Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-05-2016, 22:05   #14
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Nowy wspaniały świat
Jacques nie pojawił się o 16 - ale zostawił wiadomość dla Evelyn. Miała zmierzyć swoje wymiary u krawca ulicę obok, wybrać sobie sprzęt do zejścia pod ziemię itd. - ogólnie mówiąc, poczynić przygotowania. Do czegoś.

Kilka minut po 21 wszedł do sali(waszej kapliczki lub dowolnej innej w forcie), ubrany w coś co wyglądało jak późnośredniowieczny ubiór zakładany pod zbroję przez bogatych rycerzy. Zawiało od niego stęchlizną, a grzechot dwóch wojskowych toreb które upuścił na ziemię obwieścił wieloraki metalowy sprzęt..

- Jak poszły przygotowania? - uśmiechnął się dopiero po chwili

-Dobrze. - Evelyn miała na sobie typowy strój do wykopalisk: bojówki, buty z twardą podeszwą, koszulkę. Do plecaka wrzuciła wszystko co uznała, że może się jej przydać: wodę, latarkę, miarki itp, w kieszeni miała scyzoryk. Skrzywiła się od zapachu. W głowie rozważała z którego wieku może być to strój, ale jej wzrok spoczął na torbach. Skinęła nia nie głową. - To sprzęt do wykopalisk czy zestaw świętych graali?

- Ani jedno, ani drugie. Praktyczny ubiór, dobrze choć nie dość cię chroni - zaczął wyciągać zawartość jednego z tobołków. Ochraniacze na kolana i łokcie, kask z czołówką, jakąś zmodyfikowaną uprząż wspinaczkową i parę innych detali. Ale na końcu...na końcu podał Evelyn pistolet w skórzanej kaburze - Weź i nie pytaj dlaczego - powiedział z naciskiem

Evelyn przyjęła broń i zaczęła nieporadnie dopinać kaburę. - Uprzedzam, że nie wiem nawet jak tego użyć i co najwyżej zrobię sobie i tobie krzywdę. *

Mężczyzna podszedł bliżej, i sięgnął żeby pomóc dopiąć kaburę. Niby mimowolnie dotknął dziewczyny - Gdyby mi coś się stało, uciekaj prosto na górę -



Tunele szybko przeszły z zadbanych, odrestaurowanych podziemi fortu w zabłocone, wilgotne przejścia. Co zaskakujące, nie były to typowe wykopaliska - brakowało metodyczności, oznaczeń, stanowisk. Ktoś kopał w mniej więcej jednym kierunku i jedynie co kilkanaście metrów korygował kierunek. Sens ochraniaczy wyjaśnił się bardzo szybko - śliskie podłoże i ostre kamienne krawędzie czaiły się na każdym kroku
- Jeszcze tylko chwila - mruknął do dziewczyny, kiedy dotarli do litej kamiennej ściany...z białego marmuru, zupełnie nie pasującej do reszty.

- Wygląda jakby kopała tu jakaś bestia.- Evelyn podeszła do litej ściany i ostrożnie dotknęła kamienia. - To w tym miejscu utknęliście?

widzisz szczelinę na kształt drzwi, jeden wypucowany fragment marmuru na środku ( reszta jest zabłocona/ zakurzona ) i trochę bardziej brunatne błoto na dole



- Nie, tutaj udało się wejść. Tylko to nigdy nie jest przyjemne -

Evelyn przez chwilkę z typową dla siebie ciekawością ogląda ścianę, stara się rozpoznać kamień z uśmiechem na twarzy rozpoznaje stary dobry ateński marmur

- Zabierz te ręce! - Jacques wystraszony krzyknął na dziewczynę. Ale było już za późno. Czysty fragment marmuru zachlapał się krwią. Szerokie rozcięcie na palcach pojawiło się nagle - nie było nawet czuć kiedy niewidoczna krawędź przecięła rękawice i skórę. Ale teraz już bolało jak należy

- Crap! - Evelyn szybko cofa się od ściany. Zdejmuje rękawiczkę i spojrzeć na palec. - Co się tutaj dzieje!?

