz… chciałeś kiedyś stać się w pełni człowiekiem?|
- Nie zastanawiałem się nad tym. Myślałem jak by to było, gdybym był człowiekiem. Doszedłem raczej do wad niż korzyści. Ale... nie oto chodzi w Istnieniu. Istnienie to twoja obecność, działania i połączenia jakie się tworzą z twoja istotą. Niezależnie czy jesteś zwierzęciem, człowiekiem czy innym bytem. Pod względem istnienia wszyscy jesteśmy podobni. Tak jak normalny człowiek do wszystkiego musiałem dojść o własnych siłach. Choć moja “nieludzkośc” była w tym wypadku olbrzymią pomocą. A jak z tobą Jenny? W twoim świecie zdaje się ludzie są zmieniani?
- Owszem. Na potrzeby wykoanania odpowiednich zadań. Temu mam nieco więcej kondycji niż ci tutaj, albo ci z innych miast tam u mnie. Nie męczę się aż tak łatwo… i pewnie dlatego w ogóle dałam radę dokonać czegoś tak niesamowitego jak Power Play… Albo zwyczajne śpiewanie przez dłuższy czas lub podczas ruchu. Nie rodzimy się tak jak Yougan urodziła dziecko. Dojrzewamy w tubach. Coś tam gadali, że to dla oszczędzenia kobiecie bólu i takie tam. Wszyscy podążają, ale jakoś tego nie do końca kupuje. Z resztą jak wrócę tam to pewnie zapuszkują mnie jak nie gorzej.
- Ktoś kiedyś rzekł, że rzeczywistość jest tam gdzie żyjemy. I nie powinniśmy się zbytnio przejmować tym co leży poza naszym zasięgiem. W końcu właśnie wtedy podejmujemy decyzję. Możesz nie w pełni to zrozumieć, Jenny. Ale on dobrze wiedział, że te słowa mają jeszcze głębszy sens.
- Znaczy, że mogła bym tutaj zostać? Z tobą? - zapytała zaciekawiona dziewczyna.
- To jedno z przesłań. Decyzja pozostanie w twoich rękach. - rzekł z uśmiechem. - Jeśli tego chcesz, będę zaszczycony móc dalej z tobą podróżować.
Jenny uśmiechnęła się ciepło.
- Cieszę się. Przez chwilę się zmartwiłam jak ciebie szukałam, bo mi powiedzieli że mędrcy lubią odchodzić tak nagle. I pomyślałam sobie, że może uznałeś, że ten, no… nauczyłęś mnie czego trzeba, bo-bo udało mi się zrobić coś niesamowitego i-i… erm… ależ to głupie… Przywiązałam się do ciebie - wybełkotała dziewczyna czerwieniąc się okropnie na twarzy.
- Tego akurat cię nie uczyłem. - zamruczał pod nosem. - Może kiedyś odejdę, a może już zawsze będę przy tobie. Nie znam przyszłości Jenny. Ale i ja czuję... podobnie. Choćmy już. - machnął rękę jakby odganiając temat.
Widocznie i on czół się speszony.
Dziarskim krokiem ruszył przed siebie.
***
Jakiś czas później, gdy Jenny odnalazła już swój plecak zaczęła szukać kogoś, kto mógłby naprawić broń Susanoo. Gdy tak chodziła dostrzegła eldara wyraźnie skądś wracającego.
- Heeej! Anthrilien! - zakrzyknęła do niego z daleka machając ręką aby ją zauważył.
Anthrilien mruknął coś w niezrozumiałym dla Jenny języku i odwrócił się w ich stronę. Nie wyglądał bynajmniej na zdziwionego ich obecnością.
-Jenny, Susanoo. Co Ci się stało?- zapytał po chwili przypatrywania się miniaturce wojownika.
- Um, hehe - Jenny zaśmiała się znów łagodnie patrząc na rogacza. - Mag zasadził na niego pułapkę. Odbudowuje się… z tego co zostało… eee. Widzę, że ty też jesteś w lepszej formie - Jenny wyciągnęła rękę chcąc przyjaźnie dotknąć eldara, ale wstrzymała się. Trochę ją onieśmielał.
Prorok najwyraźniej nie miał zamiaru pomóc dziewczynie w przełamaniu się, zachowując dystans.
-To niedobrze- odparł- Anubis jest ranny i pozostaje w puszczy przez pewien czas. Nasze możliwości drastycznie się zmniejszyły.
