Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-05-2016, 21:33   #14
Erissa
 
Erissa's Avatar
 
Reputacja: 1 Erissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputację
Pokój nie był duży, Rina stoczyła istną batalię o to by przydzielono jej, jak na panujące w tym mejscu standardy, niewielkie lokum. Lepiej czuła się w ciaśniejszych pomieszczeniach, pomagało jej się to skupić, zebrać myśli, a teraz tego potrzebowała najbardziej. Od czasu przyjazdu nie miała czasu na dobre zagospodarować miejsca, dlatego część rzeczy ciągle poupychana była w torbie, mimo wszystko najcenniejsze, tj. stroje zamawiane specjalnie na tę okazję wedle najnowszej, jeszcze niezbyt rozpowszechnionej mody, wisiały dumnie w szafie przezornie chroniąc się przed choćby najmniejszym zagnieceniem. To nie mogło mieć miejsca. Przespacerowała się od ściany do ściany podziwiając wiszące obrazy. Martwa natura, widoki… to ją odprężało, przypominało miłe wspomnienia z wypraw, do których uwielbiała wracać myślami w stresujących chwilach, jak teraz, przed wielkimi negocjacjami. Ale mimo to wciąż czekało ją niespodziewane spotkanie. Oceniła całość krytycznym okiem; było schludnie, przyjemnie. Pedantycznie poprawiła karafkę z winem by stała bardziej po środku stołu, w lustrze odgarnęła włosy z ramienia, poprawiła tasiemki wiązania gorsetu. Oczekiwała na przybycie gościa z miłą niecierpliwością. Była niezwykle ciekawa na jaki temat chce pomówić. W tej samej akurat chwili rozległo się pukanie do drzwi.
- Milady… - przez drzwi w stłumiony sposób słyszała aksamitny głos zniewieściałego strażnika. - Przyszedłem, tak jak się umówiliśmy… To jest o ile nie przeszkadzam w niczym…
Chrząknęła cicho oczyszczając gardło i ostatni raz oceniła swój wygląd w lustrze. Ostatnim ruchem jednak przeczesała jeszcze raz włosy i ułożyła je figlarnie na ramieniu. Nie mogła się zdecydować…
- Proszę, proszę wejść - odwróciła się przodem do drzwi - Zapraszam.
Mężczyzna delikatnie, ale na oścież otworzył drzwi ruchem, jak gdyby nie chciał by choćby zaskrzypiały - jak gdyby nie chciał przeszkadzać nawet w ten sposób. Otaksował Rinę wzrokiem, i ponownie się jej skłonił, nim wszedł do pomieszczenia, zamykając drzwi za sobą. Tak jak i wcześniej, był zadbany i schludny, i tak samo bez sensu ciążył mu kirys, będący zdaje się najbardziej ciążącym symbolem przynależności, jaki zdarzyło mu się nosić.
Nie patrzył jej w oczy, ale wyglądał bardziej na niepewnego na “jej terytorium” niż przestraszonego powodem wizyty. Po sekundzie dopiero podniósł wzrok pod popielatymi włosami, patrząc na nią wyczekująco na dokończenie formalności, jak gdyby chcąc przejrzeć ją, czy kobieta zrazu zechce by przeszedł do rzeczy… zawsze ostrożny, zawsze kurtuazyjny.
Patrzyła na niego bez skrępowania, czekała na moment aż i on popatrzy na nią. Jakoś dziwnie męczył ją fakt, że nie potrafił nawet spojrzeć jej w oczy. Dziwny człowiek. Zamierzała poruszyć ten temat, jakoś ośmielić go do siebie, mieli przecież współpracować, ale… w obecnej sytuacji nie była już taka pewna swego. Odczekała chwilę, a widząc, że mężczyzna nie zamierza się odezwać sama przeszła do rzeczy
- Bardzo miło z twojej… pana… strony, że zechciałeś ze mną pomówić. Takie wizyty zawsze sprawiają wiele radości, lubię rozmawiać z innymi - wskazała dłonią by usiadł - Ale… mam wrażenie, że jesteś nieco spięty. Coś się stało? - sama również usiadła przygładzając falbany by leżały równo na jej kolanach
Marcus posłusznie podszedł i usiadł we wskazanym miejscu… nie przed nią jednak.
- Trzy powody, milady, pierwszy z nich to fakt, iż nawet nie wiem jak wolno mi się do ciebie zwracać, co dyktować mogą urodzenie, obyczaj czy wreszcie po prostu twoja preferencja. - na chwilę na swój sposób przymknął oczy, uśmiechając się przy spokojniejszej części rozmowy, ale gdy sekundę potem patrzył jej w oczy wciąż widać było pewne napięcie i fakt, że nie to jest najbardziej dręcząca go kwestia.
