Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-05-2016, 23:43   #181
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Frank Jackson - małomówny optymista.




Frank dobrą chwilę nie odzywał się gdy swoje powiedział ten szaman. Odkąd został obudzony przez nocny atak na ich kajakarski obóz główkował na wiele sposobów by wyjaśnić sobie co tu się może dziać. Teraz to co powiedział ten starszawy Indianiń jakoś jeszcze chyba nie było najdziwniejsze ze wszystkiego. Był w śnie? Miał się obudzić? Znaleźć Śniącego? No to brzmiało tak no... Mistycznie? Tajemniczo? Schzofrenicznie? Ale facet proponował jakieś wyjście. Jak dobrze skumał Frank to jeśli się nie uda to zginie. Wszyscy zginął. Ale nie czaił części tego co tu się dzieje nadal. Niby ten Śpiący był na tyle silny by uwieźić ich wszystkich w swoim śnie? I co? I nie wiedział, że ich więzi? Więc kim tu byli? Efektem ubocznym? Jakimś odpryskiem od jakiegoś eksperymentu czy co? I kim był ten Śpiący by mieć taką moc? W ogóle to był człowiek?

- No ładne buty. - odezwał się w końcu po raz pierwszy od chwili gdy skończył mówić ten Indianin. - Więc to wszystko jest snem? To wokół? Dlatego nie mozemy wrócić do naszego świata? No to niezły power level ma ten Śpiący. - mruknął z przekąsem kładąc dłonie na biodrach i chwilę lustrując las wokół polany na której stali. Byli w śnie czy jak to on nazwał stopklatce czy innym cube. To by się zgadzało z tym co podejrzewał. Tylko tego motywu z tym Śpiącym nie przewidział i dumał teraz co dalej z tym zrobić. Spodziewał się, że to jakaś popsuta maszyna coś w stylu teleportera czy maszyny czasu co się schrzaniła i jakoś nie chce czy nie może ich wypuścić. A tu chodziło o tego Śpiącego. Choć w sumie też nie wiedział kim on jest. Zresztą ten szaman też się nie przedstawił.

- Kim jest Śniący? To człowiek? Jak go rozpoznam? Jak go znajdę? Ciężko mi w tym śnie coś znaleźć. - spytał w końcu znów przenosząc wzrok na szamana. Miał jeszcze wiele innych pytań ale na razie spytał co mu się wydało najważniejsze. Chyba coś zgapił. Nie kumał, jak on, Frank z Baltimore, technik filmowy, miałby być zagrożeniem dla istoty która odwala takie numery jak widać dookoła. Albo jak miałby go niby obudzić. Potrząsnąć za ramię jak znajdzie? Polać zimna wodą?
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest teraz online  
Stary 11-05-2016, 16:38   #182
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Połyskiwanie amuletu nie wywołało w Angelique zdziwienia. Była święcie przekonana, że wysadzany kryształ jest luminescencyjny i po porostu oddaje światło, jakim został wcześniej obdarzony. To było jedyne logiczne wyjaśnienie, dlatego też kobieta nawet nie myślała o innych opcjach, mimo iż było ich naprawdę sporo. Blask z amuletu podświetlił otoczenie i potwierdził jedynie obawy szatynki. Wokół nich przy ścianach stały ukształtowane cienie i obserwowały ich niczym drapieżniki.
- Bobby... Nie rób gwałtownych ruchów - przełknęła głośno ślinę odrywając się niespiesznie od mężczyzny po czym chwytając go za rękę zaczęła leniwie się oddalać, zupełnie jakby sądziła iż gwałtowna ucieczka sprowokuje potwory. Poszli dalej, nie goniąc, nie biegnąc, nie spiesząc się nigdzie, aż w końcu natrafili na kolejną nadnaturalną rzecz.
Odciśnięte na skale dłonie nie były niczym codziennym, choć same w sobie nie musiały być niezwykłe. W miejskich aglomeracjach nie raz spotykało się ściany, na których ludzie odciskali swoje dłonie w różnych barwach farb. Taki zew artystyczny lub po prostu jakiś symbol jedności. Dopiero słowa rozbrzmiewające w głowie sprawiły, że Ange na chwilę zamarła. Tym razem jednak nie ze strachu.

- Bobby, jesteśmy we śnie! My śnimy... To by było dosyć logiczne, to sen. Boże, czemu na to wcześniej nie wpadłam,na oddziale mamy wielu pacjentów podłaczonych do EEG, które obsługuje, oni też śnią i wyładowania ich fal elektrobiologicznych mózgu są rejestrowane, nawet pacjentom w śpiączce to się często podłącza... Dlatego zawsze wracaliśmy do obozu, boże... My wciąż tam jesteśmy. - kobieta uśmiechnęła się pod nosem, jakby z ulgą. To wiele wyjaśniało, dla niej to było logiczne - jakkolwiek głupio to nie brzmi. Nie musiała już się bać, choć wciąż było trzeba zachować ostrożnośc, ponieważ we śnie dało się umrzeć; przepaść na zawsze.