- Znaczy… jak naprawilibyśmy broń Su, to nie będzie tak źle… - Jenny zasmuciła się. - Ale Anubisowi na razie nie dam rady pomóc.
Anthrilien skinął głową.
-Co prawda z Twoją pomocą, udało nam się wygrać tą bitwę, ale najbliższe tygodnie mogą być dla nas sporym wyzwaniem. Nie mówiąc już o zdobyciu klucza pustyni.
- Klucz pustyni..? Tam jest jeszcze Lucil i cały ruch oporu. Jakoś damy rade. Możliwe, że i mój głos wróci do swojej mocy… A walkę to wygrał Scorpion. To coś, co zrobił było przerażające. Tyle mocy, tyle destrukcji…
-Pojawił się za późno. Wiele naszych wojowników poległo zanim zainterweniował. Niewiele brakowało byśmy zostali zepchnięci do samej linii lasu. Rozumiem że Twoja moc chwilowo osłabła, czy tak?
- Em.. nooo w ogóle nie mogę teraz wydobyć mocy z muzyki. Nie wiem ile to zajmie… Ale! - Jenny podniosła palec do góry starając się być pozytywną. - Zawsze można przegadać jakieś problemy. Bycie ostrożnym nie jest wcale takie ciężkie.
-Owszem, można. Może jednak przez czas podróży w Trakcie, Twoja moc powróci. Po takim pokazie, chwila odpoczynku zdaje się być najlepszą opcją.
- Trakt… ym może nas po protu tam przeniosę? Nie wiem w sumie ile osób mogę przenieść. Na pewno jedną, może uda się z większą ilością. Co ty na to?
Eldar patrzył przez chwilę na dziewczynę swoimi pustymi oczami.
-Nie. Nie ufam teleportacji. Dołączę do was w złotym mieście. Z perspektywy czasu świata realnego wyjdzie na to samo.
- To się nazywa skokiem… ale ok. Dostaniemy się tam tak jak lubimy. W zasadzie czym jest ten trakt? Bo jest taki strasznie dziwny i nieco straszny i w ogóle - Jenny się rozpędziła się i zamarła z niepewnością w oczach.
-To dodatkowy wymiar oddzielony od świata rzeczywistego, służący do podróży z prędkością powyżej tej którą osiąga światło- wyjaśnił nieco niechętnie- Jest względnie bezpieczną konstrukcją, sięgającą tu aż z mojego świata.
- Łooo… - Jenny zrobiła duże oczy - z twojego świata? A opowiedział byś mi trochę o nim? Tylko może usiądźmy gdzieś, a nie tak stoimy - zauwazyła w końcu.
Anthrilien westchnął niezauważalnie, domyślając się że dziewczyna łatwo nie ustąpi, i powolnym krokiem skierował grupę do miejsca przy strumieniu, gdzie dopiero co leżały jego rzeczy.
-Jest wiele do opowiadania- powiedział tylko, licząc że uda mu się zniechęcić piosenkarkę.
- To opowiem ci o swoim świecie w zamian, co ty na to?
-Może być- stwierdził ostatecznie. Informacje o towarzyszce mogły okazać się przydatne- co byś chciała wiedzieć w takim razie?
- Jak wygląda, czy jest podobny do tego, czy wszyscy są do ciebie podobni, czy… - Jenny urwała kiedy Susanoo dotknął jej ręki upominając ją odrobinkę. Zaczerwieniła się speszona.
- Hehe… tak ogółem, bo szczegóły zajmą nam dłużej niż proponowałeś odpocząć.
-Mój świat. Cóż, w pewien sposób jest podobny. Składa się on na niezliczone planety, w galaktyce, którą wy ludzie nazywacie Drogą Mleczną. Twoja rasa włada nią w dużej mierze, więc nie wszyscy wyglądają tak jak ja.
- To… to… znaczy, że ty jesteś obcym?? - Jenny złapała się za twarz słysząc taką rewelacje. - Ludzie na więcej niż jednej planecie? ŁOŁ! To niesamowite! To, że miałam do czynienia z istotami z innego gatunku było już dla mnie dziwne, ale z kosmosu? Jesteś… jesteś jak żywa legenda! - zachwyciła się zapominając, że samej niedawno zrobiła coś równie legendarnego w swoim świecie.
