Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-05-2016, 21:26   #13
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Słysząc słowa krasnoludki kąciki ust Riny uniosły się mimowolnie do góry w rozbawieniu, a gdy jej towarzyszka zwracała się do Marcusa miała już zupełnie ochotę roześmiać się głośno i szczerze. By to zamaskować znów ukryła twarz w filiżance upijając łyk
- Jeśli mogę… - odezwała się wreszcie, gdy miała pewność, że jej słów nie przerwie niekontrolowany chichot - Nie do końca zgadzam się z faktem, że nie nadajesz się do tej roli. Jesteś krasnoludzkim kupcem, a to już daje kompetencje same w sobie. Myślę, że mogłabyś prowadzić te negocjacje na równi ze mną. W zasadzie co dwie głowy… - uśmiechnęła się tym razem przyjaźnie - Panowie natomiast mogą służyć nam radą i wspierać pomysłami gdyby coś poszło źle - mówiła, a słowa zaczęły płynąć z jej ust odrobinę wolniej, jak zwykle gdy jednocześnie rozmawiała i zastanawiała się nad czymś intensywnie - A może… nasi panowie mogliby w tym czasie zaciągnąć języka u… opozycji? - spytała nagle - Marcus jest wojownikiem, może porozmawiać z rycerzami, a Lord z innymi możnymi. Tylko to… wymagałoby sporej dyskrecji i delikatności.
Czarodziej popijał wino, przyglądając się ludzkiej kobiecie. Na początku była cicho, a teraz nagle stwierdza że chce ich reprezentować?! O, nie! Nie godzi się
- Tak, myślisz - że powieżymy negocjacje tobie...bo… się zgłaszasz? Nie zgadzam się. Reprezentować króla, może jedynie możny za którym stoi herb, historia oraz pozycja. Nie wspominając o fakcie, że powinien to być mężczyzna. To nie podwieczorek wśród służek, gdzie będą ciasteczka i mleczko. Oj, nie, nie. To będzie debata, w której król oferuje… słowo. - widać było, że próbuje powstrzymać się od śmiechu - I, tylko wspaniały mężczyzna jest w stanie, przekazać te… hojną ofertę. Oczywiście, mógłbym to zrobić, jednak nie mogę w tak jawny sposób wspierać króla - w końcu, to wasz interes. Niemniej, sugeruję lorda gospodarza, tego poczęstunku. - Mężczyzna wyraźnie spoglądał na stół z jedzeniem, nie mogąc zdecydować się na coś konkretnego
Agi w zadumie zagryzła dolną wargę. “Oj, Pani Rino” westchnęła w duchu z sympatią i żalem zarazem. Rina może znała się na ludziach, ale nie znałą się na polityce. Agi specjalnie wykluczyła siebie i Tevinterczyka z kręgu osób, które mogłyby za nich przemawiać. Żeby dać mu poczucie sprawiedliwości umotywowane solidnymi argumentami po tym, jak zaproponowała mu sex ze swoim bronto. Agitując na rzecz krasnoludzkiego mówcy, Rina zaprzepaściła szanse na to, żeby Ackerley siedział cicho. Wystarczyło kilkanaście minut na śniadaniu, żeby zobaczyć, że milord nie szanuje nie tylko nieludzi, ale kobiety także. I nie trzeba go było nawet prowokować, żeby się o tym przekonać. Chociaż przy tej okazji (pomijajac dobrą zabawę) dużo się o nim dowiedziała. Dlatego było dla niej jasne, że jeśli to kobieta właśnie otwarcie sprowadza towarzyszących im mężczyzn (w tym jego) do roli popychadeł, to wszelkie jej pomysły - nawet żeby były wręcz genialne, nie będą miały u niego posłuchu. Tej karty nie da się już uratować.