Gdy dłonie na ścianie zaczęły się poruszać, dziewczyna przyłożyła swoją dłoń do skały jaskini i dotknęła tej innej. Wydawało jej się, że po prostu mnóstwo ludzi tutaj utknęło i nie potrafiło się wydostać... Być może chciała im pomóc? Albo poczuć ich ból, wspomnienia? Stała tak jak zahipnotyzowana i nie obawiała się już niepokojących cieni.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 11-05-2016, 20:08   #183
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
Mikołaj nie spodziewał się po sobie takiej reakcji. Jakby stracił po raz kolejny panowanie nad swoim ciałem. Ciął napastnika raz za razem. Nie w obronie własnej. Tym razem to on był zabójcą. To ON podkradł się i to właśnie ON wbił nóż w ciało zamaskowanego osobnika z pełną premedytacją i siłą. Najgorsze... najgorsze było to, że poczuł... podniecenie? Euforię? Dwie wspaniałe rzeczy, które może odczuwać człowiek za sprawą dopaminy uwalnianej do mózgu. Nic w tym złego dopóki rzecz, która sprawia przyjemność jest...normalna... a o zabójstwa nie można było tak nazwać.

Na całe szczęście wszystko okazało się kolejną ułudą. Albo na nieszczęście. Chłopak tracił rozum i niezależnie od tego co działo się w tym przeklętym miejscu, w jego głowie działo się dwa razy gorzej. Mikołaj powoli tracił kontakt z rzeczywistością, niezależnie jaka by ona nie była, a jego mózg podsuwał mu sam kolejne zwidy, fantomowe bodźce i nierzeczywiste obrazy.

Stał na środku polany, wpatrzony w jakiś odległy punkt. Jego wzrok był szklisty i nieobecny, dopiero po chwili odgłosy lasu wytrąciły go z transu w jaki wpadł i dopiero wtedy zwrócił uwagę na strój, który wisiał na drzewie i zdawał się czekać na niego.

-Co kurwa...?- mówił w swoim ojczystym języku. Gwałtownie rozejrzał się w okół. Ciągle był sam, jednak w oddali usłyszał... albo poczuł... czyjąś obecność. Ktoś się zbliżał, a Mikołaj nie chciał tego kogoś spotkać. Jednakże bardziej nie chciał wejść w las, zejść z polany, która zdawała mu się jego sanktuarium, wśród otaczających mgieł.
- Czy może...- powiedział wyciągając ręce w kierunku przebrania, jednakże gwałtownie je cofnął.
-Nie mogę... nie możemy... co? - potrząsnął głową, starając się skupić myśli. Nie było to proste, gdyż przez jego umysł przepływała istna fala myśli i głosów. Niektóre należały do niego, inne go kogoś innego, a jeszcze innego do czegoś co już zdążył poznać.
- Dość! - syknął.
Ruszył w kierunku linii drzew. Chciał się ukryć. Nie chciał mieć nic wspólnego ani z potwornym strojem ani z kimś kto się zbliżał. Mimo wielkich oporów powoli zagłębił się w gęstą mgłę skrywającą brzegi polany i poszukał odpowiedniego miejsca, aby się przyczaić, w oczekiwaniu na osobnika, który lada chwila miał zjawić się na polanie.
 
__________________
Może jeszcze kiedyś tu wrócę :)
Lomir jest offline  
Stary 11-05-2016, 22:13   #184
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Znowu został sam. Connor i Mikołaj rozpłynęli się w powietrzu, na całe szczęście razem z odrażającym mordercą. Jego sobowtór w namiocie również zniknął. W tej chwili Bruce uświadomił sobie, że w tym miejscu, gdzie przestały obowiązywać wszelkie prawa fizyki, niemożliwe będzie odnalezienie wszystkich i wspólna ucieczka. To coś, czy raczej, to miejsce rządziło się najwyraźniej własnymi zachciankami.

Jednak Bruce za nic nie miał zamiaru odpuścić. Nie myślał nawet o poszukiwaniach wyjścia z tego przeklętego miejsca, nim nie znajdzie Ange i Arisy. Dopóki pozostał choć cień szansy, że którakolwiek z nich wciąż żyje, on nie miał zamiaru zaprzestać poszukiwań. Zapewne nawet widok ich martwych ciał nie odwiódł by go od tych zamierzeń. W końcu on sam doskonale wiedział, że w tym pokręconym lesie nawet śmierć nie jest pewna.

Przez chwilę myślał, by zacząć krzyczeń i nawoływać pozostałych. Zrezygnował jednak. Tylko Connor i Mikołaj wiedzieli, że wciąż żyje. Reszta mogłaby wziąć jego wołania za podstęp, którzy przyszykowały na nich złe duchy tego lasu. Czy cokolwiek innego, co rządziło tym miejscem.

Bruce miał jednak na chwilę obecną większe dylematy. Po zniknięciu dwójki mężczyzn, on pozostał bez źródła światła. W końcu odrodził się chwilę wcześniej nagi, bez niczego. Krew nadal pokrywała jego ciało, choć przynajmniej teraz miał na sobie ciuchy podarowane przez Connora. To było jednak słabe pocieszenie. Krew zdawała się przyciągać grasującą po lesie, mroczną bestię, natomiast światło stanowiło jedyną broń przeciwko niej. Musiał działać szybko.

Rzucił się do namiotu, w którym chwilę wcześniej smacznie spał on sam, w poszukiwaniu latarki i jakichkolwiek innych przydatnych przedmiotów. Broń? Pistolet na flary? Cokolwiek! Nie miał jednak zamiaru pozostać w tym miejscu ani chwili. Nawet jeżeli poszukiwania okazałyby się bezowocne, miał zamiar ruszyć… gdziekolwiek. Najlepszym wyborem wydawała się trasa wzdłuż brzegu rzeki, która stanowiła dla niego jedyny pewny punkt odniesienia. Po drodze miał zamiar zwędzić jakiś łapacz snów, gdyż te zdawały się wisieć wszędzie.