- Zapłaciłaś za przejście za nas oboje - przewodnik naparł ramieniem na płytę i odchyliła się niemal bezszelestnie, odsłaniając niedużą komnatę wykonaną w całości z marmuru. Głos mu drgał. - Wejdź do środka - zażądał, gasząc swoją latarkę

Evelyn zawahała się. W tej chwili tuż za drzwiami powinno spaść na nią wielkie ostrze. Przygryzła wargę i spojrzała na Jacquesa. Głos jej drżał. - Rozumiem, że mam tam wejść po ciemku?

- Nie ma takiej potrzeby - spojrzał na nią zdziwiony. Odwiesił torbę w której grzebał z powrotem na ramię i złapał ją za ramię - Chcesz poznać prawdziwe sekrety? Pierwszy jest w środku

Na Evelyn zadziałało to jak płachta na byka. Starając się skupić ruszyła w stronę komnaty.

- Daj rękę - Jacques wszedł do sali za nią, i zamknął wrota. Złapał za zranioną dłoń powyżej nadgarstka - I zgaś teraz swoją latarkę

Evelyn zrobiła jak kazał.

Mężczyzna przykucnął za nią. Najpierw rozległ się cichy chlupot, a potem zapach oliwy. Chwilę później miękka, oleista szmatka przetarła dłoń. Nagle ciepły, miękki obiekt przejechał po dłoni i ból ustał. Jacquest wyprostował się, i mocno złapał Evelyn za kark. Bez słowa popchnął ją w kierunku sarkofagu. Ustawiona w jakimś miejscu, dziewczyna usłyszała dwa metalicznie stuknięcia. Błysk płomienia rozpalił dwa nieduże znicze, oświetlając zdobną płytę nagrobkową

Jacques Costa,
brat-rycerz Zakonu Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona,
poległy w boju AD. 1823

Evelyn przerażona obejrzała się na Costę. - Powiedz, ze to twoja rodzina. Przodek, cokolwiek. - w jej głosie narastała panika.

- Mógłbym, ale to nie prawda - stojący po drugiej stronie trumny mężczyzna opierał się o niego wygodnie - Ale najpierw spójrz na swoją dłoń

Rana na dłoni znikła, dziewczyna zapatrzyła się w nią jak w obrazek. - To jakaś kpina.. - Evelyn powoli się cofa. - Kim jesteś? Co to za miejsce?

- To jeden z setek ukrytych na wyspie skarbów, śladów po działalności obu zakonów...i ich sekretnej wojnie, która w końcu ich zniszczyła - nie ruszył się z miejsca. Nie gonił, nie wyglądał nawet na zdziwionego - Komnata która miała powstrzymać takich jak ja

Dziewczyna zatrzymała się i rozejrzała po komnacie. - Czemu chciano cię zatrzymać? - Ciekawość zaczynała w niej walczyć z racjonalnością. - Ile lat masz Costa?

- Niektórzy uważają mnie za potwora - wzruszył ramionami, i odepchnął się od sarkofagu, stając prosto - Dwieście dwadzieścia jeden. Przyznaj, przegapiłaś że nie odpowiedziałem ci poprzednim razem

- Przegapiłam, byłeś bardzo zajmujący i jeszcze bardziej rozpraszający. Słyszałam o wielu ludziach, których uważa się za potwory, ale mało kogo chce się zamknąć w czymś takim, jeszcze mniej osób byłoby w stanie wyjść z takiej komnaty grobowej.

- Przejdźmy do rzeczy. Nie jesteś tu żeby oglądać ten kawałek marmuru. Podaj mi kielich z torby - złagodził ton, już nie żądał, znowu jakby rozmawiali w swojej małej świątyni wiedzy - Masz przy sobie coś osobistego?

Evelyn sięgnęła od kieszeni. Scyzoryk… ma go od kiedy pamięta. Powoli wyjęła go z kieszeni i rzuciła w stronę Costy. - Tyle mam przy sobie.

Zamyślił się chwilę, trzymając go w dłoni. - Otworzyłaś nim swoje pierwsze wino. I pierwsze zdobycze na wykopaliskach. Euforia, strach, oddanie...

