Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-05-2016, 21:16   #11
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Demonica wydawała się nad wyraz wesołą i szczęśliwą z tego, że przebywa w rezydencji Luksa. To, że najpewniej była to także jej rezydencja, a wędrowna tancerka przestała nagle być tylko wędrowną tancerką - to już inna sprawa. Aki, który wytrwale walczył by odzyskać kontrolę i wyrwać się z objęć dziewczyny, uzyskał w końcu tą możliwość, mniej więcej w tym samym czasie, gdy Tariel ich mijał. Z wyrażającym ulgę skrzekiem, zwierzak podleciał pod sufit, a następnie lotem ścinającym, wpakował się na stół by z werwą zabrać za pałaszowanie tego, co na nim pozostało.
- Łakomczuszek - usłyszał demon. Zaraz po tym, jak słowo to przebrzmiało, rozległ się śmiech Amarie. - Kapłanko, jesteś tu może? - Zapytała w następnej chwili, kierując kroki wprost do ogrodu. Widać doskonale znała zwyczaje Hostii, jak i bez wątpienia samą upadłą. Czy łączyły je jakieś bliższe więzi? Kim była skrzydlata i dlaczego przebywała w tym miejscu? Co ją tu trzymało, gdy bez wątpienia mogła zasiadać u szczytu stołu w większości świątyń.

Kolejne pytania kołatały się po głowie demona, gdy ukryty za zasłoną niewidzialności, pokonywał kolejne schody. Te i inne, a było ich wiele. Wizje przyszłości niepokoiły. Słowa upadłej nakazywały zastanawiać się nad kolejnymi decyzjami, które miał podjąć.
Zamyślony o mały włos nie wpadł na kolejną służkę, która wyłoniła się nagle z jednego z obrazów.


Malowidło przez chwilę przedstawiało widok na całkiem sporych rozmiarów kuchnię, po czym zadrżało i zamieniło się w lustro. Chwilę potrwało nim demon zdał sobie sprawę, że jak na domostwo mężczyzny, było w tej rezydencji nieco zbyt wiele luster. Wszystkie zaś znajdowały się na korytarzach, zupełnie jakby posiadanie takowego w komnacie, stanowiło jakieś tabu. Z drugiej jednak strony nie zwiedził on aż tak wielu komnat, by mieć pewność co do tego.
Służka niosła w dłoniach tacę, a na niej duży półmisek wypełniony świeżymi truskawkami. Nie trzeba było być geniuszem by domyślić się gdzie owe owoce miały wylądować. Dziewczyna jednak przeszła obok niego i poszła dalej. Nikt jej nie śledził bowiem Tariel, nad wyraz kulturalnie podążył dalej, by w końcu stanąć przed drzwiami, które prowadziły do wyznaczonej mu komnaty.
W środku nic nie uległo zmianie. Zasłony wciąż były częściowo odsłonięte, na stole stała karafka i owoce, a drzwi na balkon zapraszały by skorzystać z blasku słońca. Demon jednak postanowił zrobić dokładnie to, co poradziła mu upadła - odpocząć. Bez wątpienia było mu to potrzebne.
Łoże okazało się całkiem wygodne, pościel zaś świeża i wciąż pachnąca wiatrem. Poduszka przyjemnie ugięła się pod naporem jego głowy, pozwalając mu liczyć na to, że gdy ponownie otworzy oczy, nadwątlone siły powrócą w pełni. Pozostało zatem jedynie ustawić iluzję anioła siedzącego na fotelu i wpatrującego się w okno, i pogrążyć się we śnie.

To, że sen ten trwał dość długo, świadczyła zmiana w kolorach wpadających do komnaty promieni słońca. Puknie, które zmusiło go do wyrwania się z objęć błogiej, pozbawionej snów nieświadomości, rozbrzmiało ponownie. Był to dźwięk niezbyt głośny, ani też natarczywy. Dawał jednak do zrozumienia, że ktokolwiek jest jego autorem, nie zamierza odpuścić. O co chodziło? Cóż, wystarczyło zaprosić intruza do środka, by się o tym przekonać. Zanim jednak, trzeba było zadbać o odpowiednie przygotowanie. Iluzja na łóżko, tak aby nie było widać że ktoś je zajmuje. Do tego wzmocnienie tej, która przedstawiała anioła. Co innego bowiem ułuda, która miała pozostawać w bezruchu, a co innego taka, której zadaniem było przyjęcie na siebie impaktu. Jakikolwiek by on nie miał być.
Okazało się iż powodem owej pobudki było uprzejme zaproszenie gospodarza, na rozmowę w cztery oczy. Przyniosła je ta sama służka, którą wcześniej widział, jak wyłania się z lustra. Dziewczyna oświadczyła iż poczeka na Tariela, po czym kłaniając się głęboko, wycofała na korytarz.