Jego myśli ciągle błądziły wokół dwóch najdroższych mu osób.
- Gdziekolwiek teraz jesteście - mówił do siebie, grzebiąc w namiocie - odnajdę was… Choćbym miał nawet umrzeć jeszcze sto razy… Znajdę was i wyciągnę z tego miejsca...
 
Hazard jest offline  
Stary 13-05-2016, 08:49   #185
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
- Nic nie zrobiłam. Gówno mnie obchodzi, co tu się dzieje. Chcę się tylko stąd wydostać - wystartowała do indiańca. Pierwsza kwestia była zgodna z prawdą, druga siłą rzeczy półprawdą, trzecia natomiast formułką bez żadnego pokrycia. Nadzieje na to porzuciła już dawno. Malunki i duże siekiery na nikim nie wyglądały optymistycznie, szczególnie w przypadku indiańców - gówno, w którym stała było jeszcze większe. Arisa spięła się by w odpowiedniej chwili być gotowa na szybką ewakuację. Ostatnia wypowiedziana kwestia nie była zadawalająca, więc Japonka kontynuowała zagadywanie. - Ty to wiesz prawda? Wiesz jak stąd uciec?

Kolejna chwila obserwacji obrodziła o koncepcję, do której brakowało jej jednego elementy nie będącego Calgarym.

- Widziałeś mnie wcześniej... - wtrąciła zmieniając temat. - Nie atakowałeś... Nie człowieka... Polujecie na cieniste duchy... Z ukrycia... Straciliście nad wszystkim kontrolę...

Pozycja nie zmieniła się, choć wnioski do których doszła rzuciły światło tam, gdzie chwilę temu go nie było.

- Te kamienie, co to jest? Po co to jest? Jak one działają? Nie działają... Nie pokazują prawdy - zaparła się w kwestii projekcji Bruca, którego krew wciąż miała na całym ciele.
 
Proxy jest offline  
Stary 14-05-2016, 09:12   #186
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
CONNOR

Connor skoczył w dół, w objęcia kipieli.
Rwąca rzeka porwała go zachłannie, szarpiąc, miotając dziko, gniewnie, wściekle.
Ratownik walczył ze wszystkich sił, by nie utonąć, by znaleźć się na powierzchni, nie zadławić, zaczerpnąć oddechu. A rzeka chciała go utopić, przytrzymać pod powierzchnią, roztrzaskać o skały. Zgnieść, zmiażdżyć, wydusić z niego życie.
Stracił rachubę czasu, walczą z rozszalałym, lodowatym nurtem! Walcząc o każde wynurzenie, o każdą chwilę życia, aż nagle poczuł, że więcej nie da rady, że zmaltretowany i podtopiony leci gdzieś w dół, spada w przepaść, jakby z wielkiego wodospadu!
Uderzenie! Ból! Ból łamanych kości! Rozrywanego mięsa, gdy ciało trafiło na wystające pod wodospadem kamienie. Gdy uderzyło w gładkie co prawda, bo wyoblone przez wodę skały, ale jednak twarde jak głaz!
Obudził się gwałtownie! Z urywanym krzykiem w ustach czując, że leży w śpiworze, w namiocie, obok Mikołaja. Polak poruszał się niespokojnie, jakby śnił jakiś koszmar i mamrotał coś niezrozumiale pod nosem.
Zza poły namiotu Connor słyszał jęki innych, ciche, kojarzące się z bólem, strachem lub rozkoszą. Zobaczył jakiś cień rzucany na namiot. Cień kogoś z rogami i z siekierą w rękach. Zadrżał z przerażenia.

FRANK

Szaman milczał. Wpatrując się w niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nie odpowiedział na żadne z zadanych przez Franka pytań. I kiedy już wydawało się, że tego nie zrobi w końcu odezwał się cichym, przypominającym szept głosem.
- Musisz naprawić to, co ktoś zepsuł. Wszystkie duchołapy muszą znaleźć się na swoich miejscach. Możesz albo się o obudzić i to zrobić, o ile Śniący pozwoli ci tego dokonać, albo odnaleźć go schwytanego w sen bestii i zakończyć ów koszmar. Do tego celu musiałbyś jednak odszukać broń we śnie. Jego broń. Topór, włócznię, albo sztylet. Możesz też zapuścić się do jaskiń koszmarów, odnaleźć jaskinię i tam przejść do pajęczyny snów. Lecz wtedy to nie Śniący będzie twoim największym problemem, lecz władczyni, której nawet on się lęka. Bo Śniący, był kiedyś człowiekiem, podobnie jak ty lub ja, ale ona. Ona nigdy nim nie była i nie czuje, nie myśli i nie kieruje się ludzkimi emocjami. Jej sługi w koszmarach są czystą formą nienawiści, bezcielesną, kolczastą i niszczycielską. To pomioty Chaosu i Zniszczenia, podobnie jak ona. Musisz być ostrożny, zagubiony we śnie. Tak w czynach, jak i w słowach, bo wszystko co czynisz i co mówisz, zwróci się na konie przeciwko tobie.
Znów zamilkł. Wsłuchał się w szum puszczy. W pohukiwania sów.
- Musisz iść. Jedno z wyśnionych przez władczynię pajęczyny stworzeń idzie twoim tropem. Nie możesz pozostawać w jednym miejscu, bo znajdzie cię i naznaczy lub zgładzi.


