Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-05-2016, 20:14   #19
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Vaella szukała swojej kuzynki, napotkała jednak na drodze innego krewnego. Sahr Etahn Daldaerys wyrósł od czasu ich wspólnego spotkania w Gwiaździstej Przystani. Mógł mierzyć nawet dwa metry wzrostu, jednakże wydawał się przeraźliwie chudy i chorowity. Ich dziadkowie byli kuzynami, więc skoligacenie nie zdawało się największego stopnia.

Jego długie, cienkie palce zaciskały się na sobie. Jasne, zielonkawe oczy zdawały się zbyt głęboko osadzone i otoczone cieniami, jak gdyby nie wysypiał się. Mimo to sahr Etahn był przystojnym mężczyzną, choć w pewien niepokojący sposób.

[MEDIA]https://dncache-mauganscorp.netdna-ssl.com/thumbseg/1342/1342357-bigthumbnail.jpg[/MEDIA]

- Witam panią Bariar - rzekł ochrypłym głosem. - Proszę przekazać mężowi moje gratulacje.
- Kuzynie! - Vaella naprawdę ucieszyła się, widząc znajome oblicze, po chwili jednak spochmurniała. - Przepraszam, już nie jesteśmy dziećmi. Oczywiście, przekażę, sahr Etahnie. Miło cię widzieć.
- Mnie ciebie też - zdaje się mężczyzna nie żywił urazy za bezpośredni ton. Teraz też zwracał się do Vaelli per ty. - Mam nadzieję, że odwiedzisz mnie kiedyś w Czarnym Zamku. Nie mam tak wielu przyjaciół, jak twoja kuzynka. Bywam… samotny. Oczywiście zapraszam również twojego małżonka. Nie chciałbym wzbudzić jakichkolwiek bezecnych podejrzeń. A rzecz wiadoma, jacy ludzie są i jak wielkie jest ich zamiłowanie do wszelakich… patologii.
- Chętnie skorzystam z zaproszenia, choć za męża nie ręczę. Jak widzisz, to teraz bardzo zajęty człowiek - rozłożyła ręce, lecz na jej twarzy nie pojawiła się ani odrobina żalu.
- Myślę, że mogę ci pomóc - sahr Etahn rzekł cicho, po czym zwięźle pożegnał się i odszedł. Vaella próbowała odnaleźć go, lecz zdawało się, że tłum go całkowicie pochłonął.

Wyszła z Owalnej Sali z sahrem Valticarem u boku. Tutaj czekała jej pozostawiona straż.
„Jak mogliby mi pomóc, gdyby ktoś w środku zechciał wbić sztylet w moje serce?”, pomyślała Vaella. Jednakże nie mogła ich zabrać do środka. Gdyby postąpił tak każdy szlachetnie urodzony, prędko w Owalnej Sali brakłoby miejsca. Na dodatek… żaden głupiec nie ośmieliłby się wyrządzić krzywdy jednemu z Czterdziestu przy tak wielu świadkach.

Ruszyła dziedzińcem w kierunku długiego balkonu ciągnącego się wzdłuż klifu. Marmurowe kolumny podtrzymywały strop pokryty warstewką obsydianu. W przestrzeni, która ciągnęła się - zdaje się bezkreśnie - ujrzała dwa ogromne smoki wzlatujące z zielonej doliny. Jeden był czarny, drugi biały. Przez chwilę tańczyły na niebie, by w następnej poszybować ku horyzontowi.
- Smok nie jest niewolnikiem - mruknęła do siebie. Sahr Valticar jednak usłyszał te słowa i postanowił na nie odpowiedzieć.
- Wielokrotnie planowano budowę lochów dla smoków. Przygotowywano jaskinie, groty, gdzie draco mogliby przechowywać swoje ogniste skarby. Prędko wielkie rody odeszły od tego pomysłu, gdy odkryto, jak bardzo niewola je osłabia. Wypuszczone smoki są na pewno znacznie mniej dyspozycyjne, jednak same dbają o pożywienie, a kiedy pan szczególnie potrzebuje ich pomocy, wyczuwają to przez więź zrodzoną w rytuale Nadania.
- Wiem to, sahr - odparła Vaella.
- Smoki są nieprzewidywalne - ciągnął mężczyzna. - Rola generała jest taka trudna właśnie dlatego, bo musi przewidzieć wszelaki chaos i nad nim zapanować. To nie skrzydlate konie ziejące ogniem, bezwzględnie posłuszne lejcom. To ogień i krew, złączone w ciało.

„Biedak taki stary, a wciąż marzy o swoim własnym smoku”, ze smutkiem pomyślała pani Bariar. "Niektóre nadzieje umierają dopiero z nami samymi."

Wieża Qartheosów nie wyróżniała się niczym od innych. Vaella szła po jej spiralnych schodach w górę, podążając za służebną dziewką.
- Sahr Qartheos nie wrócił jeszcze z uczty - ta mówiła. - Jednak polecił mi wpuszczać panią, kiedy tylko pani zechce. A także gościć mięsem i winem.

Vaella nie była ani głodna, ani spragniona.

Wnet jej oczom ukazał się pokój, w którym pachniało zgnilizną. Już bała się, że ujrzy swoją matkę na łożu śmierci, lecz na szczęście dostrzegła siwą, skołtunioną brodę nieznajomego mężczyzny. Przeszła do pokoju obok, gdzie liczyła, że spotka matkę.

- Wielki Zielarz spożywa owsiankę - rzekła starszawa kobieta, która przyrządzała maści przy dużym, pełnym najróżniejszych specyfików stole. - Oczywiście z przyjemnością przerwie posiłek na rzecz rozmowy z panią. Czy mam go zawołać?
- Wpierw chcę ujrzeć moją matkę - odparła Vaella.

Leżała na ogromnym, wspaniałym łożu. Okryto ją aksamitem, jedwabiami. Włożono pod nią miękkie poduszki. Vaella westchnęła głęboko, gdy spomiędzy materiału wyłoniła się znajoma twarz. Służąca przystawiła taboret, na którym młoda pani Bariar usiadła. Pogładziła chłodną, lecz wciąż żywą rękę matki. Kobieta spała po wypiciu makowego mleka. Vaella dotknęła jej długich loków.

„Jej włosy i moje mają dokładnie tę samą barwę”, pomyślała. „Jednak moje zdają się srebrne, a jej siwe.”

- Malarrze… czy to twój głos usłyszałam? - rozległ się cichy głos na w pół wybudzonej kobiety. - Śniło mi się, że umarłeś. Na bogów, jaki okrutny sen… Proszę, pocałuj mnie. Chcę poczuć twoje ciepłe usta. W śnie były takie zimne, gdy przywieźli cię z miasta niewolników. Wciąż jeszcze czuję pod palcami całun szorstki od skrzepłej krwi. Malarrze… proszę powiedz… jak bogowie mogą być tak okrutni, by zsyłać na głowę żony tak wstrętny sen?

„Są na tyle okrutni, aby utkać z niego rzeczywistość, matko”, pomyślał ze smutkiem Vaella.
 
Ombrose jest offline