Evelyn z każdą chwilą coraz bardziej otwierała oczy. Nie ruszyła się jeszcze w stronę torby. - Rozmawiałeś o tym z Samuelem? Zaczynasz mnie przerażać Costa

- Costa, jeżeli tego jeszcze się nie domyśliłaś, jest dawno martwy - uśmiechnął się złośliwie - Ale wątpliwości są dobre, pozwolą ci dłużej przeżyć. A strach...też niekoniecznie jest zły. Ale nie masz się czego obawiać ode mnie

- To jak mam się do ciebie zwracać? Bardzo stary panie z 221 wiosnami na karku. - Ta ironia, zawsze ją łapie w sytuacjach stresowych. - Jaką zagadkę mam rozwikłać… czego właściwie ode mnie oczekujesz?

- Dziś? Zagadkę dlaczego tutaj jesteś. Jaki to zbieg okoliczności sprawił że jesteś tu teraz ze mną. Albo inną: co było w tym grobowcu?

Evelyn rozejrzała się. Na ścianach, na figurach było sporo napisów, parę płaskorzeźb. Oprócz typowych pogrzebowych modlitw także te o wparcie w walce dla jego braci - miał być strażnikiem czegoś nawet po śmierci, chronić to przed rękami nieprzyjaciół. W opisie zasług miał pokonanie mocą własnej wiary potwora który samodzielnie polował na małe łodzie rybackie dookoła Malty i wypędzenie złego ducha z opętanego. To wszystko u człowieka żyjącego w XIX wieku, opisane późnośredniowiecznym językiem.

- Coś czego miał strzec Jacques Costa. - Evelyn ma wrażenie jakby to wszystko było nierealne, bardziej przypomina jej scenografię filmową. - Jeśli chodzi o mój pobyt tutaj, to wybacz ale mam wrażenie jakbym była tutaj z powodu jakiegoś żartu. Czy łaskawie powiesz mi w końcu, normalnie, bez zagadek o co ci chodzi?

- Burzę twój świat. Jego logikę. Uczciwą, normalną, prostą. I robię to delikatnie, bo jesteś zbyt cenna żeby robić to w pośpiechu

Evelyn rusza w stronę torby i wyjmuje z niej kielich. Obraca się w stronę Costy - Tego potrzebujesz do zburzenia mego świata?

- To dobra metoda - wziął kielich i odsunął Evelyn na odległość ramienia. Powoli wyjął puginał ukryty w szacie i złapał za ostrze nad kielichem - Znasz nadzwyczajny ryt rzymski, prawda?

- Na tyle na ile powinien znać go historyk. - Uśmiecha się. - Ale chyba niczego nie jestem juz pewna.

Z cichym westchnieniem przeciagnał ostrzem po swojej ręce. Krew zaczęła kapać do kielicha - Zakładam że znasz smak krwi - zwyczajny ton nie pasował do zdania

- Tak, ale przyznam, ze nie gustuję w czyjejś. - Starała się uspokoić.

- Krew to potęga. Wiedzieli to chrześcijanie - choć już zapomnieli.- Oddał jej kielich. Rana na jego dłoni zasklepiała się na jej oczach. - To twój wybór: albo przyjmiesz ten kielich i poznasz tą moc, cały nowy świat który za nią stoi...albo wyjdziesz stąd nie mądrzejsza niż weszłaś

Evelyn uwaznie przygląda się stojącej przed nią postaci. Poznali się kiedy… raptem 4 dni temu? Przymknęła oczy i zdała sobie sprawę, ze dobrze się tu czuje, jak na kolejnych wykopaliskach. Przynajmniej, jakby co, będę tu miała ładny grób.. Otworzyła oczy i sięgnęła po podany kielich. - I jak zwykle nie ma odwrotu, co? - Nie czekając na odpowiedź wypiła zawartość.

Krew...smakowała jak krew. Metaliczny posmak drażnił w gardle. Ale zaraz po nim przyszło dziwne uczucie siły. Spojenia z czymś prastarym, pradawnej witalności w jej ciele

- Usiądźmy na grobie mojego starego wroga - rozsiadł się, nie czekając - Jesteś historyczką, więc zacznę od dalszej części. To mogą być jedynie metafory, choć ich powszechność … -


Fakty:
Kain zabił Abla i złożył go w ofierze Bogu.Został za to przeklęty - tyle że faktycznie przekleństwo nie ograniczało się do wygnania. Miał pokutować po wsze wieki. Podróżował po Krainie Nod, gdzie pojawiali się pierwsi ludzie, i żył jak pustelnik. W końcu samotność go dobiła i stworzył kolejne wampiry: drugie pokolenie. To były dobre czasy: Kain, pokutujący, starał się być jak najlepszą istotą. Drugie pokolenie było najlepszymi z najlepszych, starannie wybranymi i nie spaczonymi przez potęgę

Trzecie pokolenie było zupełnie inne: zauważalnie słabsze od swoich ojców i zawistne. Koniec końców, zarżneli starsze pokolenie. Bóg zrzucił za to na nich Potop i wybił większość, razem z ludzkością

Ocalała 13stka - to założyciele klanów. Każdy z nich dostał już tylko część potęgi i tylko tą część przekazywał dalej. Różnice wyznaczały granice przebiegania klanów. Cain dalej żyje, tylko gdzieś się czai.


Opinia: Jacques przekazuje ci oficjalną linię Camarilli

Kain i Abel, tak - ale byli metaforą. Gdzieś kiedyś był potężny wampir, ginie w mrokach dziejów - ale przecież to tak samo jak inne nadnaturale. Kolejne pokolenia to rozwadnianie krwi i dlatego są coraz słabsze, ale nie numeruje ich a jedynie porównuje skalę ( dziad był Starszym i rządził miastem wojewódzkim, ojciec był znanym ancille i trząsł dzielnicą, a on ledwie fortem. Pierwszy oddzielał świadomość od ciała na życzenie, drugi czytał w myslach, on potrafi zebrać powierzchowne wrażenia z przedmiotu ).

Torreadorzy - jest w stanie prześledzić swoich przodków aż do Heleny Trojańskiej, obecnie żyjącej w Chicago. Dodał też opis stereotypu klanu(artyści i pozerzy) - choć wyraźnie się z nim nie zgadza - raczej uważa Torreadorów za tych najbliżej ludzkości, nie tracących kontaktu z ich witalnością i zapałem w przeciwieństwie do zapadających w stagnację innych klanów




- Rozumiem, że mam to wszystko teraz przyjąć i traktować jako nową prawdę objawioną? - Evelyn patrzyła na … Costę? - Boże to jak ty w ogóle masz na imię, tak jak ten nieboszczyk pod nami?

- Nic nie jest pewne - twoim zadaniem jest wątpić. Uśmiechnał się - Gdybyś kiedyś udowodniła cokolwiek w tej kwestii...byłabyś więcej niż warta poświęconego stulecia. Nie pierwsza zadajesz te pytania. Ale większość skupia się na bardziej bieżących sprawach. Bret. Bret Stryker.

Uśmiechnęła się - Bret… będzie ciężko się przyzwyczaić. I ktoś kto po prostu pamięta te ostatnie 200 lat potrzebuje pomocy historyka? - Postukała palcem w sarkofag - A ten biedak na dole miał pilnować ciebie czy też innego skarbu?

- Ten biedak zarżnął we śnie mojego ojca. Z wszystkich wampirów na wyspie, zniszczył jednego który nie robił nikomu krzywdy. Ale zdołali go ukryć przede mną i zmarł w jakimś błachym wypadku. A co chronił...sprawdź sama - zsunął się z wieka

Evelyn jeszcze raz uważnie ogląda sarkofag. Był otwierany, jest odprysk po łomie.

- Miał chronić czegoś przed sługami szatana, podejrzewam, że przed tobą ale jak widać tu jesteś.

- Więc tobie nie powinno zrobić krzywdy, prawda?- z jakiegoś powodu była to kpina - Spróbuj podnieść wieko. Gołymi rękami

Evelyn zeskakuje z sarkofagu. Z góry zakłada, że w pojedynkę nie uda się jej przesunąć wieka. Ale delikatnie zapiera się nogami i napiera na sarkofag.

To w sumie miejsce na wyjaśnienie - Evelyn dostała krew wampira. Wypiła, więc po pierwsze ma 1 stopień więzi krwi. Ten efekt wskakuje po jakimś czasie ( godzinach ) i jest na tyle słaby że trzeba się zastanowić żeby go zauważyć. Po drugie: jest ghulem. Dopóki ma w sobie vitae, starzeje się 2 razy wolniej, ma 1 kropkę potencji ( i to się właśnie stało - pkt krwi poszedł na odpalenie potencji, czyli tak jakby siła skoczyła co najmniej o 2 ) i może rozwijać dyscypliny na 1nki i/lub leczyć się krwią.



Wieko - co najmniej sto kilogramów kamienia - drgnęło w rękach dziewczyny. Z wysiłkiem udało się odłożyć je kilkanaście centymetrów dalej. W środku leży roztrzaskany szkielet i porysowane metalowe lustro.*
Evelyn z niedowierzaniem spojrzała na swoje dłonie. Obróciła się w stronę swego towarzysza. - To jak w tych bajkach? Wampiry nie odbijają się w lustrach?

- Większość się odbija...choć to nie jest zwykłe lustro -

Delikatnie sięgnęła bo znajdujący się w sarkofagu przedmiot i z czułym uśmiechem przyglądała się mu jak zawsze zabytkom, które znajdywała. - Czemu to nie jest zwykłe lustro?

Szarpnięciem obrócił je do siebie. W odbiciu pokazała się potworna twarz, z skórą ciasno obciągniętą na czaszce, olbrzymimi kłami i drapieżnej pustce w oczach. Zabrał je z rąk dziewczyny - Bo pokazuje to, czego nie chcę żebyś widziała.

- Może zabrzmi to strasznie ale bardzie wydaje mi się fascynujące to lustro niz przerażające odbicie w nim. - Evelyn oparła się o sarkofag. - Może za bardzo przypomina mi zabawki z domów strachu. Co teraz Bret? Wychodzimy?

- Teraz, kiedy już wiesz? Chciałabyś wyjść na ulicę, wiedząc że taki potwór w każdej chwili może zrobić z tobą co zechce?

- Czemu sądzisz, ze możesz zrobić ze mną co zechcesz i czemu myślisz, ze to czymkolwiek różnic się od tego co może mi zrobić drugi człowiek? Jeśli martwisz się tym - wskazała na lustro - co zobaczyłam. To wybacz ale nie wierzę w to.

- Jak gdyby fakty brały pod uwagę twoją wiarę. Stój nieruchomo - komenda została wykonana bez pytania umysłu o zgodę. Mężczyzna wolnym krokiem przeszedł za plecy Evelyn

To było straszne,Czuła, że nie może drgnąć nawet palcem. Gorzej niż gdy przygniata cię kamień w w wykopie. Bała się, ale było to tak nowe tak inne. - Nie puścisz mnie wolno?

- W ogóle cię nie wypuszczę, dopóki nie zrozumiesz jak bardzo świat jest inny od twojej wiary. Nie mogę zrobić ci nic gorszego niż inny człowiek? Wykonasz każde polecenie. Każdą zachciankę

- Mam wrażenie, ze od samego początku wykonuje twoje zachcianki. Na ile była to moja wola na ile twoja? Chcesz bym teraz rozpłakała się, padała na kolana? Boję się Brat jak cholera. Ale nie wiem czego ode mnie oczekujesz.

- Dowiesz się w swoim czasie - kiwnął ręką, jakby miała się rozgościć, i mięśnie się rozluźniły - A na razie chcę żebyś przemyślała te ostatnie dni. Wiedząc to co wiesz teraz. A jutro...jutro mi odpowiesz. Na ile była to twoja własna wola.

Evelyn opadła na posadzkę. Usiadła na niej i objęła rękoma kolana. Czuła jak jej mięśnie drżą ze strachu. Nie chciała patrzeć na Breta. Jutro…

- Kiedy będziesz gotowa, wróć na górę. Jesteś moim gościem i tak będziesz traktowana - stanął przy wrotach i otworzył je silnym pchnięciem - Mogę pomóc ci wejść, donna

Evelyn położyła się na posadzce, chłód trochę ją ocucił - Zanieś mnie i błagam nie mów już dziś nic więcej.
 
Aiko jest offline