ANGIE i BEAR

Angie poczuła najpierw chłód, potem wręcz lodowate zimno bijące od strony poruszających się dłoni, a potem, nagle – szarpnięcie. Jakby niewidzialne ręce zacisnęły się na jej nadgarstku, pociągając w stronę ściany, chociaż tej już nie było.
Była za to przestrzeń.
I ciemność wokół niej. Rozlewająca się przestrzeń, przecięta ogromną … pajęczyną. Pajęczyną utkaną z cienia i dymu, który kojarzył się dziewczynie z tym, co poprzedzało dziwaczne istoty, które miała okazję spotkać w tym… w tym… no właśnie, w tym śnie.
Chociaż mylące porównanie. To nie była pajęczyna, lecz plecionka. Taka, jaką widziała w łapaczach snów mijanych w lesie, czy w sklepach. Tylko ta był tysiąc roś bardziej złożona i zawiła oraz tysiąckroć bardziej rozległa.
Dlatego Angie poczuła się, jak mucha schwytana w pajęczą sieć.
Ścieżka, na której stała, ów splot pajęczyny miał jakieś półtorej metra szerokości, a należał do takich o średnich rozmiarach. Angie ujrzała jakąś postać splątaną cieniami, przywiązaną do miejsca, gdzie przecinało się kilka wątków. Złapaną przez węzeł.
Nagle do wrażeń doszło uczucie wiatru. Wiejącego szaleńczo wiatru, który – jak uznała – miał za zadanie zrzucić takie osoby jak ona, gdzieś w przepaść, z plątaniny nici. A na to, jak sadziła, pozwolić sobie nie mogła.
Była sama. Bear znikł, mimo ze trzymał ją za rękę, Opiekuńczo i z oddaniem, jak to on.

MIKOŁAJ

Pobiegł w las, szukając schronienia miedzy drzewami, pośród ciemności i cieni.
Jak najdalej od cholernego obozu! Jak najdalej od pokus! Od szaleństwa.
Gonił go śmiech i jakieś nieokreślone, rozciągnięte na całej gamie dźwięki. Głos, który go nawoływał. Szyderczy i demoniczny głos, którego Mikołaj nie chciał i nie powinien słuchać.
Pobiegł pomiędzy drzewa i biegł tak długo, aż nie potknął się coś i nie upadł, w błoto i gnijące liscie zalegające jakiś niewidzialny podczas biegu wykrot.
Jak w kiepskim horrorze klasy B błyskawica rozświetliła niebo i wtedy, w jej blasku, Mikołaj dostrzegł ciała zalegające w rowie. Właściwie użycie słowa „szczątki” byłoby lepszym pomysłem, bo wykrot pełen był szkieletów. Czaszki szczerzyły się do niego szczerbatymi uśmiechami, puste oczodoły wpatrywały obojętnie. Poza jednym!
Bo w jednym szkielecie, w oczodołach nadal były oczy. Ciemnobrązowe, poruszające się na boki. Dwie studnie rozpaczy, szaleństwa i grozy!
Wiatr poruszył konarami. Gdzieś za swoimi plecami Mikołaj znów poczuł tą obecność. Coś tropiło go, ścigało, niczym dzikie zwierzę. Niczym drapieżnik. I Mikołaj wiedział, że nie powinien ryzykować konfrontacji z tym łowcą, czymkolwiek lub kimkolwiek jest.
Oczy wywróciły się na boki, a potem brązowe tęczówki zatrzymały się na Mikołaju. Błagalnie i rozpaczliwie.

BRUCE

Uzbroił się w pistolet na flary z jednym ładunkiem, mocną latarkę paramilitarną z włączanym pasmem ultrafioletowym, nóż i krótkofalówkę wojskową. Poza tym za pasek włożył solidny czekan do wbijania śledzi namiotowych i zarazem górskiej wspinaczki. Doskonały jako improwizowany toporek, gdyby zaszła taka konieczność.
Ruszył wzdłuż brzegu rzeki, zabierając ze sobą jeszcze jeden łapacz snów. To dodawało mu pewności siebie.
Brzeg rzeki był kamienisty, nierówny i Bruce często musiał omijać jakieś przeszkody terenowe. Szedł i szedł, trzymając kierunek lecz gubiąc poczucie czasu, aż usłyszał przed sobą coraz większy łoskot i dotarł do przepaści. Potężnej, nie wiadomo jak głębokiej przepaści na dnie której szalała rozbijająca się woda.
Zejście wydawało się karkołomnym wyzwaniem. Powrót, irytującą i frustrującą alternatywą. Odbicie w bok, w las – to też wchodziło w rachubę. Przebrniecie rzeki tak blisko wodospadu równało się samobójstwu.
Musiał zdecydować, co robić.

ARISA


Uzbrojony Indianin spojrzał na nią, jakby próbował zrozumieć, co mówi. I chociaż żaden mięsień nie drgnął na jego pomalowanej twarzy, to jednak Arisa wyczytała to z jego spojrzenia. Przez chwilę wojownik stał nieruchomo, a potem jakby podjął jakąś decyzję.
Spojrzał na boki, raz, drugi i trzeci. Schował tomahawk i wyciągnął do dziewczyny rękę. Jej palce otaczały dziwne smugi, jakby wydobywał się z nich dym. Jego smugi unosiły się w górę, niczym opar lub popiół. W jakiś sposób, podświadomie, Arisa czuła lęk. Obawę, by ująć tę dłoń. Z drugiej jednak strony Indianin nie wydawał się być wrogo nastawiony. Schował broń. Oferował pomoc? A może ciągnął ją w pułapk?
Musiała zdecydować.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 14-05-2016 o 21:50. Powód: uzupełnienie fragmentu dla Proxy
Armiel jest offline  
Stary 14-05-2016, 11:00   #187
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
Dla klimatu włączcie oba podkłady na raz:

PODKŁAD 1
PODKŁAD 2



Biegł. Nie planował tego. Chciał jedynie ukryć się przed osobą lub czymś co zbliżało się do niego, jednak głosy, które go otaczały zdawały się narastać. Chłopak czuł, że jego głowa wypełniona jest czyimiś myślami, nie jego.

Oddech Mikołaja stał się płytki, na czole pojawiły się krople potu, a serce biło jak oszalałe. Czuł, że zaraz jego głowa eksploduje.

-N-nie!- syknął, łapiąc się oburącz za skronie. Cofnął się kilka kroków, w głąb lasu.
-Aaahh... stęknął z bólu, który zdawał się być niemal fizycznym, odwrócił się na pięcie i puścił pędem przez las, byle dalej od przeklętej polany, Obecności i stroju.

Biegł nie zważając na chłoszczące go po twarzy gałęzie, potykające nogi korzenie. W pewnym momencie zabrakło mu sił, aby utrzymać równowagę i wyłożył się jak długi w błocie i ściółce leśnej. Przez chwile leżał, z twarzą przewróconą na bok. Patrzył w nicość, ciężko dysząc. Każdy oddech rozchlapywał błotną maź, która uporczywie starała się wedrzeć do ust Mikołaja.

Podniósł się, najpierw na łokcie, później na kolana, aż udało mu się wrócić z powrotem na nogi. Wtedy to zobaczył - zbiorową mogiłę czy coś w tym stylu.
W dole znajdowało się pełno szkieletów, ludzkich. Chłopak nie miał pojęcia co to mogło być. Przez myśl przebiegł mu Katyń, jednak był w USA. Podszedł ciut bliżej, ale krawędź rowu okazała się zdradliwie śliska, chłopak stracił równowagę, gdy pod jego ciężarem mokra ziemia się osunęła. Upadł na plecy i zjechał wprost na sam dół rowu.

-Kurwa mać...- powiedział do siebie, po raz kolejny podnosząc swoje umęczone ciało z błota. Wtedy to dostrzegł, że... że w jednej z czaszek znajdują się oczy! W dodatku rozglądały się wokół, aż do momentu kiedy spostrzegły Mikołaja. Wówczas utkwiły swoje błagalne spojrzenie w Polaku.
Chłopak nie wiedział co zrobić, coś w parze oczu było znajomego, w tym spojrzeniu.
Podszedł ku dziwnej czaszce, przyklęknął i obejrzał ją. Następnie spróbował ją podnieść, jakby liczył, że była to jedynie maska, za którą kryło się oblicze znajomego człowieka.

Na chwilę zapomniał o zbliżającej się Obecności, która podążała jego śladami.
 
__________________
Może jeszcze kiedyś tu wrócę :)

Ostatnio edytowane przez Lomir : 18-05-2016 o 09:15.
Lomir jest offline  
Stary 14-05-2016, 14:53   #188
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Dotyk rąk zdawał się być zimny, wręcz porażająco lodowaty. Przez moment czuła się tak, jakby dotykała dłonie zmarłych, którzy nie mogąc pogodzić się z losem, jaki ich spotkał i że to inni mają szansę na ratunek, a oni już nie, po prostu chwyciły ją i mocnym szarpnięciem wciągnęły w ... No własnie, gdzie? Czy był to równoległy świat, gdzie chwycone w uplecione z mroku pajęcze nicie dusze utknęły? Czy to by oznaczało, że i ona tutaj utknie? O nie, niedoczekanie.

Ange włączyła myślenie. Ustaliła już, że na pewno śni i właściwie nie było to dla niej problemem, aby w to uwierzyć. Od początku miała bliską ku temu teorie, a mianowicie nafaszerowanie środkami halucynogennymi - bycie w koszmarze i możliwość myślenia w nim, istnienia jak na jawie, była czymś podobnym. Pierwszy element układanki pojawił się na planszy z puzzlami, jaką wyrysowała sobie w wyobraźni.
"Ogólny zarys sytuacji mam, to teraz szczegóły", uspokajała się w myślach próbując na spokojnie wszystko wyjaśnić, bardziej na zasadzie skojarzeń niż większej wiedzy. W świecie takim, jak ten, nie było stuprocentowej logiki, mogły się tutaj dziać przeróżne rzeczy, czego zresztą byli świadkami, a najbliższy dowód na to, to ręce, które wciągają przez skalną ścianę do pustkowia ciemności.
Gdzie była? W jakiejś sieci? Złapano ją w plecionkę łapacza snów? Jeśli była w tej plecionce, to chyba znaczy, że niedaleka droga do wyjścia z koszmaru, tyle że... Ta utkana sieć miała na celu zatrzymanie na sobie koszmarów i nie wpuszczenia ich do naszego umysłu, skoro jednak tutaj weszły...

Ange pomału gubiła się w tej plątaninie, a całkowicie przestała analizować kiedy z cieni zaczął formułować się podobny do poprzednich stwór. Zmrużyła oczy i zacisnęła dłonie w pięści, a jej brwi ściągnęły się gniewnie.
"Nie boję się Ciebie, odnajdę mojego brata" powiedziała w myślach, a kiedy wzmógł się silny wiatr, ukucnęła gwałtownie i chwyciła się pajęczej plątaniny, po jakiej stąpała i która tworzyła ścieżkę. Ponownie podniosła wzrok i ze zdziwieniem stwierdziła, że jednak się pomyliła... To nie był żaden stwór, to była... Uwięziona istota. Na chwilę znieruchomiała, kiedy to wiatr ponownie omiótł ją swoim chłodem. Chwycona mocno ścieżki ruszyła na czworaka w kierunku splątanej pętlami plecionki istoty. W takiej pozycji miała większe szanse na utrzymanie się, a przynajmniej taką miała nadzieje. Spadnięcie teraz okazałoby się zapewne porażką i kto wie, czy nie skończyłaby jak ten osobnik, którego dostrzegła? Miała nóż tuż przy pasie oraz nadzieję i wolę walki, że na pewno jej się uda.
"Oby to był Bruce..."
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 14-05-2016 o 15:05.
Nami jest offline  
Stary 15-05-2016, 08:13   #189
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Jednak skok we wzburzoną toń nie był najlepszym z pomysłów Connora i strażak szybko się o tym przekonał. Porwany przez żywioł, walczył zapalczywie o każdy haust powietrza, a rzeka próbowała za wszelką cenę pokazać mu, kto tu jest górą. Wkładał całą swoją siłę, by utrzymać się na powierzchni, ale wynik tej walki był przesądzony od początku. Mięśnie w końcu tak płonęły bólem, że nie był w stanie machać rękoma i choć umysł nie chciał, by się poddał, to ciało nie słuchało. Woda atakowała go ze wszystkich stron, podtapiając i skutecznie pozbawiając wyczucia kierunku. Ostatecznie, targany przez wzburzone fale poddał się, będąc niesionym bezwładnie, niczym szmaciana lalka wrzucona do wody. Niedługo później poczuł, jak spada, a potem był już tylko ból. Niewyobrażalny, niemożliwy do opisania ból, gdy słyszał swoje łamiące się kości i rozrywane ciało. Umysł nie był w stanie poradzić sobie z takim cierpieniem, więc szybko odciął Mayfieldowi prąd.

Nagle strażak otworzył oczy, podrywając się do góry z urwanym krzykiem i dopiero po chwili zorientował się, że jest w namiocie. Początkowo myślał, że ktoś go uratował, ale nie czuł już żadnego bólu i nie miał żadnych złamań. Po chwili zobaczył śpiącego obok niespokojnie Nicka i od razu zwątpił. Przecież się rozdzielili. Czyżby to był tylko kolejny koszmar? A może znów się gdzieś przeniósł i ten pomysł ze skokiem do rwącej rzeki wcale nie był taki głupi? Kolejne pytania bez odpowiedzi. Kątem oka dostrzegł przesuwający się po materiale namiotu cień i gdy spojrzał na niego, aż przełknął ślinę. Do wejścia zbliżał się jakiś typ z rogami i wyraźnie zarysowaną siekierą w dłoniach. Conn zaczął szarpać Nicka za ramię.
- Obudź się, Nick, musimy stąd spierdalać. - Starał się mówić najciszej, jak mógł.
Jeśli Polak się nie obudzi, strażak wypadnie z namiotu, jak poparzony, by mieć lepszy wgląd na obecną sytuację. Chciał wiedzieć, kto znów zasadzał się na jego życie i skąd dochodziły te dziwne jęki i odgłosy. W razie czego, miał zamiar po prostu uciekać. Jak zawsze ostatnio. To już stawało się męczące.
 
__________________
[i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i]
Kenshi jest offline  
Stary 17-05-2016, 01:36   #190
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Frank Jackson - małomówny optymista.


Frank odwrócił się w stronę z której przyszedł a teraz wskazał szaman. Coś niby miało iść jego tropem. Nic nie widział. Ale kto wie. Widać facet miał lepszą percepcję i orientację od niego albo ma ploty od swoich sowołaków.

- No ekstra. Bo za nudno już się robiło. - pokiwał głową wciąż patrząc na ten kierunek skąd przyszedł. Odwrócił się z powrotem w stronę Indianina. Przygryzł wargę i zastanawiał się co powiedzieć. Chciał jeszcze tyle wiedzieć! O tyle rzeczy spytać! Dlaczego Śniący miałby go uznać za zagrożenie? Co by miało zdecydować że pozwoli mu się wybudzić czy nie? Jakoś walczy z tą Pajęczarką czy jest jej sługą albo więźniem? Jest wiecej takich czy tylko on? Jakie duchołapy? Wedle jakiego porządku miał je ułożyć? Kim był ten facet ze strzelbą? Czemu w wizji widział tego tego faceta przy jaskini jak się okazywało, że tam była ta szefowa tego co się tu dzieje? Tak. Miał masę pytań. I zależało mu na odpowiedziach. Zwłaszcza, że każde okazywało się być kluczowe do jego przetrwania. Ale jakoś wyłapał już, że facet na nie nie odpowie. Może czas kończył się im obu a może Frank nie miał drygu do tych pytań i go czymś obraził czy co. Chuj wie. Pokręcił głową i spojrzał gdzieś w bok na korzenie drzewa wktórym zniknął sowołak.

Jak tu szedł i w końcu doszedł oczekiwał czegoś innego. W sumie nie wiedział czego właściwie się spodziewać no ale jakoś jednak miał nadzieję, że więcej rzeczy się wyjaśni. Najbardziel liczył na wyjscie z matni. Tamten właściwie mu niby je zdradził i właściwie był to duży postęp. Bo po pierwsze okazywało się, że jakieś wyjście faktycznie jest. Ba! Nawet więcej niż jedno! Ale okoliczności wymagały na oko Frank’a całkiem konkretnych danych i obgadania planu wydostania się zwłaszcza, że nawet w optymalnym wariancie, że “robi questa i wychodzi” wcale niewyglądało mu to na łatwe. A obecnie sytuacja nadal wyglądała na mętną i nijasną. Cośtam się dowiedział po łebkach a mógł się potknąć na kazdym detalu. ~ Chuj. Jakoś to będzie. Znadję co trzeba albo gdzie trzeba, zobaczę jak to wygląda i będe kombinował co dalej. ~ wzruszył lekko raminami podejmując w końcu decyzję.

- Dobra to jak tak to będę spadał. I ten, wiesz, dzięki za pomoc. Pogadałbym jeszcze no ale jak widzisz muszę już lecieć. - wskazał niedbałym ruchem kciuka gdzieś za siebie. - Ale powiesz mi jak się nazywasz? Bo różnie może być, nie wiem czy się jeszcze spotkamy. To ten… Fajno by wiedzieć kogo spotkałem. - zapytał na koniec małomównego szamana. On znał jego imię już wcześniej, zanim Frank się tu zjawił w końcu. No i przedstawił się jak przyszeł. A tamten nie.

Odchodził od polany dość zamyślony. Główkował nad dalszymi krokami. Nie wiedział czy tamten gość mówił prawdę z tym pościgiem. Frank raczej cały czas był w ruchu. Bo szukał tej cholernej jaskini. To i jakoś go nie niepokojono raczej. Raz jak został zaatakowany to faktycznie jak spotkał Arisę i zatrzymał się na dłużej niż zwykle. Do tej pory sądził, że to za Arisą przylazł ten potwór. Ale jeśli nie? Jeśli to jego szukał? Dlatego nie słyszał jej wrzasku gdy uciekł w las i ją zostawił powaloną na ziemi? Dotąd sądził, że może przeszedł na inny kafel i nie usłyszał jej nawet jeśli się darła. Albo zginęła tak szybko, że nie zdążyła nawet krzyknąć. Wracać nie chciał by sprawdzać poza tym przy teorii z cube nie było żadnej gwarancji, że trafiłby tam ponownie. Ale jeśli nie? Jeśli tamten stwór był “przypisany” do niego? Albo do Arisy. Właściwie nie wiedział czy szaman mowił o tamtym potworze czy jakimś innym. W każdym razie rada by pozostać w ruchy wydawała mu się rozsądna. No dobra więc będzie w ruchu. To miał ustalone. I co dalej?

No właśnie. Dalej zaczynały sie te trudne wybory. Parę bramek do wyboru i to między chujowym a bardzo chujowym. Miał znaleźć te duchołapy. Super. Pełno ich było w tym lesie. Ale miał wrażenie, że chodzi o te z sowami o których wspomniał Calgary. No super. Połazić po lesie i wyłuskać wizerunki sów majac nadzieję, że się nie zgapi żadnego ważnego. Aha i miał je ułożyć w porządku jakiego nie znał. A żeby nie było za prosto bo przeciez to łatwizna jak do tej pory to miał się jedynie z tąd wydostać budząc się. Zakładając, że Śniący, z niewiadomych dla Frank’a względów nie uzna go za zagrożenie i nie zniszczy najpierw tylko pozwoli sięmu właśnie obudzić. Aha i jakby co nadal nie wiedział kim jest Śniący poza tym że kiedyś był człowiekiem. Tamten facet ze strzelbą? W sumie poza Ariko i szamanem nikogo innego nie spotkał by nawiązać rozmowną gadkę. Spoko. Do zrobienia. Sama łatwizna.

Wziął się więc za rozważania kolejnej opcji. Bo jakby nie wyszło z tymi łapaczmi snów a nie miał aż takiej żyłki hazardzisty by obstawiać, że to pójdzie łatwo i gładko i czy w ogóle się udna miał jeszcze alternatywę. Musiał znaleźć broń tego kolsia, potem odnaleźć jego samego iii… No cóż. Chyba go zabić. Skrzywił się. Nie chcial nikgo zabijać. Nie chciał też ginąć ani zostać tu na zawsze. Ale nie uśmiechało mu się kogoś zabijać. I to tak z premedytacją a nie, że się kogoś w strachu dźgnie w samoobronie. Nie podobało mu się to rozwiązanie. Ale przynajmniej nie było problemu z budzeniem się. Nadal nie miał pmysłu jak miałby to zrobić. Poza tym gdzie by szukać tego spętanego Śniącego? Wokół sam chlerny las i to na tych ruchomych kaflach. Pewnie jakby wrócił po własnych śladach to już by pewnie nie znalazł tej polany i szamana. A weź tu cokolwiek znajdź. Zostawało iść przed siebie i liczyć, że się w końcu zestaw kafli ułoży tak, że się trafi na miejsce. A jakby trafił… Cóż, róznie mogło być po drodze. Ale jakby tam trafił zobaczyłby jak to wygląda. Może Śniący zna jakiś inny sposób? Albo coś wyjaśni? Albo zaatakuje jeśli miałby uznac Frank’a zazagrożenie jak wcześniej mówił ten Indianin. Iście różowy i leciutki scenariusz.

A trzeci? Trzeci był z tą Pajęczarką i królową demonów czy co. Zabić królową demonów. Taaa… Jaasneee. Frank Jackskon z Baltimore. Najsławniejszy zabójca demonów na Wschodnim Wbrzeżu. Zabija demony, przepędza duchy, odczynia uroki, kołkuje wampiry i rozdziewicza dziewice by smoki wyzdychały z głodu co weekend pomaga Indianie Jones’owi a co kwartał ratuje świat przed zagładą. Mmhmm… Jaasnee. Nie no kozacko byloby ją sprzątnąć i zrobić z nią porządek i by wszystko wróciło do normy. Ale Frank miał jeszcze trochę zasobów wyobraźni i kalkulacji. Skoro ten cały Śniący co przy nim Jackson był jakimś tam leszczem się jej bał, skoro ten szaman co chyba rozkminiał całkiem nieźle co tu się dzieje jej nie załatwił no to chyba miała niezłe skille. Przynajmniej w tej jaskini. I jeszcze pewnie jakiejś z halunami czy inną hipnozą co by za słaba nie była. Po cholerę miał się tam pchać? Ten jej sługus to już był dla niego poważnym zagrożeniem. Nie, nie miał zamiaru się tam pchać póki sytuacja go do tego nie zmusi.

No i sen. Śnił. Nie znał się na snach iz asadach nim rządzących ale jednak przyjął to dość gładko do wiadomości. Na swój sposób miało swój sens. Coś mu świtało, że sen jaki zazwyczaj się śni ma jakieś tam odbicie od rzeczy w realu dla danego osobnika. A tutaj? Za cholee nie poznawał tu niczego ze swojego życia. To nie był jego sen! Na pewno by nie wyśnił takich absurdów. Śniłby pewnie o jakiś laseczkach w bikini na słonecznej plaży. Albo, że zaspał do roboty. Albo, że szef grozi, że mu potnie po premi. No takie coś. W to by uwierzył, że to jego sen. Ale jakiś marsjański las? Sowołaki? Sowołaki! Kto by wymyślił coś takiego?! Na pewno nie Frank Jackson. Jakieś wampiry czy wilkołaki no to by się zgodził bo się słyszało o czymś takim ale sowołak? Nie, na pewno nie słyszał o niczym takim wcześniej. Więc tak, to nie był sen Franka Jacksona. Ale jak do cholery miał sięobudzić z cudzego snu?! Jak się w ogóle tu znalazł? I inni? Reszta kajakarzy też śniła wspólnie z nim ten sen czy to była jakaś jego czy dla niego projekcja? I po co go tu ściągnął ten Śniący? Celowo? Przypadkiem? Może nie ściągnął tylko no… Coś ich wszystkich zassało jak wir w wodzie czy czarna dziura. Pewnie ta Pajeczarka jak już.

I jak rozpoznać Śniacego? Jak go znaleźć? Był człowiekiem, teraz pewnie był w jakiejś pułapce czy więzieniu. No miał nóż, topór i włócznię. Znaczy chyba je zgubił czy stracił. Raczej niezbyt nowoczensa broń. Więc może to nie ten facet ze strzelbą? Jakiś wojownik z dawnych czasów? Indianin? Ta nazwa co wymówił ten szaman też jakoś po indiańsku brzmiała. Coś sporo ich było w tej sprawie to by pasowało. Miał więc wypatrywać jakiegoś wojownika chyba bez broni jeśli by je stracił. I czemu Frank miał być dla niego zagrożeniem? Przeciecież chciał się tylko stąd wydostać. Jeśli tamten był uwięziony to czemu miałby zabijać Frank’a i resztę błąkających się tu kajakarzy jeśli też tu byli. Czyżby mieli jakieś możliwości jakich sobie w tej chwili Frank nie uświadamiał? Albo mogli dopiero zdobyć. Jakoś. Może tego się obawiano z ich strony? Tyle, że nie miał pojęcia jak by to miało nastąpić. Chociaż… Jeśli jakoś byliby w stanie samodzielnie się obudzić tak jak chyba sugerował to ten szaman to by znaczyło,że mogą jakoś kreować choć cząstkę tego światosnu. Pewnie wymagałoby to wiedzy i praktyki ale szaman sam powiedział, że Śniacy też był kiedyś taki jak Frank. Znaczy się zwykłym człowiekiem. Tak. Ciekawa teoria. Tylko jak ją sprawdzić?

Postanowił sie obudzić. W sumie bramka numer jeden z tymi łapaczami wydała mu się mimo trudności chyba najłatwiejsza. I nie trzeba było nikogo zabijać. Miał nadzieję, że wyjdzie z tego lasu tak po prostu. PRzecież wejścia do światosnu też jakoś nie rozgraniczał. Wszystko zlało mu się w jeden ciąg wydarzeń. Zapewnie był już w światośnie odkąd te stwory Pajęczarki ich zaatakowały w obozie. To co wtedy poczuł po ukąszeniu to pewnie było jakoś odbicie ich stanu. Tak zgadywał. Jeśli tak było nie było szans na jakies porozumienie z nimi i było jak gadał szaman czyli sama rzeź i rozszarpywanie. Teraz jednak bał się połozyć i zasnąć by go jeden z nich nie dorwał. Jeśli jego teoria o bramie i Śniącym jako strażniku i choć minimalnym współudziale Jackson’a w tym współtworzeniu tego snu była prawdziwa to chyba jak nie brama to chyba Śniący powinien się jakoś pojawić. Wtedy się zobaczy.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest teraz online  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172