Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-05-2016, 09:18   #551
ObywatelGranit
 
ObywatelGranit's Avatar
 
Reputacja: 1 ObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnie
Odpoczynek w t a k i m miejscu? U stóp hałdy koboldzich trupów, butwiejących skór i złomu? Z wrogą hordą za drzwiami i rozkładającym się ciałem kilka kroków od legowiska? Gdyby jeszcze dekadzień temu ktoś zapytał was o taką ewentualność, wyśmialibyście go, albo popukali się znacząco w czoło. Teraz jednak stanowiło to luksus. Strudzone ciała wołały o chwilę wytchnienia; każde włókno mięśni przypominało o szaleńczym tempie ostatnich dni. Wasze dłonie pokrywały pęcherze od ustawicznego ściskania rękojeści broni, a głowy huczały od nadmiernego wysiłku.

Wydawało się, że zaśnięcie w t a k i m miejscu jest po prostu niemożliwie. Jakże złudne było to myślenie.

Odpłynęliście w kilka chwil. Mamrotaliście coś o wystawieniu wart, o doglądaniu Ami, o sprawdzeniu "złotych" wrót. Nawet nie spostrzegliście momentu, w której wasze słowa przeszły w ledwo słyszalny szept, a powieki same się przymknęły.

***

Śniliście zwariowane sny o wrzasku, palącym żelazie i niekończących się podziemnym labiryncie, na którego końcu czekać was będzie walka ze smokiem. SMOKIEM! Jak słodka była to chwila, w której uświadomiliście sobie, że to tylko pokręcona mara, spowodowana zbyt ciężką kolacją. Athlen zamlaskał z satysfakcją i obrócił się na bok. Miał wielką ochotę objąć ręką partnerkę, poznaną podczas wczorajszej, szalonej hulanki. Trafił na coś twardego i ostrego. Z ociąganiem otworzył zaropiałe oczy i spostrzegł zdobyczny sztylet. Nie... Przecież to tylko sen prawda?! Cholerne widziadło!

Taar otworzył oczy niedługo po nim. Włosy miał tłuste, poskręcane od brudu i zakrzepłe krwi. Opadały mu na twarz, niczym przerosłe strąki fasoli. Wszyscy byliście unorani i cuchnący. Obejrzał się w koło i uświadomił sobie, że koszmar krasnoludzkiego posterunku trwa. Zajrzał do Ami, która zareagowała na jego obecność gwałtownym skuleniem się w sobie. Była w stanie otępienia. Prawdopodobnie ostrza i pazury koboldów nie tylko rozorały jej ciało, ale także umysł i duszę. Czy z tego wyjdzie? Nie był w stanie odpowiedzieć na to pytanie.

***

Sny Rardasa były zgoła odmienne. Spał niespokojnie, miotany wizjami atramentowej otchłani. Z ciemności dobiegały go niezliczone, obmierzłe głosy - szepty, które nie mogły pochodzić od istot z tego świata. Na przemian zamieniały się w trzęsącą ziemią w posadach kakofonię i ledwie wyczuwalny szmer. Wpatrywał się w mrok, skarlały i przerażony. Wiedział, że coś z niego się wyłoni.

Kiedy w końcu się przebudził, czuł resztki gasnącego bólu. Coś... coś zmieniło się w jego ciele!
 
ObywatelGranit jest offline