Agi spojrzała zatem na zaproponowanego przez Ackerleya lorda gospodarza od poczęstunku… W ogóle nie była do niego przekonana, nic o nim nie wiedziała. Taktycznie więc tę kolejkę w rozgrywce opuściła. Nie widziała żadnej szansy na to, żeby zagrać tutaj efektywnie którąś ze swoich kart.*
Chyba już dawno nie czuła takiej irytacji, musiała naprawdę mocno walczyć z samą sobą by nie odpowiedzieć magusowi, iż on sam z wyjątkowym nawet przymrużeniem oka nie spełnia stawianych przez niego oczekiwań, ale ważąc na szali swoją dumę i powodzenie misji, które ten bufon stawiał właśnie pod ogromnym znakiem zapytania wzięła jedynie głęboki oddech
- Dobrze - odezwała się przywołując na twarz swój popisowy uśmiech numer pięć, tzn. “Jestem nieświadomym barankiem, proszę mi wyjaśnić” - Przyjmijmy, że faktycznie wybierzemy wielmożnego pana jako naszego przedstawiciela, co w takim razie w swojej ogromnej łasce zechcesz zaoferować w negocjacjach i na czym się skupić… o wielki panie? - ostatnie słowa wypowiedziała tak słodko, że jedynie Agi, na którą dyskretnie spojrzała w wymowny sposób, mogła rozpoznać kpinę. Krasnoludka pomyślała z rozbawieniem, że najwyraźniej każdy z milordem musi zaliczyć do śniadanie pyskówkę. W sumie czemu się dziwić. Pyszna to zabawa.
- Nasz gospodarz, przedstawia wolę króla, Ja zaś zaproponuję - kompletnie NIC. Ja, nie jestem waszym sponsorem, jestem waszą ozdobą. - powiedział dumnie.
- Gdyby nie fakt, że pochodzę z kraju, znacznie bardziej cywilizowanego, wówczas mógłbym was reprezentować, nie mniej. Nie wypada, by przedstawiciel obcego imperium, odwalał za was robotę, prawda? Nie, nie, co tak to nie. Ale, to nie znaczy, że nie mogę wam doradzać i podpowiadać. Kiedy widzę, jak próbujecie rozwiązać wasze problemy, sądzę, że powinniście podziękować emm.. Stwórcy..? Tak, tak, stwórcy, że mnie tutaj sprowadzono. Więc, podziękowanie przyjmę po samej rozmowie, głównie miłuje w złocie, nie mniej… sądząc po niektórych z was… srebro będzie, w sam raz. - Wreszcie sięgnął po talerz, dokładnie oglądając posiłek nań.
Ukryła ponownie twarz w filiżance. Ooo, jakie szczęście, że ją miała…
- Nie omieszkam dziękować Stwórcy jak tylko skończę podziwiać naszą ozdobę - stwierdziła poważnie. Zabawną anomalią było, że zarówno nie pielęgnowała wiary w Stwórcę jak i nie zamierzała zachwycać się ich… “cudownym” towarzyszem. Ale pewnie tak czy inaczej nie zrozumie tej ironii…
Czarodziej obdarzył kobiete uśmiechem
- Ciesze się, że pojmujesz różnicę. Nie mniej, zaskoczyłaś mnie pozytywnie. Nie podążasz za głupim przekonaniem, że winnaś być zrównywana z nami, mężczyznami. Być może, nawet coś osiągniesz w życiu. To miłe, że znajdują się tutaj takie osoby. Ah. co do podziwiania, przykro mi, ale mam narzeczoną… Jak ona miała… aa… mniejsza. Nie ograniczaj się. W końcu, imperium może wam zaoferować wiele. - Podstawił kielich pod twarz krasnoludki, która zagrała totalnie głupią dla ochrony swojego honoru, bo przyjęłą jego kielich, a drugą ręką natychmiast podetknęłą mu swój. Oczywiście miałą zdecydowanie krótszą rękę, niż on, ale jej intencje były jasne.
- Zaszczyca mnie pan, milordzie - skłoniła lekko głową, kryjąc w ten sposób uśmiech.
Ackerley z całą pewnością nie potrafił grać mimiką. Na jego twarzy, pojawił się grymas. Nie była to typowa złość, raczej uświadomił sobie, jak ograniczeni są przedstawiciele tej niskiej rasy.
- Pijąc z mojego, nie uszlachetnisz się moja panno. Nie mniej, doceniam gest, oraz chęć samo doskonalenia się. Zachowaj kielich. Później, dam Ci kilka porad, jak powinnaś zachowywać się, w poszczególnych sytuacjach. Może coś, jednak z Ciebie będzie. Panienko. - Co dziwne, nie było to złośliwe, zachowywał się raczej… naturalnie, jak na jego warunki
Agi nie zamierzała jednak na tym poprzestać. Chciała pokazać Rinie, że z milorda można pokonać jego własną bronią. Nalała więc im obojgu wina. Wzniosła ku niemu jego kielich i wypiła zeń całą zawartość duszkiem. Założyła, że ambasador nie ośmieli się nie powtórzyć toastu za nią i po pierwsze będzie się musiał napic z obrzydliwego naczynia, na którym jest jej ślina. Po drugie - nalałą im całkiem od serca. I o ile łeb krasnoluda był nauczony akceptować alkohol robiony prawie że z kamienia, o tyle dla człowieka puchar wina na pusty żołądek to mogło być coś, co w końcu pchnie rozmowę przy stole na właściwe tory, bo milord się w końcu upije.
