Gdy patrzyłem na tego nikczemnego arabskiego odmieńca, krew we mnie zawrzała. To ten plugawiec za wszystkim stoi i będzie mój.
Ruszyłem ku niemu, ale niestety na drodze pojawili się żołnierze arabscy w maskach i zbrojach kolczych. Nie miałem teraz szans się przedrzeć, musiałem trochę poświęcić czasu na wyrąbanie sobie drogi do skazanego na łaskę Mora. Niestety czas nie był po naszej stronie a Król liczył na mnie i moich ludzi. Nie może zawieść nikogo. :Szarża!!!
Wrzasnąłem na ludzi. Sam zacząłem skraplać krwią mój miecz. Przyjmowałem ciosy wrogów na tarczę lub unikałem, by wykorzystać pęd atakujących i zarzynać jak świnie. :Ojcze. Dasz radę zneutralizować tą magię lub chociaż ją powstrzymać na jakiś czas?
Rzuciłem gdy wpadaliśmy w wir walki.
Kapłan spojrzał na niebo, potem na mnie, po czym powiedział. :Jedynym sposobem by to zatrzymać jest zabicie czarownika. Uklęknij to pobłogosławię Cię potęgą Morra, byś mógł przebić się do celu. Nie możesz pozwolić by złożył kolejne dusze w ofierze.
Akurat gdy skończył mówić, czarnoksiężnik wbił otrze w pierś jeńca leżącego na ołtarzu. Ołtarz wyglądał dziwnie, był czarny i nienaturalnie świecił zielenią. Spaczeń, pomyślałem. Krew we mnie jeszcze bardziej zawrzała i byłem gotów przebijać się do tego plugawca.
Cofnąłem się o krok do brata Alberta, przykląkłem na kolano i oczyściłem myśli z krwawej rzeźni która w głowie mi szalała. Poprosiłem pana śmierci o przychylność i siłę w zniszczeniu tego plugastwa.
Ostatnio edytowane przez Hakon : 11-05-2016 o 09:41.
|