- To znaczy, że macie wysoko rozwiniętą technologię i... i przemieszczacie kosmos! Znaczy ludzie przemieszczają. Powiedz napędy nadświetle są przyszłością? Czy może w inny sposób da się podróżować? A może zakrzywienie czasoprzestrzeni? Zaraz, mówiłeś, że korzystacie z innego wymiaru. Powiedz, jak do tego doszliście? Może… może mogła bym u siebie to kiedyś prowadzić. Jakbym znała matematyczne i fizyczne obliczenia, czy też prawa, cokolwiek co jest potrzebne, mogła bym dać moim szansę na zwiedzenie bezkresnego kosmosu! - dziewczyna oparła się na rękach, pochylając do przodu i z podekscytowania zaczęła podskakiwać.
- Technologia za pomocą której stworzono Pajęczy Trakt przepadła miliony lat temu. Nie jestem na tyle leciwy by samemu to pamiętać. Nie sądzę by ktokolwiek był. Ludzie podróżują w dość podobny sposób, ale korzystają z dużo bardziej nieprzewidywalnej Osnowy, o której z resztą kiedyś rozmawialiśmy.
- No tak… racja. Ludzie naprawdę korzystają z tak niebezpiecznej drogi? To… takie dziwne. Osnowa działa jak pajęczy trakt? Wchodzi się i wychodzi, a czas nie mija w tym… materium. Za to w osnowie normalnie płynie. Ym, powiedz czy ludzka technologia jest ci znana?
-W pewnym stopniu owszem- odpowiedział na ostatnie pytanie.
- Ale pewnie nie na tyle aby opowiedzieć mi na jakiej zasadzie ludzie otwierają przejście do tejże osnowy - Jenny odpowiedziała za eldara. - A w zasadzie… jak, jak wyglądają relacje między wami a ludźmi? Powiedziałaś, że podbili całą galaktykę niemalże.
-Zabijamy się- wyjaśnił krótko i dobitnie. Dla bezpieczeństwa dziewczyny, swojego i innych nie miał zamiaru wtajemniczać jej w sposoby otwierania przejścia do osnowy.
Jenny wybałuszyła oczy słysząc odpowiedź. Patrzyła na eldara próbując coś chyba powiedzieć bo otwierała i zamykała usta. W końcu spuściła wzrok kurcząc się w sobie.
- A-acha - odezwała się w końcu. - Erm… to co chciałbyś wiedzieć o moim świecie?
-Z Twoich reakcji wnioskuję że nie opuściliście matczynej planety. Jak zaawansowana jest wasz tehnologia?
- Hm, bardziej niż tu i bardziej niż w punkcie obserwacyjnym. Widzisz to? - Jenny pokazała dłonie na których wnętrzu były tatuaże. Tylko teraz wydawały się jakby nadszarpnięte.
- To są elektotatuarze. Te akurat na poziomie nano pomagają mi grać na gitarze i innych instrumentach. Bez nich to śpiewać tylko umiem. Dodatkowo wielu z nas ma czipy lub inne podskórne indentyfikatory, które mogą sczytywać maszyny. Mieszkamy w latających miastach, bo ziemia nie nadaje się do zamieszkania. Moje miasto specjalizowało się w fabrycznej robocie. Dużo czasu spędza większość z nas na dokonywaniu różnego rodzaju taśmowych robót. Mimo wysokości nie mamy zbyt wiele dostępu do słońca. Pomijając tarczę pokrywającą miasto jest ono tak skomplikowane i wielopoziomowe, że korytarze oświetla się tylko sztucznie. Temu też większość ma podobną cerę do mnie… Oraz ponieważ porzucono u nas naturalny rozród. Aby być sprawniejszym pozwalamy aby nasze dzieci były tworzone w odpowiednich komorach - piosenkarka miała cichą nadzieję, że gdy opowie o tych rzeczach odrobinę przekona siedzącego przed sobą Antriliena, że nie jest takim zupełnie zwykłym człowiekiem.
- No a poza tym… całe miasto działa tak naprawdę dzięki temu - Jenny wyciągnęła z gitary ciemną kostkę kryształu. - To jest peluneum. Kiedy jest aktywne świeci. Odnaleziono je dawno temu, pośród grobowców. Nie pamiętam czyje one były, ale gada się, że to z kosmosu. Gdy się śpiewa zaczyna działać. Nie każdy jednak potrafi je uruchomić.
