Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-05-2016, 18:35   #104
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Przebieranki cacanki... jemu wystarczy zgolić czub i zmyć farbę, a nikt go nie rozpozna. W sumie wtedy będzie mógł na łeb założyć hełm na przystało na krasnoludzkiego woja.

- Och mógłbym opowiadać wiele wiele... o ubitych bestiach, zatłuczonych ludziach, pogromach chaosytów, zielonoskórychy... Ale przypomina mi się jedna historia, skoro chcecie coś sprośnego o tym jak mnie próbowali elfi korsarze porwać. Tak się składa że zawędrowałem do Nordlandu. Pizga tam złem z północy dosłownie i w przenośni, bo to cały czas jakieś cholerstwo zza morza przypływa, nie mówiąc już o straszliwych, mroźnych wichurach. No i myślę sobie - hy... pewnie z morza wyłażą jakieś paskudztwa, które by można ubić. A i chaosytów się tam dużo kręci. Wtedy jeszcze szukałem zagłady to polazłem. No i pecha miałem bo pierwsza wyprawa na wybrzeże skończyła się tym, że w wiosze gdzie nocowałem, gdzie dibały mówio dobranoc, jatka straszna się urządziła. No normalnie to bym nie narzekał, bo by można było powalczyć, ale to się pojawiły mroczne szpiczaste. Pół wiochy w okamgnieniu wymordowali, resztę zapędzili na plac i w kajdany. Wbijają mi się do pokoju, a ja na wyrze - bez portków na tyłku nawet bo sobie je suszyłem, po tym jak się w morzu potaplałem. No to elfy na dzień dobry w śmiech i w tej swojej mrocznej mowie czy czym są tam te ich syko-jęki i zawodzenia biorą za miecze i mnie sobie pokazują. Jak jednemu ławka wbiła się w twarz to drugi ruszył do ataku. No ale w dłoni miałem już swój wierny topór i nim się bubek obejrzał był bez rączek. Mówię mu coś co zasłyszałem w Altdorfie, że "nie ma rączej, nie ma ciasteczek" i bum mu topora w czerep. No ale wtedy zrobiło się gorąco. Któryś inny szpiczasty zobaczył co się święci i sru pochodnią w strzechę. No to ja portki na dupę, nawet pasa nie zapiąłem i na podwórzec. A tam te szpiczaste z sieciami. To ja nic nie myśląc sru w nich ławką co pod karczmą stała. Ci z siecią przewróceni... to wyskoczyło trzech z arkanami, ale wątli byli to jednego podciągnąłem i mu topór w dupal wsadziłem. Obrzydzenie mnie wzięło bo to wydarł się nie wiadomo czy w agonii czy mu dobrze było. No ale to się nagle szpiczaste rozstępują, wychodzi jakaś szpiczasta - wysokie babsko, umięśnione... gołe prawie, w dłoniach sztylet taki paskudny. Pazury takie jakby dwu lat nie obcinane. Myślę sobie - no kurna Algrim... tu jakaś szpiczasta sucz się za ciebie bierze, a tobie portki spadają, weź się ogarnij. Próbowałem jedną ręką sobie ten pas poprawić, a drugą z toporem gardę trzymać, ale to skoczyło na mnie to elfie straszydło. Bum mnie na ziemię, topór mi prawie z dłoni wypadł, okrakiem na mnie siedzi, wiedźma jedna, ja z fajfusem na wierzchu. I zamiast po elficku sztylet w serce to mnie drapie tymi swoimi pazurami po gębie i wiecie... ten teges - krasnolud wymownie poruszył się na siedzisku - No cholerna jędza elfia... chciałem jej toporem przylać, ale silna była... krew jej z ust ściekała, czy to sobie od tego wycia przygryzła jęzor czy się ochłeptała na biednych wieśniakach. Pewnie to drugie. Tak czy tak siłuję się z tą cholerą, reszta mroczniaków kibicuje. Panowie... jaka jazda... najlepsza w życiu... tyle że nagle coś sił zaczęły mnie opuszczać... Myślę sobie - cholerne elfie czary odprawia mi ta wiedźma na moim palu tańcując. Nie dajcie Przodkowie, aby dokończyła bo jeszcze w niewoli skończę. Puszczam topór, chwytam jej łapska, a ona jeszcze mocniej mnie ujeżdża. Żem zrobił minę że mi się podoba coby jej uwagę uśpić i ją zrzucam z siebie. Odtoczyłem się pod chaułpę, ale topora nie zdołałem chwycić - oho... przesrałeś Algrim, bez topora to cię bez mydła wezmą. No ale patrzę. Co metalowego w błocie, śniegu i sianie. To jak znów na mnie ta wiedźma elfia skacze to ja to z ziemi podnoszę i bum, nadstawiam. Pany... toż to najprawdziwsze widły od gnoju były. I to jeszcze w kupie utytłane. Ale miała minę jak się jej w to wbiło w bebech... he he... trzeba było ubierać pancerz, a nie z gołą dupą latać. Reszta elfiaków gęby rozdziawiła, a ja nie czekam - wyrywam widły i sru w najbliższego. Potem skok na ziemię, po topór i już się miałem do bitki brać, kiedy zaczęli spierdalać. Jeszcze mnie ostrzelali z tych swoim kusz automatycznych, ale odturlałem się pod ciało tej jędzy. Uf... ledwo się nią osłoniłem, strasznie chuda była. Naszpikowali ją jak jeża i zwiali. Kiedy z nimi walczyłem paru zagnało chłopów w morze na jeden z ich okręcików. Nie dogoniłem drani... Może gdybym teraz... po tych wszystkich rzeczach na taką sytuację natrafił to bym ich zdołał wszystkich zasiekać. - zadumał się Algrim - Zagonienie elfa czy innego długonogiego bubka na śmierć to fajna i wesoła sprawa.
 
Stalowy jest offline