A przynajmniej nie jedyna.
Obserwowała go wprawnym okiem, potrafiła czytać z ludzi, z ich zachowań, ale w jego przypadku nie potrzebne były nawet specjalne zdolności, coś go gryzło. Pozostawił to jednak na deser, a Rina nie zamierzała go popędzać widząc, że to typ człowieka, który sam musi przejść do sedna. Na chwilę obecną postanowiła odpowiedzieć na zadane pytanie. A pierwsze co zrobiła to zaśmiała się wesoło, przyjaźnie, może z lekką ulgą
- Nawet nie wiesz jak dobrze, że poruszyłeś wreszcie ten temat - odetchnęła - Sama miałam już kłopot z tym jak się do ciebie zwracać, ale… myślę, że spokojnie możemy odrzucić sztywną etykietę, o ile ci to nie przeszkadza. Możesz mówić mi po imieniu - zamilkła na chwilę - Jeśli to ma jakieś znaczenie to nie jestem tutaj nikim ważnym, bo chyba przede wszystkim krępuje cię perspektywa mojego urodzenia - zaśmiała się znowu - Nie ma w takim razie powodu, nie pochodzę ze szlachty.
- Najważniejsza i tak byłaby twoja preferencja. - spokojnie i płynnie Marcus przeszedł na nieformalny sposób rozmowy, nie kłopocząc się nawet by podkreślić ten fakt wypowiedzeniem jej imienia. Mogło być to dość niespodziewane; na ile biegle i bez widocznego w jego podejściu przestrachu, ale oczywiście ponownie było to by ją zadowolić… równie dobrze mógł nie czuć się z tym komfortowo, ale dla jej komfortu po prostu ukryć ten fakt.
Szybko jednak przeszedł do rzeczy.
- Chciałem również przeprosić cię. - spoważniał.
Oparła głowę na dłoni patrząc na karafkę z winem z lekkim wyczekiwaniem. Zastanawiała się czy powinna zachęcić go do nalania im trunku
- Przeprosić? - spytała z grzeczności - Chodzi zapewne o sprawę na… hmmm… śniadaniu? - postanowiła oszczędzić mu zbędnych wprowadzeń i krążenia po temacie
- Tak. - odpowiedział spokojnie, sięgając po karafkę i kurtuazyjnie, jak gdyby odruch byl jego drugą naturą nalewając jej wina do pucharu za jedynym jej spojrzeniem - Wyczuwam, gdy ktoś ma mi za złe, i ręczę ci, i proszę zrazu, byś wybaczyła coś jeszcze, co może ci zdać sie obraźliwe… proszę o twoją cierpliwość. - spokojnie przygotowywał kobietę - Albowiem gdybyś powiedziała mi, w jaki sposób cię uraziłem, wiedziałbym jak w przyszłości tego uniknąć.
Było powiedziane. Strażnik był dość wyczulony i empatyczny by zdawać sobie sprawę z jej niezadowolenia w trakcie śniadania… nie wiedział jednak, co kobieta dokładnie mu zarzucała.
I… stało się. Zdziwił ją już na samym początku. Ci mężczyźni… nigdy nie wiedzą o co chodzi…
- Więc nie wiesz - stwierdziła cicho, bardziej do siebie i wzięła kielich - Napijesz się ze mną? - zachęciła czekając z upiciem wina na jego decyzję - Muszę przyznać, że uraziło mnie pominięcie w czasie posiłku - postanowiła mówić wprost, bez owijania. Pewnie nawet gdyby kluczyła rok on by nie zrozumiał co sugeruje… Tak, typowy mężczyzna
- Tak, wiem… - prawie wyszeptał, nie patrząc na kobietę. Na widok tylko jej gestu nalał wina i sobie i zapełnił pauzę po własnych słowach upiciem z pucharu. Trzymał potem naczynie przed sobą, wpatrując się w karminową ciecz. Po sekundzie podniósł na nią wzrok z neutralnym, uprzejmym wyrazem twarzy kogoś w pełni poświęconego rozmowie.
- Raz jeszcze proszę, wybacz mi. Upewnię się, że zawsze odtąd gdy dane nam będzie wspólnie uczestniczyć w posiłku, zasiądę obok ciebie, aby za mojej obecności nic podobnego nie miało miejsca.