Czarodziej niemal zzieleniał, kiedy dostał puchar od rozmówczyni. Wykrzywił minę, nie dyskretnie rozejrzał się po biesiadnikach, po czym podstawił puchar pod elfkę
- Wasal przyjmuje, honory swego Pana. - Na jego twarzy, pojawiła się wyraźna ulga
- A..i Pan, pije z pucharu wasala...czy tam sługi, dawaj swój kielich! - Podniósł się, po czym, szybko odebrał naczynie elfce.
- Jakieś lepsze doznania, kiedy pijesz ze szlachetnego? - spytał, nadal lekko zmieszany.
- Zdecydowanie tak, choć wino kwasi nieco fakt, że odmówiłeś mi toastu. Ale taka wola lorda - odparła Agi pogodnie i skinieniem głowy podziękowała elfce za uszanowanie krasnoludzkiego zwyczaju, który zmyśliła 10 sekund wcześniej.
- Nie odmówiłem. Przekazałem, kielich dalej. Na znak uznania, a także na dowód mojego szacunku...eee...uuuu….dla służby! - Wyraźnie był zadowolony, że tak udało mu się umknąć
- Dziwne macie, tam u siebie… w Orgogrzmarze obyczeje.
Agi uśmiechnęła się. Wygrała chociaż tyle, że milord napił się wina z kielicha ‘skalanego’ przez elfa. Małe zwycięstwa - trzeba się nimi zawsze cieszyć.

Marcus przez chwilę rozejrzał się po zebranych w zadumie, ale wyraz zniewieściałej twarzy pozostał nieodgadniony. Przymknął tylko oczy i skinął głową raz w czasie całej dyskusji, gdy Agigreen jedynie rozsądnie zauważyła, że nie nadaje się na negocjatora. W jego oczach widać było uwagę na słowa Riny, jakoby mógłby porozmawiać z rycerzami - aż na sekundę jego oczy skierowały się ku towarzyszom królewskim, którzy już tutaj dostatecznie nim gardzili. Odczekał też z kamiennym wyrazem twarzy kolejną rundę Tevinterina i Orzammarianki. Wykorzystał pauzę i zmniejszenie napięcia dyskusji natychmiast, ale miękko i mimowolnie, kierując słowa do ich gospodarza… oraz Riny.
- Co możemy wiedzieć o lordzie? Chodzi mu o władzę, tak… lecz o co jeszcze? Jakim jest człowiekiem? Jakie osoby lubi? Jakie argumenty i sentymenty do niego przemawiają? Czy jest żarliwym wyznawcą? Jak odnosi się do dam? Wszystko to może mieć znaczenie przy obraniu osoby, która poprowadzi negocjacje i nie wykluczałbym na wstępie nikogo… oczywiście za moim wyjątkiem.
Wreszcie ktoś się do niej zwrócił! Wreszcie ktoś docenił wiedzę i doświadczenie Riny! Powitała to z niemałym zadowoleniem, choć fakt, że pytał Mracus, z którego strony doznała ledwie chwilę temu tak wielkiej obrazy…
- Cóż… - zaczęła niby obojętnie i założyła nogę na nogę przygładzając ubranie - Pieniądze, panie rycerzu - stwierdziła wprost - Lord nie jest złym człowiekiem, ale nic nie przemawia do niego tak jak argument pieniądza. Imponuje mu przepych, elegancja, dystyngowanie… - wyliczała kolejne rzeczy - Dlatego przygotowałam specjalną garderobę na nasze spotkania z nim - dodała mimochodem aby wskazać jak doskonale zadbała o każdy szczególik - Z tym człowiekiem trzeba robić twarde, zdecydowane i bezpardonowe interesy. To taki typ, musi poczuć, że ma przed sobą innego wilka, a nie barana - sięgnęła po bułeczkę i odłamała maleńki kawałek, powoli jadła ją zastanawiając się czy może powiedzieć więcej, po chwili zdecydowała jednak zatrzymać głównego asa na później - Może w takim razie poddamy konfrontacji nasze… możliwości w tym zakresie? - zaproponowałam - Wiemy już, że pani Agi może zaproponować dorobek swojego ludu, co jest w kwestii finansowej sporym krokiem, a panowie? - wskazała na nich dłonią, choć mając świadomość, że mag pewnie znowu będzie robił problemy na czas się zreflektowała - Lordzie, co może zostać zaproponowane z twojej strony? Oczywiście poza światłem, które zsyłasz na całą naszą delegację. Nam to wystarcza, ale nasz rozmówca pewnie będzie prosił o nieco bardziej… materialne docenienie swej osoby - spytała rozważając czy nie skinąć usłużnie głową. Miała dość jego wywyższania i problemów jakie robił, chciała skończyć dyskusję z nim jak zło konieczne; szybko i bezboleśnie, ale… jej duma nie pozwalała zgiąć karku. Nie miał u niej żadnego szacunku, a ona nie potrafiła się do niego zmusić, więc jedynie poprawiła się na krześle i dalej skubała śniadanie.
