Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-05-2016, 17:25   #134
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
JD obrócił się na pięcie. Spokojnym krokiem podszedł do baru i usiadł na nim. Wskazał przestraszonemu barmanowi butelkę drogiej whisky. Mężczyzna zawahał się, lecz po chwili drżącą ręką napełnił szklankę do połowy i podał Brujahowi. Ashford wysączył łyk. Skrzyżował podudzia, po czym zaczął rytmicznie uderzać piętami o bar.
- Wiesz… - zaczął. - Następnym razem Kain może nie zdążyć cię obronić.
- To ciekawe... - powtórzył obcy wampir - O, są.

Podniósł z ziemi okulary, nasunął na nos i uśmiechnął się szeroko.
- Do zobaczenia jutro, diabolisto. Będę cię wypatrywał.
- Chyba że znów zgubisz okulary - JD wzruszył ramionami. - Wtedy nie.

Dziwaczny Kainita uśmiechnął się, po czym bez pospiechu wyszedł z lokalu. JD posiedział jeszcze chwile, po czym też podniósł się ze swojego siedzenia. Zamierzał śledzić “Pana Mackę”.

Czy moce Cooka były tak potężne, czy drugi wampir po prostu uznał, że nie trzeba sobie zawracać nim głowy - tak czy siak JD bez problemu śledził mężczyznę aż do dachu St. Mary’s Hospital. Tutaj na Lasombrę czekał helikopter bez oznaczeń.

Wpierw JD miał ochotę po prostu wskoczyć za Panem Macką wgłąb maszyny, lecz po chwili uznał, że… nic mu to nie da. Wszystko po spotkaniu z Kainem mogło wyglądać zupełnie inaczej i nierozwiązany konflikt z podejrzanym Lasombrą oraz Bóg-wie-jeszcze-kim mógł stracić wszelkie znaczenie. Ashford westchnął, po czym wrócił na dolne piętra, na niższe piętra szpitala. Interesowało go jak wiele ludźmi odniosło rany w zamachach.

Nie wiedział co prawda jaki ruch panował tu zazwyczaj, ale na szczęście nie zastał sceny z amerykańskich filmów katastroficznych, gdzie szpitale pekają w szwach, a krew leje sie po korytarzach. Personel poruszał się co prawda nerwowo, było widać mobilizację na oddziale SOR-u, ale wszystko odbywało się w przeznaczonych do tego gabinetach, więc rozmiar katastrofy nie mógł przekroczyć tego, na co gotowy jest St. Mary’s Hospital.
„I dobrze”, pomyślał JD. „Choć z drugiej strony… ci którzy zginęli, na SOR nie trafią.”

Następnie opuścił szpital, po czym ruszył ku centrum Londynu. Chciał przejrzeć kilka klubów nocnych w poszukiwaniu tutejszych Spokrewnionych.

Pierwszy świecił pustkami. JD prędko przeszedł przez wszystkie zaciemnione pomieszczenia, ignorując podejrzliwe spojrzenia dwóch barmanów. Jedynie trzy kobiety sączyły beztrosko drinki z palemką, pochylone nad jakimś albumem licealnym. Brujah westchnął, po czym opuścił miejscówkę.

Tym razem postanowił iść razem z tłumem. O ile zamachy terrorystyczne skutecznie wygnały z ulic rozsądne matki i ojców, to dzieci pozostały się bawić. Być może lot bombowców nad miastem dodał imprezom dodatkowego dreszczyku emocji? "Imprezujmy, jakby jutra nie było"? "Kochajmy się, jakbyśmy mieli zaraz zginąć"? Coś w ten deseń.

[MEDIA]http://osmosis.typepad.com/lightning_juice/images/bar_cube_experience.jpg[/MEDIA]

JD spojrzał z niesmakiem na ogromny budynek, który przypominał wełniany kłaczek wypluty przez kota. Międzynarodowa sieć klubów, gdzie tancerki wiły się na rurach, a nowobogaccy wyżelowani młodzieńcy rozdawali swoje wygrane w Lotto fortuny.
"Na pewno znajdę tutaj jakiegoś Toreadora, który wprowadzi mnie w szczegóły", pomyślał JD.
...

JD wyszedł stamtąd niezadowolony. Przynajmniej nie spotkał w środku rozchichotanego Marcusa w tym swoim garniturze i otoczonego wianuszkiem prostytutek - a właśnie tego sekretnie obawiał się Brujah.

"Pozostaje mi tylko odpocząć aż do wizyty na stadionie Wembley", pomyślał, westchnął i udał się w mrok ulicy.
 
Ombrose jest offline