Skinęła głową i podsunęła nieco bliżej swój kielich
- Za dobrą współpracę i… miejmy nadzieję… początek miłej znajomości - stuknęła się z nim i napiła patrząc na niego, świdrując wzrokiem - Nie ma już o czym mówić. Możemy zamknąć tę sprawę i więcej do niej nie wracać. Nic wielkiego się nie stało, Marcusie - zapewniła cicho
- Wiesz oczywiście, że nie usługiwałem ci tylko dlatego, że nie zasiadłem obok ciebie i towarzyszyli nam szlachetnie urodzeni… a nie zasiadłem obok ciebie, albowiem spodziewałem się, że i ty się do nich zaliczał. - powiedział strażnik, odstawiając delikatnie puchar i wracając wzrokiem donikąd.
- Zauważyłam już, że nie czujesz się pewnie w kontaktach ze szlachtą, więc czuj się usprawiedliwiony w moich oczach - stwierdziła przyjaźnie.
Raptownie spojrzał jej prosto w oczy, mrużąc przez chwilę własne, nim uśmiechnął się nieco.
- Są to oczy kobiety, która chowa urazę, jakie to oczy nie pierwszy raz w życiu widzę, Rino. Ale zapewniam cię, że to się nie powtórzy. - powiedział niespodziewanie.
Nieco zdziwiła ją jego nagła zmiana, jakby nagle nabrał odwagi, której brakowało mu od kiedy go poznała, a i pewnie też dużo wcześniej.
- Doceniam to - zapewniła - Zdecydowanie wolę widzieć w tobie przyjaciela niż nawarstwiać jakieś konflikty o coś co właściwie nie ma większego znaczenia
Skinął głową.
- Dobrze więc… to nie jest dobry czas, ale niestety jedyny. Wiem, że stracę przez to w twoich oczach, ale może jeno przynajmniej przez to docenisz, jak bardzo mi zależy. - zaczął, czyniąc wstęp do Stwórca wie czego…
Zaciekawił ją. Znowu. Oj, Rino, przepadłaś…
- Co takiego, Marcusie? - spytała niewinnie - Czy chcesz omówić coś związanego ze sprawą naszych negocjacji?
- Istotnie. Chodzi o posiadane przez ciebie informacje i znajomości, o których wspomniałaś. - wyjaśnił - Nie chcę, byś je wyjawiała w jakikolwiek sposób, czy cokolwiek o nich mówiła, widziałem, że trudno było ci w ogóle o tym mówić… zdajesz się lubić trzymać wszystkie karty w ręku. - powiedział w uprzejmy sposób, bardzo niejednoznaczny co do tego, co mógł o tym myśleć - Chciałem tylko prosić, byś dobrze rozważyła, gdybyś zechciała z nich nie korzystać.
Zaniepokoiły ją jego słowa. Wiedział coś? O nim… i… o niej? Coś ważnego?
- Chyba… nie do końca rozumiem - stwierdziła powoli i napiła się wina - Moje kontakty mogą pomóc, ale nie jestem też nierozważna do tego stopnia by szastać nimi na lewo i prawo bez opamiętania. Nie zaszkodzę naszej sprawie jeśli tego się boisz
Marcus przez przedłużający się moment obserwował ją bez słowa. Wziął kielich w dłoń, upił łyk nie przestając na nią patrzyć, po czym odchylił się nieco, opierając wygodniej na kanapie.
- Czyżby. - w końcu powiedział, patrząc jej prosto w oczy, i jasnym było że nie chodzi mu o zaszkodzenie… a o nierozumienie.
Uśmiechnęła się delikatnie, jakby do własnych myśli. Sprawa była dla niej ważna i zamierzała poświęcić dla niej wszystko… poza jednym. I tego się trzymała jak tonący belki
- Z całą pewnością nie masz się o co martwić - odstawiła naczynie i założyła nogę na nogę - Ale jeśli masz mi coś do zarzucenia… coś konkretnego… to zrób to teraz. To odpowiedni moment, jesteśmy sami, bez niepowołanych uszu, a rozmowy się jeszcze nie zaczęły, więc nie ma obawy, że coś z tego… wyniknie.
- Nie, nic takiego nie mam na myśli. - odparł. Mimowolnie wzrok podążył mu za odstawianym naczyniem a potem za zakładaną nogą, zanim powrócił do karafki, z której uzupełnił puchar Riny.
- Więc… co takiego masz? - spytała wprost - Nie do końca wiem jak mam rozumieć to co mówisz. Ani na jakiej podstawie wyciągasz wnioski.
