Mijał dzień za dniem, a Lander zastanawiał się, jaki los zgotowali mu bogowie, Beshaba zapewne. Jeśli dożyje do końca rejsu (a ci, co go porwali, o swój towar zbytnio nie dbali), to pewnie trafi na targ niewolników. Co prawda nigdy takiego miejsca nie widział, ale słyszał niejedną opowieść... i nie marzył o tym, by osobiście te opowieści sprawdzić.
Ale co miał zrobić? Skoczyć za burtę? Nawet gdyby był magiem i zdołał przyciągnąć jakimś czarem klucze...
Przymknął oczy i wyobraził sobie, jak klucze od kajdan płyną ku niemu w powietrzu... i, oczywiście, gdy otworzył oczy nic się nie stało. Klucze wisiały spokojnie na haku.
Ale nawet gdyby mu się udało, to co by potem zrobił? Znalazłby się z powrotem w kajdanach szybciej, niż powiedziałby na głos swoje imię.
Burza nie rozpędziła ponurych myśli Landera.
Miał tylko nadzieję, że łowcy niewolników nie zechcą nikogo złożyć w ofierze Suczej Królowej, bo pewnie padłoby na niego - najsłabszego z całej grupy, kogoś, kto z pewnością nie osiągnie na targu wysokiej ceny.
Chyba że kupi go jakaś bogata matrona... Ciekawe, czy byłoby to lepsze, niż praca przy wiosłach czy machanie kilofem w kamieniołomach czy innej kopalni.
Rozbicie się statku nie oznaczało bynajmniej końca niewoli. Stale byli w kajdanach i jeśli nie zdołają się uwolnić, to będzie ich czekać śmierć głodowa. W każdej chwili mogli się pojawić marynarze, wyciągnąć z ładowni i zagnać do roboty. W każdej chwili kolejna fala mogła zamienić wrak w stos desek, a skutych łańcuchami niewolników pociągnąć w morskie fale. Równie dobrze mogło się okazać, że wylądowali na kawałku skały na środku bezkresnego morza...
- Spróbujcie sięgnąć klucze... - powiedział.
Gdyby klucze spadły i wylądowały na dnie... Nawet gdyby Garibaldowi udało się wyrwać łańcuchy, to i tak łażenie w kajdanach źle by się skończyło.