Anthrilien przyjrzał się kamieniowi z lekkim zaciekawieniem,
-I pomimo tak rozwiniętej technologii nie wyruszyliście w kosmos? Zdajecie się być na odpowiednim stopniu rozwoju.
- Szczerze powiedziawszy, nasze miasta nie są aż tak dobrze ze sobą skomunikowane. Do tego tak naprawdę głównie to staramy się przeżyć. Raz na jakiś czas miasta zlatują się w jedno miejsca aby wymieniać się towarami, ale moje rzadko ma pozwolenie na wypuszczenie ludzi… czy też raczej powinnam powiedzieć, że rząd ma swoje do powiedzenia i chce trzymać nas na krótkiej smyczy. Generalnie niespecjalnie mamy dużo do powiedzenia. Staramy się, ale ciężko rywalizować z tak dobrze uzbrojonymi komandosami rządowymi. Ech… nie umiem ci powiedzieć dlaczego nie staraliśmy się polecieć. Może staraliśmy, ale nie wyszło? Może kosmos u nas nie ma nic do zaoferowania? Za małym graczem jestem aby znać odpowiedzi na takie pytania.
-Rozumiem. Ciekawe, że mimo podobnego poziomu technologicznego do ludzi z mojego świata, obraliście zupełnie inną drogę. Mimo wszystko władcy ludzcy w naszych światach zdają się mieć podobne podejście do poddanych.
- O, super. Więc u ciebie też są tacy? W sumie nie dziwię się, że khm… są nieporozumienia. A jacy są wasi władcy? Chciaa bym się dowiedzieć jak bardzo różnimy się kulturowo.
-Nie mamy typowej władzy. Każdy eldar obiera ścieżkę, której się poświęca. Każdy ma jakąś rolę w naszym społeczeństwie, ale nikt nie jest uważany za lepszego lub gorszego przez wybór którego dokona. Rada proroków wspólnie decyduje o najlepszym obrocie spraw, ale nikt nie dzierży władzy absolutnej.
- Ciekawe, że to działa. Nikt z was nie ma jakiś niezdrowych ambicji? Nie trafi się ktoś bardziej chciwy? Nie ma wśród was osób o takim nastawieniu? Wiesz pośród ludzi jest wielu dobrych, nie każdy ma złe intencje. Zdarzają się i tacy oczywiście jak powiedziałam.
-Raczej nie- odpowiedział, mówiąc jedyne cześć prawdy- Moja rasa ma inne podejście do tego rodzaju spraw. Włada nie jest najważniejsza.
- Powiedziała bym, że to nienaturalne, ale nie jesteście ludźmi. Dla ludzi to może i być prawdą. To bardzo ciekawe. Aż dziwię się, że nie ma ludzi, którzy z chęcią dołączyli by do was. Z drugiej strony przywódcy. Ech. Szkoda, że tak to wygląda. Zawsze miałam nadzieję, że kiedy poznała bym obcą rasę to dało by się nawiązać przyjazne stosunki… ale widzę, że na to już jest za późno.
Jenny westchnęła smutno nieco się rozluźniając.
- Wiem, że u ciebie nie ma przyjaźni między rasami… ale myślisz, że tutaj moglibyśmy spróbować? Nie chcę abyś uważał mnie za tych samych ludzi z którymi miałeś do czynienia i chciała bym ci udowodnić, że możemy być fajni - piosenkarka uśmiechnęła się przyjaźnie wyciągając dłoń.
Anthrilien odpowiedział niemal od razu, chodź, gdyby nie wielokrotnie szybszy od ludzkiego umysł, wahanie byłoby zauważalne. Darzył ludzi szczerą nienawiścią i gdyby nie wizja na temat Jenny, pewnie obchodziła by go tyle co każdy inny szkodnik. Dziewczyna była jednak dość nietypowa. Może to zasługa jej świata, może była wyjątkiem. W każdym razie okazała się być przydatna, a to było ważne.
-Niech będzie- odpowiedział. Uścisnął jej dłoń nieco nieporadnie. Widział ten gest u ludzi Imperium, jednak na tym kończyła się wiedza praktyczna.
- Super! - zachwyciła się Jenny wyrzucając ręce do góry ze szczęścia i rzucając się na szyję eldarowi. Wyglądało to co prawda jak jakaś parodia bo niemal od razu odskoczyła.