- Rino. Mam wrażenie, że dochodzi do nieporozumienia. - spróbował załagodzić sytuację. Spróbował też spojrzeć jej w oczy, ale…
...widziała, że chociaż rozmawia z nią, nie widzi jej, widzi coś innego, co widział kiedyś.
- Ewidentnie… masz jakąś możliwość zapewnić nam sukces. Ewidentnie też masz powody nie chcieć się tym dzielić z nami… co zrozumiałe. Jedyny powód, dla którego miałabyś nie chcieć się dzielić, to ponieważ rozważasz nie zrobienie tego. Nie ingeruję, dlaczego... Tylko ty to wiesz i to twoja sprawa. - przerwał, przymknął na moment oczy i spojrzał na nią, by ocenić, jak przyjmuje jego słowa.
- Jeżeli się nam nie uda… umrzemy. - zakończył.
Westchnęła cicho, nieco ciężko i znów się napiła myśląc intensywnie. Nie wiedziała na ile może mu ufać. To co trzymała w garści było niezwykle delikatne, nie mogła ryzykować by rozpadło się jak domek z kart. Nie po to budowała wszystko latami… nie po to!
- Rozumiem - odpowiedziała wreszcie powoli, nadal myśląc - Moje kontakty… na chwilę obecną dowiedziałam się od nich tego, czego mogłam. Lord ...
- Szzz. - nagle przerwał jej Marcus.
Popatrzył przez chwilę jeszcze w oczy kobiety, tym samym nieobecnym wzrokiem.
- Jestem pewien, że opatrznie wyjawiłabyś mi coś, czego nie chciałabyś. Honor nakazywał przerwać. - wzruszył ramionami ze szczerym, smutnym uśmiechem.
A ona jedynie zaśmiała się wesoło, jakby dla kontrastu, ale ten mały gest sprawił, że znów obudziła się w niej sympatia do tego dziwnego mężczyzny.
- Oj, Marcusie, z całym szacunkiem, ale moja tajemnica jest u mnie bezpieczna - powiedziała wciąż się śmiejąc - I nie zamierzam jej wyjawić nikomu, przynajmniej na tę chwilę. Mimo to wiem, że gdyby negocjacje przeciągnęły się na kolejne… etapy… wtedy mogę sięgnąć do swojego źródełka, sądzę, że jego pomoc będzie nieoceniona - wyjaśniła - Na chwilę obecną wiem dzięki niemu w jaki sposób rozpocząć wszystko by zyskać uwagę i sądzę, że to może przeważyć szalę. Pierwszy cios należy do nas, nie do nich.
- Jesteś damą sekretów, jak widzę. - znowu zdobył się na słaby uśmiech, ale wyglądał bardziej melancholijnie niż kiedykolwiek.
- A jeśli oni również mają sekret? - podniósł puchar wina i oparł go sobie na udzie, bawiąc się kciukami, jeden po drugim opukując brzeg naczynia - A jeżeli przypadek sprawi, że będzie tylko jeden etap? Jakkolwiek niepodobne, by coś takiego miało miejsce?
- Wtedy go wygramy - odpowiedziała jakby była to jedyny możliwy sposób w jaki wszystko się skończy - Mamy sporo atutów, nie przybyliśmy tu przegrać - wzruszyła ramionami - Ja i pani Agi… wbrew temu co sądzi nasz mag… nie jesteśmy jedynie wątłymi kobietami. Znamy się na rzeczy - zapewniłam - Choć… wciąż zastanawiam się czy nie ma sposobu by jakoś przekraść się do naszej konkurencji - zamyśliła się patrząc przed siebie - Miałam nadzieję w tobie, ale… chyba...
- Mogę przebrać się za dziewkę i iść posłać ich łoża.. - rzucił Marcus w dowcipie, choć wciąż w zamyśleniu bawił się pucharem.
Rina zachichotała tak radośnie i szczerze, że alkohol w kielichu zakołysał się niebezpiecznie. Zasłoniła usta i ustawiła naczynie na stoliku by nie uronić ani kropli na suknię - To byłoby szczwane posunięcie! - śmiała się dalej - Ale… zastanawiałam się nad tym czy pan mag by nie pomógł. Zna wiele sztuczek. Choć… chyba nie jest chętny do działania, szczególnie razem ze mną. Patrzy na kobiety w dziwny sposób.
Marcus dolał wina do jej naczynia.
- Zostajesz pani w tyle, jeżeli o maga chodzi, chwilowo nie drażnijmy lorda Ackerleya, nie chcę JEMU słać łoża przez kolejny rok… bo już się zobowiązałem… - równie ponuro stwierdził Marcus - Jak przystało na przedstawiciela Korony… wobec tevinterskiego najeźdźcy…
Bezgłośnie przyznała mu rację, pokiwała delikatnie głową, a długie pukle delikatnie omiotły jej ramiona rozsiewając dookoła zapach cedru
- Więc… - popatrzyła na niego - Pomijając fakt, że ty również zostajesz z czymś w tyle… - wskazała tutaj kielich, z którego ledwo co upił - ...to może jednak wymyślimy coś między sobą? - zaproponowała - Pani Agi zbyt rzuca się w oczy, a ty, mój drogi, jako rycerz mógłbyś wmieszać się w tłum wojowników, może coś usłyszeć.
- To prawda, będę najbardziej imponującym rycerzem z całego zgromadzenia. - rozpogodniał nieco, upijając wina, ale jego nastrój był z wszech miar ironiczny. Odstawił alkohol od ust, kontynuując.
- Pani, nie jestem i nigdy nie zostanę rycerzem. - wyjaśnił spokojnie, jak gdyby nie powodowało to u niego jakiegokolwiek niezadowolenia - Jeżeli uwzględnić do tego moją… aparycję, to jako dziewka roznosząca wino lepiej bym się wmieszał w zgromadzenie szlachetnych.
- Wybacz, nie chciałam cię urazić w jakikolwiek sposób - tym razem to ona karnie popatrzyła w swoje stopy - Dobrze, porzućmy ten pomysł i nie wracajmy do niego. Może coś lepszego przyjdzie nam na myśl bo jednak bezpiecznie byłoby poznać zamiary drugiej strony, moglibyśmy wtedy wymyślić jak na nie odpowiedzieć
- Rino… - odstawił puchar zupełnie na stolik, siedząc w zasadzie oparty, ale nie zrelaksowany, a raczej jak gdyby opadł z sił - Czy uważasz, że teyrn to zły człowiek? - zapytał znikąd, mogąc mieć na myśli tylko jednego człowieka w królestwie.
To było dobre pytanie, wręcz doskonałe.
- Szczerze mówiąc jeszcze do niedawna uważałam go za bohatera Fereldenu - odpowiedziała bez zastanowienia. - Wiele mu zawdzięczamy, to co zrobił jednak… nie wiem nadal jak mam się do tego odnieść mimo czasu jaki minął od bitwy pod Ostagarem. - westchnęła ciężko, roztarła skronie, odpychając od sobą nieprzyjemne wizje - Tyle śmierci… taki chaos… i po co? Dla władzy… - rozłożyła ręce. - Sądzę, że coś mu się stało… i obawiam się, że ta zmiana jest nieodwracalna. Nie jest już człowiekiem honoru.
- Byłaś pod Ostagarem? - zapytał, ze szczerym zaciekawieniem i… współczuciem w głosie.
Coś przemknęło przez jej oczy
- Na… na całe szczęście nie ja - stwierdziła jedynie.
- Straciłaś kogoś…
- A kto nie? - spytała bez wyrazu i osuszyła kielich - Tyle ludzi, tylu… doskonałych… wojowników… - zamilkła i machnęła dłonią ucinając temat.
Przez moment milczał.
- Cała krótka historia naszego kraju wskazuje… ponad wszelką wątpliwość. - powiedział z naciskiem, po czym znowu napełnił puchar Riny i upił praktycznie resztę swojego i jego też napełnił, wstając z pucharem i szukając sposobu na uzupełnienie karafki
- ...że teyrn Loghain jest wszystkim, tylko nie głupcem. Dlatego też… - zerknął ku Rinie, ewidentnie szukając wskazówek odnośnie, gdzie odnajdzie więcej wina dla nich.
Wstała widząc jak się rozgląda i przeszła kawałek zastanawiając się, wskazała jedynie dłonią miejsce i dalej myślała. Podeszła do okna bez słowa patrząc przez nie
- Nie, proszę, pokaż tylko… - zaczął bez sensu, widząc, że kobieta rusza się z miejsca.
- Widzisz… Marcusie… - odezwała się wreszcie powoli - Każdy tutaj walczy o coś co jest dla niego ważne, ty też masz w tym coś swojego. I nie, nie sądzę by był głupcem, wręcz przeciwnie, my jednak… cóż, musisz przyznać, że nie jesteśmy zwyczajnym poselstwem - uśmiechnęła się nagle jakby cieplej, jej rysy na powrót złagodniały - Musimy walczyć jak on, a mogę zapewnić, że nie przepuści nawet najbardziej trywialnej okazji by nam przeszkodzić.
