Przewracając oczami Algrim nałożył sobie mięcha i nalał do kufla piwa. Zapowiadało się niezłe jedzenie i cieszył się że ich przywódca tak o nich zadbał. Może i mieczem nie robił jakoś cudownie, ale przynajmniej nie był sknerą. - Że się kurcze Grafini tak wściekła. Przecież to by była świetna rozrywka, a tym tam Bildsrofenom dostałoby się tak po dupie że głowa boli. A może chcą mieć takiego pajaca-furiata pod ręką, aby rozładowywał spięcia dupy i takie tam? - mówił przerywając tylko aby przerzuć i połknąć jadło - Z drugiej strony teraz arystokracja wie, że tu ten o imć Baron ma jakieś konszachty z szychami ze stolicy. Ba! Przysłali menażerię zabijaków która wypruje flaki nawet smokowi, więc tym bardziej robi się ważniacko i nie wiedzą o co chodzi. No dezorientacja. Co gdzie jak? Dlaczego? Chyba, że tutaj każdy wszystko wie.
Był morderca gigantów pociągnął kilka potężnych łyków z kufla.
- Banda maminsynków, którzy swoją robotę robią cudzymi łapami, pieniądzem, kłamstwami i pięknymi oczami! A za topór żaden nie chwyci! U nas w górach to nikt nie idzie za thanem który grzeje dupę na tronie. No chyba że jest stary i niedołężny... ale wtedy i tak idzie na pole bitwy, bo uporem nadrabia swoje braki. Zobaczcie - taki Bildsrofen jakby cisnął rękawiczką w gębę Steinberga to nawet by Grafini nie miała nic do gadania, ale tego nie zrobił! Ha! Miętka pała i tyle! |