- Aj sorki, poniosło mnie… za szybko - wyszczerzyła się będąc szczęśliwą, że może odbudować czyjąś wiarę w ludzi.
- Nie mniej mam do ciebie pytanie, ty byłeś już wcześniej tutaj nie? Mają tu gdzieś kogoś, kto mógłby naprawić broń Susanoo? - dziewczyna nachyliła się do rogacza i potargała mu włosy.
“Jak dziecko” pomyślał nieco rozbawiony.
-Niestety nie. Sam zajmuję się moim ekwipunkiem, nie miałem więc potrzeby szukać takiej osoby.
- O, to może ty byś umiał to naprawić - podsunęła buławę ze złamaną rączką.
-Mogę spróbować połączyć części za pomocą upiorytu, ale nie wiem czy wytrzyma.
- Otrzymałem ją w prezencie w Selvan, ale rdzeń był wykonywany w Icegardzie. O ile się nie mylę tylko tam powinni go naprawić. Zdaje się, że trochę zmienił się rozkład twórców oręża wraz z przybyszami. Ale ty powinieneś być w stanie to naprawić, choć póki co wystarczy że to połączysz. - przyznała miniaturka. - Głupio mi tak, bez broni za plecami. No ale teraz raczej nawet jej nie podniosę.
- Masz - Jenny podniosła patyk rozmiarami pasujący do Su. W lesie ich było pełno.
- Będę nosić twoją broń póki nie urośniesz na nowo. O to się nie martw.
Przyjął patyczek i chwilę nim pomachał.
- Idealny. Idziemy zapolować. - wystawił dumie patyk w kierunku nieba.
Jeszcze chwilę nim poobracał, a później wbił go w ziemię.
- To poprosiła bym cię Anthrilienie żebyś mu ją złączył. Będę ci bardzo wdzięczna.
- Jak chcesz mogę być ci winny przysługę lub wiedzę. Rozumiem tą naturalność: że pomoc nie zwykła być wyłącznie spontaniczna. - uśmiechnął się pogodnie.
- Nie wymagam “zapłaty”- odpowiedział neutralnym tonem, przejmując buławę - podróżujemy i walczymy razem. Moje życie może okazać się zależne on stanu twojego oręża. Nie chcę niczego w zamian.
Po tych słowach wyjął z sakwy kostkę upiorytu, którą następnie przyłożył do złączonych części. Materiał powoli owinął się, w okół pęknięcia, na dość sporej długości broni. Następnie, czego już zauważyć się nie dało. Wnętrze upiorytowej tuby wypełniły miniaturowe ząbki dodatkowo zabezpieczając przed wysunięciem się, któregoś z elementów. Cały proces zajął kilkanaście minut.
- Dziękuję. - odpowiedział, lecz nie odebrał buławy. - Gdy tylko podros... odzyskam swoje wymiary wypróbuję ją w boju. Wasze życia mogą zależeć od stanu mojego oręża. - powtórzył pod nosem. - Ale to jest obopólne, Anthrilenie, Jenny. Moje życie zależy teraz od waszych broni. Muzyka, umysł, walka, oręż to nich mówię. Powinienem o nie zadbać. Szykuj się na ciężki trening. - uśmiechnął się zawadiacko do piosenkarki. - Choć nie jestem teraz w stanie czegoś was nauczyć, mogę przekazać wam część wiedzy, albo wskazać kogoś kto może wam pomóc. Choć pozostawię to w waszych decyzjach. Bo każda nauka wymaga determinacji.
- Gdy nadejdzie właściwy czas będziemy musieli kogoś odnaleźć. Ale to dalsza przyszłość.
- Dalsza, dalszą, ale możesz już powiedzieć o kogo chodzi - zaproponowała Jenny. Gdy rogacz mówił o treningu uśmiechnęła się niewinnie odwracając spojrzenie. Już wiedziała, że ma przerąbane.
- Chodzi mi o mojego druha, jednego z mędrców. Zwie się Tantago. Jego domeną jest dusza, a raczej ścieżka, a raczej jedno i drugie. Z resztą nie ma teraz sensu się nad tym rozwodzić. Jest dość tajemniczy, ale jego rady przydadzą się nam.
- To w takim razie jak tylko uznasz za słuszne to udamy się do niego - Jenny się uśmiechnęła.
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline