Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-05-2016, 22:13   #184
Hazard
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Znowu został sam. Connor i Mikołaj rozpłynęli się w powietrzu, na całe szczęście razem z odrażającym mordercą. Jego sobowtór w namiocie również zniknął. W tej chwili Bruce uświadomił sobie, że w tym miejscu, gdzie przestały obowiązywać wszelkie prawa fizyki, niemożliwe będzie odnalezienie wszystkich i wspólna ucieczka. To coś, czy raczej, to miejsce rządziło się najwyraźniej własnymi zachciankami.

Jednak Bruce za nic nie miał zamiaru odpuścić. Nie myślał nawet o poszukiwaniach wyjścia z tego przeklętego miejsca, nim nie znajdzie Ange i Arisy. Dopóki pozostał choć cień szansy, że którakolwiek z nich wciąż żyje, on nie miał zamiaru zaprzestać poszukiwań. Zapewne nawet widok ich martwych ciał nie odwiódł by go od tych zamierzeń. W końcu on sam doskonale wiedział, że w tym pokręconym lesie nawet śmierć nie jest pewna.

Przez chwilę myślał, by zacząć krzyczeń i nawoływać pozostałych. Zrezygnował jednak. Tylko Connor i Mikołaj wiedzieli, że wciąż żyje. Reszta mogłaby wziąć jego wołania za podstęp, którzy przyszykowały na nich złe duchy tego lasu. Czy cokolwiek innego, co rządziło tym miejscem.

Bruce miał jednak na chwilę obecną większe dylematy. Po zniknięciu dwójki mężczyzn, on pozostał bez źródła światła. W końcu odrodził się chwilę wcześniej nagi, bez niczego. Krew nadal pokrywała jego ciało, choć przynajmniej teraz miał na sobie ciuchy podarowane przez Connora. To było jednak słabe pocieszenie. Krew zdawała się przyciągać grasującą po lesie, mroczną bestię, natomiast światło stanowiło jedyną broń przeciwko niej. Musiał działać szybko.

Rzucił się do namiotu, w którym chwilę wcześniej smacznie spał on sam, w poszukiwaniu latarki i jakichkolwiek innych przydatnych przedmiotów. Broń? Pistolet na flary? Cokolwiek! Nie miał jednak zamiaru pozostać w tym miejscu ani chwili. Nawet jeżeli poszukiwania okazałyby się bezowocne, miał zamiar ruszyć… gdziekolwiek. Najlepszym wyborem wydawała się trasa wzdłuż brzegu rzeki, która stanowiła dla niego jedyny pewny punkt odniesienia. Po drodze miał zamiar zwędzić jakiś łapacz snów, gdyż te zdawały się wisieć wszędzie.

Jego myśli ciągle błądziły wokół dwóch najdroższych mu osób.
- Gdziekolwiek teraz jesteście - mówił do siebie, grzebiąc w namiocie - odnajdę was… Choćbym miał nawet umrzeć jeszcze sto razy… Znajdę was i wyciągnę z tego miejsca...
 
Hazard jest offline