Luks czekał na niego w tym samym gabinecie, w którym demon był świadkiem rodzinnej scenki. Tym razem nie krył swej odmienności. Dwojakie skrzydła złożone były na jego plecach tworząc naturalną pelerynę. Ich końcówki sunęły po podłodze, gdy mężczyzna przechadzał się przed wiszącą na ścianie mapą. Gdy Tariel, w towarzystwie służącej, wszedł do gabinetu, Luks przystanął i zmierzył go chłodnym spojrzeniem.
- Dziękuję Arseno, możesz odejść - zwrócił się do dziewczyny, która ukłoniła się i posłusznie opuściła pomieszczenie. - Usiądź - wskazał Tarielowi jeden z trzech foteli, stojących w pewnym oddaleniu od mapy, tuż przy oknie. Pomiędzy nimi stał niski, okrągły stolik, na którym znaleźć można było karafkę i trzy kielichy. Nie brakło także lekkich przekąsek, które stały i wręcz prosiły o to, by skorzystać z ich istnienia.




Zanim jednak Tariel swą rozmowę miał odbyć z nieuchwytnym Luks’em, gdzieś po drugiej stronie Oler, w królestwie mlekiem i miodem płynącym, które San się zwało, rzeczy się działy, które wpływ na losy demoniego maga i jego znajomej tancerki, miały.


San często zwano młodszym bratem Alezii, chociaż każdy wiedział, że oba te królestwa powstały w tym samym niemalże czasie. Położony w północno-zachodniej części wyspy-kontynentu Oler, wbrew temu co mówiono, był od Alezii większy. Nie dało się jednak ukryć, że rządzący tą krainą władcy mniej czasu poświęcali polityce, a więcej ziemi i ludowi, który mieli w swej pieczy. Tak więc miast budować nowe statki, miast armię zbroić i najemników opłacać, dbali oni o to, by ludowi wiodło się dobrze. Bo tam gdzie podwładni szczęśliwi, tam i tron bezpieczny. Co prawda, co było powszechnie wiadome, każdemu dogodzić się nie dało, to jednak władcy San całkiem dobrze sobie radzili. Buntu nie było tu od wieków, walk żadnych także. Ot, lekkie potyczki czasem się zdarzały między sąsiadami, jednak szybko zamierały. Pola trzeba było obsiać, drwa porąbać, a i zamki i rezydencje, same zwykle się nie budowały. Z tego też powodu, San z zasady pomijane było w wielkich wydarzeniach, które znaczenie miały dla całego Zaris. Rzec można nawet było, że i sami bogowie zapomnieli o tej części stworzonego przez siebie świata, pozwalając jego mieszkańcom żyć w spokoju.

Co jednak dobre było, zwykle prędzej czy później się kończyło. Tak i stało się tego ciepłego wieczoru.
Lasów w San nie było wiele, jednak te, które przetrwały poszczycić się mogły tworami, które zapierały dech w piersiach. Jakby na to nie spojrzeć, do elfich królestw było tu o rzut diademem.


W jednym z takich właśnie miejsc pojawił się młodzieniec, który w dłoni swojej dzierżył drewniany kostur. Wkrótce miała noc nastać, tyle było mu wiadome, a wraz z nocą należało poszukać schronienia. Moc, która płynęła w jego żyłach, ciągnęła go do tej sali utworzonej ze splecionych konarów drzew. Czuł tu magię, która śpiewała w jego duszy. Było to dobre miejsce, bezpieczne. Tyle wiedział…
Było to jednak także miejsce zajęte, chociaż rzec należało, że w tak ogromnej przestrzeni, dwie istoty nie powinny mieć problemu by spokojnie noc przeczekać, to jednak on nie mógł mieć co do tego pewności. Nie mógł chociażby dlatego, że nigdy wcześniej nie spotkał niczego, co przypominałoby ową istotę. Było to nie do końca zwierzę, nie do końca człowiek. Białe włosy były długie, tyle mógł stwierdzić stojąc w miejscu, które znajdowało się jeszcze nie w środku, ale już nie poza obrębem leśnej sali. Mógł także dostrzec trzy ogony. Jeden srebrny, jeden złoty i jeden biały. Każdy poruszał się w innym tempie, jakby żyły własnym życiem i własny rozum posiadały. Więcej dostrzec jednak nie mógł, gdyż kimkolwiek była istota, stała do niego tyłem i przyglądała się czemuś, co leżało pod pniem jednego z drzew, które tworzyły ściany.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”

Ostatnio edytowane przez Grave Witch : 20-05-2016 o 00:10.
Grave Witch jest offline