Marcus odnalazł wino, po czym wziął ze stolika puchary i podszedł do kobiety, by wręczyć jej ten, z którego piła.
- Twoje myśli są szybsze, aniżeli wiatr schodzący z adrastiańskich szczytów, lotne jak wiatr i świecą jak brzask. Cieszy mnie, że Jego Wysokość wybrał ciebie, byś nami zawiadowała. A przynajmniej byś była, ale reszta zdaje się, była naturalną konsekwencją.
Spojrzała na niego nie kryjąc nawet zdziwienia na to, co usłyszała, wzięła kielich, a na jej policzkach… o Andrasto!... zakwitł widoczny pąs.
- Ja… dziękuję - uśmiechnęła się niepewnie i schowała twarz w kielichu upijając znów łyk - Muszę przyznać, że… - chrząknęła by dodać sobie pewności - ...że obawiam się co nam zafunduje nasz przeciwnik - dodała ciszej. - Czy ty… - odwróciła się, stojąc przodem do niego, nie dając mu możliwości, by patrzył gdziekolwiek indziej - Wiesz coś? Cokolwiek, co może nam jakoś pomóc? Albo znasz kogoś kto wie? Mam… wielu znajomych w… ekhm… wielu kręgach - popatrzyła wymownie.
- Dlatego tu jesteś. - skwitował, nieco zmuszając się, by nie oderwać wzroku od jej spojrzenia, choć widać było, że nie było mu to najbardziej komfortowe. Na skraju oczu wciąż skrywała mu się melancholia… cień czegoś, co dawniej nim wstrząsnęło, chociaż kwiecisty język, skrupulatnie skrywany, był mu przyszedł przed chwilą nawet nie bez trudu, ale naturalnie. Na pewno mówił szczerze… również w tej chwili.
- Dla całej roztropności, jaką Stwórca zesłał na Jego Wysokość gdy decydował, abyś wyruszyła z nami, kobieta, wbrew Ackerleyom, choćby nisko urodzona, wbrew lordom… musiał być równie zaślepiony decydując, bym ja tu był. Jestem nikim. - zakończył, upijając łyk.
Były to nieco odmienne słowa w tonie. Wypowiedziane nie nieśmiało, ale rzeczowo; jak rozważania o szkodzie, która już miała miejsce.
- Nie znam nikogo. Nie jestem w stanie ci pomóc inaczej jak prosić, byś miała wielkie baczenie właśnie na wszystko, co ty możesz zdziałać.
Nastąpiła kolejna chwila milczenia, ale chyba obydwoje mieli tendencję do tego typu przerywanych rozmów, by się zastanowić, by powspominać, by budować plan na przyszłość? Cholera, jaki patos. Rina uśmiechnęła się znowu sama do siebie.
- Marcusie - położyła mu ostrożnie dłoń na ramieniu, jak staremu przyjacielowi - Sądzę, że się mylisz. Nikt z nas nie został wybrany bez przyczyny, a z tego co zauważyłam uzupełniamy się doskonale. Tworzymy układankę idealną, a ty jesteś jednym z nas, to mówi samo przez siebie - znów urwała. - Znasz się może… na broni? - zadała nagle pytanie jakby zupełnie nie mające związku z tematem - W jakiś większy sposób niż normalny wojownik?
- Znam kilka sztuczek Zakonników. Ale jeżeli komuś rozpowiesz, przyjdą po mnie. - też uśmiechnął się cieplej - Tylko nie licz, że przełożą się na coś, jeśliby przyszło co do czego.
- Chyba już zauważyłeś, że jestem doskonała w sekretach - stwierdziła jakby lekko kokieteryjnie, zaczepnie i stuknęła kielichami, napiła się - Lord ma pokaźną siatkę handlową. Bogaci się na broni, którą sprowadza do Fereldenu. Musimy tutaj drążyć, właśnie w tym temacie. Potrzebuję każdego śladu, każdej poszlaki mogącej doprowadzić nas do kolejnych możliwości zaplusowania u niego w tym obszarze
- Rino. Rino… - jak gdyby przerwał, jak gdyby zmieniał temat. Delikatnie wziął jej dłoń by zdjąć łagodnie ze swojego ramienia, zamiast po prostu się wyślizgnąć, a trochę jak gdyby chciał ją dokądś zaprowadzić, kurtuazyjnie, jak szlachcic lub sługa, na ile obcy mógł sobie pozwolić. Wzrok skierował na okno, do którego to ona była pierwsza podeszła.
- Spójrz poza to okno. Co widzisz?
- Co widzę… - mruknęła i popatrzyła w dal - Widzę… nieskończone możliwości. Widzę przerażonych ludzi, którzy za możliwość ochronienia siebie i bliskich zapłacą nawet ostatni grosz - westchnęła ni to ciężko, ni ze zrozumieniem - Wierzę, że mamy sporą szansę wygrać. O ile będziemy wyciągać nasze argumenty w odpowiedniej chwili
- Jeżeli teyrn wygra… Ja… nie sądzę, że on jest złym człowiekiem. Myślę, że oszalał. - Marcus prawie że szeptał do jej ucha, samemu patrząc na liczne postaci żyjące swoimi życiami w mieście - Chcesz wiedzieć, dlaczego tak myślę?
Odwróciła głowę jedynie o milimetr tak, by jego usta były bliżej jej ucha, niczym dwoje spiskowców knujących coś co miało zmienić losy świata
- Też sądzę, że… musiał oszaleć albo - odwróciła się jeszcze odrobinę, by popatrzeć mu w oczy - Albo to ktoś inny pociąga za sznurki - dodała ledwie dosłyszalnie - Magia jest potężna, a on… on jest tylko człowiekiem
- Być… być może… - rozważył strażnik - Aby był zły… zły człowiek w jego pozycji mógłby chcieć przejąć królestwo. Jednak nie mógłby być głupcem. - przerwał na chwilę, a oczy skierowane na ulicę mu zmętniały nieco. Znowu był daleko stąd.
- Tylko głupiec bowiem liczyłby, że podoła zostać królem, a potem powstrzymać to, co teyrn widział; to co niepowstrzymane… - przerwał, szukając z wysiłkiem odpowiedniego słowa - ...pochłonie wszystkich tam żyjących swoimi życiami. I nas. I naszych towarzyszy. I lordów. I emisariuszy Loghaina. I wszystkich, których kiedykolwiek poznaliśmy.

Ewidentne było, gdzie w danej chwili znajdował się Marcus. Jego oczy patrzyły… znowu na Ostagar.
Otrząsnął się, odwrócił z powrotem do Riny.
- Jedyną, jedyną szansą jest… iż w porę król… wybrany przez Stwórcę i popierany przez lud… znów będzie w stanie spróbować to powstrzymać.
Jego słowa, każde kolejne zdanie, każde kolejne wspomnienie, które wydawało się otaczać ich gdy dzielił się z nią przemyśleniami… Rina tworzyła z nich obraz i miała wrażenie, że powoli nie tylko rozumie zachowanie mężczyzny, ale też domyśla się co zaszło, czego był świadkiem
- Masz rację - powiedziała powoli i jedynie złapała go za rękę - To… to wszystko wydaje się dziwnie nierealne. Jak ktoś taki jak on… generał… doskonały strateg… jak mógł nie domyślić się? Jak mógł nie przewidzieć? - westchnęła ciężko - Ale… masz jakiś pomysł? - spytała jeszcze ciszej - Może da się to wszystko jakoś odwrócić, odwrócić tak, by pomóc nie tylko nam, ale… - wskazała dłonią przez okno - ...im wszystkim.
- Każdy pod Słońcem może w każdym momencie swojego życia uczynić rzeczy o tylko pewnym splendorze. - powiedział, mając na myśli bardziej literackie rozumienie ostatniego słowa - Jedyne co widzę dla nas… to podołać w naszej misji. Dla zysków w polityce, o której nic nie wiem. - znowu coś przez chwilę wspominał - By załamanego króla podnieść na duchu choć jedną dobrą nowiną.
Marcus odwrócił niewieścią twarz ku Rinie. Nie sposób się było nadziwić, że ktoś taki nosił jego kirys, a co dopiero był pod Ostagarem… ale oczy nie pozostawiały wątpliwości…
- Wiem, że cokolwiek otaczasz tajemnicą jest dla ciebie ważniejsze w twoim żywocie, niż jestem w stanie zrozumieć… i wiem też, jak ciężko… wyobrazić sobie to, co ja widziałem, a jak łatwo uznać mnie za niespełna zmysłów.
Cofnął się nieco od kobiety, odstawiając puchar na pobliskim, biorąc pod uwagę rozmiar drobnego pokoju, stoliku.
- Ale jeśli w twoich myślach, gdzie urodą przekraczasz tak wiele dam, a wciąż to umysł jest twoją największą ozdobą, jeśli w tym bez wątpienia z trudem pielęgnowanym kwiecie znalazłoby się zasiane przez naszą rozmowę ziarno, które da plon… - zawahał się przez chwilę - Zrozumiałabyś, że jeśli przegramy… nie będzie niczego, co można by otoczyć tajemnicą.
Kolejne pochlebne słowa i kolejny, jeszcze wyraźniejszy pąs. Rina miała wrażenie, że jej policzki za chwilę zapłoną żywym ogniem, nie przywykła do tego typu traktowania
- Jesteś zbyt uprzejmy, Marcusie - mruknęła cicho, pod nosem, speszona jak podlotka, chrząknęła jednak ponownie
- Widziałaś, gdy jestem uprzejmy i wiesz, że to nie uprzejmość. - zauważył tylko, gdy się speszyła.
- Wiem - uśmiechnęła się lekko - A fakt ten jednocześnie jeszcze bardziej cieszy i… zawstydza - spuściła wzrok - Masz jednak rację co do tego wszystkiego, do naszej sprawy, do tego co będzie dalej, do naszych tajemnic… - pokiwała głową do samej siebie - Byłeś tam pewnie, widziałeś straszne rzeczy i rozumiem, że nie da się ich wyrzucić z umysłu, z pamięci, dlatego trzeba się starać by nie wróciły. Tutaj. I nie powtarzały się znowu i znów - skrzyżowała ręce na piersi - Postaram się zrobić co w mojej mocy, ale ty… wiem, że stronisz od innych, mimo to… miej oczy i uszy szeroko otwarte. Ludzi dumnych cechuje pycha, kto wie co powiedzą w złośliwości...
- Tak uczynię. - skinął głową z szacunkiem - Wybacz mi raz jeszcze. Ufam, że uczynisz właściwie… - powiedział, nie jak zazwyczaj mówią, upewniając się, że ich wola została zrozumiana; tylko faktycznie potwierdził, że jej ufa - Czymkolwiek będzie właściwe działanie, albowiem to ty jesteś biegła i stąd nam przewodzisz… Nie oczekiwałbym nigdy, że odrzucisz swoją tajemnicę bez potrzeby. Chciałem tylko… - zastanowił się - Podzielić się perspektywą kogoś jeszcze. To wszystko, co naprawdę mogę…
- To więcej niż oczekiwałam - przyznała szczerze, ale też z ciepłem - Nie sądziłam, że znajdę kogoś, z kim będę mogła współpracować w tym zadaniu. Co innego współpraca wymuszona, a co innego… cóż… mam nadzieję, że rozumiesz co mam na myśli - uśmiechała się ciągle - Nasza rozmowa wiele mi dała, mam dzięki niej zupełnie inne podejście do całości i sądzę, że to wiele zmieni, nie tylko dla nas, ale i dla całego ogółu
Marcus odwzajemnił uśmiech, skłaniając się też uprzejmie, faktycznie jak człowiek z dworu, w intencji jak służący.
- Dziękuję ci jeszcze raz, pa… Rino, że poświęciłaś mi tyle czasu. Jeżeli mogę coś jeszcze dla ciebie zrobić, powiedz tylko. Jeśli nie… oczywiście nie będę kradł jeszcze więcej twojego czasu.
- Twoje towarzystwo jest mi zawsze miłym - zapewniła nieco oficjalnie, ale jej ogólna postawa, wyraz twarzy, wszystko wskazywało, że mówiła szczerze - Myślę, że teraz musimy wszyscy przemyśleć to, co wiemy i jak sprawy mogą się potoczyć. Jednak jeśli trafiłbyś na coś, co może pomóc naszej sprawie, cokolwiek, wiesz gdzie mnie szukać
- W rzeczy samej. - wyprostował się z ukłonu i przez chwilę jeszcze przyglądał się kobiecie, jak gdyby chciał o coś zapytać… coś zaproponować… wnet się jednak kategorycznie rozmyślił.
- Do zobaczenia później, Rino. - pożegnał się przed wyjściem.
Czuła coś w jego spojrzeniu, coś co budowało jakąś atmosferę oczekiwania i… może się pomyliła? Może nie było na co czekać?
- Do zobaczenia, do zobaczenia - pożegnała go z uśmiechem czekając aż drzwi za nim się zamkną. Gdy to się stało zabrała się za przygotowania
 
__________________
"Wczoraj wieczór myślałem o ratowaniu świata. Dziś rano o ratowaniu ludzkości. Ale cóż, trzeba mierzyć siły na zamiary. I ratować to, co można."
A. Sapkowski
Erissa jest offline