- Kompletnie nic. Nie potrzebuje tego, by wasz król dogadywał się z lordami. Mnie to nie robi różnicy, jednak powiem wam szczerze, że to jego miasto, mój ojciec by porównał do wybiegu, który posiadamy na prowincji. Jeśli jest miłośnikiem złota, a nie potrafi tego udowodnić, przedstawiając nam swoje bogactwo, nie uzyska mojego szacunku. Gdybym chciał, mógłbym odkupić jego miasto, jego rodzinnę a go samego, wystawiać w klatce, jako zdobycz. - Był dumny jak paw - Biedaczek, który próbuje być wielki, udawać kogoś, kim nie jest. Śmieszy mnie to, gardze takimi ludźmi. - zatrzymał się na chwilę - Jeśli, król zapewni mi, kilka tytułów i jakieś posiadłości, oczywiście, nie, żeby mnie nie było stać. Wówczas, mogę zapewnić wstawiennictwo jednego z najpotęzniejszych magistrów imperium. Każdy z nich, posiada armie, która byłaby wstanie, zniszczyć to państwo. Więc, taka mrówka jak ten “lord” - wyraźnie zaakcentował z obrzydzeniem - to nic. Ale, jak mówiłem. Nie mam tutaj interesu. Zamiast….dyplomatów khm. Powinien posłać siepaczy, mniej problemów i niewygody.
- Rozumiem milordzie, że nasz kraj musi wydawać ci się mały i zacofany w porównaniu z ogromem Imperium, ale rozumiesz oczywiście, że dla nas znaczy cały świat, jak dla każdego dom. - odpowiedział Marcus ze spokojnym, zupełnie nieprzystającym sytuacji, ale chyba w miarę szczerym, życzliwym uśmiechem, przyknąwszy oczy gdy wypowiadał to zdanie. - Wszelka pomoc będzie bezcenna... zwłaszcza magistra. - na sekundę zniewieściały strażnik jak gdyby zwątpił, ale nie przerwało to jego wypowiedzi - Król Cailan godnie i hojnie docenia tych, którzy pomagają mu ocalić mieszkańców naszego kraju, który to kraj posiada również pewne ukryte uroki i na pewno dla tych, którzy nazywają go domem jest wart obrony, choćby był bryłą węgla otoczoną przez brylanty. Ta bryłka jednak to kamień węgielny, coś, co budzi nadzieję, jak pączek niewyrośniętego kwiatu: jedynie zwiastowanie cudu, którym wnet może się stać. Wiesz przecież, ile lat znajdowaliśmy się pod ciemięgą Orlais, i jak niedawno się zakończyła, przez ojca naszego króla właśnie. Dlatego też nasz król, wychowany przez króla tak doświadczonego, jest tak właściwym i godnym błogosławionego przez Stwórcę tytułu… Dlatego na pewno wynagrodzi wszelką pomoc, nawet trud grzeczności w obliczu ludzi takich jak lord Weynar… jeżeli rzeczywiście jest tak małostkowy. Czy podobna nam bowiem oceniać go, nim poznamy go osobiście? - zakończył, a każde słowo wypowiedział z takim przekonaniem, że musiał wierzyć w to co mówi i mówić to, w co wierzy.
Agigreen spojrzała na niego zaciekawiona. Najedzona skądś wydobyła kapeć i nabiła swoją fajkę czymś, co pachniało przyjemnie leśnym poszyciem - były to głównie mchy i grzyby z domieszką jakiejś importowanej do Orzamaru kory.
Lord Bratter w końcu zadecydował się zabrać głos, pomimo, iż wcześniej niewidoczne, zmęczenie widocznie malowało się na jego twarzy.
- Ma pan rację Lordzie Ackerley… Zły to czas, kiedy władca państwa musi posuwać się do takich działań… - Powiedział nie spoglądajac właściwie na nikogo - Musi Pan jednak zrozoumieć to, że Tevinter i Ferelden to zupełnie inne kraje i władza jest sprawowana tutaj zupełnie inaczej. Pani Helbert ma całkowitą rację co do Lorda Wayneara - Lord nie jest typowym szlachcicem - bardziej niż rycerza przypomina kupca, jednak nie zapominajmy, że i tacy ludzie są w kraju potrzebni i oni również wygrywają wojny - Mężczyzna nerwowo zacisnął pięści - Tutaj nie chodzi o płaszczenie i błaganie… Jeśli będziemy postrzegani w ten sposób, nic nie uzyskamy. Musimy sprawić, żeby Lord traktował nas jako równego sobie partnera w interesach, więc ważne jest to, abyśmy mówili jednym głosem. Nasza oferta musi być spójna, musimy wzbudzić jego zainteresowanie, przedstawić mu korzyści płynące z naszej współpracy, zbić wszystkie obiekcje i sfinalizować umowę. Musicie wszyscy przestać myśleć o tym jak o zwykłym poselstwie, ale nastawić się na twarde negocjacje… - Rozluźnił się i zamyślił - Wydaje mi się, że pomysł, aby Lady Helbert i Lady Tuhonen oficjalnie przewodziły naszej stronie może się udać - ze względu na największe doświadczenie w tej kwestii. Jednak chciałbym prosić również was Panowie, abyście w miarę możliwości asystowali i wspierali je swoim autorytetem - i będzie to równie znacząca rola. Czy ktoś ma coś przeciwko?
- Nie mam żadnego sprzeciwu, milordzie, jeno uwagę… - zcichł i spokorniał znowu Marcus - Nie posiadam żadnego autorytetu. Prawdę rzekłszy, nie jestem pewien, czy w ogóle mogę się na coś przydać…
- Panie Marcusie - zaczęła Agi, wyciągając na chwilę fajkę z ust. Naprawdę nie mogła się doczekać, kiedy zobaczy tego mężczyznę z bronią w ręku i w końcu będzie mu mogła pogratulować i podziękować za coś więcej, niż tylko ścielenie. - Rozsądek i dyplomacja są dobrze widzianymi siłami w każdej kampanii.
Myślami jednak krasnoludka była gdzie indziej. Oto wsadzono jej w rękę władzę, której się nie spodziewała, której nie powinna była sprawować (co sama zauważyła na głos), ale której dla uniknięcia dalszych sporów nie odda. Dobrze, że będą mogły mieć w sobie nawzajem oparcie. Oczywiście nie ulega wątpliwości, że jako krasnoludka powinna się trzymać raczej z tyłu Pani Riny, ale sama Zielona była ciekawa, jak kobieta zareaguje na takie dictum lorda-gospodarza.
Wszystko przybierało obrót spraw dość dziwny, choć Rina w żadnym razie nie spodziewała się innego po tym jak poznała każdego ze swoich nowych towarzyszy (no, może poza magiem, którego planowała jednak obchodzić szerokim łukiem razem z jego wybujałym ego). Propozycja by reprezentowała ich grupę razem z krasnoludką padła właściwie sama po tym jak delikatnie ją zasygnalizowała, więc była zadowolona, chyba wreszcie ta grupa zaczynała zauważać kto tu nada się najlepiej do tego zadania, a z całą pewnością do zadań kupieckich nie było nikogo odpowiedniejszego niż ona i Pani Agi! Miała ochotę przebierać nogami z ekscytacji na samą myśl, mimo to jedynie przygładziła falbany sukni
- Myślę, że możemy się tym zająć - popatrzyła tu porozumiewawczo na krasnoludkę sprawdzając czy podchodzi równie entuzjastycznie do tej perspektywy - Ale z całą pewnością, jak już pan, Lordzie, zauważył, towarzystwo pana maga oraz ciebie, Marcusie, będzie nieocenione i znacząco wpłynie nie tylko na morale grupy ale też naszą reprezentatywność - zatoastowała do maga filiżanką
- CO?! Toż to jawna kpina! Nie, nie, nie. Jeśli chcecie bawić się w taki sposób! Możecie zapomnieć o moim wsparciu! Nie zgadzam się, na zniżenie mojej osoby, jeszcze bardziej, aniżeli dotychczas. Zgodziłem się, brać w tym udział, ale liczyłem, że jasny wielmożny Pan, zobowiązuje się do działań, a nie zwala całą robotę na kobiety! Toż to kpina, ze mnie, z króla i ze wszystkich tutaj obecnych! - Czarodziej niemal wykrzyczał swoje słowa.
- Takim tchórzom i leniom jak TY, powinno odbierać się szlachectwo! Nie godzi się, by szlachcic, porzucał swoje obowiązki! TY, będziesz reprezentować króla, inaczej zraz wracam do stolicy, do Clegana i zdam mu raport, jakiego nieudacznika tutaj posłał! - Mężczyzna był wzburzony, podskoczył ze swojego krzesła.
- Jeżeli w tym państwie, władza wygląda właśnie tak, to szlag z wami wszystkimi. Nie dziwie się, że co chwila znajdujecie się, pod czyimś zaborem, tym bardziej nie zdziwie się, że niedługo znów się pod jakimś znajdziecie!
- S...straciłem apetyt! Phi! - Odszedł od zebranych.
Agigreen odczekała aż magister wyjdzie, nim przemówiła. Właśnie ułatwił im wszystkim życie. W Orzamarze ktoś, kto odchodzi od stołu rozmów, nie może już do niego wrócić, póki te konkretne rozmowy się nie zakończą albo nie zostanie ogłoszona przerwa. Bez względu na to, czy goni go pęcherz, głód czy wściekłość. I bez względu na to czy jest królem, senatorem, czy zwykłym skrybą. Córka Tuhonena zakładała, że na powierzchni panują podobne porządki.
- Myślę, że milord właśnie sam wykluczył się z udziału w tym spotkaniu - powiedziała z powagą, doskonale tłumiąc satysfakcję, którą odczuwała. Nie drgnęła jej nawet powieka. - Proszę, lordzie. Wybacz mu obrazę Twojego honoru i królewskiego majestatu. Nie jest stąd. Wierzę, że w swoim mniemaniu chce jak najlepiej.
Marcus wpatrywał się w stronę, z której zniknął im z oczu arystokrata z Tevinter.
- Udam się z nim jeszcze porozmawiać… - wtrącił tylko, po czym odwrócił się z powrotem do wciąż zebranych - Tymczasem wszystko zdaje się postanowione. Ach, milady - schylając się by nalać więcej wina; gest uczyniony tylko po to, by nie patrzeć w oczy Rinie, do której się odezwał - Byłbym zobowiązany i zaszczycony, jeżeli po śniadaniu zostałabyś na chwilę lub zgodziła się na moje towarzystwo przez jeszcze chwilę… - dokończył o wiele mniej śmiało i ciszej.
Obserwowała przelewające się do puchara wino, nie wiedziała czy przesadnie oficjalne słowa rycerza były dyktowane autentycznym szacunkiem czy może… stanowiły jedynie ukrytą kpinę pięknie komponującą się w efektowną całość z dzisiejszym zachowaniem przy stole jakie względem niej reprezentował. Postanowiła mimo wszystko nie wchodzić w dalsze dyskusje poza konieczną odpowiedzią, której udzielenia oczekiwał rycerz
- Po śniadaniu potrzebuję jeszcze czasu na przygotowanie się do spotkania - powiedziała powoli, jakby z namysłem - Ale mam wrażenie, że twoja sprawa dotyczy czegoś pilnego… więc dobrze - westchnęła cicho - Możesz liczyć na spotkanie, z miłą chęcią - dokończyła i mimo wszystko się uśmiechnęła. Była ciekawa czy tym razem to on będzie prosił ją o rady dotyczące zachowania się wobec kobiet… a raczej krasnoludek. Czy tych dwoje ma się ku sobie? Westchnęła znów cicho poprawiając się na krześle. Czuła, że dyskusja dobiegła końca grzecznościowo jednak czekała na słowa oficjalnie to ogłaszające - Panie Marcusie? - nie do końca wiedziała czy zwracać się do niego per “pan” czy raczej nie - Może… Za około kwadrans w moim pokoju? - zaproponowała - Akurat doniesione zostaną przekąski.

Mężczyzna skinął tylko głową, przystając na propozycję...
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!
-2- jest offline